Hej, mam 21 lat i zmagam się z zaburzeniem lękowym, gdzie głównym problemem są natrętne myśli egzystencjalne. Czuje się, że to dosyć głupie i dla wielu osób może się to wydać smieszne, ale dla mnie jest to największy konik lękowy, jakiego w życiu doświadczyłem, spróbuję przedstawić mniej więcej jakie myślii towarzyszą i wywołują we mnie okropnie silne stany lękowe i panikę:
-czy jestem jedyną świadomą osobą?
-jak to jest że jestem sobą?
-jak to jest że ja widzę świat swoimi oczami, ze swojej perspektywy - przecież nie sprawdzę czy inni ludzie też tak mają - czy jestem jedynym prawdziwym człowiekiem?
-czemu jestem człowiekiem, a nie np. jakimś innym zwierzęciem
-co jeżeli to wszystko to tylko symulacja/wytwór mojej wyobraźni (dużo natrętów o solilsyzmie)
-duzo myśli przeczących wszystkiemu, co jest na świecie, myśli nihilistyczne
-czy ja w ogóle jestem realny/czy ta osoba jest prawdziwa?
Często nawet nie mogę się patrzeć w nocne niebo, czy nawet w niebo w środku dnia bo boje się tego ogromu, tego że tego wszystkiego nie pojmujemy itd. w ciągu dnia nie mogę znaleźć spokoju, Cały czas czuje, że te myśli są z tyłu mojej głowy i wcale nie próbuje się ich pozbyć, pozwalam im być, ale one stałe wywołują u mnie skrajne emocje i strach przed wlasną egzystencją i ogólnym istnieniem.
Wcześniej zmagałem się z silnym, przewlekłym stresem z uwagi na, mature, studia, covidową izolacje oraz nieświadomość tego, co dzieje się z moja psychiką i jak mam się z nią obchodzić. Z tymi "przyziemnymi" problemami potrafiłem sobie radzić, ale pewnego dnia złapała mnie myśl "jak to jest, że ja jestem sobą, że jestem akurat teraz, akurat sobą i widzę swoją perspektywą, swoimi oczami - czy inni ludzie też tak mają, czy są prawdziwi jak ja?) I od tego momentu się zaczęło, początkowo starałem się o tym nie myśleć, ale w ciągu dwóch dni stałem się zestresowany i zlękniony do granic możliwości, przez prawie dwa miesiące tak naprawdę wegetowalem w domu, mój strach i lęk były tak silne że nie mogłem normalnie żyć, ciągle ataki paniki itd. W końcu poszedłem na farmakoterapię, Covid się zakończył, wyszedłem do ludzi, wyprowadziłem się itd. i na ok. Dwa lata miałem spokój od tych myśli, czasem wracały i na kilka dni czułem się gorzej, ale było to do zniesienia. Jednakże w kwietniu tego roku, kiedy byłem bardzo przeciążony stresem, zaburzenie wraz z myślami egzystencjalnymi wróciło z jeszcze większą siłą i zmiotło mnie z ziemi, znowu na miesiąc tylko wegetowalem. Teraz ponownie wróciłem na farmakoterapię i chodzę na terapię, ale lęk dalej mnie nie opuszcza, daje o sobie znać już po przebudzeniu.
Aktualnie mam duży mętlik w głowie, staram się nad tym pracować ale jest okropnie ciężko, każda myśl czy postanowienie, które pozwala mi się uspokoić, jest kontrowanie przez szereg myśli, które to wszystko podważają...
Chętnie wysłucham osób, które przeżywały coś podobnego, które miały podobne myśli i problemy, a jeszcze chętniej posłucham o tym, jak z tego wyszły - chcę już po prostu cieszyć się życiem jak dawniej, a nie zastanawiać się nad tym, czy wszystko wokół mnie jest realne.
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Natręty egzystencjalno-filozoficzne
-
- Nowy Użytkownik
- Posty: 9
- Rejestracja: 5 maja 2023, o 18:35
Hejka, też od lat mam podobne myśli "czy to jest serio to prawdziwe życie?", " skąd mam wiedzieć czy to serio się dzieje?" - szczególnie łączy się to u mnie z derealizacją. Przerażenie ogromem wszechświata tak samo, będąc młodsza przerażało mnie patrzenie w nocne niebo, sama myśl, że nasza planeta jest mniejsza od mrówki względem całego wszechświata regularnie budziła u mnie lęk. Niestety idealnego sposobu na te myśli nie mam, ale osobiście staram się je wypierać (np. odpowiadając sobie w myślach/na głos "weź się ogarnij") lub "zagłuszać" muzyką, śpiewem, rozmową z kimś. Wiem, że te myśli mogą być bardzo nieprzyjemne, ale w ten sposób mi udało się z nimi (prawie) oswoić, dodatkowo, jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, warto by udać się do psychiatry i/lub psychologa. Od roku biorę antydepresanty na zaburzenia lękowe (w tym natręctwa, derealizację, fobie itp) i bardzo mi to pomogło.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 173
- Rejestracja: 21 września 2016, o 18:57
Mam tego typu idee, ale mogą u mnie być reakcją na to, co moja "psychika" uznaje za "okrucieństwo religii", wolałbym, aby każda czująca istota trwała w wielkiej rozkoszy i wygodzie bez końca (nawet, jeśli u każdej z tych innych przyjemności byłyby jeszcze większe niż u mnie), nie chcę kogokolwiek gorszyć.
Miałem złe myśli typu "jestem jedynym Bogiem i nic czującego poza mną nie może zaistnieć, bo we wszechbycie może istnieć tylko jedna istota świadoma i doznająca, że jestem jedynym Bogiem, ale nie mam mocy, aby stworzyć jakąkolwiek inną istotę i moje życie to tylko zabawa" albo, w łagodniejszej wersji, że jestem jedynym czującym bytem we wszechbycie (i że Bóg nie czuje niczego, bo jest "tak bardzo" transcendentny, ale mimo tego mnie stworzył) i że natura wszechbytu jest taka, że może być stworzona tylko jedna istota czująca (bo jeśli dwie albo więcej (ale nie nieskończenie wiele), to czemu nie stworzyć nieskończenie wiele osobnych istot czujących? (nieskończoność nie jest liczbą, zwłaszcza nie jest ona liczbą naturalną).
Fascynuje mnie matematyczna nieskończoność. Spotkałem się ze stwierdzeniem, że "matematyka to nauka o zerze, jedynce i nieskończoności" (czy czymś podobnym).
Dla mojej "psychiki" idee piekła czy anihilacji są absolutnym absurdem moralnym, a dla większości religii abrahamowych są one prawdą...
Miałem złe myśli typu "jestem jedynym Bogiem i nic czującego poza mną nie może zaistnieć, bo we wszechbycie może istnieć tylko jedna istota świadoma i doznająca, że jestem jedynym Bogiem, ale nie mam mocy, aby stworzyć jakąkolwiek inną istotę i moje życie to tylko zabawa" albo, w łagodniejszej wersji, że jestem jedynym czującym bytem we wszechbycie (i że Bóg nie czuje niczego, bo jest "tak bardzo" transcendentny, ale mimo tego mnie stworzył) i że natura wszechbytu jest taka, że może być stworzona tylko jedna istota czująca (bo jeśli dwie albo więcej (ale nie nieskończenie wiele), to czemu nie stworzyć nieskończenie wiele osobnych istot czujących? (nieskończoność nie jest liczbą, zwłaszcza nie jest ona liczbą naturalną).
Fascynuje mnie matematyczna nieskończoność. Spotkałem się ze stwierdzeniem, że "matematyka to nauka o zerze, jedynce i nieskończoności" (czy czymś podobnym).
Dla mojej "psychiki" idee piekła czy anihilacji są absolutnym absurdem moralnym, a dla większości religii abrahamowych są one prawdą...