*Na początku chciałabym przeprosić za ewentualny brak jasności - nie jestem dobra w opisywaniu swoich problemów. :/*
Witam. Od mniej więcej sierpnia zeszłego roku zaczęłam miewać problemy ze snem. Wcześniej zawsze zasypiałam i budziłam się mniej więcej o tej samej porze. Ale od tamtego czasu wybiłam się nieco z rytmu, zdarza mi się wybudzać w środku nocy i spać zbyt krótko. Odnoszę wrażenie, że przez to rozchwianie nasiliły się moje objawy nerwicy - jestem prawie permanentnie zmęczona, rozdrażniona, wszelki przypływ sił szybko mija. Najbardziej martwi mnie chyba brak motywacji (zbliża się matura, trochę się obawiam, że na głównym egzaminie dopadnie mnie tak wielkie zniechęcenie, że rzucę długopis i oleję

). Próbowałam oczywiście przeciwdziałać i zwalczyć bezsenność - godzinę przed spaniem staram się wyciszyć, piję sobie herbatkę, czytam, itp.. Ale to nie zawsze wychodzi. Z różnych przyczyn - czasami przez domowników, czasami przez objawy, które są dla mnie nie do zniesienia. *I tu zaczyna się część pt."omg, nie wiem co to jest

" Wczoraj np. miałam wrażenie, jakby za mało krwi docierało mi do głowy. Miałam chłodną twarz, szumiało mi w uszach. Zwykle czuję również ucisk w szyi, pulsowanie tętnic (głównie przy uszach, po obu stronach) i boli mnie głowa (a ten ból to istna loteria, raz z tyłu, raz z boku, czy z przodu, raz wszystko naraz) . Myślałam, że to może od nieświadomego spinania mięśni karku, więc próbowałam włączyć do swoich ćwiczeń pół godziny rozciągania. Niestety, nie pomogło, nawet to porzuciłam, bo przy niektórych pozycjach (np. pies z głową w dół) uderza mi do głowy nagłe ciepło i zamiast relaksu, zaczynam się frustrować. Moje pytanie brzmi - czy wymienione w powyższym opisie objawy to rzeczywiście skutek napięcia mięśniowego? Czy może jest to wynik złego snu? Próbuję ignorować te nieprzyjemnie doznania, ale czasami brakuje mi na to siły. Już i tak większość wolnego czasu poświęcam na odpoczynek, bo nie mam zwyczajnie motywacji, żeby wziąć się do roboty (oczywiście staram się jak mogę i bynajmniej nie leżę w łóżku, nie pozwalam sobie na drzemki, wiem, że i tak nic nie poprawią). Jeszcze rok temu potrafiłam kilka dni w tygodniu intensywnie ćwiczyć, chętnie zabierałam się nawet do nadprogramowej pracy, zajmowałam się hobby. Teraz muszę się zmusić nawet do 15 minutowego aerobiku, z nauką też jest coraz ciężej, a artystyczna wena już dawno poszła w las. Dodam jeszcze na końcu, że badałam już sobie krew, ciśnienie, ekg i wszystko wydaje się być w porządku. Lekarka zaleciła mi jednak wizytę u neurologa, zaniepokojona bólem głowy i łatwym męczeniem się. Czy powinnam pójść na kolejne badania? Bo szczerze mówiąc, zwyczajnie mi się nie chce, do tego widzę, że moich rodziców denerwują problemy zdrowotne. Przewiduję, że i tak wyszłoby wszystko OK (kilka lat temu ten sam schemat miałam z bólami brzucha, też nic nie wykryto, później z zatrzymaniem się miesiączki - również nic). Rany, nie lubię się tak mazgaić, bo po tym wszystkim czuję się, jakby moje życie było jakąś bezustanną walką z wiatrakami, może trochę i tak jest, ale staram się jak mogę i nieraz coś mi wyjdzie dobrze.

Przez pewien czas chodziłam też do psychologa, ale mam wrażenie, że nie potrafię być podczas spotkania do końca szczera i zrezygnowałam. Proszę o rady.