chyba dorosłem do najważniejszego wpisu, bo to będzie swoista autobiografia.
I myślę, że omówię tutaj przyczyny zaburzenia..
Podstawówka i gimnazjum
Zaczynajmy. Urodzony w 94. Nie pamiętam dużo z dzieciństwa, raczej było w porządku. Przełomem było w 2004 jak zmarł mój dziadek i co tydzień do 18 roku życia wyjeżdżałem na każdy weekend do babci i się nią opiekowałem. Ale wróćmy do dzieciństwa. Już w okresie podstawówki nie do końca dogadywałem się z rówieśnikami i nie raz troszkę było mi przykro. Ale w gimnazjum był przełom. Chyba ciężkie 3 lata życia - jako jeden postawiłem się połowie bananowej klasy i tyrali mnie przez 3 lata. Głównie psychicznie i fizycznie, co też było moją winą , bo nie miałem podejścia o zaalarmowaniu problemu, tylko to znosiłem. Z resztą myślałem, że nie wpłynie to na mnie. Już wtedy miałem pierwsze myśli samobójcze, ale traktowałem to jako same myśli i nigdy tego nie próbowałem... Było ciężko i dałem radę, dzisiaj im już wybaczam. To ważne, to do nich kiedyś wróci karma
[Liceum]
Ciekawy poszedł do liceum. Jednego z najlepszych w Łodzi. I w sumie w liceum się odnalazł, ale mimo to zawsze miał za duże ambicję. Wtedy nadal jeździłem do babci i okresy jakiś miłości/imprez mnie ominął. W Smardzewie zacząłem grać w piłkę. No i co myślę przełomowego, że chodziłem do klasy informatycznej , a tej informatyki nie lubiłem. Dodatkowo, już wtedy każde wakacje pracowałem i zacząłem trenować sport. Już wtedy zaczynały się jakieś natrętne myśli - np. przeżywanie jednego wymuszenie pierwszeństwa przez 2 miesiące, albo jakiś sytuacji na rowerze , które mogły się dla mnie źle skończyć. Już wtedy miałem za dużo stresów - wszystkim się przejmowałem, a szkołą najbardziej mnie irytowała. O stosunkach w domu napiszę potem ... W klasie maturalnej 3-razy w tygodniu chodziłem na kick boxing , jeździłem rowerem po 30-40km dziennie. Dużo było stresów i zmęczenia, ale czułem , że żyję

[Studia i początki nerwicy]
W wakacje przed pójściem do szkoły pracowałem codziennie też po wiele godzin -10, 12h. Wtedy poszedłem na pierwszy rok studiów . Mimo ciężkich studiów nadal trenowałem i studiowałem, dodatkowo pracowałem dorabiając Sobie naprawiając komputery. Nadal się stresowałem, że nie lubię IT i nie pasuję mi to. Ale żyłem, w czasie II semestru miałem już jakieś małe jazdy nerwicowe ... Coś tam przeżywałem, że prawie spowodowałem wypadek, albo że nie zauważę światła .. No i troszkę to było problemem już wtedy. Dodatkowo jakie pierwsze natrętne myśli ...
[II rok studiów i prawdziwa nerwica]
Po I roku studiów poszedłem do pracy na budowie i przez całe wakacje pracowałem łącznie z 700 h. Głównie siedziałem w pracy, a w niedzielę na imprezy na Piotrkowską. Dodam, że już wtedy byłem zmęczony. Ale nie wymiękałem. Wtedy nieświadomy problemu zaczęła się nerwica- nakręcanie się, impulsy , sprawdzanie - lęk przed nożami, przed tirami , wysokością. Np. pamiętam, że przeczytałem w gazecie , że ktoś wbił Sobie noże w serce i od razu szedłem do kuchni i to sprawdzałem. No i byłem szczerze zmęczony tym. Dodatkowo nadal pracowałem jak się dało nad kompami , budowę skończyłem w październiku. I zaczął się kolejny semestr studiów .. Było dość ciężko, ale mimo to niczego nie zawalałem. Miałem wtedy silne lęki i kumple się naśmiewali ze mnie - co Twardy - nie wbiłeś Sobie noża w serce.
Wtedy też był przełomowy moment. Miałem jechać autem z kolegami z osiedla. Mieli wypadek, dwóch zginęło, dwóch w stanach tragicznych. Dziś gram z nimi w piłkę

Ale wtedy bardzo to przeżywałem, mogłem jechać z nimi, pisali do mnie... Ale wolałem się uczyć, raz w życiu

No i miałem multum innych leków - rzucaniem się pod auta, wpychaniem kogoś pod tramwaj , rzucaniem się pod auta, pociągi , wysokości, wypychaniem kogoś przez okno, rzucaniem się pod tira.Wszystko to natręty, ale wtedy tego nie byłem świadomy. Lęk przed wszystkimi przedmiotami. Kojarzę jakieś sprawdzanie , czy nie jestem w stanie coś zrobić - kiedyś jak szedłem na miasto , sprawdzałem, czy rzucę się pod nadjeżdżająca Taxi. I inne takie jazdy. Lęk przed wszystkim miałem , non stop jakieś jazdy , ale myślałem, że to minie. Odstawiłem rower , jeździłem tramwajami. W grudniu poznałem pierwszą , fajną dziewczynę, co też zmieniło trochę. Ale nadal miałem ostrą nerwicę i nie raz pytałem jej się, czy ona uważa na mnie, bo ja jej coś zrobię i inne bezsensowne idiotyzmy. Bałem się tego strasznie, nadal miałem jakieś impulsy. Ale starałem się żyć ... Przełomem było znalezienie zaburzonych.pl. co nastąpiło w czerwcu roku 2015. Stwierdziłem , że to nerwica i moje życie się ustabilizowało, czytałem artykuły i nie przemęczałem się. Chodziłem na 6-7 h na praktyki codziennie, nawet mi się podobało. Miałem różne lęki, ale był to dość dobry okres w moim życiu.
Ale w październiku i listopadzie wróciłem na studia i budowę. Wtedy miałem najgorszy przedmiot na studiach i mimo ogromnego stresu po 2 miesiącach zaliczyłem go na 5 i zdałem semestr prawie w połowie grudnia. Chodziłem wieczorami na budowę i w 1,5 miesiąca przepracowałem 350 h. Wiedziałem, że nerwica zaatakuje mocno , ale dzięki temu wychodzę z niej świadomie. Teraz odpoczywałem 1 miesiąc w domu, ale mimo objawy były mniejsze niż rok temu. Ale o tym potem ...
[Stosunki z rodziną]
Moi rodzice zawsze mnie kochali. Ale też dostarczali mi dużo stresów , co pewnie nie robili świadomie. Przede wszystkim, zawsze od małego lubili jak im pomagam, więc dość często co weekend z nimi robiłem. Zawsze byłem pracowity. U babci ogarniałem wszystko , od rąbania węgla do kopania działki, i potem sprzątania. W domu też pamiętam w gimnazjum, zawsze coś robiliśmy - np. ojciec kupił bardzo dużo drewna i przez każdy weekend zimy rąbaliśmy drewno. Wtedy już jako 14 latek potrafiłem rąbać drewno, ciąć piła mechaniczną i robić wiele rzeczy na działce. Od liceum zacząłem pomagać w domu, u mnie prawie co każdy weekend się sprzątało, więc zawsze na to po jakimś czasie zacząłem narzekać.. Zawsze się pracowało .. Dodatkowo, u mnie w domu panowało przeświadczenie, że muszę mieć dobra oceny i super się uczyć.. To też robiło jakąś presję ..
Mój ojciec prowadził kiedyś biznes nad morzem, a dorabiał remontami. I też tym się denerwowałem, że się przemęcza.. To był kolejny stres , jeszcze jak miałem 20 lat to babcia się do nas przeprowadziła. I tak mieszka z nami do dziś - przerabialiśmy jakieś ciężkie okresy, gdy robiła pod Siebie, albo nie trafiała do toalety. I oczywiście zanik pamięci. Z resztą moja babcia tylko mi mówiła, że zawsze myśli jak tu skończyć swój los itp ... Więc Ciekawy musiał nauczyć się wiele rzeczy, pierwszy w nocy do babci wstawał, jak leżała na podłodze , bo nie mogła wstać albo się ubrudziła. To też było trudne, miałem natrętne myśli w stosunku do babci przez całą sytuację ... Ale żyłem dalej. Babcia żyje dalej, raz lepiej , raz gorzej - ale się przyzwyczaiłem

Moi rodzice zawsze się wszystkim stresowali, co ja też tak miałem. Jak dobrze, że dostałem nerwicę, jak to mnie zmieniło na plus ...
I był jeszcze jeden problem, że nie mogli zaakceptować, że lubię grać w csa. Wiem , to może jest śmieszne, ale lubiłem pójść do komputera i nic nie robić, odpocząć. No i nie raz kłóciliśmy się często, bo moja mama taka jest. I tak walczyła 5 lat, żebym w ogóle nie grał. Bo to jest zabijanie w internecie, a ona nie wychowała mordercy... No i nadal to robię i nie przejmuję się tym.
[Nerwica a rodzina]
Rodzinie próbowałem powiedzieć, kilka razy gadaliśmy. Ale dobrze, że nie skumali. Chcieli mnie słać do psychiatry, nie zrozumieli. Moja mama to zaczęła się bać, że ja ją chcę zabić czy coś .. Masakra, nie uzyskałem żadnego wsparcia, serio - jak powiedziałem mojej siostrze, bo wtedy miałem natręt o wyskakiwaniu z auta, jak wracaliśmy z szkoły - to stwierdziła, że jestem głupi i olała temat. Zawsze wszyscy się z tego śmiali. Dlatego to zmieniło stosunek do mojej rodziny, bo nie pomogli mi z tym. Nawet nie kumali, a ja nie drążyłem tematu. Moje słabości, mój problem ... Dziewczyna - pierwsza najważniejsza, też mieliśmy pełno kłótni. Stara się mnie wspierać, ale ja już sam Sobie daje radę. Nie mówię jej o tym, bo sama się tego boi. Dlatego myślę, nie wchodziła nigdy w to wchodzić. Boi się oglądać horrory i innych rzeczy. Uważam, że sama się bała i nie kazałem jej o tym czytać. Tłumaczyła mi, że jej nic nie zrobię i może to przejściowe. Dopóki nie poznałem zaburzonych, to mnie starała się wspierać. Jeszcze kiedyś z rodziną o moich natrętach,to rodzice myśleli, że zostałem sam w domu. I ojciec z mamą gadał i nie zrozumieli jakie mam lęki , haha. Myśleli, że mam lęki przed życiem czy coś. Nikt tego nie skumał, ale wbijam w to... Mam WAS

[Przyczyny zaburzenia]
Ogólnie, myślę, że można podsumować :
- stres, którego w życiu miałem bardzo dużo
- branie odpowiedzialności za wszystkich dookoła
- życie na 120 % obrotach - zawsza praca, szkoła , dom (też obowiązki -opieka nad babcią np. , pomaganie rodzicom)
- ciężkie relację z rówieśnikami, co pisałem wcześniej
- i pewnie inne, może czucie presji ...
Co mi dała nerwica
Przede wszystkim non stop zmieniam podejście do życia. Przestałem przeżywać wszystko z rodziną i zaakceptowałem jacy są. Nie kłócę się z mamą, mówię im tylko to co potrzeba. Nadal kocham ich bardzo, ale przestałem im gadać o wielu rzeczach. Wiem, że mnie kochają, ale nie zrozumieją pewnych spraw. Przestałem snuć czarne scenariusze, bardzo to poprawiło stosunek do nich. Przestałem się przejmować jak gadają głupoty - że za mało im pomagam, albo jestem ograniczony , bo czasami gram w csa.. Nie wnikam w to. Polubiłem IT, bo zrozumiałem, że można robić inne rzeczy niż programowanie. Wiem, że życie jest nieprzewidywalne. Żyję życiem, mimo tego, że ten miesiąc był ciężki. Nadal nie lubię odpoczywać i nic nie robić, czego muszę się nauczyć. Nerwica nadal trwa , ale uczy mnie wiele. Wiele zajebistych osób tu poznałem, bardzo wdzięczny Wam jestem, bo mój komfort życia się zwiększa. Coraz więcej , coraz lepiej mi się żyję .
[Jakie mam lęki]
Nadal mam różne natręctwa mordercze/ samobójcze/ czasami spłycone emocje i jakieś myśli egzystencjalne. Ale nie wnikam w to, wrzucam to do worka z nazwą NERWICA. Nie analizuję, bo to TYLKO natręty. Czasami mam gorsze dni, ostatnio nawet bardzo często. Ale miałem ciężki miesiąc, który mnie dużo nauczył - że nie ma co każdej porażki traktować jako koniec życia, że praktyk trzeba szukać w wakacje. Że nie powinienem się wszystkim spinać, nadal mi tego brakuję ... Nauczyłem się postawy przyjacielskiej, teraz tylko muszę mieć cierpliwość i żyć po prostu ... Dużo już wiem, wdrażam w życie. Ale nawet po przeczytaniu tego posta widzę, że był to potrzebny okres w moim życiu.
Pozdrawiam