Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - nasze historie

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

21 kwietnia 2010, o 22:34

Nie przejmuj sie tak wizytą u psychola. Nie gryzie :)
Wiem ze wolalabys bez lekow ale moze warto, w sumie dobrze psycholog zrobila.
Widoocznie moze widziala ze potrzebujesz tez wspomagacza, jakiegos leku.
Psychotropy nie koniecznie oznaczaja koniec swiata, zawsze mozna je przerwac, powoli sie odstawia i nic zlego sie nie zdarzy.
A zreszta zobacz najpierw co powie psychiatra moze wcale nie da lekow. Choc to watpliwe zeby psychiatra nie dal :)
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
Awatar użytkownika
Dori
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 90
Rejestracja: 15 kwietnia 2010, o 00:11

25 kwietnia 2010, o 14:48

No cóż...wstydz się przyznać....aledopadło i mnie...
chcę się z Wami podzielić moją historią i spostrzeżeniami.
Zacząło się tamtej zimy w 2008 roku podczas pobytu w Londynie. To był mój drugi dzień pobytu.
Szłam sobie londyńską ulicą i nagle jakbym dostała młotkiem w głowę! pojawił się paniczny lęk! Obca okolica wydawała się jeszcze bardziej obca i przerażająca. czułam, że zaraz stracę zmysły, serce wyskoczy mi przez gardło. Suchość w ustach, lęk, walące serce. Co się do cholery ze mną dzieje???*- to pytanie powtarzałam sobie setki razy, niestety, zawsze pozostawało retorycznym...
Myślałam, że się porządnie zdenerwowałam, pomyślałam sobie: mowe miejsce, nowi ludzie, chwilowo bez pracy, ale to się wszystko zmieni i mam prawo być poddenerwowaną. ALE wszystko było przede mną. Po ciężkim dniu przyszła noc, położyłam się spać.
Po ok. 2godz. obudziły mnie drgawki dosłownie, każdy mięsień mojego ciała drżał! nie miałam jakby już nad tym kompletnie żadnej kontroli!!!
Do tego panika, lęk, niepokój i to nieznośnie walące serce aż bluzka mi podskakiwała! Pojawił się strach przed śmiercią, że już żywa nie wróce do Polski.
Wróciłam czym prędzej do POlski bo bym zwariowała.
Po powrocie chodziłam na sesję do psychologa i muszę powiedzieć, że było lepiej!
Potrafiłam już to dziadostwo kontrolować, z mniejszym lub większym skutkiem, ale przede wszystkim powrócił od dawna wyczekiwany optymizm:)
zdecydowałam się na pomoc psychologa po tym jak wylądowałam w szpitalu na oddziale ratunkowym.
Te badania tętna trwające godzinami, podniecenie psychomotoryczne, czyli niemożność leżenia czy siedzenia w jednej pozycji, bo jak się ruszałem to *czułem, że jeszcze żyję*. horror!
Aż któregoś dnia zaczęło mnie kłuć za mostkiem. oczywiście dorobiłam sobie do tego ideologię i w końcu to już nie było jakieś tam kłucie, tylko mój umysł wbijał mi pal w mostek.
Stąd ten oddział ratunkowy. zrobili mi ekg, zbadali krew na morfologię i biochemię, nawet na marker zawałowy. jak myślicie, co wyszło? że zdrów jak byk, morfologia podręcznikowa, natlenienie jak u kolarza, czyli rewelacyjne. To tylko nerwica, taka była diagnoza.

Obecnie od grudnia ubiegłego roku, dolegliwości nasiliły się, tzn. częste duszności, kłucia serca we wszystkich możliwych miejscach, zaburzenia snu (budze się o 6ej rano już z niepokojem) no i ten wszechobecny lęk! Co prawda od dłuższego czasu żyję w napięciu związanym z sytuacją, która nie jest specjalnie problematyczna, pod warunkiem, że nie myśli się o niej przez całe dnie, nie analizuje i się nie nakręca! no właśnie! tego akurat nie potrafię! nie wiem jak to ludzie robią, że potrafią mieć coś w dupiie!!!! i kompletnie się tym nie przejmować!
powiedzcie mi jak to zrobić?

Pozdrawiam
Jadwiga
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 114
Rejestracja: 27 maja 2010, o 17:31

25 kwietnia 2010, o 15:29

A czy byłaś z tym kiedykolwiek u psychiatry?? I czy do psychologa chodzisz nadal? Czy przestałaś i sie pogorszyło??
Bardzo dużo z teo co piszesz było moim udziałem ale myślę, ze w nerwicach to normalna kolej rzeczy.
Wiesz mnie na to pomogły leki. Co najwazniejsze to minela mi ta niemoznosc siedzenia, ten ciagly niepokoj i lek nie do wytrzymania i nie do opisania. Bo to byl lęk o coś ale o co to sama nie wiem.
Balam sie smierci, uduszenia owszem.
Tak wiec moze sprobuj sie wspomoc jakims lekiem.
lykalas cos kiedykolwiek na to? A ziolowe jakies uspokajacze?
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

27 kwietnia 2010, o 13:56

Jak pozwolisz przeniosę twój post z teorii o zaburzeniach osobowości do historii w zaburzeniach lękowych.

Wiesz tak czytam i moim zdaniem masz silne zaburzenia lękowe. Oczywiście to tylko moja opinia, myślę tak dlatego, że wiele z tego co piszesz jest mi znane. I to maksymalnie!!!
Oczywiście różnimy się objawowo ale nie jesteśmy sobowtórami. :)
A najbardziej co jest mi znane to własnie to głębokie osadzenie w swojej chorobie.
U mnie się tak zaczęło właśnie słabo na ulicy potem w domu lekka derealizacja i ataki paniki, nawet parokrotnie dziennie, potem derealizacja stała się trwała, doznawałem wtedy również uczucia deja jak ty to opisujesz. Po 7 miesiącach doszła depersonalizacja. bez chwili wytchnienia trzyma już dwa lata. Też miewam stany depresyjne, czasem nie wiem po co już mam wstawać z łóżka.
Myśli porabane chociaz nie powiem bo kiedyś maiłem je strasznie zryte, teraz już mi to się zastopowało, przestałem zwracać na nie uwagę, to pomaga.
Myśli, ze wyskocze przez okno, czasem że uduszę śpiącą obok mnie narzeczoną, i natręctwa róznej maści liczenia liter w wyrazach, niby nie wielkie ale jednak sprawiają lęk. Bo dają nam poczucie, że całkiem tracimy kontrolę.
Piszesz o zwierzętach, pamiętam :), że cię to przerażało, ja w okresie jak doszła depersonalizacja tez jakoś dziwnie bałem się patrzeć na psy, bowiem miałem myśli typy jak to jestże ten pies żyje, czy on ma duszę? No zryte!! jak bym kopmuś to opowiedział to jedno by się nasuwało pewno mu na myśl. :)
Też obserwuję rodzinę i znajomych czy jeszcze ich poznaję, czy ich twarze się nie zmieniły.
I ten ciągły cholerny lęk, ale nie tylko o psychozę, o raka też, o guza mózgu o padaczkę bo dd.
I również o zaburzenia osobowości w swoim czasie miałem jazdy.
Ogólnie czasem trudno mi nawet nazwać doznania jakie przeżywam.

Pisze to żebyś wiedział, że tez tak mam, ze jestem pochłonięty choroba całkiem, tym zasranym lękiem. Parę rzeczy daje się likwidować (mnie ataki) ale to nie zmienia sytuacji bo np. dd mam non stop i lęk przez to.
U ciebie też widać, że żyjesz tym maksymalnie. I zresztą rozumiem to bo przy tych objawach i tylu doznaniach trudno o tym nie myśleć. Ale to jest jednak jakiś sposób....
Niepotrzebnie nadal obawiasz się szaleństwa. Zobacz sam wkoło się boisz tych samych rzeczy, wiem, ze przez objawy ale tak naprawdę ten strach to wszystko podsyca.
Nie wierzę, ze dostaniesz psychozy po takim czasie życia w lęku, bo ja tez bym musiał dostać, a nie chce mi się w to wierzyć, ze oszalejemy.
Zobacz ile to czasu się ciągnie a nigdy nie straciliśmy świadomości, chociaz tak czujemy, nigdy nie przestawaliśmy poznawac bliskich choć wydawało nam się, ze jest to bliskie.

Co do leków i dla mnie okres wchodzenia jest koszmarny, teraz znow mam zmianę, a łykam już chyba 6 czy 7 lek. I znów to samo, nigdy nie było tak żeby połknął lek i było oki, zawsze masakra, no niby tak musi na początku być....
Jeszcze terapią próbuję zmienić zachowanie lękowe, bo mimo wszystko myślę, ze jak i u mnie tak i u ciebie utrwaliły się zachowania lękowe i to maksymalnie.

Co do myśli, ze oszaleję i zostawię rodzinę z problemami, to nawet niedawno chciałem iść wziąć kredyt bo i tak oszaleję a rodzinie się przyda....
tak więc nie jestes sam z tym syfem, wiem , że to marne pocieszenia.
Bardzo bym chciał żeby łatwo się było przestać bac tych objawów. Ale nie mamy wyjścia musimy i tak próbować.
Najważniejsze utrwalić w sobie przekonanie, ze nic z tego jak się czujemy nie wynika, żadna choroba psychiczna czy fizyczna tylko lęk i nerwica. Tak mi się wydaje, ze to krok duży do przodu :)
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
adam.m
Zbanowany
Posty: 17
Rejestracja: 27 kwietnia 2010, o 11:15

27 kwietnia 2010, o 16:21

Victor tylko że ja miałem już taki moment gdzie myślałem że to gówno juz odeszło, było już dobrze na tyle że psycholog chciała bym rzadziej przyjeżdżał lub wcale :|
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

27 kwietnia 2010, o 18:11

A na dlugo miales spokoj??
Bo wiesz z tego co czytam to tak czesto jest ze da to troche odpoczac a potem jak sieknie to nie mzona znalezc swojej dupy :(
A to u ciebie leki pogorszyly sprawe? bo piszesz ze odstawiles i bylo lepiej?
Pytam bo odkad ja lykam tez jakby gorzej mi sie zrobilo? Co lykales?
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
adam.m
Zbanowany
Posty: 17
Rejestracja: 27 kwietnia 2010, o 11:15

27 kwietnia 2010, o 18:28

Wojciech pisze:A na dlugo miales spokoj??
Bo wiesz z tego co czytam to tak czesto jest ze da to troche odpoczac a potem jak sieknie to nie mzona znalezc swojej dupy :(
A to u ciebie leki pogorszyly sprawe? bo piszesz ze odstawiles i bylo lepiej?
Pytam bo odkad ja lykam tez jakby gorzej mi sie zrobilo? Co lykales?
miansemerc
miansemerc+seroxat
miansemerc+paxtin
paxtin+sulpiryd
paxtin+convulex- chyba najlepszy zestaw z punktu widzenia wszystkich leków
convulex
citaxin-4dni
coaxil- 3 miesiące
luxeta -rok
doraźnie xanax
Nigdy nie czułem się w czasie brania leków dobrze na tyle by powiedzieć jest spoko. Bywało natomiast tak po odstawianiu. Njfajniejsze że moje objawy przed braniem leków to napady paniki, lęk przed smiercią że za chwilę umrę, lęk przed chorobą psychiczną i natretne myśli , dejavu przyszły podczas leczenia lekami. Zawsze po odstawieniu leków stan się poprawiał.
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

27 kwietnia 2010, o 18:39

To tak jak i u mnie. Nigdy podczas brania leków nie było i nie jest oki. A jak zmieniam lek i mam troche przerwy tez nie jest dobrze ale czuje sie /nie wiem jak to okreslic/ ale jakbym niczego nie cpal :(
Mnie tez niektore objawy depersonalizacji doszly podczas stosowania nowego leku i tak zostalo. Nie wiem czy to jego wina. Lekarka mowi ze nie.
obecnie lykam rexetin. Na razie krotko zeby mowic o skutecznosci ale tez z posrod wszystkich na razie nie spowodowal u mnie masakry. Oby to byl dobry znak.
A myslisz o powrocie do lekow?
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
adam.m
Zbanowany
Posty: 17
Rejestracja: 27 kwietnia 2010, o 11:15

27 kwietnia 2010, o 20:00

Wojciech pisze:To tak jak i u mnie. Nigdy podczas brania leków nie było i nie jest oki. A jak zmieniam lek i mam troche przerwy tez nie jest dobrze ale czuje sie /nie wiem jak to okreslic/ ale jakbym niczego nie cpal :(
Mnie tez niektore objawy depersonalizacji doszly podczas stosowania nowego leku i tak zostalo. Nie wiem czy to jego wina. Lekarka mowi ze nie.
obecnie lykam rexetin. Na razie krotko zeby mowic o skutecznosci ale tez z posrod wszystkich na razie nie spowodowal u mnie masakry. Oby to byl dobry znak.
A myslisz o powrocie do lekow?
myslę zawsze kiedy jest mi źle, gadałem z psychologiem i odradziła narazie kazała walczyć
Awatar użytkownika
Dori
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 90
Rejestracja: 15 kwietnia 2010, o 00:11

27 kwietnia 2010, o 20:11

Jadwiga z pomocy psychologa korzystam cały czas. Chociaż był moment że miałam dłuższą przerwę. Było nie było prywatne te wizyty :)
U psychiatry byłam raz na początku. Pokiwała głową, stwierdziła chorobe emocjonalną i spytała sie czy chce leki czy psychologa?
Powiedziałam ze psychologa spróbuje. Faja doktorowa byla bo wszystko wyjasnila.
Mimo ze nie bylo to prywatnie siedzialam u niej z dobre 50 minut :)
A psycholog kaze na razie tak jak i tobie Adam.m walczyc i nie brac lekow.
Tylko cholernie mi si epogorszylo a nawet wydaje mi sie ze jest gorzej i sama nie wiem czy podolam.
Ziołowe uspokajacze to bajka dla mnie. Nic nigdy nie pomagały.
Na razie chodze do psychologa raz w tygodniu i uczymy sie zmieniac myslenie. Kiedy wierzyłam że to pomoże i pomogło a teraz wątpie jakoś. Może dlatego że jestem cała roztelepana.
Ale widzę że leki też cudów nie działają. Ta choroba jest okrutna moim zdaniem.
Gość
Gość

30 kwietnia 2010, o 02:00

Witam,

Zjawiło mi się niespodziewanie. Do tej pory byłem dosyć obrotny, pracowałem za granicą, w trudnych warunkach i nic mi nie było. Jak się okazało, jednak coś mi było, tyle że wróciło z opóźnionym zapłonem.
W zupełnie szczęśliwym i spełnionym okresie doznałem pierwszego ataku kilka lat temu. Było ostro, panika w centrum miasta, dziesięć kilometrów od domu, jeszcze wtedy nie słyszałem nawet o nerwicy, myślałem, że zawał albo guz mózgu ( na to zmarł mój ojciec).

Pamiętam pierwszą wyprawę do psychiatry. Musiałem jechać z matką ( osobą, która jako jedyna chyba wzięła moją nerwicę na poważnie). Umówiła mnie z lekarką, bo ja sam byłem do bani i nic bym sobie pewnie nie załatwił. W pewną sobotę zamówiła taksówkę, przyjechała po mnie, wsiadłem. Całą drogę byłem jak ten pies wożony samochodem, czyli łeb przez okno i dyszenie. ;)
Na miejscu okazało się, że mama pomyliła dni, w sobotę nikt nie przyjmował, cała nasza wyprawa na marne. Ale wściekłość moja, która zaraz ustąpiła miejsca śmiechowi, tak rozładowała sytuację, że z powrotem nie było już problemów.

Wtedy się nauczyłem, że śmiech i wściekłość są śmiertelnymi wrogami nerwicy. Wykorzystywałem to wielokrotnie, kiedy pojawiały się zapowiedzi ataku. Starając się bluzgać na nią, jako na nic nie potrafiącą mi zrobić ściemniaczkę, albo przedstawiając sobie siebie samego w danej sytuacji jako uczestnika skeczu Monty Pythona, bladego, sztywnego i komicznego. Wystarczyło, że sam z siebie się trochę zaśmiałem, i już napięcie troszkę uszło.
Często pomagało, kiedy sobie mówiłem: " Nie jesteś, małpo, taka silna, ani razu się z twojego powodu nie przewróciłem, nie zemdlałem, nawet z zaskoczenia, kiedy uderzyłaś pierwszy raz. Co mi teraz zrobisz, prócz kozakowania?"
W trakcie ataku oczywiście to nie takie łatwe, bo człowieka rzeka zrywa z brzegu i niesie, ale wmawiać sobie coś takiego nie zaszkodzi chyba.
Za pierwszym razem pomogły mi pompki. Wierzcie lub nie, ale ich w dwa miesiące zrobiłem 10 000( nerwicowcy to liczą skrupulatnie ;) ) ze złości, z bezsilności itp., ale miałem potem na kilka miesięcy spokój, napięcie wypompowywałem solidnie.
Też zabijałem nerwicę alkoholem. Kiedy nic nie działało, to piwka pomagały, no i wiedziałem, że po wypiciu żaden atak mi nie grozi. Ale nie można napranym chodzić do pracy ani urzędu, w ogóle nie można po pijaku iść przez życie, bo to z deszczu pod rynnę. Alkohol trzymam w zapasie, kiedy wszystko inne zawiedzie, a mózg wariuje.
adam.m
Zbanowany
Posty: 17
Rejestracja: 27 kwietnia 2010, o 11:15

30 kwietnia 2010, o 22:06

gość no to jeśli sobie z tym radzisz to wspaniale, ale to g. ma to do siebie że najpierw sie ujawni i nawet zniknie na lata ale potem może wrócić, wrócić z premedytacją
Gość
Gość

30 kwietnia 2010, o 22:18

Tak właśnie mam teraz.
Wróciło z premedytacją.
Radziłem sobie na krótką metę, jak widać, ale doraźnie pomagało. Kiedy we wrześniu zaatakowała mnie pierwszy raz, myślałem, że już nigdy nie wsiądę do tramwaju/autobusu. Nigdy nie pójdę na imprezę w piwniczce( mieszkam w Krakowie).
Ale nie załamywałem się. W kwietniu następnego roku poleciałem za granicę do pracy, wsiadłem samodzielnie do samolotu, oczywiście z lekami. Co najlepsze, mimo mnóstwa stresów, nerwica mnie tam nie gnębiła, ani razu o sobie nie przypomniała.
Wróciła teraz, kiedy miałem w sumie bezstresowe, bezpieczne życie. Jestem unieruchomiony, bo przez trzy tygodnie sam w domu, nie mam leków, a wyjazd do psychiatry nie wchodzi w grę, bo wyjście do sklepu po chleb jest trudniejsze niż desant w Normandii. Kolana uginają się pode mną po wyjściu na podwórko ;)
adam.m
Zbanowany
Posty: 17
Rejestracja: 27 kwietnia 2010, o 11:15

1 maja 2010, o 10:05

Gość jak leki pomagały to nie ma co, trzeba wrócić, co brałes?
Gość
Gość

1 maja 2010, o 11:26

Efectin i doraźnie afobam. Ale afobam już mi od jakiegoś roku nie pomagał przy atakach lęku, tylko czynił później sennym, co przy mojej zwykłej ociężałości utrudniało mi pracę. Jasne, że muszę wrócić do leków, ale jak mówię, sam się w tym stanie do psychiatry nie wybiorę, za daleko. Szybciej na księżyc polecę ;) . Muszę poczekać, aż mi trochę odpuści. Albo prosić kogoś o pomoc. Na razie nie mam pomysłu, co z tym zrobić.

Póki co pomaga mi to forum, bo dzięki Waszym wpisom mogę spojrzeć na problem z zewnątrz, a nie tylko z perspektywy swojego ogłupionego teraz organizmu.
ODPOWIEDZ