Cześć wszystkim

Z nerwicą zmagam się od ponad roku i dochodzę do coraz jaśniejszych wniosków i przemyśleń

Ogólnie moje życie chyba od zawsze miało zabarwienie lękowe, uwielbiałam się zamartwiać, wyobrażać sobie różne czarne scenariusze, z niczego nie potrafiłam się tak prawdziwie cieszyć (no bo może się coś stać...wiecie o co chodzi:D). W końcu mój organizm się zbuntował, cieszę się, że trafiłam na to forum, gdzie mechanizm lękowy został tak dobrze przedstawiony. Niestety na terapii, z której zrezygnowałam nie uzyskałam już takiej pomocy jak tutaj

Mimo wszystko terapia w jakiś sposób pokazała mi w czym tkwi problem. Coraz częściej zauważam w swojej przeszłości bardzo dużo lękowych (unikających) zachowań. A to unikanie spotkań z ludźmi, wyobrażanie sobie, że jak pójdę na imprezę to mnie ktoś napadnie w ciemnej uliczce

unikanie rozmów telefonicznych i konfrontacji z ludźmi. Raz jak złożyłam CV to liczyłam na to, że nikt nie zadzwoni

Ciągle mam ochotę żyć sobie w takiej bezpiecznej skorupce przy jednoczesnym marzeniu o super życiu i lęku o to, że nie jestem w stanie czegoś osiągnąć i zrobić. Ale jak dobrze jest mieć teraz tego świadomość! Tak naprawdę to zaczęłam przełamywać swoje lęki już na samym początku. Zaangażowałam się w związek i bardzo dużo mnie to kosztowało. No bo jak? Przecież jest mi dobrze samej. Ale czy na pewno? Mimo tego gdzieś w głebi serca tęskniłam za kimś, a jak już się pojawił to dowaliło mi takimi objawami, że wiadomo co się stało

Ale, nie poddałam się, mimo że jeszcze tego nie rozumiałam. Pamiętam jak płakałam, no bo jak można się tak stresować zwykłą randką? jak motylki w brzuchu mają tak wyglądać to ja dziękuję za taką miłość

wiele pytań wtedy stworzyło mi się w mojej głowie: że mam jakiś problem, że może związki są nie dla mnie, załamana wtedy byłam i miałam ochotę skończyć tą znajomość. Wiedziałam jednak, że ja tego przecież nie chce kończyć i nie skończyłam, na szczęście

Jednak nie znając jeszcze całego tego mechanizmu doprowadziłam się do dużo gorszych stanów, ale dzięki forum całkowicie się nie załamałam. Dużo zrobiłam w tym roku, pomimo że był to bardzo ciężki rok. Odbyłam staż, gdzie czasami musiałam dzwonić i rozmawiać z ludźmi, teraz biorę udział w Szlachetnej Paczce, odwiedzałam rodziny, rozmawiałam z nimi, jestem odpowiedzialna za kontakt z darczyńcami, chodzę na rozmowy o pracę, a przynajmniej staram się chodzić. Ciągle łapię się na wielu moich utartych przez lata zachowaniach. Ostatnio miałam do wykonania telefony, które wiązały się z odmówieniem komuś pomocy i ich unikałam, aż w końcu zauważyłam, że źle robię, unikam odpowiedzialności i zadzwoniłam. Jest wiele takich sytuacji, ale zaczynam coraz częściej je zauważać i zmieniać, choć jeszcze dużo pracy przede mną:) Nerwica nadal mi wiernie towarzyszy, nadal miewam dni, kiedy myślę, że wszystko jest bez sensu, że nie wiem czego chce, ciągle dąże do uzyskania satysfakcji i szczęścia z życia i się frustruję że tego nie dostaje. Nadal za dużo analizuje, ale coraz częściej próbuję się jednak zatrzymać i zauważyć to co mam i żyć dniem dzisiejszym. A co najważniejsze staram się nad sobą już nie użalać na każdym kroku i jest mi z tym dużo lepiej

pewnie będą jeszcze ciężkie dni, takie jest życie, ale staram się do tego zdrowo dystansować
Życzę Wszystkim dużej samoświadomości

nie dajcie się manipulować swoim lękom!
