Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Moje dd

Forum dotyczące derealizacji i depersonalizacji.
Dzielimy się tutaj naszymi historiami, objawami, wątpliwościami oraz wszystkim co nas dręczy mając derealizację.
Dopisz się do istniejącego tematu lub po prostu jeśli chcesz stwórz nowy własny wątek.
Awatar użytkownika
oroczimaru
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 80
Rejestracja: 23 marca 2012, o 12:00

23 marca 2012, o 13:04

Witam, jestem tu nowy. Długo zastanawiałem się przed napisaniem na tym forum, bo bałem się zagłębiać w temat Derealizacji i Depersonalizacji. Sam fakt, że to mam momentami mnie przeraża i powoduje, że chcę stąd uciekać, przestać o tym myśleć czy w ogóle odczuwam jakiś lęk, strach w środku siebie. Postanowiłem się z tym zmierzyć i pogadać z ludźmi, którzy to mają, myślę, że to może mi też trochę pomóc. Raczej już nie zaszkodzi.

Początek :

Jakiś czas temu zaplanowałem wyjazd do przyjaciela do Anglii, wziąłem ponad tydzień wolnego i udałem się w podróż. Strasznie byłem zadowolony z tego wyjazdu - zajmuję się fotografią i liczyłem na to, że uda mi się przywieźć trochę nowych fajnych fotek. Wszystko było na prawdę super, świetnie się bawiliśmy sporo imprezowaliśmy. Mój kumpel, którego właśnie tam pojechaliśmy odwiedzić zaczął mieć problemy z atakami paniki, czuł, że zaraz umrze, że coś mu się dzieje dziwnego itd. Początkowo nie bardzo się tym przejmowałem, bo wydawało mi się, że gość przesadza i marudzi, bo się nabrał dragów i mu poryło na jakiś czas czaszkę od tego. Jednak w przed ostatni dzień naszego pobytu przypomniało mi się, że kiedyś zapaliłem trawkę z kumplem (nie wiele paliłem w życiu, i były to małe ilości), będąc zestresowanym dostałem takiej jazdy związanej z paniką, strachem, że nie jestem sobą, że to nie dzieje się na prawdę, że to jakiś chory sen. Powiedziałem o tym kumplowi, że też to miałem, to pewnie jakaś reakcja psychiki na stres i w ogóle, żeby się nie martwił z tym idzie sobie poradzić. Zaczęliśmy o tym sporo gadać i o innych egzystencjalnych tematach - medytacji, Bogu i takich rzeczach filozoficzno - metafizycznych. Następnego dnia, po zakrapianej imprezie i paru machach trawki, którą na siłę częstowali nas Anglicy, robiąc zakupy w markecie i patrząc jak mój kumpel ma taki sam atak paniki (po raz kolejny). Poczułem się bardzo dziwnie. Jakbym spadał sam w sobie, zaczęło walić mi serducho, czułem, że zaraz zwariuje.

Wszystko to trwało jakieś 20 sekund, myślałem, że mdleje, ale nic później się nie stało. Zacząłem czuć się nieswojo, nie wiedziałem, o co tu chodzi, więc wróciliśmy do domu. Jakoś o tym wszystkim próbowałem nie myśleć, chciałem położyć się spać, bo jakoś mnie to wybiło wszystko z rytmu. Nie mogłem zasnąć, potem zasnąłem i jak się obudziłem to dziwne uczucie jakby mnie tu nie było ciągle mi towarzyszyło. Myślałem, że to zmęczenie, niedobory witamin. Pewnie z przepicia (chociaż nie piliśmy aż tak wiele, bo kumpel brał leki) i od tego ciągłego łażenia, nadmiaru wrażeń itd. Podczas podróży ciągle coś mi nie grało i tak sam się chyba trochę zaczynałem niepokoić, im bardziej byłem zmęczony, tym bardziej zaczynałem się stresować, bolał mnie brzuch, czułem się jakby mój kumpel mógł nie istnieć naprawdę, albo zastanawiałem się czy aby na pewno mam kontrolę nad swoim ciałem. Wróciłem do domu, do Polski i zrobiłem sobie porządną kuracje witaminową, odpoczynek. Po tygodniu mi to nie przechodziło, zacząłem się stresować, kumpel powiedział mi o Depersonalizacji, więc zacząłem czytać i wmawiać sobie, że mi to pewnie przejdzie, że coś ze zdrowiem siadło i dlatego psychika głupieje. I tak minęły dwa tygodnie, więc poleciałem na badania, które ani problemów z sercem, ani żadnych niedoborów nie wykazały, ale oczywiście nie dopuszczałem do siebie myśli, że jestem chory psychicznie, tego bałem się najbardziej. Że mam schizofrenię, że już koniec, nie ma ratunku. Ryłem w necie, wyszukiwałem choroby typu grzybica, alergia - wszystko mi pasowało. Im bardziej próbowałem wyszukiwać różnych objawów i szukać dziury w całym, to ciągle coś pasowało. Nie mogłem pojąć czemu skoro zacząłem uprawiać sport, schudłem, zacząłem się czuć spoko z tym, że bardziej jestem uporządkowany niż wcześniej dopadło mnie takie gówno. Chyba się źle czuję z tym, że sam się tak mocno nakręciłem na to.

II etap:

W końcu zacząłem się miotać i czuć masakrycznie źle, nachodziły mnie takie lęki, nie wiedziałem czy tracę kontakt z rzeczywistością czy coś. Dostałem depresji od tego wszystkiego, ledwo mogłem się ruszać, nawet zakwasy same mi przyszły nie wiadomo skąd. Nie mogłem spać, doszły do tego objawy somatyczne. Ciągle mi skakały mięśnie w udzie, czy przy łokciu. Kręciło w głowie, kłuło w sercu itp. Postanowiłem pójść do psychologa, mama mojego kolegi pracuje w szpitalu, więc mi w tym pomogła. Poszedłem na fundusz, bo mam trochę cieńko z kasą i sam już nie wiedziałem, co robić. Bałem się, że prywatnie będą mnie naciągać i żerować na moich strachu, a jednocześnie, nie wiedziałem czy jak pójdę na fundusz to czy nie potraktują mnie przedmiotowo. W końcu stwierdziłem, że z tego myślenia nic nie wynika, bo pół życia tylko myślę i myślę, a wniosków i tak nie mogę wyciągnąć. Poszedłem zatem. Już po jednej wizycie mi nieco pomogło.

Mimo że poczytałem o tym sporo w necie to i tak byłem się, że mam coś gorszego niż zaburzenie lękowe. Psycholog powiedział, że mam przychodzi co tydzień przez dwa najbliższe miesiące, i udać się do psychiatry po leki. Tak też zrobiłem. 3 tygodnie jestem na Citronilu i dzisiaj idę na czwartą sesję u psychologa. Kiedy zacząłem brać leki było lepiej na początku pierwszego tygodnia - pewnie placebo, ale nie ważne. Później w chwilach stresu, frustracji i presji w szkole na studiach, dopadało mnie to poczucie braku realności mojego istnienia, albo że jestem tylko obserwatorem własnego życia. Na początku psycholog mi trochę pomógł, ale w ostatni weekend zacząłem czuć się źle, dopiero wczoraj, dzisiaj jakoś mi lepiej.

Jestem w tym stanie już ok 2 miesięcy, jakoś niby sobie radzę. Ale momentami mam napady jakieś dziwne (może od antydepresanta, bo podobno na początku są skutki uboczne). Czasem zaczynam się czuć źle jak sobie uzmysławiam, że wegetuję w tym stanie już prawie dwa miesiące, co mnie bardziej nakręca i boję się, że wariuje, że w ogóle nic nie mam pod kontrolą, że nic nie wiem, że tego nie rozumiem itd. Strasznie mnie przerażało jak ktoś pisał w necie, że ma to 12 lat czy tam 7 i tak dalej. Zauważyłem, że sugestia jest tutaj dźwignią tego wszystkiego, więc staram się to wyłapywać.

Staram się jakoś funkcjonować i skupiać się na swoich zajęciach i pasji, którą zainteresowanie i tak mi trochę osłabło. Mimo wszystko nie popuszczam, próbuję teraz zrealizować te rzeczy, których nie chciało mi się zanim 'zachorowałem' i wyrzucałem sobie ciągle, że nic nie robię. Słucham pozytywniejszej muzyki, a nie dołującej i popapranej jak wcześniej. Nie piję, a piłem dużo i często palenie papierosów rzuciłem jakiś miesiąc przed tym zdarzeniem. Zanim to się stało prowadziłem bardzo destrukcyjne życie : dużo alkoholu, dziwnych sytuacji z kobietami (później moralniaki), jaranie fajek, mało snu. Nie ćpałem, więc wydawało mi się, że nie jest źle. Sporo kawy piłem, miałem już zaczątki nerwicy, ale zlewałem to i zwyczajnie kozaczyłem, że nic mi się nie stanie, bo jestem nieśmiertelny i żadna karma nie istnieje, bo jakby istniała, to już dawno by mnie trafił piorun i zdechłbym na miejscu (dosłownie, haha). :D

Jak staram się żyć :

Staram się dalej uprawiać sport, tak jak wcześniej - biegałem co drugi dzień i sporo frajdy miałem z tego, ale teraz jestem trochę osłabiony fizycznie. Nie mam tyle siły, więc jeżdżę rowerem, ale to mnie też zajeżdża. Mówię sobie, że to dopiero początek, że do psychologa chodzę miesiąc, bo pierwszy miesiąc musiałem czekać na wizytę itd.

Pracuję przy pieniądzach, więc w pracy trochę się dygam, że się pomylę i będę musiał oddawać, ale jeszcze mi się to nie zdarzyło. Wszystko robię automatycznie, trochę jak w transie, ciągle jestem masakrycznie zamyślony i dużo siedzę w domu. Zamknąłem się w sobie, mimo bycia gadułą, więc staram się też do ludzi wychodzić jak jest okazja. Studiuje na razie zaocznie, więc jak mam zjazd w szkole, w jakiś weekend to cieszę się, że zobaczę się z ludźmi. Mam w grupie dwójkę ludzi, którzy też mieli problem z zaburzeniami lękowymi to mi trochę dodało otuchy to, co mówili, bo się wyleczyli i normalne życie mają teraz.

Staram się pilnować diety, odżywiać się dobrze. Uzupełniać witaminy. Ograniczać stres i kontakty z ludźmi, którzy wzbudzają mój niepokój. Po 22-23 padam jak kłoda nie mam siły i chce mi się spać, ale z tym też jakoś staram się walczyć. Ludzie mnie wpierają, często dzwonią to też miłe. Najpewniej czuję się w domu, jak cała rodzina jest w komplecie, mimo że nie za wiele z nimi ostatnio gadam.

Wstając rano zastanawiam się czy to już? Czy minęło? Czy po wszystkim? Nie potrafię znaleźć punktu odniesienia do stanu, kiedy "tego" nie ma, a kiedy jest. Ale i tak się już chyba przyzwyczaiłem. Czas dłuży się cholernie, ale jestem dobrej myśli. Marzę, aby mi się udało.

Żyję w miarę normalnie, momentami jak się z kimś zagadam, albo coś konkretnego robię to w ogóle zapominam, że coś mi jest, dopóki sobie nie przypomnę. W ten weekend jadę sobie do Warszawy, spotkać się z przyjaciółmi, bo mieszkam na co dzień w małym i nudnym mieście, przez co dopada mnie zmuła i dostaje tego stanu mulenia - jak to nazywam. :(



Jak sobie tak napisałem, to mi lżej mówiąc szczerze. Pomaga mi gadanie z kimś, kto miał to samo. Dajcie jakieś własne rady, podzielcie się doświadczeniami.
Wszyscy są psychiczni, tylko nie wszyscy mają diagnozę.
szymon117
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 225
Rejestracja: 7 marca 2012, o 00:22

23 marca 2012, o 14:07

Kurde miałem tak samo. Najpierw thc, atak paniki, kołatanie serca itp. Na następny dzień niby było dobrze. Tumaczyłem se że to tylko thc. Jednak było inaczej nie umiałem tego nazwać. Coś jakbym był po 2 piwach, ale nie dokońca. Dziś już mam takie rozkminy że mnie w lęk wprowadzają
qweasdzxc
Gość

23 marca 2012, o 14:43

Kiedy ostatni raz miałeś atak paniki?
Awatar użytkownika
oroczimaru
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 80
Rejestracja: 23 marca 2012, o 12:00

23 marca 2012, o 15:01

Z tego, co mi się wydaje to ostatni atak paniki miałem właśnie w sklepie, jak robiliśmy zakupy i napatrzyłem się na mojego kumpla, który wtedy miał właśnie atak paniki. Teraz to raczej miałem takie uczucie strachu w środku, jak zacząłem myśleć o tym stanie, w którym jestem, albo jak mi się różne dziwne pytania zaczęły w głowie same pojawiać.

Pierwszy atak paniki w życiu to miałem jak zajarałem blanta z kumplem. Łaziłem z 3h po osiedlu w kółko z takim bad tripem i miałem masakryczny śnieg w oczach, Depersonalizacje i Derealizację, widziałem wszystko jakby z boku, miałem wrażenie, że nie istnieję. Kilka razy mnie kumple namawiali na palenie to zawsze miałem to samo prawie, ale probówalem to stłumić, żeby się kumple nie śmiali... :P
Wszyscy są psychiczni, tylko nie wszyscy mają diagnozę.
qweasdzxc
Gość

23 marca 2012, o 15:09

Też mam od marihuany, ludzie skłonni do denerwowania się nie powinni palić i mówię to całkiem poważnie, niby luzuje człowieka, ale nie takich ludzi jak my, nasze nerwy nie są do marisi :P
Bo tak właśnie się czuję po marysi jak Ty kiedy zapaliłeś, tylko, że my się tego boimi ;)
Ja ataków nie miałem chyba z 5 miesiący już także myślę, że powoli dochodzę do "JA", mam głównie problemy z myślami "filozoficznymi" :D
Czasem jak rozmawiam zapominam o tym, ale po chwili przychodzą i mi przeszkadzają :P
Awatar użytkownika
oroczimaru
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 80
Rejestracja: 23 marca 2012, o 12:00

23 marca 2012, o 15:30

No, ja też. Nie mam ataków paniki, i jak z kimś gadam to jest ok, a za chwilę mi się przypomina. Szum przed oczami jakby lekki się robi i psiakostka. Czasem mnie przymuli tak mocno, że już nie wiem czy to wszystko jakaś fikcja nie jest. Najbardziej mnie chyba ryje, że będę miał to np. przez najbliższe dwa lata, albo coś.
Wszyscy są psychiczni, tylko nie wszyscy mają diagnozę.
qweasdzxc
Gość

23 marca 2012, o 15:35

Nie chciałbym Cię straszyć, ale może to tyle potrwać, jest to uzależnione od tego jak bardzo jesteś zaparty i czy weźmiesz się do roboty, aby z tym walczyć. Słowo walka tu nie jest odpowiednie, trzeba po prostu (przynajmniej ja tak myślę) robić coś, wyjść, pogadać, pograć w coś(sport). Wg mnie sport jest najlepszą rzeczą, która najbardziej pomaga jeżeli chodzi o zaburzenia. Ile lat masz? ;>

-- 23 marca 2012, o 15:38 --
Ja paliłem we wrześniu, wszystko to się zaczęło. Ostatni tydzień był zajebi***, bardzo mało o tym myślałem, a ja pomyślałem, olewałem te myśli ;). W tym troszkę gorzej, ale zaraz wychodzę z kumplami także ;)
Można powiedzieć, że jestem na dobrej drodze, bez leków, do psychologa mam zamiar się wybrać.
Awatar użytkownika
oroczimaru
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 80
Rejestracja: 23 marca 2012, o 12:00

23 marca 2012, o 15:52

21 lat będę miał niedługo. Właśnie się zbieram do psychologa. Sport uprawiać zamierzam, ale zmęczony ciągle jestem póki co. Jeżdżę rowerem codziennie, po pół h chociaż. No i pasję swoją rozwijam i tym się teraz zajmuję. Teraz jak wróciłem do domu, to prawie nie miałem tego stanu. Ale tak już parę razy u mnie było. Do psychologa to na twoim miejscu bym się wybrał, bo to moim zdaniem jest problem, z którym sobie człowiek sam nie poradzi, bo to siedzi w podświadomości i przydałby Ci się ktoś, kto pomógł by na wierzch wyciągnąć. Ogólnie leków się bałem masakryczni, że się uzależnię, że nie będą działać, że mnie zryją bardziej. A ogólnie SSRI to nic strasznego. Nawet dzięki temu lepiej, bo teraz nie piję w ogóle alkoholu i nie marnuje kasy na chlanie.
Wszyscy są psychiczni, tylko nie wszyscy mają diagnozę.
qweasdzxc
Gość

23 marca 2012, o 16:13

Miałem taki moment, że nie wierzyłem już w nic, chciałem leki i wstać dzięki nim na nogi, udało się bez, byłbym dostał już receptę lecz nie miałem badań porobionych póki co mam zalecaną terapię i dopiero pani psycholog stwierdzi czy bez leków da radę z tego wyjść. Może potem ten psycholog...
Awatar użytkownika
oroczimaru
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 80
Rejestracja: 23 marca 2012, o 12:00

26 marca 2012, o 12:24

Ja biorę te leki, ale nie wiem czy coś dają. Może trochę mniej się stresuję jakimiś pierdołami. Ale to tylko takie tłumienie tego, co w głowie siedzi. Uważam, że to też takie placebo dla pacjenta, żeby się uspokoił trochę i myślał, że 'samo przechodzi'.

Dla mnie najlepszym lekarstwem jest rozmowa z ludźmi, coś zajmującego itd. Jestem osobą, która dużo myśli i analizuje, wszystko chce zawsze logicznie rozwiązać i to mi nie pomaga. Dzisiaj chyba wybija równo dwa miesiące jak jestem w tym stanie i chyba nie jest źle. Bywało gorzej. Zauważyłem, że ważną rzeczą jest tutaj nastrój dobry, bo jakaś wewnętrzna złość na siebie czy na to, co się ze mną dzieje w połączeniu ze zmęczeniem zapewnia ostre spawanie. ;)
Wszyscy są psychiczni, tylko nie wszyscy mają diagnozę.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

26 marca 2012, o 15:45

siema

Mysle sobie ze ty nie masz takiego typowego zaburzenia lekowego ale niestety wpadles w taka sama spirale lęku.
Trudno powiedziec czemu ci się to zaczeło, bo ogolnie z tego co opisujesz, to skladac sie moga na to rozne rzeczy.
Po pierwsze twoj styl myslenia, czyli analityczny, ciagle myslisz i myslisz i myslisz, ja np jestem tez taki sam pod tym wzgledem, w minute mam milion mysli, i w kolko cos analizuje i o czyms mysle. To nie jest wada ogolnie ale staje się nią kiedy zaczynamy doświadczać lęku. Bowiem lęk opiera się na myśleniu, bez myślenia, wyobrażania sobie, on by nie istniaał a na pewno nie istniał by długotrwały lęk nerwicowy.
Po drugie prowadziłes z tego co piszesz, luzacki tryb życia, czyli popijałes sobie, czasem coś tam mocniejszego wyjaraleś, piłeś sporo kawki i to w sumie też nie jest złe, i samo w sobie też lęku by raczej nie spowodowało ale to też dolożyło się do tej kupy, której się teraz trzymasz albo raczej ona cię trzyma.
I po trzecie dostałes wówczas sporo info do głowy o atakach paniki, widziałes kumpla, on miał dziwne jazdy, i moim zdaniem zakiełkowało ci w głowie własnie to, jakas obawa, ze też możesz się tak źle poczuć, a na pewno zmęczenie, picie wtedy odegrały też kluczową rolę a już na pewno te pare machów trawki.
A potem już duzo nie trzeba, lęk żyje zazwyczaj później swoim zyciem a nasze myśli, które do tego sa automatyczne, są dla niego pokarmem.
Potem już ta obawa pewnie gdzieś cię trzymała w głowie, po tym co się stało w tym sklepie, do tego to nie chciało minąc od razu, a w tym wypadku analityczne myślenie baaardzo szkodzi.
Mimo, ze próbowałeś nie mysleć o tym to myslałeś a to wystarczy.
Natępnie kiedy zacząłes czytać na necie i dopasowywac choroby to już był gwóźdź do trumny i kolejne fale objawów, lęku i w sumie zamkneło się kolo nerwicowe - lękowe czy też depresyjne wokół ciebie.
W kazdym razie to czego teraz doświadczasz to pamietaj nic poważnego, a przede wszystkim nic dziwnego, bo być może myslisz, ze nie możliwe aby pare machów trawki czy zmeczenie to wywołało, bo to czeste myśli w takiej sytuacji, otóż to bardzo możliwe i w zasadzie na 99 % pewne.
W sumie to co cię ostatnio spotkało to typowy mechanizm powstawania lęku, poczatki tylko mogą być rózne, bo jedni dostali zwykle ataku paniki, inni tylko jakiegoś objawyu a ktos jeszcze inny prawie się zsikał i teraz boi się, ze się zleje w towarzystwie, ale poczatek nie aż tak wazny, ważny jest tem schemat jak powstały mysli lękowe i do jakiego zwykle stanu doprowadzają. A mianowicie do lęku ciągłego, ciagłych objawów, ciagłego złego samopoczucia i derealizacji i depersonalizacja, plus depresyjne zachowania, brak radości z czegokolwiek, i mniejsze zainteresowanie czymkolwiek, nawet własnymi pasjami.
Natomiast co do leczenia to wszystko co robisz robisz właściwie, sport itd, potem psycholog, który jest bardzo ważną kwestią w leczeniu lęku, leki, pamiętaj, zę trzy tygodnie to moze być mało jeśli chodzi o efekty, potrafią one przyjść nawet po 8 tygodniach, wychodzisz z domu, masz znajomych, więc moim zdaniem masz bardzo dużą szanse na wyjście z tego i to dosyć szybko.
Nie popełniaj tylko błedu martwiąc się tym czy to co masz to na pewno aby tylko to, takie myslenie bardzo cofa w leczeniu, nawet nie potrafimy sobie zdać sprawy jak jedna mysl może wywołac w brud lęku i objawów. A głownie wtedy kiedy skupiamy się na tej myśli i jej zaczynamy wierzyć.
Jak przychodzi mysl, ze to np. "pewnie schiz" to olej to i powiedz, wiem, ze nie, mysl zniknie, na mysli nie trzeba się skupiac bo zachamowac jej nie mozna, ale można zlac jej wiarygodność.
Bo co do schiza, to wierz mi, że to nie to, nie jestem psychiatrą ale daje ci 100 % pewnośc, że to co opisujesz to nie schizforenia. Jesli się mylę, to jak wpadniesz do łodzi to postawię ci tira wódki hehe
Najwazniejsze to nie nakrecać tej sprawy i nie utrwalac sobie strachu przed twomi objawami, zyj jak zyłeś, możliwe, że teraz jest to cięzsze do zrealizowania ale to tylko czasowa sprawa.
Ani poczucie derealizacji ani depersonalizacji nie jest zabójcze, nie jest niebezpieczne ani nie jest przede wszystkim wieczne.
Poznales a jak nie to poznaj swojego wroga, derealizację, depersonalizację, nerwice, depresje, lęk, wiesz co one moga a czego nie mogą, wiedz, że są do wyleczenia, że wiele z tego to tylko i wyłącznie myśli i wyobraźnia. Nawet gdyby trawka, wódka, spowodowała te jazdy to antydepresant ci to wyrówna, tak samo jak terapia, bo prawidłowo prowadzona terapia, zmienia nawet chemię mózgu. Na bank dasz radę i niedługo wrócisz do zdrowia.
Trzymsię.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
oroczimaru
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 80
Rejestracja: 23 marca 2012, o 12:00

26 marca 2012, o 15:54

Dzięki stary, po powrocie z wyjazdu, gdzie udałem się na weekend, sporo mi się polepszyło. Ja sobie ogólnie radzę, ale właśnie sam się nakręcam tak jak napisałeś. Co do tego, że nie mam typowych zaburzeń lękowych to po części psycholog mi uświadomił. A czy Ty się wyleczyłeś? Czytałem wcześniej twoje posty zanim postanowiłem tu napisać i one mnie właśnie do tego zainspirowały.
Wszyscy są psychiczni, tylko nie wszyscy mają diagnozę.
qweasdzxc
Gość

26 marca 2012, o 18:34

Victor, ja na Twoim miejscu zmienił bym specjalizację na psycholog, jeżeli chodzi o nerwicę, wiele psycholi Ci nie dorówna :)
Awatar użytkownika
oroczimaru
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 80
Rejestracja: 23 marca 2012, o 12:00

27 marca 2012, o 12:21

Od paru dni u mnie znaczna poprawa. W przyszłym tygodniu mam wizytę u psychiatry, zobaczymy co powie.
Pewnie to na razie złudne, bo antydepresant itp, ale w sumie czuje się bardziej spokojny, przez ostatnie dni miałem sporo zajęcia, trochę spotkań z ludźmi i odniosłem trochę małych sukcesów, ciągle słuchając dobrej i pozytywnej muzyki. Prawie zapomniałem, co mi dolega, momentami się przypomina i jakaś taka dziwna myśl czy zaraz się nie zepsuje wszystko, ale trzymam się. Czuję się jakby gorsza część była za mną, pogoda dopisuje i mam więcej motywacji. :D

Pozdrawiam wszystkich i życzę dużo optymizmu. Korzystajmy z pogody i nie dajmy się zwariować!

-- 31 marca 2012, o 07:52 --
Wczoraj byłem u psychologa i usłyszałem od niego coś dziwnego. Mianowicie opowiedziałem o moich postępach, a on od razu zapytał czy już jestem sobie w stanie sam z tym poradzić, bo jedną z form walki z takimi zaburzeniami jest właśnie odwracanie swojej uwagi przez skupianie się na swojej pasji itd.

Może ktoś się wypowiedzieć, bo nie wiem czy to jest dobre, myślę, że lepiej chyba chodzić na terapię i rozwiązać ten konflikt wewnątrz siebie, a nie po prostu zapomnieć, o tym, co się dzieje. Może źle zrozumiałem, ale to trochę zabrzmiało dziwnie. Byłem dopiero na 5-6 spotkaniach i chyba jeszcze cały kwiecień mam. Nie wiem, ile mi to pomogło, ale postęp jest w moim samopoczuciu, tylko martwię się, że to takie złudne, bo biorę antydepresanty i może to być jego zasługa.
Proszę o opinie kogoś bardziej doświadczonego w zmaganiach, np. Wojciecha, albo Victora.

-- 3 kwietnia 2012, o 14:12 --
Halo, halo?
Wszyscy są psychiczni, tylko nie wszyscy mają diagnozę.
Awatar użytkownika
ddd
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 2034
Rejestracja: 9 lutego 2012, o 20:54

4 kwietnia 2012, o 17:00

a skad ty wiesz czy to jakis konflikt wewnatrz siebie za to odpowiada. wydaje mi sie ze wlasnie zapomnienie jest dobre ale dlatego ze tu chodzi o to aby wyjsc z kola myslenia wkolko i nakrecania sie derealizacja i innymi objawami. chodzi zeby myslec normalnie jak przed zaburzeniem a nie wkolko o objawach o dd o tym co nam jest a co nie jest itp. przekierowac ten nasz mozg na normalna droge myslenia. a nawet jesli to zasluga antydepresantow to co w tym zlego.
a on spytal czy poradzisz sobie sam i wtedy masz tez juz zrezygnowac z terapi? jesli tak to chyba to za szybko troche.
(muzyka - my słowianie)

Zaburzeni wiemy jak nerwica na nas działa, wiemy jak DD nam w bani rozpi***ala. To jest taa nerwica i lęk, to jest teen depersony wkręt!

Autor Zordon ;p
ODPOWIEDZ