Dixie pisze: ↑10 sierpnia 2018, o 07:03
Och, nie chciałam nikogo straszyć! Po prostu może rozwinę na swoim przykładzie. Na studiach miałam problem z adaptacją wśród ludzi, chciałam gdzieś należeć, ale pech chciał, że trafiłam do grupy fanatyków religijnych o silnie konserwatywnych pokładach. Kilka tygodni przebywania wśród nich i słuchania dało mi w kość. Nie dość, że i tak byłam już po epizodach lęku, stresowałam się studiami, to Ci ludzie wmówili mi, że jestem grzeszna (nie byłam wtedy osobą trzymająca się zasad Kościoła)to opowiadali jak jestem wystawiona na działanie Szatana itd. że jedną koleżankę Szatan męczy w nocy, dusi ją i każe grzeszyć. Drugiej podobno wyginał różaniec. Siedziałam,, słuchałam. Zamiast chodzić na integrację, bawić się życiem studenckim,, ja siedziałam i chłonęłam,, jak głupia. zaczęłam miec lęki. Moja psychoza polegała na tym że np codziennie prawie byłam w kościele, spowiadałam się kilka razy w tygodniu, ciągle tylko chodziłam do komunii, ale tylko po to, żeby ten Szatan mnie nie opętał. Nie mogłam zasnąć, byłam wrażliwa na różne dźwięki, miałam wrażenie, że np nieochrzczone dziecko w mojej rodzinie już jestem opętane, bo nie ma chrztu. Uwierzyłam po prostu że coś takiego istnieje jak opętanie, robiłam wszystko, aby się nie dać, stąd modlitwy, kościół i tylko aby zjeść ten opłatek. Taki ochronny. Powstrzymywanie się od złych myśli, nagle taka święta się zrobiłam, ola boga. Bałam się przedmiotów i muzyki zakazanej przez kościół. Unikałam. Natrętne myśli ciągle o tym. No i trafiłam do psychiatry. Podsumowałam swoje życie, dostałam diagnozę zaburzeń depresyjno lękowych i musiałam się pogodzić, że miałam epizod psychozy. Po prostu to się tak szybko rozwinęło... Teraz mi wstyd i nie wiem jak mogłam w to wierzyć. Nie wierze że to się stało. Kilka tygodni rozmów, odcięcia od religii i powoli odchodziło. Teraz po prostu jestem niewierząca,nie interesuje się tą tematyką, gdy ktoś o tym opowiada, słucham ale nie biorę do siebie.
To był najgorszy okres w życiu. Nie wierze że to się stało. Byłam podatna, w stresie, nie wiedziałam nic o zaburzeniach. Panikowalam. Rajdy po forach katolickich. Ale teraz gdyby coś się działo dziwnego np coś stuknęlo w domu, spadło, wiadomo przestraszę się :p ale nie przypisuję tego jakimś działaniom.
Ale mimo wiedzy czasem się zastanawiam, czy to może wrócić. Po prostu. To zrobili na mnie takie wrażenie, że boję się nawrotu. Że wierzyłam w takie bzdury i na jakiś czas podporządkowałam się pod święte życie. Przeraża mnie że tak było i zastanawiam się czasem czy wróci. Z nadmiaru stresu czy coś. Wtedy właśnie z tego się wzięło.
Jaka psychoza, dziewczyno. Psychozę miałabyś, gdybyś wiedziała, że jesteś opętana jak to, że niebo jest błękitne. A nie miała wrażenie. Zwykły, silny lęk nerwicowy, podatność na sugestie, także to nerwicowe. Wiem, że nie miałaś nic złego na myśli, ale następnym razem pamiętaj, co piszesz i co deklarujesz, gdyż straszysz ludzi podczas procesu odburzania

. To, co opisałaś, to żadna psychoza. A jak stwierdził Ci to jakiś psychiatra, to chyba kończył medycynę na jakiejś 3 letniej, felczerskiej Sorbonie pod Sosnowcem.
Przepraszam jak kogoś zaniepokoiłam. Dziwnie mi teraz jak Wam to napisałam, malo kto wie co przeszłam.