Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - nasze historie

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Aneta
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1255
Rejestracja: 29 października 2010, o 03:03

8 marca 2014, o 19:02

Ludzie takie rzeczy czytaja czesciej niz sie sadzi bo szukaja w tym wszystkim swoich podobienstw :) Tak wiec warto sie oczyscic
keluna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 10 marca 2014, o 14:03

10 marca 2014, o 14:32

Witam! Jestem nowicjuszką. Postanowiłam tutaj napisać bo nie daję sobie rady.
Pojęcia takie jak depersonalizacja, derealizacja, są mi całkiem obce, nie miałam pojęcia że to co mi dolega może się tak nazywać.
Mam 20 lat i od dawna zmagam się z częstymi bólami głowy. Nie są to silne bóle, ale uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. Od jakiegoś czasu często odczuwam nieuzasadnione uczucie niepokoju, lęku. Jestem otępiała, to co mi dolega trudno opisać. Często czuję lęk. Boje się że ma to związek z chorobą psychiczną, boje się że zwariuje. Często chce mi się płakać, czuję ''gulę'' w gardle. Dodam też że ból głowy nie często idzie w parze z tym uczuciem lęku. Często mam zimne ręce i stopy, odczuwam tak zwane zimne poty. Czasem czuję uczucie nacisku w dole głowy, i uczucie takiego dziwnego gorąca tuż przy szyi. Czasem miewam uczucie spadania i robi mi się ciemno przed oczami. Często budzę się w nocy bez powodu i mi nie dobrze, czuję lęk jakbym zaraz miała umrzeć albo zwariować. Często nie mogę zebrać myśli, nie mogę się skupić, czuję się jakbym była pod wodą. Bardzo szybko się denerwuję, nieraz reaguję strasznie nerwowo i nie potrafię się uspokoić. Co wieczór zasypiam modląc się żeby na drugi dzień czuć się normalnie. A kiedy czuję się normalnie to boję się żeby znów mi się to nie stało. Martwię się. Nie wiem do jakiego lekarza powinnam się zgłosić. Kiedy opowiadam o swoich objawach bliskim, o moim uczuciu niepokoju, nikt mnie nie rozumie, mówią że przesadzam, że gadam głupoty. Nikt nie traktuje mnie poważnie. Boje się :( pomocy.
Awatar użytkownika
N-e-r-w-u-s
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 891
Rejestracja: 28 lutego 2014, o 17:36

13 marca 2014, o 21:41

KELUNA
Po pierwsze Twoje objawy są objawami nerwicy, jednak jeśli nie miałaś jeszcze badań warto udać sie do lekarza w celu wykonania podstawowej diagnostyki, ale spokojnie to tylko dla pewności zapewne nic Ci nie jest ;) A JEŚLI BADANIA NIC NIE POKAŻĄ TO PROPONUJE PSYCHIATRĘ ODWIEDZIĆ ORAZ MIGUSIEM DO PSYCHOLOGA NA PSYCHOTERAPIE...
;witajka W chwili obecnej bardzo rzadko zaglądam na forum z powodów osobistych. Co za tym idzie brakiem czasu.... Na PW w miarę możliwości odpowiem ;)
Awatar użytkownika
Zordon
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 432
Rejestracja: 13 marca 2014, o 16:03

25 marca 2014, o 15:21

Dobra, to teraz ja i moja historia, w sumie nie aż taka poważna jak niektóre tutaj! Tylko jak to ładnie wszystko po kolei ułożyć? ;)

Mam 22 lata, studiuję na ostatnim roku budownictwa na Politechnice Śląskiej. Ogólnie znerwicowanym dzieckiem byłem zawsze, ma to związek z trudnym dzieciństwem (ojciec pił, częste kłótnie w domu, przemoc psychiczna, nie było łatwo). Zawsze brakowało mi pewności siebie, samoakceptacji. Miałem trud z podejmowaniem decyzji, miałem manię, że ludzie sie ze mnie śmieją, że jestem dziwny. Wiązało się to też z trudnościami w nawiązaniu kontaktu z płcią przeciwną, tym bardziej, że trafiałem na nieodpowiednie osoby, które po prostu spowodowały, że straciłem już całkiem resztki pewności siebie. Mam skłonności do analizowania wszystkiego, przejmowania się na zapas, niepotrzebnych przemyśleń. Z tego powodu pod naciskiem mojej kochanej mamy podjąłem decyzję o psychoterapii. I wszystko byłoby może dobrze, jakoś bym się ogarnął, ale akurat wtedy pojawiła się w moim życiu ONA! Pierwsza w życiu kobieta, która choć minimalnie odwzajemniała to co czuję. Będę ją nazywał "K" od pierwszej litery jej imienia ;)

W sumie była moją koleżanką, siostrą kumpla, zawsze była obok, trzymała się w "naszej" paczce, zawsze czułem do niej jakąś tam sympatię. Jednak po pewnym czasie zacząłem odczuwać, że ona traktuje mnie trochę lepiej niż innych, była dla mnie milsza, uczynna, lubiła sie ze mną przekomarzać, droczyć. Z mojej strony było podobnie, ogólnie było wyczuwalne jakieś "napięcie", które zauważali wszyscy znajomi. Pominę większą część historii, ale ogólnie doszło do tego, że los jakoś nas połączył w sposób "nieoficjalny". Zaczęliśmy się spotykać prywatnie, dochodziło między nami do coraz bliższych sytuacji itp. Z tym że ja od początku nie umiałem tego przyjąć do wiadomości, wyluzować się, traktować tego z uśmiechem, cieszyć się szczęściem. Wszystko analizowałem, obmyślałem, przejmowałem się strasznie, byłem zazdrosny, ciężko znosiłem rozstania. Nie umiałem po prostu dopuścić do siebie, że ktoś może się mną zainteresować i odwzajemnić. I TU ZACZYNA WCHODZIĆ WĄTEK NERWICY + OBJAWÓW DEREALIZACJI.

Jak już mówiłem, stresował mnie ten mój pierwszy "prawie-związek", chciałem żeby wszystko było pięknie, idealnie, starałem się dla niej, ale jakoś nigdy nie widziałem szczególnej inicjatywy z jej strony. Nakręcałem się, że może to ona w końcu coś zaproponuje, jakieś spotkanie itp. ale zawsze się zawiodłem (ona też ma wiele problemów ze sobą, nie potrafi okazywać żadnych uczuć, dla niej oznacza to słabość). Tak mnie to wszystko przytłaczało, że dodając do tego stresy związane z projektem inż + nadchodzącym wyjazdem (rozłąka) i inne, jedna zła myśl spowodowała wir lęku i strachu. Po prostu w chwilowym dołku pomyślałem: "czy ja na prawdę do niej coś czuję?" i tak się tą myślą zadręczyłem, że rzeczywiście straciłem wszystkie uczucia do niej, odcięło mnie po prostu.

Nie rozumiałem tego stanu, jak z osoby ogromnie zakochanej mogę w ciągu dnia stać się takim zimnym, nieczułym ch*jem, to sprawiało, że nie potrafiłem przestać o tym myśleć, nie mogłem spać, ciężko mi było zasnąć, wcześnie wstawałem, miałem "kogel-mogel" po zamknięciu oczu. Myślałem że to depresja, schizofrenia, choroba dwubiegunowa (raz kocham, raz nie), myslalem ze po prostu traumy z dziecinstwa spowodowały ze nie potrafię kochać, nabawiłem się ogromnych niepokojów. Spotykając się z nią ciągle myślałem o tym, czy coś do niej czuję, i czym bardziej myślałem o tym tym bardziej czułem tą obcość, pustkę, bezsens i lęk o to.

Z utęsknieniem czekałem na wizytę u psychoterapeutki, miałem nadzieję, że ona znając różne przypadki jakoś mi wytłumaczy racjonalnie że to takie chwilowe odcięcie czy coś. Niestety ona znając już moje perypetie z K stwierdziła, że po prostu się wypaliłem, że byłem zauroczony i mi minęło, że mam dać sobie z tym spokój, albo przeczekać. JEj autorytet sprawił, że uwierzyłem że tak jest i zrobiłem chyba NAJGORSZĄ rzecz jaką mogłem zrobić w tej sytuacji. Prosto od niej pojechałem do K i powiedziałem jej o tym wypaleniu, o moich problemach, o braku uczuć. Próbowała zrozumieć, ale dostała mega mętliku w głowie, nie wiedziała co o tym myśleć.

Kolejne dwa dni to był jeden ciągły atak paniki, przerywany na krótko okresami uspokojenia. Wiedziałem, że postąpiłem źle, że w tym momencie w chwili słabości mogłem spieprzyć to na co tak długo pracowałem. Wiedziałem, że skrzywdziłem ją w jakiś sposób. Nie mogłem usiedzieć w miejscu, wszystko zdawało się jakby snem, nie wiedziałem co ze sobą zrobić, chodziłem bezmyślnie, nie mogłem się skupić na niczym, 0 motywacji do czegokolwiek, cały dzień w łóżku, próbowałem w sobie bezsilnie znaleźć jeszcze to uczucie wszystko na nic.

I w tym momencie podczas szukania na necie jakichkolwiek informacji trafiłem tutaj, przeczytałem o depersonalizacji, derealizacji, atakach paniki, wszystko pasowało do mojej sytuacji. Zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nic mi nie jest i że wszystko sobie wkręcam i że to nic poważnego, z miejsca na chwilę odzyskałem motywację do działania, do wyjazdu z domu, napisałem do K spokojnie żeby to jakoś odkręcić, ona próbowała zrozumieć, choć wiedziałem że nie do końca to ogarnia. W każdym razie ulga była chwilowa, bo podczas chwil kiedy byłem sam, wszystko wracało, nierealność świata, lęki, obawy, odcięcie. Na szczęście udało mi się jakoś nastawić pozytywnie na wyjazd, udało mi się spotkać z K jeszcze przed wyjazdem. I choć przez pierwsze chwile czułem się z nią szczęśliwy, to zaczęło mnie znowu odcinać przy dłuższym przebywaniu z nią. Nienawidzę tego uczucia. Spotkanie kumpli w autokarze poprawiło mi humor, miałem pozytywne nastawienie, lęki się uspokoiły, ale jednak towarzyszyły mi przez cały wyjazd i nie mogłem się w pełni zrelaksować, tym bardziej, że problemy ze snem trwały, a dodatkowo zostały pogłębione przez niezbyt komfortowe warunki. Jakoś przetrwałem, wróciłem, lęki zostały, ale jednak z dnia na dzień były coraz mniej intensywne.

Niestety wczoraj K napisała do mnie, chwile pogadaliśmy i stwierdziła, że nie wie czy to wszystko ma sens, że ma w sobie za dużo wątpliwości od początku i że teraz dodatkowo się pogłębiły. Ja przyjąłem to z taką obojętnością, że teraz choć czuję się w miarę spokojnie, to siedzę i nie wiem, czy ta obojętność spowodowana jest derealizacją z której nie zdaję sobie sprawy z braku innych objawów, czy rzeczywiście nic do niej nie czuję. Nie wiem co mam robić, nie wiem co myśleć. Nie chcę podejmować kolejnej błędnej decyzji.

Pozdrawiam ;)
"The value of life can be measured by how many times your soul has been deeply stirred"
Soichiro Honda
brunecia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 1 kwietnia 2014, o 17:11

1 kwietnia 2014, o 17:40

Witajcie....
Nie wiem czemu teraz po prawie 7 latach mojej nerwicy trafiłam na to forum,ale niezmiernie się cieszę,że jestem z Wami.
A więc do rzeczy...Nerwicy zdiagnozowanej nie mam,gdyż nigdzie się nie leczę-obawiam się,że za niedługo się to zmieni...Zaczęło się od śmierci mojego dziadka,który był ważniejszy dla mnie niż sam ojciec,był najwspanialszym człowiekiem jakiego znałam i łączyła nas wyjątkowa więź.O śmierdzi dziadka dowiedziałam się w godzinę po tym jak u mnie był,bardzo źle się czuł,strasznie się żegnał, życzył mi szczęścia i zdrowia-wtedy jeszcze nie wiedziałam czemu :buu: Dostałam telefon od koleżanki,że dziadek leży nieprzytomny,nie oddycha,że jej mąż go reanimuje i że czekają na karetkę.Do dziadka miałam kawałeczek mieszkamy bardzo blisko pamiętam tylko,że całą drogę biegłam,gdy byłam na miejscu akcja reanimacyjna już trwała-kazałam babci wyjść z pokoju(wiadomo widok nie za ciekawy)i do końca byłam już z dziadkiem-reanimacja 2 godziny-ja ciągle miałam wrażenie,że to chyba jakiś zły sen,że dziadek zaraz wstanie,serce zacznie bić i tak było,ale tylko przez moment :buu: Pamiętam jak lekarze przestali reanimować a,że wiadomo dziadek leżał na ziemi trzeba było go przenieść na łóżko i wtedy właśnie doznałam pierwszego wstrząsu-nie byłam w stanie podnieść jego ręki,drugi raz gdy nakryli go kocem pamiętam,że zdjęłam koc i głaskałam go po głowie i właśnie w tym momencie moje życie się zmieniło z sympatycznej,wiecznie uśmiechniętej,pozytywnie zakręconej osoby,duszy towarzystwa-został wrak człowieka...Po śmierci dziadka zaczęłam odczuwać mały lęk a raczej była to chęć zmiany,zapomnienia o tym wszystkim- zwolniłąm się więc z pracy i z dnia na dzień wyjechałam za granicę.Przez rok nic się nie działo-nowe towarzystwo,nowa praca,imprezy-zapomniałam o tym co mnie spotkało,więc i postanowiłam wrócić i wtedy nerwica uderzyła najmocniej.Początkowo nie mogłam się zaklimatyzować,nie chciałam robić za grosze,zaczęłam strasznie zmieniać pracę no i zaczęły się straszne kołatania serca,ataki paniki,nie mogłam wysiedzieć na miejscu ciągle mnie nosiło do tego wyszły wymioty.W pracy gdy tylko na jadalni było więcej osób robiło mi się słabo,w autobusie wrażenie,że nie mogę oddychać,że się uduszę lęk przed śmiercią,przed zawałem(na zawał zmarł dziadek).Wędrówki po lekarzach na dzień dzisiejszy mam zdiagnozowaną dyskopatię kręgosłupa a jeśli chodzi o serce to tachykardię,ale nie muszę brać żadnych leków-oczywiście żadnemu z lekarzy nie powiedziałam co naprawdę odczuwam,gdyż zwyczajnie się wstydziłam.
Oczywiście ciągłe mierzenie pulsu w pracy siedzę i mierzę na szyi to u mnie codzienność :evil: Wiem,że sama się nakręcam i ciągle zadaję sobie pytanie dlaczego właśnie ja....Nerwica utrudnia mi pracę,gdyż bardzo boję się ataków w pracy tym bardziej,że chyba źle oddycham,połykam powietrze i kończy się na próbach wymiotów.Teraz pracuję na jedną zmianę,więc jakoś to jest kiedyś jak pracowałam także na nockę to na każdej wydawało mi się,że umrę,więc z moich obserwacji nocki nie służą nerwicowcom.
Stella_AZR
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 13 kwietnia 2014, o 16:00

14 kwietnia 2014, o 14:53

brunecia, powinnaś spróbować terapii z psychologiem albo psychiatrą. Takiemu lekarzowi mogłabyś się wyżalić, no i on na pewno by Cię nie wyśmiał. Ja uczęszczałam niedawno do pani psycholog, która stwierdziła, że moja nerwica również zaczęła się od wstrząsu emocjonalnego, którym była śmierć ukochanej babci - dla mnie literalnie niezastąpionej osoby. Wytłumione emocje wlazły na układ sercowo-naczyniowy i stąd moje problemy z kołataniem etc. Nie bardzo potrafię to przełożyć na rzeczywistość, ponieważ nerwicę zdiagnozowano u mnie na ok. 2 lata przed śmiercią babci. Niemniej doskonale rozumiem, co czułaś po odejściu dziadka i bardzo Ci współczuję ;** Czy już jest choć trochę lepiej na Twej duszy? ;)
Niedługo zamierzam wybrać się do kardiologa, bo kłopoty z arytmią nie ustępują same. Może będę potrzebowała jakichś specjalnych leków zwłaszcza, że jestem dziedzicznie obciążona chorobami serca. Zrobię badania i będę wiedzieć, na czym stoję - albo nerwy, albo coś innego ;) W 2005 roku byłam już diagnozowana w szpitalu, nosiłam aparat Holtera, miałam robione EKG i UKG, ale, poza lekką tachykardią i nerwicą wegetatywną (serca) u mnie nie stwierdzono. Miałam chodzić do psychologa, ale byłam wtedy nastolatką i raz, że chodzenie do psychologa wydawało mi się to trochę wstydliwe, a dwa - sądziłam, że sama dam sobie radę z lękiem. Dziś trochę żałuję tej decyzji, bo może dziś byłabym w innej sytuacji niż jestem, ale cóż ;) W zeszłym roku, w kwietniu, tuż przed świętami, silny atak przyspieszonego tętna z poczuciem zapętlenia uświadomiły mi, że choroba wróciła, choć gdy później analizowałam objawy okazało się, iż np. lekka gorączka i podenerwowanie również oznaczają zaburzenia lękowe, a te miałam już od początku roku. Doszło do mego uświadomienia ( ;D), czego efektem była konsultacja z psychologiem, a później uczęszczanie na terapię przez kilka miesięcy. Zdecydowałam się jednak "przerzucić" na psychiatrę, ponieważ doszłam do wniosku, że psycholog to dla mnie za mało. Nie chodzi mi o leki czy coś w tym rodzaju, ale skądś wzięła mi się pewność, że psychiatra lepiej się mną zajmie. Zobaczymy ;) Na razie, podobnie jak Ty, borykam się z dyskopatią kręgosłupa (leczę wysunięty dysk w odcinku L-S) i napadami nerwicy. Jak się masz na dzień dzisiejszy? U mnie noce też są problemem - zwłaszcza zasypianie. Czasem bez kropli nasercowych i melisy ani rusz ;)
Awatar użytkownika
nervuska
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 9 maja 2014, o 07:29

9 maja 2014, o 09:24

Witam wszystkich :)

Jestem nowa. Jesli piszę w złym dziale lub powinnam założyć własny wątek proszę o informację. Mam 33 lata i nerwicę odkąd pamiętam. Postanowiłam do Was dołączyć ponieważ znalazłam na tym forum wiele przydatnych informacji i poczułam że tu pasuję. Nadszedł taki moment w moim zyciu że już nie daję sobie rady sama ze sobą, dlatego tu jestem. Opiszę mój przypadek tak jak wy wszyscy i od razu zaznaczę że wszelkie sugestie i porady mile widziane. Poniewaz jestem z natury gadułą, pewnie wyjdzie z tego postu wypracowanie, jesli komus nie będzie się chciało czytać, zrozumiem i uszanuję. Czytałam sporo o nerwicy i od dawna wiem że ją mam, czytam tez dużo psychologicznych książek i pewne rzeczy mam juz rozpracowane ale Wy macie napewno większą wiedzę i nie ukrywam że liczę na wsparcie.

Kilka faktów:
- dziwne dzieciństwo ( z jednej strony ojciec alkocholik, furiat, wiecznie nieobecny, z drugiej nadopiekuńcza matka, która mnie rozpieszczała i spełniała wszystkie moje zachcianki, myślę że napewno jestem DDA)
- nie leczę swojej nerwicy, ale zamierzam
- nie brałam nigdy żadnych leków uspokajających ani psychotropów i wolałabym tego uniknąć
- w szkole wyśmiewana odnośnie swojej "chudości" poniewaz jestem osoba bardzo szczupłą i to zawsze był mój kompleks (myslę że to tez przyczyniło się do mojego stanu)
- obecnie choruję na niedoczynność tarczycy (hashimoto) i od dziecka na wypadanie płatka z zastawki mitlarnej, wada ta dała o sobie znac dopiero niedawno, ale myślę że te 2 choroby rozwaliły mi nerwowo i nie tylko cały organizm i niektóre objawy które mam wynikają właśnie z tych chorób. prócz tego mam astygmatyzm, reumatoidalne zapalenie stawów, niedosłuch w lewym uchu. Niewiem na ile to ważne ale piszę wszystko jak na spowiedzi ;)

Moje objawy psychiczne:
- hipohondria na maxa, strach przed chorobą, śmiercią, zemdleniem, zawałem serca, przed tym że za chwilę zwariuję itp wyszukiwanie chorób, dopasowywanie ich do swoich objawów, czytanie na necie godzinami o chorobach
- rozkojarzenie
- lęki przed: samotnością, ciemnością, zostaniem samej w domu zwłaszcza w nocy, ( w nocy jak jestem sama musza byc pozapalane wszystkie światła i tv, i najlepiej jak by cały czas ktos przy mnie był) przed duchami, włamywaczami i bandytami, koncem świata, zamknietymi pomieszczeniami, klaustrofobia, lęk przestrzeni, boję się też burzy, wiatru, wszelkich zjawisk paranormalnych (choć żadnych nie widziałam i nie doświadczyłam), i wielu innych rzeczy.
- ciagłe zamartwianie się, co będzie, że cos sie zaraz stanie mi lub mojej rodzinie, że zaraz umrę
- sprawdzanie czy światła sa pogaszone, gaz zakręcony, czy moja córka oddycha jak spi, wstawanie w nocy zagladanie do pokoju córki czy wszystko ok (potrafię się specjalnie po to obudzić)
- nerwowość, wybuchanie z byle powodu, częste płakanie z błachych powodów
- nadmierna emocjonalnośc i wrażliwość, bardzo łatwo mnie urazić, zranić, doprowadzic do płaczu, mam wrażenie że ktoś bliski odmawiając mi czegos olewa mnie, że jestem dla niego nieważna (moi bliscy mają przerąbane :(
- niemoznośc odczuwania radości i szczęścia, boję się byc szczesliwa bo mam wrażenie że jak będę za bardzo szczęśliwa to stanie się coś okropnego i to szczęście popsuje.
- poczucie winy gdy nie mogę lub nie chcę czegos dla kogoś zrobić, nie umiem odmawiać bo okropnie się z tym czuję
- natłoki myśli
- ciagłe szukanie kontaktu z innymi, jak nikogo przy mnie nie ma to muszę gadać na gg, fb, lub przez tel, muszę czuc obecność innych osób
- poczucie bezradności i bezsilności
- poczucie że jestem dla bliskich nieważna
- zaburzone poczucie bezpieczeństwa
- jesli nie jest po mojej myśli wpadam w panikę i wymuszam na innych by było tak jak ja chcę (wstyd mi za to)
- jako dziecko: ataki agresji, bicie innych dzieci, wrażenie umierania, histerie

Moje objawy fizyczne:
- tachycardia, mocne bicie serca, kołatania, potykanie się serca, zaburzenia rytmu
- niskie ciśnienie i szybki puls
- bóle w klatce piersiowej całej
- duszności, wrażenie płytkiego oddechu, zadyszki
- gula w gardle
- zmęczenie, brak energii
- parestezje, drżenia, pieczenia skóry w różnych miejscach ciała, drgania mięśni, skurcze, mrowienia, gęsie skórki bez powowdu, przeczulice skórne ( głównie na gowie, twarzy, rękach i nogach)
- ciągle jest mi zimno
- bóle żołądka, w stresowych okresach totalny brak apetytu, nie mogę nic przełknąć nawet przez kilka dni, wzdęcia, zgagi, rzadko nudności
- uczucie gorąca, zwłaszcza na twarzy, jak by mi się paliły policzki
- derealizacja, czasem mam wrażenie patrzenia jakby przez mgłę, poczucie nienormalności postrzegania rzeczywistości (zamotałam ale mysle że wiecie o co mi chodzi)
- krótkie jednosekundowe bóle i uciski w głowie szczęce, i w ogóle na całym ciele
- od niedawna szum w uchu (takie jakby pykanie), zatykanie ucha
- parcie na pęcherz moczowy ( zawsze wieczorem zanim usne ide 10 razy siku! masakra!)
- bezsenność (okresowo)
- czasem wybudza mnie taki jakby wstrząs, szybkie bicie serca i napięcie całego ciała, lęk... niewiem jak to opisać
- zdarzaja się silne bóle głowy przy zmianie pogody (ale niezbyt często)

Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo ale juz wystarczająco was zanudziłam ;)
Napiszę jeszcze o moim obecnym stanie bo to z nim nie daję sobie rady. Do tej pory jakos w miarę ogarniałam siebie, duzo czytalam i pracowałam nad soba, ale odkad zachorowałam na tarczycę, potem wada serca dała o sobie znac ( rok temu), okropnie sie poshizowałam na tle chorób, smierci itp. Załączyła mi sie hipohondria i nie potrafię się z tego wydostać. teraz jestem na etapie guza mózgu, za tydzien rezonans. Tak jak niektórzy z was latam po lekarzach i robie badania, a znajomi się ze mnie śmieją i stukaja się w czoło. z tym guzem mózgu mam mega zhizę, bo mam taki jeden dziwny objaw który mi nie daje spokoju. Neurolog mi powiedział że albo guz albo nerwica bo nic innego neurologicznie mi nie dolega. Objaw polega na tym że: Od 2 miesięcy podczas mówienia, uśmiechania się, poruszania mięśniami twarzy, odczuwam szum w lewym uchu, takie jakby pykanie, i drganie lewego oka,a wlasciwie miesni pod okiem i brwi. Dzieje się to jednoczesnie, i tylko przy ruchu mięśni twarzy, nie występuje samoistnie. Byłam u dentysty bo myslałam że to od zęba, byłam u laryngologa bo myslałam że to od ucha z którym mam problem od dziecka, ale wszystko ok. Neurolog powiedział tez że to objaw od nerwu trójdzielnego ale z jakiej przyczyny, nie wie. naczytałam się w necie o guzach mózgu i koniec, ze stresu nie jem, nie spie, jestem w rozsypce, inne objawy tez dopasowałam, parestezje, mrowienia, uciski w głowie, i jestem przekonana że mam tego guza, czuję to, tylko pytanie czy to przeczucie czy moja shiza?

A może ktoś z was miał taki podobny dziwny objaw przy nerwicy? Jesli tak to proszę napiszcie.

No, to chyba wszystko co chciałam na tę chwilę napisać. z niecierpliwością czekam na Wasze posty i rady. Pozdrawiam wszystkich nerwusków :)
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

9 maja 2014, o 17:02

A więc tak,
na pewno nervuska masz zachowania nerwicowe, no to sama wiesz :) jednakże niestety dajesz się ponownie temu ponosić, to też pewnie wiesz.
Tak naprawdę na samym wstepie propnuję poczytać tematy tu vademecum-leku-nerwic.html i tu psychologiczne-techniki.html a szczególnie tematy z uwględnieniem w nich linków
klucz-odburzenia-nastawienie-normalnosciowe-t3695.html oraz to ryzykowanie-istota-nerwicy-dystans-lecz ... t4106.html

Bowiem jest to esencja w moim przekonaniu nastawienia się do nerwicy oraz objawów, która może przy odpiowiedniej akceptacji oraz ryzykowaniu i podejściu do myśli lękowych bardzo bardzo pomóc. Choć wymaga to sumiennego przyłożenia sie a nie tylko czytania i rozmawiania o tym.

Dziecinstwo jest bardzo ważne, zbyt przeważające emocje być może strachu, niepokoju z uwagi na alko oraz zbytnia nadopiekuńczość i wyniakjące z tego brak poczucia odpowiedzialności odpowiedniej, może dawać podstawy do wykwitu w życiu zaburzeń lękowych.
Jeszcze dużo zależy od temperamentu czlowieka, z którym się po prostu rodzi.

O objawach za dużo nie będe się rozwodził bowiem żadne mnie nie dziwią, objaw to dla mnie objaw, mając nerwicę nie można się im dziwić ani poświęcac uwagi.
Natomiast sprawa wypadającej zastawki może przyczyniać się do wielu objawów od strony serca, ale także przyczyniać się do schizowania nerwicowego i rozwoju nerwicy na pukncie własnego zdrowia.
Chora tarczyca może również dawać wiele objawów jak w nerwicy, bo po prostu hormony szaleją, w tym i hormony stresu.
Jednakże ani zastawka ani tarczyca nie daje aż tylu objawów oraz nie daje typowego zachowania nerwicowego ;) analizy i nakręcania się, doszukiwania chorób itd. To jest obraz typowego nerwicowca.
Ani zastawka ani tarczyca nie może dawac pretekstu do nakręcania się, jezeli tarczyce masz kontrolowaną przez ednokrynologa, a zastawke regularnie sprawdzaną u kardiologa i nie widza oni żadnych oznak zagrożenia życia, trzeba ten fakt zaakceptować, tak samo jak pojawiające się objawy.
Tarczyce oczywiście leczyć koniecznie.
Dlatego też do chorób i życia trzeba powoli zmieniac nastawienie, a mianowicie nawet jeśli problem z zastawką czy tarczycą ma dawać co jakiś czas objawy, nie wolni na tym tle powodowac sobie nerwicy ani wkręcać się w choroby.
Niektóre rzeczy trzeba zaakceptować i monitorować jeśli mamy jakieś fizyczne problemy zdrowotne.
Bowiem jeżeli będziemy reagowac strachem na każdy objaw, będziemy dodatkowo mieli lęk, niepokój, lękowe myśli, katastroficzne, oraz mnóstwo innych powtarzających się i ciągle trwających objawów.
Chora tarczyca i problemy z zastawką na pewno nie są komfortowe i mogą dawać złe samopoczucie, ale nie taki obraz nerwicowy i nie zachowania nerwicowe. To robimy sobie sami, nakrecaniem się i wiarą w lękowe myśli.
Dlatego polecam poczytać tamte tematy, w nich wyjasniony jest sens nastawienia, akceptacji oraz ryzykowania wobec lekowych myśli i wątpliwości.
Dodatkowo mimo tarczycy i zastawki, widać, jak mówiłem u ciebie zachowania nerwicowe, dlatego też przyda się terapia, gdzie możesz popracować nad swoimi stresami obecnymi, lękowymi myslamni i tym podobnymi kwestiami.

Powiem ci, ze nawet jeśli miałabyś mieć już zawsze problem z zastawką, to nie musisz się tak męczyć jak teraz, znam ludzi z zastawkami, i żyją normalnie a wielu z nich o wiele aktywniej niż ja i nie wpędzili się w błedne kioło lęku i myślenia o chorobach.
Ale to już zalezy od temperamentu, wychowania i naszych wyuczonych emocji.
Jednakże nie możemy zostać wobec tego bierni, bio tak to wkręcac się zawsze będziemy i zawsze będziemy "bardzo chorzy".

Co do objawy ucha i tych skaczacych różnych rzeczy to ja miałem np drętwienia policzków jak się uśmiechałem i szczykanie w szyi :) miałem to od nerwicy, ty być może masz od tarczycy, proponuję magnez na początek.
Zrobić rezonans i będziesz miała z głowy guza ;)
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
nervuska
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 9 maja 2014, o 07:29

10 maja 2014, o 12:18

Victor, dziękuję Ci bardzo za wyczerpujacą odpowiedź, tematy polecone przez Ciebie oczywiście przeczytam i wezmę sobie do serca. Wiem ze nie ominie mnie terapia i samo czytanie nie pomoże, chcę najpierw tylko zrobić ten rezonans a potem biorę się za swoja głowę.
U mnie jest tak że nie wymyślam sobie objawów, one pojawiaja się najpierw, a ja się na ich tle shizuję, nakręcam, być może pojawiają się kolejne które sobie dopasowałam, ale te juz na tle nerwicowym. Wiem jedno, nie mam racjonalnego podejścia do chorób.
Co do magnezu to biorę cały czas od wielu miesięcy magnez, potas, i inne suplementy które przy chorej tarczycy muszę brać, badania pod tym kątem tez zrobione więc nie tu jest problem. Tarczycę leczę ale kiepsko to idzie bo hormony wciąż nisko, a lekarka niewiele robi by to zmienić, i chyba muszę zmienić lekarza. Z tym nakręcaniem się to masz absolutna rację, choroby z którymi muszę żyć nie mogą mi dawać powodu do shizowania się w takim stopniu jak teraz, ale póki co nie potrafię się z tego wydostać. Najpierw shizowałam się kołataniami serca, za kazdym razem jak zastukało mi mocniej serce wpadałam w panikę nie do opisania, co powodowało że kołatało mi jeszcze bardziej i koło się zamyka. Teraz nie shizuję się sercem, mimo że i tak kołacze czasem, teraz mam powazniejszy problem, mianowicie guza mózgu o którym się naczytałam szukajac informacji o uszkodzeniu nerwu trójdzielnego twarzy, związanego z moim objawem drgania i szumu w uchu. Nakręciłam się na tyle, że czuję jak ten guz rośnie mi w głowie i w atakach paniki mam wrażenie że za chwilę rozwali mi czaszkę, okropne uczucie. Do tego doszły niewielkie bóle w głowie po stronie tej co niby guz, i uciski szczęki, które niewiem czy sobie wkręciłam czy sa realne ale napewno nasilaja się podczas stresu. I tym sposobem wpędziłam się w stan totalnego załamania ze wszystkimi jego objawami. Takiego stanu nigdy nie miałam choć raków i chorób wkręcałam sobie całe mnóstwo. Dlatego postanowiłam poszukac pomocy. Tak czy siak wiem że daleka droga przedemną.

Znowu się rozpisałam a miało być krótko.
Jeszcze raz Ci dziękuję za czas poświęcony na odpowiedź, a jesli ktos ma jeszcze jakies spostrzeżenia co do mojego przypadku to piszcie :)
Pozdrowionka :)

-- 10 maja 2014, o 11:48 --
To jeszcze raz ja.
Opiszę wam jeszcze przypadek mojego brata bo uważam że jest dość ciekawy ze względu na dziwne objawy.
Głównym objawem było to że przez 3 lata nieustannie bolało go gardło i krtań, tak normalnie jak przy anginie, prócz tego miał jeszcze szereg innych objawów jak np omdlenia, bywało że 3 razy dziennie pogotowie go z ulicy zgarniało. Ale odnosnie tego gardła, lekarze rozkładali ręce bo nie wiedzieli co mu jest, miał szereg badań powtarzanych co troche, bywał na wizytach u profesorów, co troche leżał w szpitalach, w końcu stwierdzili że to jakis rodzaj nowotworu, niewiem na jakiej podstawie bo to było dość dawno. I tak się męczył 3 lata z myślą ze juz nigdy mu nie przejdzie. Ktos mu polecił dobrego psychiatrę i odkąd zaczął się leczyc psychiatrycznie, wszystko przeszło jak ręką odjął po 2 tygodniach brania leków. Pomysleli byście? Ból gardła objawem nerwicy! Dodam jeszcze że w tej chwili mój brat jest innym człowiekiem, nie bierze juz leków, lata leczenia ale było warto. Czyli jest dla nas nadzieja :)
Awatar użytkownika
ddd
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 2034
Rejestracja: 9 lutego 2012, o 20:54

10 maja 2014, o 15:16

W sumie innych spostrzezen nie mam :) victor napisal to co i ja by7m napisal bo w zasadzie takie sa fakty co do tych naszych stanow. Tematy oprzeczytaj i kieruj sie dzialaniem bo o tym sa tematy tych naszych miszczow ;p
Co do brata to wlasnie pokazuje moc emocji i psychiki :) mozna miec wiele objawow ktore wynikaja z tego
(muzyka - my słowianie)

Zaburzeni wiemy jak nerwica na nas działa, wiemy jak DD nam w bani rozpi***ala. To jest taa nerwica i lęk, to jest teen depersony wkręt!

Autor Zordon ;p
qwe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 14 maja 2014, o 23:05

14 maja 2014, o 23:47

Witam.

Jestem nowy na forum, a to jest mój pierwszy post. Chciałbym wam przedstawić moją historię.

Wszystko zaczęło się jak miałem coś około 7-8 lat, leżałem sobie w łóżku i naszła mnie okropna myśl o śmierci i co dalej będzie, jak to będzie wyglądać, strasznie się przeraziłem, wpadłem w panikę i szybko pobiegłem do pokoju rodziców, gdzie mnie trochę uspokoili. To był mój pierwszy raz kiedy doświadczyłem czegoś takiego, strach był nie do opisania, no ale to minęło i przez kilka lat miałem spokój. W wieku gimnazjalnym pierwsza albo druga klasa wpadłem na jakże idiotyczny pomysł, którego do dziś nie rozumiem i nie wiem dlaczego byłem takim idiotą, ale mniejsza z tym. Pomysł ten polegał na wdychaniu oparów benzyny, wpadłem na niego bo usłyszałem że faza jest, więc powdychałem kilka razy i faza była, ale pewnego dnia nawdychałem jej się za dużo i jakby odpłynąłem, całkowita utrata zmysłów, wmawiałem sobie że to sen, miałem uczucie że zaraz zostane unicestwiony, bałem się że zostanie na zawsze, ale po minucie minęło. To było okropne i już nigdy więcej takiej głupoty nie zrobię, nie chciałem doświadczyć tego stanu nigdy więcej. Miesiąc później uciekałem przed pewną osobą i bardzo się wystraszyłem, kiedy już uciekłem to miałem uczucie jakby ten stan co był po benzynie chciał wrócić, ale nie wrócił. Od tego momentu nic się nie działo, aż do skończenia gimnazjum. Kiedy wakacje się zaczęły siedziałem w nocy przy komputerze do 3 w nocy, kolega powiedział mi coś śmiesznego i strasznie się uśmiałem, trochę zakręciło mi się w głowie i poszedłem spać, dziwnie się czułem, jak się przekręciłem na bok to mi się w głowie kręciło, poczułem strach, serce zaczęło mi walić, bałem się że umrę, poszedłem więc do sypialni rodziców i powiedziałem że się boję, było mi zimno, położyłem się w łóżku, mama okryła mnie dodatkowo kocem i dała polopirynę, po 2 godzinach zasnąłem. Lęki miałem jeszcze przez 2 tygodnie, i przez rok czasu miałem spokój. Teraz chodzę do 2 klasy technikum, parę miesięcy temu rozmyślałem o bogu, życiu i innych sprawach i napadła mnie jakaś głupia myśl, zrobiło mi się źle, miałem uczucie znikania, chciałem szybko się ogarnąć, czułem się jak w filmie, ale po 30 minutach minęło. Tydzień temu oglądałem film Incepcja, oglądałem go i trochę zacząłem myśleć co by było jakby było jak w tym filmie, naszła mnie głupia myśł o tym że stracę wszystkie zmysły, że zniknę z tego świata i będę trwał w wieczność, przypomniała mi się ta faza z benzyną i ten stan po niej, bałem się tego że ten stan mi się wkręci i zostanie na zawsze, bardzo się bałem. Już tydzień mam lęki, ale trochę mniejsze, miałem 2 ataki paniki, ale trochę je ogarnąłem. Trochę próbuję się uspokoić, czytałem dużo w internecie co może mi dolegać, nie wiem co mi do końca jest, ale przeczuwam że to nerwica lękowa. Najgorsza jest ta myśl że stan, który miałem po benzynie mi się wkręci i będzie trwał. Doradźcie mi coś nie wiem co ze mną jest, nie wiem co mam robić i nie wiem co dalej będzie.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

16 maja 2014, o 17:52

Wdychanie oparów benzyny to jedno i daj temu spokój, było wdychałeś była faza minęło, bez sensu to rozpamiętywać. Jak ktoś zażyje LSD i ma faza po niej, to znaczy, zę jak to przestanie działać to potem samo to wraca? :)
NIE.
I u ciebie też nic takiego się nie wydarzy. Więc zakończ temat benzyny.

Natomiast twoim problemem jest to, iż jesteś osobą bardzo podatną i wrażliwą na bodźce strachu. Jak coś się dzieje czego się bopisz, co jest dla ciebie niezrozumiałe i z tego powodu powoduje strach, to od razu boisz się i dostajesz jakiś objawów.
Objawy moga być różne a jednym z nich jest odrealnienie, czyli uczucie snu czy bycia w filmie, uczucie znikania itp.

W rzeczywistości nic takiego się nie dzieje, nie znika się, jesteś ty i twoja świadomość a reszta to emocje i wyobraźnia :)
W momencie strachu, bodźca, który ty uważasz za zagrażający, twój umysł ucieka w objawy, powoduje, ze nagle się dziwnie czujesz a to wszystko z uwagi na silnych strach o coś tam.

Nic nie będzie dalej, na pewno nie zniekniesz ani nie wydarzy się nic paranormalnego ani benzynowego :)
Polecam tobie od siebie przeczytać tematy o ryzykowaniu
ryzykowanie-istota-nerwicy-dystans-lecz ... t4106.html
oraz
podsumowanie-leczenia-plus-nowy-wazny-e ... t3862.html

Tematy te wydawać by się mogły dotyczą nerwicy z objawami i strachem przed chorobami itp ale to są tematy uniwersalne, i tak naprawdę każdy strach powoduje złe myśli, i jeśli nie jest to związane z realnymz agrożeniem nie można się tym myśla ani strachowi, poddawać.
Możesz także luknąc webinar o dystansie
webinar-odnosnie-dystansu-t3569.html
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
Góral1234
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 9 maja 2014, o 14:37

8 lipca 2014, o 03:00

Witam jestem tu nowy i niewiem gdzie dokladnie pytać o moj przypadek wiec umieszcze go tutaj i licze na pomoc :) Nie ukrywam lubiłem sobie zapalić trawkę i dosyć często to robiłem aż w końcu zaczeło mnie to nudzić i wogóle uznałem żę nie chce tego robić, rzuciłem to w raz z nowym rokiem i zaczołem odczuwać bardzo duży i dziwny strach na początku wmawiałem sobie że to od detoxu.... Niestety utrzymywało sie to bardzo długi czas potem doszły jakieś dziwne myśli, brak sensu życia z uczuć i emocji pozostały mi tylko złość i łatwo sie wzruszałem a na resztę byłem jakoś tak obojętny. Na szczęście znalazłem to forum za co strasznie dziękuję Bogu, bo bardzo bałem się iść do lekarza z tym, a forum dawało mi jakieś uspokojenie i siły do przetrwania. Teraz zebrałem dopiero odwagę by co kolwiek napisać i podzielić się tym przez co przechodzę i mam pare pytań i za odpowiedzi byłbym strasznie wdzięczny... Nie palę tego g***a od nowego roku lęk który miałem na początku zmniejszył się o jakieś 70% zaczołem wychodzić z domu spotykać się ze znajomymi znalazłem nową pracę prawie cały wolny czas poświęcam dziewczynie tylko mam taki problem, przez te 6 miesięcy łącznie miałem jakieś 4 razy po tygodniu przebłyski że jest ok czułem się świetnie, a poza tym to cały czas czuje jakiś lekki strach i dziwne uczucie w głowie, miewam też strasznie realne i głupie sny przez co po obudzeniu sie mam złe samopoczucie zupełnie to wszystko mija gdy jestem czymś naprawdę zajęty, staram staram się wszystko robić tak jak kiedyś sobie marzyłem zanim nie byłem taki ''zaburzony :P'' teraz np planuje sie oświadczyć :) tylko mam jakieś takie dziwne myśli choć w głebi wiem że tego naprawdę chce bo jestem z dziewczyną już 7 lat:) i chciałbym się dowiedzieć czy jeśli dam z siebie wszystko to jestem w stanie wyjść z tego sam bez pomocy jakichś leków czy porad psychologicznych????
Awatar użytkownika
Wanior91
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 36
Rejestracja: 7 kwietnia 2014, o 08:35

8 lipca 2014, o 07:12

witam to najprawdopodomniej zaburzenie nerwicowe w dosyć lekkim stanie przy odpowiednim podejsciu da się tego pozbyć bez leków,leki to tylko zaleczenie tego stłumienie a zeby wyleczyc na stałe musisz się z tym pogodzić i zaakceptowac także odsyłam do "vademecu nerwicy" przeczytaj tam te poradniki od 1 do iluś i stosuj się do tego z sercem a za jakiś czas zobaczysz efekty i nakręcisz się nimi a później to już poleci ale lęków będzie jeszcze setki jak nie lepiej uprzedzam odrazu także do boju to tylko wystraszony umysł nic więcej jesteś zdrowy jak łza.
"Roz­poznać szczęście, kiedy leży u twych stóp, mieć od­wagę i zde­cydo­wać i pochy­lić się, chwy­cić je w dłonie... i zat­rzy­mać. To mądrość ser­ca. Mądrość, która jest tyl­ko lo­giką, to mało..."
Awatar użytkownika
Mr.DD
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 385
Rejestracja: 4 października 2013, o 14:17

8 lipca 2014, o 19:18

Pewnie że jesteś w stanie ;) Wiesz może po prostu dawniej uciekałeś ze swoimi problemami w używki, bo wtedy lepiej sie czułeś, zacząłeś rzucać, trzeba sie było wziac za życie no i taka lekka nerwica mogła się pojawić, a zapewne była nawet wczesniej tylko z czasem sie to nasiliło może jakies dd doszło, czyli takie odcięcie od emocji m.in Skup się na swoich realnych problemach, miej dużo zajęcia, staraj sie olewać objawy i bedzie ok :)
Pozdrawiam :)
Cier­pienie wy­maga więcej od­wa­gi niż śmierć.
Niektórzy po za­pad­nięciu zmro­ku już nie pot­ra­fią uwie­rzyć w słońce. Bra­kuje im tej od­ro­biny cier­pli­wości, aby docze­kać nad­chodzące­go po­ran­ka. Kiedy prze­bywasz w ciem­nościach, spójrz w górę. Tam cze­ka na ciebie słońce.
ODPOWIEDZ