Witam wszystkich.
Na wstępie opisze swoją historię, dla niektórych będzie nudna, dla niektórych na pewno bardzo pomocna, bo jestem przekonany, że na forum nie jestem jedyny.
A więc... Od małego a dokładniej od 12 roku życia zacząłem się czuć niezręcznie w zwyczajnych sytuacjach społecznych, zwłaszcza w kontaktach z kobietami. Niechęć do rozmowy, silna niepewność, jak to mówią (za wysokie progi na Twoje nogi) czyli niska samoocena. I tak z tym męczyłem się aż do 16 roku życia, zaczęło mnie to bardzo irytować, negatywnie nastawiać do środowiska rodzinnego jak i dalszego, bywały wakacje, które spędzałem zupełnie SAM

. Gdy byłem w 3 gimnazjum pewien znajomy zaproponował mi marihuanę, a że byłem bez pieniędzy - zaproponowałem to innemu znajomemu, który nigdy nie palił - zgodził się. Zapaliłem 1 raz i nic mnie nie kopnęło - poprostu 0. Potem trafiła się 2 i 3 okazja i to były jedne z moich najlepszych (wtedy) dni życia. Byłem bardzo odważny, pewny siebie, wesoły - to było to o czym najbardziej marzyłem (i marzę do teraz). Gdy skończyłem gimnazjum (a mieszkam na wsi) poszedłem do miasta (wtedy były jeszcze otwarte sklepy z dopalaczami) no i zacząłem kupywać te dopalacze, zaczęło mi się to bardzo podobać - jednocześnie przestało mi zależeć na życiu przez to, że w końcu znalazłem furtkę przez którą swobodnie uciekałem od wstydu i innych DOBIJAJĄCYCH (piszę to ze łzami w oczach) objawów fobii społecznej. Gdy zamknęli sklepy przerzuciłem się na internet skąd zamawiałem już znaczne ilośći tych dopalaczy, a zwłaszcza stymulantów (czyli pochodnych amfetaminy, kokainy itp.) Ćpałem tak przez całą 3 letnią zawodówkę (dopalacze, narkotyki zwykłe oraz acodiny z apteki), pod koniec nauki było najgorzej, gdyż doszedłem do wniosku po zażyciu 3 paczek acodinu, że to życie jednak ma sens, przez to całe 6 godzin nie byłem naćpany tylko w końcu zrozumiałem, że Bóg istnieje, że zależy mu na moim życiu i, że to życie jednak ma sens. Przestałem ćpać na dobre kilka miesięcy (teraz nie pamiętam i raczej sobie nie przypomnę ile tych miesięcy było - bodajże 2). Po tych 2 miesiącach naszła mnie nagła niepohamowana chęć aby się naćpać ale tylko 1 raz...Wiadomo...na 1 razie się nie skończyło, wiele nieprzespanych nocy po stymulantach (bardzo silnych i bardzo czystych dopalaczach). Pewnego razu doszło do tego, że nie spałem aż 4 doby, odziwo pamiętam te dni jak dziś - występował wtedy silny lęk spowodowany obawami, że moi współlokatorzy czyli najbliższa rodzina coś podejrzewają i mnie śledzą, przez całą noc ciało miałem spięte w pełnej gotowości nasłuchujące czy nikt nie stoi za drzwiami i mnie nie szpieguje. Pamiętam jak dziś, że w tych momentach doświadczałem średniego bicia serca. Tej 4 dobry, z której pamiętam prawie wszystkie godziny (nie mam pojęcia dlaczego) od ostatniej "kreski" którą wciągnąłem około 2-3 nad ranem aż do rana nie opuszczały mnie silne palpitacje i kołatanie serca - bardzo silny lęk (zawał serca, udar mózgu) - ze strachu przestałem ćpać przez tydzień - kołatanie serca nie ustąpiło więc stwierdziłem, że te dopalacze dalej siedzą w moim organizmie i potrzebują czasu więc nie ćpałem jeszcze 2 tydzień - nie przyniosło to żadnego zadowalającego efektu (przez te 2 tygodnie cały czas myślałem o sercu, zawale co nasilało nieprzyjemne objawy). Pomijając kilka nieistotnych faktów, wziąłem się w garść i poszedłem do psychiatry - na moje szczęście trafiłem na starszą, bardzo doświadczoną osobę, która po wymianie kilku pierwszych zdań zdobyła moje zaufanie. Teraz zażywam psychotropy już od ładnych 3-4 miesięcy (nie liczyłem) ale niestety...razem z tymi lekami bardzo często sobie popijam piwko oraz delektuję się narkotykami i dopalaczami. Leki bardzo dużo pomogły, ale teraz gdy mam już 20 lat i niejednokrotnie przemyślałem swoje życie stwierdzam, że jestem na bardzo dobrej drodze, która prowadzi do pokonania moich wszystkich problemów, niestety narkotyki i dopalacze odgrywają zbyt wielką rolę w moim życiu. Chciałbym jeszcze dodać, że na trzeźwo nigdy nie odważyłbym się opisać całego swojego życia w celu uzyskania pomocy. Będąc w tym momencie naćpany mam odwagę poprosić Was o szczerą pomoc, jak z tego wyjść bez żadnych odwyków, jak znaleźć kobietę (to jest jedno z największych moich teraźniejszych marzeń), jak w końcu wziąć się za siebie i pokonać te wszystkie pierdolone lęki, które niszczą mnie od najmłodszych lat. Ja chcę walczyć, naprawdę chcę walczyć tylko nie wiem od czego zacząć i jak nie ulegać narkotykowym pokusom. Chciałbym dodać, że dzięki narkotykom nabyłem wiele pozytywnych doświadczeń a gdy zacząłem narkotyków nadużywać nabyłem dużo więcej tych negatywnych, które zagłuszają te pozytywne. Gdy jestem sam i patrzę w lusto mam bardzo wysoką samoocenę - gdy jestem wśród jakichkolwiek ludzi samoocena drastycznie spada, jestem przyzwyczajony, że na trzeźwo w towarzystwie morda w kubeł i przytakiwanie. Przepraszam za ten chaos w moich słowach - staram się jak najdokładniej opisać swoją historię. Jest mi na prawdę ciężko, bardzo mnie boli to, że krzywdzę swoją matkę...sumienie mnie gwałci emocjonalnie - mimo to cały czas wierzę, że kiedyś będę normalnym człowiekiem i będę czcił do końca życia tego kto mi w tym pomoże. Co o tym wszystkim myślicie? Uzupełniając niejasnośći mam 20 lat, choruję na fobię społeczną, depresję lękową z zaburzeniami mieszanymi (czyli nerwica z wieeeeeloma objawami), znajomych mam coraz mniej co boli mnie coraz bardziej i bardziej. Mogę jedynie liczyć na zainteresowanie tym tematem doświadczonych i empatycznych osób. Pozdrawiam Was wszystkich gorąco (: