Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nastąpił u mnie emocjonalny przełom

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
ODPOWIEDZ
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

26 kwietnia 2016, o 22:02

PaulinaDobrevv pisze:i zazdro pochwały od Victora :DD ^^
LOL :D

subzero1993 co do książki o inteligencji emocjonalnej to generalnie jest warta przeczytania, ja mam do niej tylko jedno zastrzeżenie, że gdybym czytał ją podczas zaburzenia to w pewien sposób by mogła mnie demotywować (tak jak to odczułem).
Bowiem w paru miejscach autor pisze, że jak się już pojawia zaburzenie to człowiek raczej ma małe szanse aby emocje ogarnąć i wymagana może być farmakoterapia. Z czym ja np. się nie do końca zgadzam.
Ale, że po prostu autor nie jest psychologiem który zawodowo zajmuje się zaburzeniami psychicznymi, bardziej jest teoretykiem na tematy IE (w jej wypadku zresztą dobrym) mogę mu to wybaczyć :D i jeśli chodzi o naukę o emocjonalności człowieka książkę można polecić.

Olalala wszystko powoli, nie daj się zjeść presji na odburzanie :D
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
subzero1993
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1006
Rejestracja: 5 kwietnia 2016, o 22:09

27 kwietnia 2016, o 09:43

To w takim razie przeczytam ją jak już nabiorę dystansu po nerwicy, jednakże ja z autorem nawet na tym etapie co teraz jestem bym się nie zgodził, ponieważ na starcie nerwicy postanowiłem sobie wyjść z tego bez leków i choć było ciężko to widzę, że da się, a każdy mój sukces daje mi ogromną satysfakcję. :D Aktualnie czytam sobie "Pokonaj depresję, stres i lęk czyli terapia poznawczo-behawioralna w praktyce". Póki co mi się podoba, nie tylko jako coś na nerwicę, ale jako coś co może przydać się w przyszłości :) I dzięki wszystkim za rady. Wiele dla mnie znaczą :)
Jak szukać objawów bez nakręcania się -> http://www.zaburzeni.pl/viewtopic.php?p=100011#p100011
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1856
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

27 kwietnia 2016, o 12:31

Słuchajcie, dzisiaj znowu wyszłam z pętli lęku :-) czuję się normalnie, mam jedynie objawy fizyczne (z oddychaniem), ale nie czuję lęku wolnopłynącego 'xxdd

I nie boję się tych objawów, to jest niesamowite 'xxdd

To naprawdę działa, Victor staram się panować nad swoją radością :D A tak na serio to ta granica wyjścia z tego jest tak cienka, nie zdajecie sobie nawet sprawy, ale zdacie jak ją przekroczycie :-)
Awatar użytkownika
Nynuszka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 96
Rejestracja: 8 kwietnia 2016, o 10:59

27 kwietnia 2016, o 13:54

Gratuluję :si :cm ^^
subzero1993
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1006
Rejestracja: 5 kwietnia 2016, o 22:09

27 kwietnia 2016, o 16:15

To gratulacje, ja też dzisiaj spędzam kompletnie normalny i świadomy dzień. Niesamowita sprawa. Czujesz, że w końcu umysł jest narzędziem a nie dyktatorem, prawda? :D
Jak szukać objawów bez nakręcania się -> http://www.zaburzeni.pl/viewtopic.php?p=100011#p100011
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1856
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

28 kwietnia 2016, o 07:52

subzero1993 pisze:To gratulacje, ja też dzisiaj spędzam kompletnie normalny i świadomy dzień. Niesamowita sprawa. Czujesz, że w końcu umysł jest narzędziem a nie dyktatorem, prawda? :D
subzero, dokładnie tak! Wczoraj tak siedziałam na szkoleniu w pracy I nagle poczułam lęk. I nagle sobie myślę: "noż kurna I co z tego, to ja mogę zdecydować jak się czuję."
subzero1993
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1006
Rejestracja: 5 kwietnia 2016, o 22:09

28 kwietnia 2016, o 17:58

No to świetnie. Jakby sie tak natrętów jeszcze pozbyć to możnaby mówić nawet o komforcie życia :D
Jak szukać objawów bez nakręcania się -> http://www.zaburzeni.pl/viewtopic.php?p=100011#p100011
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1856
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

11 maja 2016, o 15:35

Słuchajcie, mam dylemat odnośnie mojej terapii psychodynamicznej. Mam wrażenie, że ona trzyma mnie w jakimś klinczu... wiem że z niektórymi dzielę się swoimi obawami na Pw, ale może ktoś jeszcze rzuci na to okiem.

Otóż gdy zaczęłam odburzać się wg Divovica to zaczęło być coraz lepiej. W końcu zwierzyłam się o tym terapeutce. Ona natomiast stwierdziła, że to niemożliwe, że tak szybko poczułam poprawę... to było jakieś 2-3 miesiące jak zaczęłam się odburzać. No nic, kontynuowałam nadal terapię I odburzałam się wg forum. Przeżyłam nie tak dawno temu duży kryzys, który opisałam w pierwszym poście, podczas którego dałam lękowi być w największej chyba formie, dałam wleźć atakowi paniki na głowę dosłownie I po tym jak to minęło to pierwszy raz tak w 100% odczułam, że to nerwica I wymysł mojej głowy. Po tym nastąpiła znowu duża poprawa, po prostu przestałam kompletnie żyć nerwicą, bo nie stanowiło to dla mnie problemu, bo wiedziałam, że te wszystkie objawy, myśli to pic na wodę. Więc chciałam uspokoić swój stan emocjonalny.

Problem jest taki, że w czasie każdej sesji terapeutycznej analizowane jest non stop moje zachowanie, dlaczego mogłam się tak zachować, a nie inaczej, ciągła analiza I powroty do przeszłości, do relacji z matką. Mam wrażenie, że to drażni moje nerwy, że przez to ja nie pozwalam wyciszyć się mojemu stanowi emocjonalnemu, bo ciągle widzę zagrożenie - że jakaś przyczyna spowodowała to, że stało się to co się stało I teraz jak mam rozwiązać ten dylemat żeby nerwica ustąpiła... I tak kręcę się w kółku. Ja np. już nie chcę rozmawiać z terapeutką o tym jaka była moja mama, bo tysiąc razy to wałkowałam I wiem jaka była I jej wybaczyłam I nie chcę tego w kółko rozdrapywać, ale terapeutka wraca tego z uporem maniaka I bardzo mnie to drażni I wpędza w przekonanie, że mam przesrane - że tak było w przeszłości I teraz koniec. Po prostu mam wrażenie, że to nie daje mi pójść dalej, że ja się kręcę w jednym punkcie.

Niestety mam też wrażenie, że przez takie analizy mój stan lękowy wzrasta I przez to czuję się zagubiona, a terapeutka na tym żeruje I trzyma mnie to w klinczu, bo przez to mam takie myśli: a może ona ma rację I powinnam to drążyć?

Tylko, że to mnie ciągle ciągnie w dół, a nie daje iść do przodu :( terapeutka tłumaczy to przenoszeniem relacji z mama na nią, a ja mam to w sumie gdzieś, bo ta wiedza mi nic nie daje, a mój nastrój spada...

Jak się poczuję dobrze to jest to traktowane jako opór tudzież ukryta złość.... no szlag mnie trafia.

Czy ktoś może podzielić się ze swoimi odczuciami z tą terapią?

Ja dzięki Divovicowi robię mega postępy, a dzięki terapii jakby na nowo "wracam" do tego, albo raczej bym powiedziała "siedzę w tym".
damiank7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 52
Rejestracja: 15 kwietnia 2016, o 14:26

11 maja 2016, o 15:41

Skąd ja to znam :v Psychoterapeuta oprócz zlecenia, które dostał od Ciebie ma też swój interes- zarabiać pieniądze za każdą wizytę :P Wyjście z nerwicy to skupienie się przede wszystkim na sobie, swoich emocjach, poznaniu siebie, chęci zmiany czegoś w sobie, bo poprzedni styl życia mógł doprowadzić do nerwicy. No i tyle, u mnie terapia przynosiła efekt, że do końca dnia się uspokajałem. To tak jakby uciąć chwastowi liść, a jego trzeba wyrwać. Zachowanie jest efektem naszych emocji, naszego podejścia. Takie jest moje zdanie :D
kucyki46
Gość

11 maja 2016, o 15:48

Ja bym poszedł dalej i zastanowił się nie nad tym jaka on była/jest, tylko dlaczego taka była? (może o to chodzi tej terapeutce?) Doszedłem do wniosku, że prawdziwe wybaczenie wiąże się ze zrozumieniem postaw innych (a nawet trochę usprawiedliwianiem ich). Jak weźmiesz pod uwagę, że Twoje losy, tak jak i każdego z nas są m. in. szeregiem splotów róznych okolicznosci, to wtedy zaczyna się prawdziwa akceptacja. Dobrze ułozone puzzle musza się zgadzać :) I wtedy dojdziesz do wniosku, że to jest odpowiedni moment aby wziąc pełną odpowiedzialnosc za to co możesz zmienić w sobie na przyszłosc, mimo tego co w Tobie zaszło kiedyś.
Awatar użytkownika
Edward27
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 217
Rejestracja: 29 marca 2016, o 20:35

11 maja 2016, o 16:04

U mnie było podobnie. Poczułem się zdecydowanie lepiej dzięki poradom z tego forum, przesłuchaniom nagrań chłopaków, pracą nad sobą, zmianą myślenia i zaakceptowania, że to tylko lęk, rozładowanie negatywnych emocji, nerwica i tyle, albo aż tyle. Wszyscy moi bliscy zobaczyli u mnie zdecydowaną poprawę, ja to również zauważyłem i postanowiłem zrezygnować z psychoterapii ponieważ odczułem, że mojej specjalistce zależy tylko i wyłącznie na kasie. Do zakończenia psychoterapii podchodziłem w rozmowach z moją specjalistką kilka razy. Wyczuła, że chcę już zakończyć sesje i zaczęła chamsko mi wmawiać, że już widzi u mnie poprawę, ale nie taką jaką sobie ona wyobraża, że ta poprawa trwa zbyt krótko i że potrzebuje częstszych spotkań. Czyli już nie jeden raz w tygodniu tylko minimum 3 razy w tygodniu... Paranoja. Dobrze mi również podpowiedziała inna pani psycholog na nfz, do której równocześnie uczęszczałem ponieważ przez 8 spotkań miała mi wystawić diagnozę lekarską i co mi dolega (silna nerwica natręctw myślowych). Podczas tych 8 spotkań (okres czasu około 2-3 miesięcy) stwierdziła, że widzi u mnie znaczną poprawę i że wyjdę z tego sam bez pomocy leków czy terapii prywatnej. Opowiedziałem mojej pani psycholog na nfz, o tej sytuacji z płatnym specjalistą i skomentowała to tylko tak: "Pan jest silny psychicznie, choć zdarzyły się Panu potknięcia, ale jeśli Pana nie zniszczyły natręty myślowe, impulsy oraz totalne załamanie to Pan wykaraska się z tego bez pomocy leków czy płatnych spotkań z tamtą panią psycholog. To normalne, że Pana będzie namawiała specjalistka na jak najdłuższy okres spotkań. Wreszcie to Pana pieniądze. Siła jest w Panu, a nie w lekach czy rozmowach z płatnym specjalistom". Zapamiętałem te słowa i nie zapomnę ich do końca życia. Nie namawiam nikogo do zakończenia psychoterapii bo to każdego osobista sprawa. Ja podjąłem taką decyzje i jakoś od miesiąca normalnie sobie żyję. Wiadome raz jest lepiej raz jest gorzej, jak to w życiu, a nie w bajce, ale obiecałem sobie, że już nigdy nie doprowadzę się do takiego wyniszczenia i do takiego złego stanu choćby nie wiadomo co.
Mały chłopczyk w dużym ciele w zwariowanym świecie ;)
betii
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 995
Rejestracja: 1 sierpnia 2014, o 13:45

11 maja 2016, o 16:43

Olalala pisze:Słuchajcie, mam dylemat odnośnie mojej terapii psychodynamicznej. Mam wrażenie, że ona trzyma mnie w jakimś klinczu... wiem że z niektórymi dzielę się swoimi obawami na Pw, ale może ktoś jeszcze rzuci na to okiem.

Otóż gdy zaczęłam odburzać się wg Divovica to zaczęło być coraz lepiej. W końcu zwierzyłam się o tym terapeutce. Ona natomiast stwierdziła, że to niemożliwe, że tak szybko poczułam poprawę... to było jakieś 2-3 miesiące jak zaczęłam się odburzać. No nic, kontynuowałam nadal terapię I odburzałam się wg forum. Przeżyłam nie tak dawno temu duży kryzys, który opisałam w pierwszym poście, podczas którego dałam lękowi być w największej chyba formie, dałam wleźć atakowi paniki na głowę dosłownie I po tym jak to minęło to pierwszy raz tak w 100% odczułam, że to nerwica I wymysł mojej głowy. Po tym nastąpiła znowu duża poprawa, po prostu przestałam kompletnie żyć nerwicą, bo nie stanowiło to dla mnie problemu, bo wiedziałam, że te wszystkie objawy, myśli to pic na wodę. Więc chciałam uspokoić swój stan emocjonalny.

Problem jest taki, że w czasie każdej sesji terapeutycznej analizowane jest non stop moje zachowanie, dlaczego mogłam się tak zachować, a nie inaczej, ciągła analiza I powroty do przeszłości, do relacji z matką. Mam wrażenie, że to drażni moje nerwy, że przez to ja nie pozwalam wyciszyć się mojemu stanowi emocjonalnemu, bo ciągle widzę zagrożenie - że jakaś przyczyna spowodowała to, że stało się to co się stało I teraz jak mam rozwiązać ten dylemat żeby nerwica ustąpiła... I tak kręcę się w kółku. Ja np. już nie chcę rozmawiać z terapeutką o tym jaka była moja mama, bo tysiąc razy to wałkowałam I wiem jaka była I jej wybaczyłam I nie chcę tego w kółko rozdrapywać, ale terapeutka wraca tego z uporem maniaka I bardzo mnie to drażni I wpędza w przekonanie, że mam przesrane - że tak było w przeszłości I teraz koniec. Po prostu mam wrażenie, że to nie daje mi pójść dalej, że ja się kręcę w jednym punkcie.

Niestety mam też wrażenie, że przez takie analizy mój stan lękowy wzrasta I przez to czuję się zagubiona, a terapeutka na tym żeruje I trzyma mnie to w klinczu, bo przez to mam takie myśli: a może ona ma rację I powinnam to drążyć?

Tylko, że to mnie ciągle ciągnie w dół, a nie daje iść do przodu :( terapeutka tłumaczy to przenoszeniem relacji z mama na nią, a ja mam to w sumie gdzieś, bo ta wiedza mi nic nie daje, a mój nastrój spada...

Jak się poczuję dobrze to jest to traktowane jako opór tudzież ukryta złość.... no szlag mnie trafia.

Czy ktoś może podzielić się ze swoimi odczuciami z tą terapią?

Ja dzięki Divovicowi robię mega postępy, a dzięki terapii jakby na nowo "wracam" do tego, albo raczej bym powiedziała "siedzę w tym".
Olalala ja to samo przerobiłam na terapi. Chodziłam 1,5 roku i wkółkobyło o mojej relacji z matką. Przyczepiła się do tego jak rzep do psiego ogona. Moja relacja z matką była bardzo dobra i dzieciństwo również. Nerwicę wywołalo zupełnie co innego ale terapeutka ciągle grzebała w moim dzieciństwie, a dzieciństwo miałam super i wszystkim takiego życzę. Zrezygnowałam wkońcu z terapi bo ta terapia powodowała tylko to że sama zaczęłam się zastanawiać nad moją relacją z matką i zaczełam się oddalać od rodziców. Zrozumiałóam że nie tu jest błąd. Zamiast stawiać czoła moim lękom to grzebaliśmyw moim życiu bezsensu.Musisz sama sobie to przemyśleć i poukładać .Czasem trzeba zawierzyć sobie. Terapeuta to człowiek jak każdy inny. Teraz odburzam się sama bo przez 1,5 roku wydałam tylko mnóstwo kasy a byłam w coraz gorszym stanie.Moich rodziców to akurat bardzo kocham i wszystko im zawdzięczam a dzieciństwo miałam świetne.
Zmień nawyki myślowe, a odmienisz swój los!
Kiedy już nauczysz się kierować uczucia i myśli na właściwe tory, spokój ducha i fizyczne zdrowie na pewno przyjdą same.
"Pamiętaj, że mamy do czynienia jedynie z myślami, a myśli mogą zostać zmienione. Gdy zmieniamy nasze myślenie, zmieniamy naszą rzeczywistość". Louise L. Hay
helpmi
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 535
Rejestracja: 18 stycznia 2014, o 20:43

11 maja 2016, o 20:20

Olalala ja chodzilem takze na psychodynamiczna terapie i np moja pierwsza terapeutka to byl syf, kila i mogila, bo byla to chyba katolicka terapeutka probujaca mi wmowic wrecz ze jak czlowiek jest bez wiary przychodza zaburzenia. Zrezygnowalem.
Druga za to powiedziala ze albo wybieram terapia z nia albo fora i ksiazki o nerwicy, zrezygnowalem bo nie chcialem sie uzalezniac od jednego czlowieka. Dopiero trzecia terapeutka terapeutyzowala, rozmawialismy sobie ale bardzo mi kibicowala w odpowiednim stosunku do zaburzenia. Na poczatku sie martwila jak jej mowilem o nagraniach :D ale to chyba wynika stad ze naprawde w sieci to te rozne tresci to czesto katastrofa, pisana z palca lub wymyslane sa jakies niestworzone poglady ale ponoc posluchala chlopakow i powiedziala ze nie ma zadnych przeciwskazan co do ich tresci. A nawet uwazam ze byla pod lekkim wrazeniem ze ktos tak szczegolowo to wyjasnil.
Mnie to tylko dziwi jak ktos o wyksztalceniu psychologicznym moze mowic ze cos jest niemozliwe. Anomalnia jak dla mnie.
Awatar użytkownika
Nynuszka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 96
Rejestracja: 8 kwietnia 2016, o 10:59

12 maja 2016, o 07:57

Olalala pisze:Słuchajcie, mam dylemat odnośnie mojej terapii psychodynamicznej. Mam wrażenie, że ona trzyma mnie w jakimś klinczu... wiem że z niektórymi dzielę się swoimi obawami na Pw, ale może ktoś jeszcze rzuci na to okiem.

Otóż gdy zaczęłam odburzać się wg Divovica to zaczęło być coraz lepiej. W końcu zwierzyłam się o tym terapeutce. Ona natomiast stwierdziła, że to niemożliwe, że tak szybko poczułam poprawę... to było jakieś 2-3 miesiące jak zaczęłam się odburzać. No nic, kontynuowałam nadal terapię I odburzałam się wg forum. Przeżyłam nie tak dawno temu duży kryzys, który opisałam w pierwszym poście, podczas którego dałam lękowi być w największej chyba formie, dałam wleźć atakowi paniki na głowę dosłownie I po tym jak to minęło to pierwszy raz tak w 100% odczułam, że to nerwica I wymysł mojej głowy. Po tym nastąpiła znowu duża poprawa, po prostu przestałam kompletnie żyć nerwicą, bo nie stanowiło to dla mnie problemu, bo wiedziałam, że te wszystkie objawy, myśli to pic na wodę. Więc chciałam uspokoić swój stan emocjonalny.

Problem jest taki, że w czasie każdej sesji terapeutycznej analizowane jest non stop moje zachowanie, dlaczego mogłam się tak zachować, a nie inaczej, ciągła analiza I powroty do przeszłości, do relacji z matką. Mam wrażenie, że to drażni moje nerwy, że przez to ja nie pozwalam wyciszyć się mojemu stanowi emocjonalnemu, bo ciągle widzę zagrożenie - że jakaś przyczyna spowodowała to, że stało się to co się stało I teraz jak mam rozwiązać ten dylemat żeby nerwica ustąpiła... I tak kręcę się w kółku. Ja np. już nie chcę rozmawiać z terapeutką o tym jaka była moja mama, bo tysiąc razy to wałkowałam I wiem jaka była I jej wybaczyłam I nie chcę tego w kółko rozdrapywać, ale terapeutka wraca tego z uporem maniaka I bardzo mnie to drażni I wpędza w przekonanie, że mam przesrane - że tak było w przeszłości I teraz koniec. Po prostu mam wrażenie, że to nie daje mi pójść dalej, że ja się kręcę w jednym punkcie.

Niestety mam też wrażenie, że przez takie analizy mój stan lękowy wzrasta I przez to czuję się zagubiona, a terapeutka na tym żeruje I trzyma mnie to w klinczu, bo przez to mam takie myśli: a może ona ma rację I powinnam to drążyć?

Tylko, że to mnie ciągle ciągnie w dół, a nie daje iść do przodu :( terapeutka tłumaczy to przenoszeniem relacji z mama na nią, a ja mam to w sumie gdzieś, bo ta wiedza mi nic nie daje, a mój nastrój spada...

Jak się poczuję dobrze to jest to traktowane jako opór tudzież ukryta złość.... no szlag mnie trafia.

Czy ktoś może podzielić się ze swoimi odczuciami z tą terapią?

Ja dzięki Divovicowi robię mega postępy, a dzięki terapii jakby na nowo "wracam" do tego, albo raczej bym powiedziała "siedzę w tym".

Też tak mam i też tak uważam. Już nawet myślałam żeby zmienić terapeutkę bo ileż to można przerabiać kwestię matki, której już przebaczyłam.
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1856
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

12 maja 2016, o 10:46

kucyki46 pisze:Ja bym poszedł dalej i zastanowił się nie nad tym jaka on była/jest, tylko dlaczego taka była? (może o to chodzi tej terapeutce?) Doszedłem do wniosku, że prawdziwe wybaczenie wiąże się ze zrozumieniem postaw innych (a nawet trochę usprawiedliwianiem ich). Jak weźmiesz pod uwagę, że Twoje losy, tak jak i każdego z nas są m. in. szeregiem splotów róznych okolicznosci, to wtedy zaczyna się prawdziwa akceptacja. Dobrze ułozone puzzle musza się zgadzać :) I wtedy dojdziesz do wniosku, że to jest odpowiedni moment aby wziąc pełną odpowiedzialnosc za to co możesz zmienić w sobie na przyszłosc, mimo tego co w Tobie zaszło kiedyś.
kucyki, moja mama to równiez człowiek poraniony I jak to dopuściłam do siebie, że ona miała też cięzkie życie (ojciec alkoholik) I że ma prawo nie być idealna (bo jest tylko człowiekiem) to przestałam czuć wewnętrzną potrzebę jeżdżenia po niej non stop. Naprawdę. Terapeutka odbiera to jednak raczej jako opór I pyta się co ja wtedy czułam, że to jest ważniejsze niż zrozumienie dla czyichś zachowań...

Mnie natomiast terapeutka jakby cały czas podburza, każe mówic o tym jakie wtedy miałam odczucia I emocje, w takich I takich sytuacjach, ale te sytuacje są mega podobne do siebie I zawsze jak powrócę do nich myslowo to sprawiają przykrość. Tylko co z tego. Ja nie chcę epatować wściekłością I agresją. Przecież znamy to z forum - robisz to samo, dostajesz to samo. Czemu mam non stop kierować swoje myśli na lęk I na złość, a nie na to co dobre?

Przykro mi, że terapeutka nie dopuszcza też tego, że może sie nie dopasowałyśmy (osobowościowo I jako rodzaj terapii) - powiedziałam jej o tym ostatnio, a wszystko tłumaczone jest tylko z jej puntku widzenia, czyli psychodynamicznego. Ona przez to nie podchodzi do mnie jak do człowieka tylko jak do pacjenta, jak do jakiegoś obiektu. A jeśli mam zbudować z kimś takim relację to jak? I kosztem czego ona to robi? Tego, że udowodni jakiś paradygmat swojego nurtu, a nie potrafi się cieszyć, że się lepiej czuję?

Ja miałam zawsze problem z podejmowaniem decyzji, bo bałam się konsekwencji. Myślę, że przyszedł dobry moment żeby pójść WRESZCIE za głosem serca.

Dziękuję Wam kochani za te cenne uwagi.

Ja uważam, że jestem silna, bo sama rzuciłam leki (a kiedyś brałam je 8 lat, z późniejszą 2 letnią przerwą), na własną odpowiedzialność, zaczęłam na własną odpowiedzialność odburzanie I nie dam sobie wmówić teraz jakichś psychologicznych wynaturzeń, że czuję się lepiej, bo coś tam. A póki co widzę, że szarpie się z tą terapią - a przecież obiecałam sobie przy wychodzeniu z nerwicy, że już nie będę się szarpać z życiem.

Co ciekawe, byłam na 2 spotkania z terapeutką poz-beh I babka była pod wrażeniem, że samej udało mi się wyjść w miarę na prostą, szczerze mi gratulowała.
ODPOWIEDZ