No wiec w maju 2016r. pojechalem z kolegami na impreze, popilismy troche, zapalilismy no i wtedy sie zaczelo. Od razu poczulem jakbym wyszedl z siebie jakbym byl taka chodząca kamera czy cos, na imprezie nie moglem usiedziec, w aucie ledwo co bo bylem w takiej panice ze masakra. Obudzilem sie rano i wiadomo kolotanie serca, nieuzasadnione leki, caly czas to sie utrzymywalo, kilka dni pozniej ustalo, pojechalem na impreze, popilismy ale juz wtedy nie tykalem tego g*wna. Jakos 2 tyg pozniej wrocilo samo z siebie po przebudzeniu, DD i lęki, do tego doszly męty w oczach. Postanowilem pojechac do psychiatry przepisal mi jakies neuroleptyki, duzo sie naczytalem i wiedzialem ze one nie pomoga bo obnizaja dopamine, wiec przestalem brac. Postanowilem poradzic sobie samemu, lecz nie dawalem rady, poszedlem na psychoterapie integralna( behawioralno poznawczna polaczona z jakas ktorej nazwy nie pamietam), chodzilem ale jakos no nie pomagalo mi to, a tym barrdziej gdy psycholog szukal czegos w przeszlosci to bylo dla mnie smieszne bo nic w tamtym okresie zlego sie nie wydarzylo, wiec zrezygnowalem chyba jakos po 6 wizytach. Poznalem dziewczyne, od razu lepiej sie poczulem, jestesmy razem do dzisiaj, ale teraz widze ze czasami sie pogarsza a czasami jest lepiej, wiem ze sa dni lepsze i gorsze, duzo czytalem na forum, filmiki no wszystko, duzo o tym wiem, wiem ze to tylko ja i nie moze mnie zlamac, ja jestem bardzo wrazliwy ale za to optymista i mam stoicki spokoj w kazdej prawie sytuacji, ale tez bardzo sie stresuje roznymi rzeczami. Najgorsze w tym wszystkim jest to ciagłe zmeczenie, mety w oczach, szumy w uszach, bole glowy, taka ta troszke nierealnosc a co najgorsze ze to co robilem wczoraj to ja wiem ze to robilem ale no tak jakbym pamietal to ze snu, ze nie uczestniczylem w tym w 100% i sie tym przejmuje czasami

(tak na marginesie dodam ze wieczorami czuje sie najlepiej, nie mam zadnych lekow, tylko jest troche wieksza derealka ale juz wole to niz te meczace leki)