Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Moja historia:)
- Zestresowana
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 457
- Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22
Tak Victor, masz rację, że nie ma co uzależniać szczęścia i wysiłków od tego, czy natręt i zaburzenie akurat przyszły, czy nie.
Na swoje "usprawiedliwienie" chciałam napisać tylko, że analiza przyszła na chwilę i na krótko, poniekąd automatycznie, jako pierwsza reakcja. A jak się na niej złapałam, to szybciutko zracjonalizowałam i dalej robiłam swoje. Racjonalizowanie akurat mi pomaga.
Sama widzę, że nic nie poszło na marne, wiem doskonale, że to minie.
Przeraża mnie poniekąd tylko fakt, że problem w pracy i kijowe potraktowanie mnie przez pracodawcę spowodowało od razu takie myśli, lęki i spadek nastroju, no ale jestem zaburzona, więc swoją drogą to normalne. I nie będę ukrywać, że jest mi lekko łatwo i przyjemnie, jak na chwilę obecną nie jest, ale nie daję się ponieść - oglądam filmy, czytam książki, wychodzę do ludzi, dokształcam się branżowo, w pracy dużo rozmawiam z ludźmi, chodzę na siłownię - czyli generalnie nie żyję zaburzeniem.
Na swoje "usprawiedliwienie" chciałam napisać tylko, że analiza przyszła na chwilę i na krótko, poniekąd automatycznie, jako pierwsza reakcja. A jak się na niej złapałam, to szybciutko zracjonalizowałam i dalej robiłam swoje. Racjonalizowanie akurat mi pomaga.
Sama widzę, że nic nie poszło na marne, wiem doskonale, że to minie.
Przeraża mnie poniekąd tylko fakt, że problem w pracy i kijowe potraktowanie mnie przez pracodawcę spowodowało od razu takie myśli, lęki i spadek nastroju, no ale jestem zaburzona, więc swoją drogą to normalne. I nie będę ukrywać, że jest mi lekko łatwo i przyjemnie, jak na chwilę obecną nie jest, ale nie daję się ponieść - oglądam filmy, czytam książki, wychodzę do ludzi, dokształcam się branżowo, w pracy dużo rozmawiam z ludźmi, chodzę na siłownię - czyli generalnie nie żyję zaburzeniem.
-
- Administrator
- Posty: 1889
- Rejestracja: 11 maja 2013, o 02:54
No i klawo, tak trzymać 
Najważniejsze to byś droga Zestresowana przestała być Zestresowana. To zbuduje warunki do odpoczynku dla umysłu. Rozumiem że to jest trudne przez pracę, ale ważne jest tutaj to byś budowała w sobie przyjacielską postawę do samej siebie. Wspieraj się, wybaczaj i bądź dla siebie wyrozumiałą. To bardzo ważne nie tylko w odburzaniu, ale ogólnie w życiu.

Najważniejsze to byś droga Zestresowana przestała być Zestresowana. To zbuduje warunki do odpoczynku dla umysłu. Rozumiem że to jest trudne przez pracę, ale ważne jest tutaj to byś budowała w sobie przyjacielską postawę do samej siebie. Wspieraj się, wybaczaj i bądź dla siebie wyrozumiałą. To bardzo ważne nie tylko w odburzaniu, ale ogólnie w życiu.

'Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą'
'Lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.'
'Puk puk, strach puka do drzwi, otwiera mu odwaga a tam nikogo nie ma.'
Jest dobrze, dobrze. Jest źle, też dobrze
'Odwaga to nie brak strachu, to działanie pomimo strachu'
Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą
Odburzony
Konsultacja Skype
'Lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.'
'Puk puk, strach puka do drzwi, otwiera mu odwaga a tam nikogo nie ma.'
Jest dobrze, dobrze. Jest źle, też dobrze
'Odwaga to nie brak strachu, to działanie pomimo strachu'
Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą
Odburzony
Konsultacja Skype
- Zestresowana
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 457
- Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22
Divin, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości.
Właśnie przez ciągłe stresy, zadręczanie się i wymaganie od siebie za dużo wpadłam w zaburzenia lękowe. Systematycznie pracuję na terapii nad tym, żeby stać się najlepszą przyjaciółką samej siebie. Nie przychodzi to łatwo, ale są postępy.
Nawet obiecałam sobie przez weekend, że w weekend odpoczywam, nie będę myśleć i rozkminiać sytuacji z pracy, tylko odpoczywam. Nie do końca się udało "niemyślenie", ale i tak było dużo lepiej, niż wcześniej. Byłam u rodziny, na łyżwach ze znajomymi i weekend minął całkiem przejemnie, a myśli dotyczące pracy przekierowywałam na coś innego.
Wczoraj niestety się rozkleiłam na całego. Jak wróciłam z pracy, to podczas powrotu samochodem miałam non stop myśli o samobójstwie, nawet jak mijałam samochód za blisko, to sobi wkręcałam, że zrobiłam to specjalnie, bo chcę popełnić samobójstwo. Głupota totalna, ale jak wróciłam do domu, to się rozkleiłam chłopakowi na klacie. Na szczęście mam mądrego, fajnego faceta, który mnie bardzo wspiera i pomaga, dał się wygadać, podrzucił parę pomysłów, jak odpędzać myśli od siebie i czym się mogę zająć, po czym zgarnął mnie na rozmowę do jego mamy. A tam jest mały słodki szczeniaczek i humor od razu się poprawia. Do tego teściowa też jest bardzo mądrą kobietą, pogadałyśmy sobie, uspokoiła mnie trochę i również pomogła dostrzec, że i tak już zupełnie inaczej podchodzę do lęków, bo widzi, że jestem mniej roztrzęsiona, wiem, że to minie itd. tylko potrzebuję czasu. Bardzo pomogło mi takie wygadanie się, wyrzucenie z siebie wszystkiego, wypłakanie się, a nie udawanie silniejszej, niż jestem.
Łyknęłam 0,25mg Xanaxu i ruszyliśmy z chłopakiem na jedzenie na miasto, bo mieliśmy naszą małą okazję.
Oczywiście potem wyrzuty sumienia, że zepsułam nam popołudnie, że jestem cienias i w ogóle miągwa, ale to akurat szybko wyrzuciłam z głowy.
Dzisiaj od rana znowu niepokój i lęk, ale też wzięłam Xanax i piję meliskę, do tego siedzę w pracy, szukam nowych ofert pracy, do tego przeglądam artykuły z forum i staram się planować wyjazd na deskę.
Ciężko mi teraz. Wizyta u psychologa już w piątek, pierwsza od miesiąca.
Właśnie przez ciągłe stresy, zadręczanie się i wymaganie od siebie za dużo wpadłam w zaburzenia lękowe. Systematycznie pracuję na terapii nad tym, żeby stać się najlepszą przyjaciółką samej siebie. Nie przychodzi to łatwo, ale są postępy.
Nawet obiecałam sobie przez weekend, że w weekend odpoczywam, nie będę myśleć i rozkminiać sytuacji z pracy, tylko odpoczywam. Nie do końca się udało "niemyślenie", ale i tak było dużo lepiej, niż wcześniej. Byłam u rodziny, na łyżwach ze znajomymi i weekend minął całkiem przejemnie, a myśli dotyczące pracy przekierowywałam na coś innego.
Wczoraj niestety się rozkleiłam na całego. Jak wróciłam z pracy, to podczas powrotu samochodem miałam non stop myśli o samobójstwie, nawet jak mijałam samochód za blisko, to sobi wkręcałam, że zrobiłam to specjalnie, bo chcę popełnić samobójstwo. Głupota totalna, ale jak wróciłam do domu, to się rozkleiłam chłopakowi na klacie. Na szczęście mam mądrego, fajnego faceta, który mnie bardzo wspiera i pomaga, dał się wygadać, podrzucił parę pomysłów, jak odpędzać myśli od siebie i czym się mogę zająć, po czym zgarnął mnie na rozmowę do jego mamy. A tam jest mały słodki szczeniaczek i humor od razu się poprawia. Do tego teściowa też jest bardzo mądrą kobietą, pogadałyśmy sobie, uspokoiła mnie trochę i również pomogła dostrzec, że i tak już zupełnie inaczej podchodzę do lęków, bo widzi, że jestem mniej roztrzęsiona, wiem, że to minie itd. tylko potrzebuję czasu. Bardzo pomogło mi takie wygadanie się, wyrzucenie z siebie wszystkiego, wypłakanie się, a nie udawanie silniejszej, niż jestem.
Łyknęłam 0,25mg Xanaxu i ruszyliśmy z chłopakiem na jedzenie na miasto, bo mieliśmy naszą małą okazję.
Oczywiście potem wyrzuty sumienia, że zepsułam nam popołudnie, że jestem cienias i w ogóle miągwa, ale to akurat szybko wyrzuciłam z głowy.
Dzisiaj od rana znowu niepokój i lęk, ale też wzięłam Xanax i piję meliskę, do tego siedzę w pracy, szukam nowych ofert pracy, do tego przeglądam artykuły z forum i staram się planować wyjazd na deskę.
Ciężko mi teraz. Wizyta u psychologa już w piątek, pierwsza od miesiąca.
-
- Administrator
- Posty: 1889
- Rejestracja: 11 maja 2013, o 02:54
To świetnie że nad tym pracujesz, ogólnie zapraszam Cię serdecznie na nasze konferencje na skype co niedzielę o godzinie 18. Widzę że przejawiasz chęci integracji, a to jej wyższy poziom. 

'Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą'
'Lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.'
'Puk puk, strach puka do drzwi, otwiera mu odwaga a tam nikogo nie ma.'
Jest dobrze, dobrze. Jest źle, też dobrze
'Odwaga to nie brak strachu, to działanie pomimo strachu'
Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą
Odburzony
Konsultacja Skype
'Lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.'
'Puk puk, strach puka do drzwi, otwiera mu odwaga a tam nikogo nie ma.'
Jest dobrze, dobrze. Jest źle, też dobrze
'Odwaga to nie brak strachu, to działanie pomimo strachu'
Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą
Odburzony
Konsultacja Skype
- nierealna
- Ex Moderator
- Posty: 1184
- Rejestracja: 29 listopada 2013, o 14:22
Zestresowana 
Dopiero teraz czytam twoje posty i wiem co czujesz
Też miałam/ mam myśli samobójcze. Miałam ich setki, tysiące, że jak będę miała prawko to pojadę i spowoduję wypadek, że powiesze się na pasku od spodni tak jak to zrobił Williams( do tej pory ta myśl mnie przeraża), za każdym razem jak chodziłam gdzieś sama to w głowie miałam scenki jak odnajdują mnie nieżywą, itd. itd.
Ale to mija... na szczęście
Ostatnio nie pojawiają mi się te myśli, pojawiają mi się o bezsensie życia, natomiast stricte samobójcze nie. A to właściwie za moją sprawą, kiedy pewnego razu wziełam myśl w swoje ręce.
Była Wigilia a mnie od samego rana nacierały myśli samobójcze, że sobie coś zrobię, że życie nie ma sensu. Ale robiłam to co miałam robić, sprzątałam, pomagałam w gotowaniu, nikt nie zauważył, że coś się ze mną dzieje. Kiedy głowa już mi pękała od tych myśli i lepiąc pierogi pojawiła się kolejna - po prostu ją wyśmiałam. Powiedziałam sobie, dobra, to idziemy się zabijać, wymyśl tylko w jaki sposób.
Cisza.
Za chwilę znowu. No to ja kolejny raz mówie, ok, zaraz, tylko ulepię pierogi. I tak minęło trochę czasu i myśli sobie odeszły. To był chyba taki przełom u mnie, gdzie wzięłam w za ogon tą moją nerwicę i jej ten ogon podcięłam.
Bardzo fajna sprawa, że masz komu się wyżalić, ja też mam najwspanialszego narzeczonego pod słońcem, który też mnie pocieszał jak miałam gorsze dni. Zazwyczaj pocieszał mnie w sprawach derealizacji/depersonalizacji, ale gdy miałam jakieś chore myśli to oboje staraliśmy się je racjonalizować. Do czasu, kiedy powiedziałam mu, że mam myśli samobójcze, że wszystko jest bezsensu itd. Pamiętam jak nieźle się wtedy wkurzył, może nawet obraził, ale ja wiem o tym, że po prostu się przeraził i nie wiedział co powiedzieć. Od tamtej pory nie wspominam mu o nich i to nawet dobrze, bo zamiast sprawić, że myśl odejdzie to pojawiłby się niepotrzebny lęk, który rozhulałby to wszystko
Jesteś na dobrej drodze, nie od razu Kraków zbudowano i nie od razu nerwica przejdzie raz, dwa

Dopiero teraz czytam twoje posty i wiem co czujesz

Też miałam/ mam myśli samobójcze. Miałam ich setki, tysiące, że jak będę miała prawko to pojadę i spowoduję wypadek, że powiesze się na pasku od spodni tak jak to zrobił Williams( do tej pory ta myśl mnie przeraża), za każdym razem jak chodziłam gdzieś sama to w głowie miałam scenki jak odnajdują mnie nieżywą, itd. itd.
Ale to mija... na szczęście

Ostatnio nie pojawiają mi się te myśli, pojawiają mi się o bezsensie życia, natomiast stricte samobójcze nie. A to właściwie za moją sprawą, kiedy pewnego razu wziełam myśl w swoje ręce.
Była Wigilia a mnie od samego rana nacierały myśli samobójcze, że sobie coś zrobię, że życie nie ma sensu. Ale robiłam to co miałam robić, sprzątałam, pomagałam w gotowaniu, nikt nie zauważył, że coś się ze mną dzieje. Kiedy głowa już mi pękała od tych myśli i lepiąc pierogi pojawiła się kolejna - po prostu ją wyśmiałam. Powiedziałam sobie, dobra, to idziemy się zabijać, wymyśl tylko w jaki sposób.
Cisza.
Za chwilę znowu. No to ja kolejny raz mówie, ok, zaraz, tylko ulepię pierogi. I tak minęło trochę czasu i myśli sobie odeszły. To był chyba taki przełom u mnie, gdzie wzięłam w za ogon tą moją nerwicę i jej ten ogon podcięłam.
Bardzo fajna sprawa, że masz komu się wyżalić, ja też mam najwspanialszego narzeczonego pod słońcem, który też mnie pocieszał jak miałam gorsze dni. Zazwyczaj pocieszał mnie w sprawach derealizacji/depersonalizacji, ale gdy miałam jakieś chore myśli to oboje staraliśmy się je racjonalizować. Do czasu, kiedy powiedziałam mu, że mam myśli samobójcze, że wszystko jest bezsensu itd. Pamiętam jak nieźle się wtedy wkurzył, może nawet obraził, ale ja wiem o tym, że po prostu się przeraził i nie wiedział co powiedzieć. Od tamtej pory nie wspominam mu o nich i to nawet dobrze, bo zamiast sprawić, że myśl odejdzie to pojawiłby się niepotrzebny lęk, który rozhulałby to wszystko

Jesteś na dobrej drodze, nie od razu Kraków zbudowano i nie od razu nerwica przejdzie raz, dwa

Tyle razy narzekał na normalność i nudę w jego życiu.
Teraz oddałby wszystko,żeby chociaż przez chwilę poczuć ten spokój w otaczającym go świecie.
akceptacja + porzucenie kontroli + nastawienie normalnościowe = SUKCES ! ♥
Teraz oddałby wszystko,żeby chociaż przez chwilę poczuć ten spokój w otaczającym go świecie.
akceptacja + porzucenie kontroli + nastawienie normalnościowe = SUKCES ! ♥
- Zestresowana
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 457
- Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22
Ooooo matko, ale mnie tu dawno nie było:)
Wiecie co, fajnie poczytać sobie rzeczy, które pisało się prawie pół roku wcześniej i widzieć KOLOSALNĄ zmianę w sposobie myślenia (której na co dzień tak bardzo się nie odczuwa).
Nie pisałam, bo jakoś tak... specjalnie mi się nie chciało;) Ale chciałabym co najmniej raz w miesiącu/tygodniu się odezwać. Chociaż prawda jest taka, że średnio mam ostatnio czas i ochotę na siedzenie przed komputerem, a już zwłaszcza na czytanie o lękach.
Generalnie jestem teraz na etapie, gdzie jest już więcej dni dobrych, niż złych. Chociaż - nadal na sytuacje stresowe reaguję lękiem, a nie po prsotu stresem, ale na chwilę obecną to akceptuję. Podobne odczucia mam podczas urlopu - za dużo wolnego czasu + chyba zbyt wysokie oczekiwania i lęki gotowe. I na zmęczeniu, ale to akurat żadna nowość.
Mogę powiedzieć, że okres kwietnia/maja był dla mnie dość ciężki, w zasadzie trochę więcej było dni lękowych, niż normalnych (nadmiar pracy, za mało odpoczynku i snu). Ale czytając swoje wcześniejsze wypowiedzi to widzę ogromną różnicę w podejściu do siebie, do lęku, do terapii. Podobnie trudno było mi w lutym - zmieniałam stanowisko w pracy, było to dla mnie mocno stresujące i początkowo mi nie na rękę - i poszła mega fala lęku. Ale radzę sobie coraz lepiej.
Mam też ważną rzecz do wiadomości osób, które obawiają się, że chorują na schizofrenię alb o Chad - miałam okazję widzieć się i rozmawiać z osobą chorą na schizofrenię i naprawdę uwierzcie, to jest zupełnie inny sposób myślenia, niż u nas nerwicowców. Nam się WYDAJE, że coś widzieliśmy, oni to WIDZĄ. Nam się WYDAJE, że coś słyszeliśmy, oni to naprwdę SŁYSZĄ. My MAMY WRAŻENIE,ŻE WARIUJEMY, oni myślą, że Z NIMI WSZYSTKO OK. My zamartwiamy się czymś, co BYĆ MOŻE SIĘ STANIE lub myślimy na zasadzie "co będzie, jeśli...?", oni boją się tego, że FAKTYCZNIE COŚ SIĘ DZIEJE (coś, co dzieje się w ich głowie/umyśle).
Zauważyłam też, że łyknąć Xanax sobie mogę, żeby ulżyć sobie w objawach (robię to tylko, gdy mi lęki wyjątkowo przeszkadzają w pracy), ale dopóki nie dotrę do tego, co mnie naprawdę dręczy i męczy i jakoś się z tym nie uporam (np. nie wypłaczę się), to i tak lęk trzyma. Przykład: w pracy naoglądałam się pacjentów onkologicznych, z mocno zniekształconym ciałem. Później parę dni towarzyszyło mi napięcie i natręty (niewielkie), aż w końcu się rozryczałam i wygadałam chłopakowi. Zaczęłam oczywiście gadać, że męczą mnie lęki, że mnie wkurzają, mam tego dosyć i dopiero gdzieś tam na końcu zaczęłam opowiadać o tym, jak ruszył mnie widok pacjentów. Jaki wniosek? Wcale nie chodziło o lęki (były tylko pretekstem dla uwolnienia emocji), tylko o tych pacjentów. Tego typu podobnych sytuacji było więcej.
Dlatego też IMO ważnym elementem w walce z lękami jest nauczenie się przeżywania własnych emocji, nie tylko tych dobrych (chociaż ja z nimi mam większy problem:P), ale też tych złych - przeżycia ich tu i teraz, w tym momencie, zaakceptowanie, że na ten moment czuję się tak, a ni inaczej ale jutro będzie nowy dzień i będzię inaczej.
No i żeby nie było za różowo - dzisiaj z rana miałam chyba piękny klasyczny napad lęku z objawami, które do tej pory u mnie się w lęku nie pojawiały - czyli zawroty głowy i nudności:P Chociaż mogło się na to trochę więcej czynników nałożyć akurat. Wytłumaczenie proste - nowa, fajna inicjatywa, w której dzisiaj uczestniczyłam i wyparty stres, jak sobie poradzę i jak mnie ocenią (tzn. tak mi się wydaje). Na to się pewnie nałożyło branie antybiotyku, mało picia i mało jedzenia dzień wcześniej. W każdym razie zawroty w cudowny sposób minęły, jak skupiłam się na pracy, po niej pojawiły się znowu, ale w mniejszym nasileniu i na krócej.
I jeszcze na zakończenie - niedługo będę kończyć terapię (miałam ją skończyć w maju, ale chciałam jeszcze parę rzeczy przy okazji załatwić), myślę, że jeśli nic nie wyskoczy, to jeszcze ok. 2-4 spotkań, od lutego chodzę już tylko raz w miesiącu. Leki (przypominam - Faxolet 75mg) od lutego przez okres 1,5 - 2 lat brania przede mną.
Mam nadzieję, że ktoś dobrnął do końca i mam nadzieję, że sobie ktoś ze mną popisze:P
Wiecie co, fajnie poczytać sobie rzeczy, które pisało się prawie pół roku wcześniej i widzieć KOLOSALNĄ zmianę w sposobie myślenia (której na co dzień tak bardzo się nie odczuwa).
Nie pisałam, bo jakoś tak... specjalnie mi się nie chciało;) Ale chciałabym co najmniej raz w miesiącu/tygodniu się odezwać. Chociaż prawda jest taka, że średnio mam ostatnio czas i ochotę na siedzenie przed komputerem, a już zwłaszcza na czytanie o lękach.
Generalnie jestem teraz na etapie, gdzie jest już więcej dni dobrych, niż złych. Chociaż - nadal na sytuacje stresowe reaguję lękiem, a nie po prsotu stresem, ale na chwilę obecną to akceptuję. Podobne odczucia mam podczas urlopu - za dużo wolnego czasu + chyba zbyt wysokie oczekiwania i lęki gotowe. I na zmęczeniu, ale to akurat żadna nowość.
Mogę powiedzieć, że okres kwietnia/maja był dla mnie dość ciężki, w zasadzie trochę więcej było dni lękowych, niż normalnych (nadmiar pracy, za mało odpoczynku i snu). Ale czytając swoje wcześniejsze wypowiedzi to widzę ogromną różnicę w podejściu do siebie, do lęku, do terapii. Podobnie trudno było mi w lutym - zmieniałam stanowisko w pracy, było to dla mnie mocno stresujące i początkowo mi nie na rękę - i poszła mega fala lęku. Ale radzę sobie coraz lepiej.
Mam też ważną rzecz do wiadomości osób, które obawiają się, że chorują na schizofrenię alb o Chad - miałam okazję widzieć się i rozmawiać z osobą chorą na schizofrenię i naprawdę uwierzcie, to jest zupełnie inny sposób myślenia, niż u nas nerwicowców. Nam się WYDAJE, że coś widzieliśmy, oni to WIDZĄ. Nam się WYDAJE, że coś słyszeliśmy, oni to naprwdę SŁYSZĄ. My MAMY WRAŻENIE,ŻE WARIUJEMY, oni myślą, że Z NIMI WSZYSTKO OK. My zamartwiamy się czymś, co BYĆ MOŻE SIĘ STANIE lub myślimy na zasadzie "co będzie, jeśli...?", oni boją się tego, że FAKTYCZNIE COŚ SIĘ DZIEJE (coś, co dzieje się w ich głowie/umyśle).
Zauważyłam też, że łyknąć Xanax sobie mogę, żeby ulżyć sobie w objawach (robię to tylko, gdy mi lęki wyjątkowo przeszkadzają w pracy), ale dopóki nie dotrę do tego, co mnie naprawdę dręczy i męczy i jakoś się z tym nie uporam (np. nie wypłaczę się), to i tak lęk trzyma. Przykład: w pracy naoglądałam się pacjentów onkologicznych, z mocno zniekształconym ciałem. Później parę dni towarzyszyło mi napięcie i natręty (niewielkie), aż w końcu się rozryczałam i wygadałam chłopakowi. Zaczęłam oczywiście gadać, że męczą mnie lęki, że mnie wkurzają, mam tego dosyć i dopiero gdzieś tam na końcu zaczęłam opowiadać o tym, jak ruszył mnie widok pacjentów. Jaki wniosek? Wcale nie chodziło o lęki (były tylko pretekstem dla uwolnienia emocji), tylko o tych pacjentów. Tego typu podobnych sytuacji było więcej.
Dlatego też IMO ważnym elementem w walce z lękami jest nauczenie się przeżywania własnych emocji, nie tylko tych dobrych (chociaż ja z nimi mam większy problem:P), ale też tych złych - przeżycia ich tu i teraz, w tym momencie, zaakceptowanie, że na ten moment czuję się tak, a ni inaczej ale jutro będzie nowy dzień i będzię inaczej.
No i żeby nie było za różowo - dzisiaj z rana miałam chyba piękny klasyczny napad lęku z objawami, które do tej pory u mnie się w lęku nie pojawiały - czyli zawroty głowy i nudności:P Chociaż mogło się na to trochę więcej czynników nałożyć akurat. Wytłumaczenie proste - nowa, fajna inicjatywa, w której dzisiaj uczestniczyłam i wyparty stres, jak sobie poradzę i jak mnie ocenią (tzn. tak mi się wydaje). Na to się pewnie nałożyło branie antybiotyku, mało picia i mało jedzenia dzień wcześniej. W każdym razie zawroty w cudowny sposób minęły, jak skupiłam się na pracy, po niej pojawiły się znowu, ale w mniejszym nasileniu i na krócej.
I jeszcze na zakończenie - niedługo będę kończyć terapię (miałam ją skończyć w maju, ale chciałam jeszcze parę rzeczy przy okazji załatwić), myślę, że jeśli nic nie wyskoczy, to jeszcze ok. 2-4 spotkań, od lutego chodzę już tylko raz w miesiącu. Leki (przypominam - Faxolet 75mg) od lutego przez okres 1,5 - 2 lat brania przede mną.
Mam nadzieję, że ktoś dobrnął do końca i mam nadzieję, że sobie ktoś ze mną popisze:P
- Ciasteczko
- Administrator
- Posty: 2682
- Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01
Hej Zestresowana, fajny pomysł na porównanie swoich postów z różnych okresów- to jak pamiętnik, gdzie mozna zobaczyć jak człowiek się zmienia. 
Dobrze, że nauczyłaś się tego jak dotrzeć do przyczyny złego nastroju, czy lęków, do tego najprawdziwszego podłoża problemu. To już jest kamien milowy na drodze do tzw. normalności, bo teraz już nie jest takie ważne na jakim etapie jesteś w danym momencie, bo wiesz, że działasz dobrą metodą i idziesz po właściwej ścieżce. Właśnie dla większości osób to jest najtrudniejszy moment, przebić do etapu aktywnego, samodzielnego główkowania co u nich konkretnie sprawiło, ze zaczęła się nerwica, uczenie się jak rozumieć siebie, swoją indywidualna historię.
Nie wiem tylko czemu z góry masz zaplanowany czas brania leków, tzn. rozumiem, że są to zalecenia ustalone ze specjalistą, ale chyba nie warto sobie tak krakać? Wszak są potrzebne jako podpórka kiedy się jest w rozsypce totalnej- z odpowiednią postawą i zmianą nawyków myślowych stają się zbędne. Oczywiście ten moment jest indywidualny, chodzi mi tylko o zwrócenie uwagi na to, żeby nie skazywac siebie na nie "dla zasady".
W każdym razie gratuluję tych postępów, możesz, moim zdaniem, być też doskonałym drogowskazem dla innych, którzy natkną się na ten post.

Dobrze, że nauczyłaś się tego jak dotrzeć do przyczyny złego nastroju, czy lęków, do tego najprawdziwszego podłoża problemu. To już jest kamien milowy na drodze do tzw. normalności, bo teraz już nie jest takie ważne na jakim etapie jesteś w danym momencie, bo wiesz, że działasz dobrą metodą i idziesz po właściwej ścieżce. Właśnie dla większości osób to jest najtrudniejszy moment, przebić do etapu aktywnego, samodzielnego główkowania co u nich konkretnie sprawiło, ze zaczęła się nerwica, uczenie się jak rozumieć siebie, swoją indywidualna historię.
Nie wiem tylko czemu z góry masz zaplanowany czas brania leków, tzn. rozumiem, że są to zalecenia ustalone ze specjalistą, ale chyba nie warto sobie tak krakać? Wszak są potrzebne jako podpórka kiedy się jest w rozsypce totalnej- z odpowiednią postawą i zmianą nawyków myślowych stają się zbędne. Oczywiście ten moment jest indywidualny, chodzi mi tylko o zwrócenie uwagi na to, żeby nie skazywac siebie na nie "dla zasady".
W każdym razie gratuluję tych postępów, możesz, moim zdaniem, być też doskonałym drogowskazem dla innych, którzy natkną się na ten post.

Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy.

- Zestresowana
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 457
- Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22
Ciasteczko, uwielbiam czytać Twoje posty u siebie w temacie, podobnie jak Divina i w ogóle, jak ktoś pisze:-)
Czas brania leków na razie mam tak mniej więcej zaplanowany z kilku powodów, które tłumaczyła psychiatra, między innymi dlatego, że już jestem po jednej totalnie nietrafionej próbie brania leków (za krótko, źle dobrane, bez terapii, bez jakiejkolwiek pomocy ze strony specjalisty odnośnie zmiany zachowań itp.), ze względu na czas trwania objawów i z tego, co zrozumiałam to jeszcze jest potrzebny czas na regenerację uszkodzonych neuronów podczas wcześniejszych ataków lęku - i dlatego im dłużej trwały objawy, tym dłużej powinno się brać leki, ale nie jestem pewna. No i dochodzi ustabilizowanie poziomu neuroprzekaźników. ale jak pisałam - na 100% pewna nie jestem.
U mnie raz lepiej, raz gorzej, chwilowo akurat mocno gorzej, ale co i jak napiszę wieczorem;)
-- 15 listopada 2015, o 14:37 --
Witam serdecznie:)
Idzie pomalutku do przodu, ale ze względu na aurę od początku listopada jest gorzej.
Jestem na takim etapie, że nardzo aktywnie walczy we mnie stara postawa i nowa - nie tyle względem lęków (z tymi sobie radzę coraz, coraz lepiej), ile ogólnie względem życia.
Ostatnio jestem mocno sfrustrowana sytuacją w pracy i niskimi zarobkami przy rosnących wymaganiach. Dodatkowo jest duże prawdopodobieństwo, że będę musiała wrócić na studia, żeby uzupełnić wykształcenie do magisterki co jest mi bardzo nie na rękę - szczerze mówiąc szkoda mi i czasu i pieniędzy. Nie potrafię wyłączyć się nawet przez weekend, często myślę o tym, co mnie czeka w pracy w nadchodzącycm tygodniu i zamartiwam się nipotrzebnie. Stosuję względem tych myśli podobną strategię, jak względem lęków, ale akurat teraz wychodzi mi to średnio. Zdarza się. Widzę też, że wpadam w błędne koło,jak podczas najtrudniejszego okresu w moim życiu.
W piątek miałam mocniejszy napad lęku, z którym nie mogłam poradzić sobie normalnie - zaczęło się od nudności, bólu brzucha, przemęczenia, później doszedł ból głowy. Jak poczułam przyspieszone bicie serca i trzęsące się ręce i nogi, to już wiedziałam, że jestem w domu i to jest lęk. Niestety musiałam sięgnąć po xanax, bo byłam w pracy i nie dawałam rady ogarnąć się bez wspomagania.
Cóż, walka trwa:)
Czas brania leków na razie mam tak mniej więcej zaplanowany z kilku powodów, które tłumaczyła psychiatra, między innymi dlatego, że już jestem po jednej totalnie nietrafionej próbie brania leków (za krótko, źle dobrane, bez terapii, bez jakiejkolwiek pomocy ze strony specjalisty odnośnie zmiany zachowań itp.), ze względu na czas trwania objawów i z tego, co zrozumiałam to jeszcze jest potrzebny czas na regenerację uszkodzonych neuronów podczas wcześniejszych ataków lęku - i dlatego im dłużej trwały objawy, tym dłużej powinno się brać leki, ale nie jestem pewna. No i dochodzi ustabilizowanie poziomu neuroprzekaźników. ale jak pisałam - na 100% pewna nie jestem.
U mnie raz lepiej, raz gorzej, chwilowo akurat mocno gorzej, ale co i jak napiszę wieczorem;)
-- 15 listopada 2015, o 14:37 --
Witam serdecznie:)
Idzie pomalutku do przodu, ale ze względu na aurę od początku listopada jest gorzej.
Jestem na takim etapie, że nardzo aktywnie walczy we mnie stara postawa i nowa - nie tyle względem lęków (z tymi sobie radzę coraz, coraz lepiej), ile ogólnie względem życia.
Ostatnio jestem mocno sfrustrowana sytuacją w pracy i niskimi zarobkami przy rosnących wymaganiach. Dodatkowo jest duże prawdopodobieństwo, że będę musiała wrócić na studia, żeby uzupełnić wykształcenie do magisterki co jest mi bardzo nie na rękę - szczerze mówiąc szkoda mi i czasu i pieniędzy. Nie potrafię wyłączyć się nawet przez weekend, często myślę o tym, co mnie czeka w pracy w nadchodzącycm tygodniu i zamartiwam się nipotrzebnie. Stosuję względem tych myśli podobną strategię, jak względem lęków, ale akurat teraz wychodzi mi to średnio. Zdarza się. Widzę też, że wpadam w błędne koło,jak podczas najtrudniejszego okresu w moim życiu.
W piątek miałam mocniejszy napad lęku, z którym nie mogłam poradzić sobie normalnie - zaczęło się od nudności, bólu brzucha, przemęczenia, później doszedł ból głowy. Jak poczułam przyspieszone bicie serca i trzęsące się ręce i nogi, to już wiedziałam, że jestem w domu i to jest lęk. Niestety musiałam sięgnąć po xanax, bo byłam w pracy i nie dawałam rady ogarnąć się bez wspomagania.
Cóż, walka trwa:)
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 54
- Rejestracja: 7 grudnia 2015, o 12:12
Trzymam kciuki za całkowite odburzenie
Ja jestem na początku mojej drogi, światełka w tunelu jeszcze nie widzę ale może niedługo zobaczę.

Ja jestem na początku mojej drogi, światełka w tunelu jeszcze nie widzę ale może niedługo zobaczę.
- Zestresowana
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 457
- Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22
Cześć papryczka, witaj, cieszę się, że mnie odwiedziłaś:-)
Niestety ja przestałam widzieć światełko w tunelu, mam nadzieję, że tylko chwilowo.
No i dupka.
Od samego początku stycznia nie czuję się najlepiej, coś na zasadzie, że niby jest wszystko dobrze, ale jednak coś nie tak, ale sama nie wiem, o co chodzi. Wczoraj miałam mieć ostatnią sesję, ale pani psycholog powiedziała, że się jej nie podobam i zamiast się widzieć za miesiąc (chodzę co miesiąc od lutego 2014, kontrolnie bardziej), to się widzimy za dwa tygodnie. Wspominała też coś o zwiększeniu dawki leków.
A to dlatego, że wczoraj rano dostałam silniejszego napadu lęku, a w trakcie terapii wyszło parę rzeczy, które być może spowodowały pogorszenie stanu (w zasadzie przymus pojscia na studia, fakt, ze nie moge sie doczekac oswiadczyn partnera i strach przed macierzynstwem). No i po terapii sie zaczelo - moge powiedziec, ze mialam od lutetego 2014. Po terapii jeszcze rozmowa z partnerem na temat oswiadczyn (zadanie domowe) i bylo to trudna, ale dobr rozmowa i po tej rozmowie sie zaczelo - walenie serca, niemoznosc spania w nocy, pocenie sie, trzesace sie dlonie. A po samej terapii wrazenie, ze jestem znowu w punkcie wyjscia, ze nie chce miec zwiekszanej dawki lekow, bo to bez sensu, ze nigdy z tego gowna nie wyjde i ze juz zawsze w kazdym momencie zycia w trudnych momentach bede musiala korzystac z psychologa lub psychiatry, no i inne natrety takie, ze masakra. Wzielam xanax, bo bylo juz grubo po polnocy, a musialam rano wstac, isc do pracy i prowadzic samochod
Wczoraj generalnie stracilam wiare w to, ze z tego da sie wyjsc i ze bedzie lepiej.
Dzisiaj mnie jeszcze telepie strasznie, sily na wszystko brakuje, ale walcze i zajmuje sie czymkolwiek, a w gorszych momentach przypominam sobie, ze z gorszych atakow leku wychodzilam i kazdy co do jednego minal, a miedzy atakami byl fajny kawalek zycia.
No i czy muszę wspominać, że boję się, że po odstawieniu lekow wszystko wróci?:P
Nie wiem juz, czy robie cos zle, czy ida zla droga, jak dlugo to jeszcze moze trwac.
-- 13 stycznia 2016, o 07:19 --
Wczoraj jak się wyryczałam, to dzisiaj czuję się znacznie lepiej. Lęk jest, ale umiarkowany, raczej jako napięcie w ciele i potworne zmęczenie, najchętniej bym się walnęła do łózka spać, zamiast do pracy:P Noc jeszcze była przespana słabo, płytko, ale bez lęku. Dzisiaj za to czuję, że będę spała jak dziecko.
Czyli już jestem w domu i wiem, że i tym razem sobie poradzę. Chociaż lekko przez ostatnie dwa dni nie było.
W ogóle mam straszną ochotę wygadać się od a do z na temat tego, jak się czuję. i zauważyłam, że nawet jak mam lęk, a poużalam się chwilę nad sobą (ale jednocześnie stosując inne strategie), to mija mi dużo szybciej. Poużalanie się nad sobą - to przytulenie się do partnera, wypłakanie, powiedzenie że jestem zmęczona tymi lękami i czasem mi się to wydaje takie trudne to przezwyciężenia. Zazwyczaj po takim poużalaniu się nad sobą mi z grubsza przechodzi.
-- 30 stycznia 2016, o 21:30 --
Halo halo, jest tam ktoś?
Czy piszę do siebie?:->
Później pięknie opiszę, jak sobie poradziłam ostatnio, ale NAPRAWDĘ sobie super poradziłam.
A teraz mam pytanie do Pań, które miały lęki przed zajściem w ciążę, a później urodziły - jak przebiegał u Was okres ciąży i połogu pod kątem lęków? Zwłaszcza, jeśli przed ciążą zdążyłyście się odburzyć.
-- 14 lutego 2016, o 14:11 --
W czwartek miałam wizytę u mojej pani Psychiatry - mówiła, że to, co się ze mną dzieje ostatnio, to typowy przebieg zdrowienia. Zresztą mówiła, że rzadko zdarzają się pacjenci tak zaangażowani i współpracujący ze specjalistami. Psycholog ze względu na oklapnięty nastrój ostatnio sugerowała, że być może będzie konieczne zwiększenie dawki leków, ale na szczęście psychiatra zadecydowała, że nie.
Terapii nie skończyłam jeszcze, aktualnie od miesiąca mam znowu częściej spotkania.
Wymyśliłam sobie dwie fajne wizualizacje na natręty - jedna to chowanie ich do pudełka z napisem NATRĘT i odstawianie na wysoką półkę tak, że nie mogę ich dosięgnąć, a druga, że wymiatam je z głowy miotełką;P Kiedy problemem są jedynie natręty, to świetnie się sprawdzają.
Od 4 dni jest lekko gorzej, natręty, spadek nastroju, niewielkie objawy somatyczne - ale nic, co by mnie przestraszało, staram się po prostu przetrzymać. Za to 4 wcześniejsze dni były super - nie pamiętam, kiedy miałam ostatnio tak fajny humor.
Jestem już trochę zmęczona i psychoterapią i "walką" z zaburzeniem. Poza tym nie pamiętam chyba, jak to jest normalnie, bez zaburzenia i błędnie niektórym objawom, które są u "zdrowych" przypisuję złe znaczenie. Nie bardzo wiem, jak sobie z tym poradzić.
Niestety ja przestałam widzieć światełko w tunelu, mam nadzieję, że tylko chwilowo.
No i dupka.
Od samego początku stycznia nie czuję się najlepiej, coś na zasadzie, że niby jest wszystko dobrze, ale jednak coś nie tak, ale sama nie wiem, o co chodzi. Wczoraj miałam mieć ostatnią sesję, ale pani psycholog powiedziała, że się jej nie podobam i zamiast się widzieć za miesiąc (chodzę co miesiąc od lutego 2014, kontrolnie bardziej), to się widzimy za dwa tygodnie. Wspominała też coś o zwiększeniu dawki leków.
A to dlatego, że wczoraj rano dostałam silniejszego napadu lęku, a w trakcie terapii wyszło parę rzeczy, które być może spowodowały pogorszenie stanu (w zasadzie przymus pojscia na studia, fakt, ze nie moge sie doczekac oswiadczyn partnera i strach przed macierzynstwem). No i po terapii sie zaczelo - moge powiedziec, ze mialam od lutetego 2014. Po terapii jeszcze rozmowa z partnerem na temat oswiadczyn (zadanie domowe) i bylo to trudna, ale dobr rozmowa i po tej rozmowie sie zaczelo - walenie serca, niemoznosc spania w nocy, pocenie sie, trzesace sie dlonie. A po samej terapii wrazenie, ze jestem znowu w punkcie wyjscia, ze nie chce miec zwiekszanej dawki lekow, bo to bez sensu, ze nigdy z tego gowna nie wyjde i ze juz zawsze w kazdym momencie zycia w trudnych momentach bede musiala korzystac z psychologa lub psychiatry, no i inne natrety takie, ze masakra. Wzielam xanax, bo bylo juz grubo po polnocy, a musialam rano wstac, isc do pracy i prowadzic samochod
Wczoraj generalnie stracilam wiare w to, ze z tego da sie wyjsc i ze bedzie lepiej.
Dzisiaj mnie jeszcze telepie strasznie, sily na wszystko brakuje, ale walcze i zajmuje sie czymkolwiek, a w gorszych momentach przypominam sobie, ze z gorszych atakow leku wychodzilam i kazdy co do jednego minal, a miedzy atakami byl fajny kawalek zycia.
No i czy muszę wspominać, że boję się, że po odstawieniu lekow wszystko wróci?:P
Nie wiem juz, czy robie cos zle, czy ida zla droga, jak dlugo to jeszcze moze trwac.
-- 13 stycznia 2016, o 07:19 --
Wczoraj jak się wyryczałam, to dzisiaj czuję się znacznie lepiej. Lęk jest, ale umiarkowany, raczej jako napięcie w ciele i potworne zmęczenie, najchętniej bym się walnęła do łózka spać, zamiast do pracy:P Noc jeszcze była przespana słabo, płytko, ale bez lęku. Dzisiaj za to czuję, że będę spała jak dziecko.
Czyli już jestem w domu i wiem, że i tym razem sobie poradzę. Chociaż lekko przez ostatnie dwa dni nie było.
W ogóle mam straszną ochotę wygadać się od a do z na temat tego, jak się czuję. i zauważyłam, że nawet jak mam lęk, a poużalam się chwilę nad sobą (ale jednocześnie stosując inne strategie), to mija mi dużo szybciej. Poużalanie się nad sobą - to przytulenie się do partnera, wypłakanie, powiedzenie że jestem zmęczona tymi lękami i czasem mi się to wydaje takie trudne to przezwyciężenia. Zazwyczaj po takim poużalaniu się nad sobą mi z grubsza przechodzi.
-- 30 stycznia 2016, o 21:30 --
Halo halo, jest tam ktoś?

Czy piszę do siebie?:->
Później pięknie opiszę, jak sobie poradziłam ostatnio, ale NAPRAWDĘ sobie super poradziłam.
A teraz mam pytanie do Pań, które miały lęki przed zajściem w ciążę, a później urodziły - jak przebiegał u Was okres ciąży i połogu pod kątem lęków? Zwłaszcza, jeśli przed ciążą zdążyłyście się odburzyć.
-- 14 lutego 2016, o 14:11 --
W czwartek miałam wizytę u mojej pani Psychiatry - mówiła, że to, co się ze mną dzieje ostatnio, to typowy przebieg zdrowienia. Zresztą mówiła, że rzadko zdarzają się pacjenci tak zaangażowani i współpracujący ze specjalistami. Psycholog ze względu na oklapnięty nastrój ostatnio sugerowała, że być może będzie konieczne zwiększenie dawki leków, ale na szczęście psychiatra zadecydowała, że nie.
Terapii nie skończyłam jeszcze, aktualnie od miesiąca mam znowu częściej spotkania.
Wymyśliłam sobie dwie fajne wizualizacje na natręty - jedna to chowanie ich do pudełka z napisem NATRĘT i odstawianie na wysoką półkę tak, że nie mogę ich dosięgnąć, a druga, że wymiatam je z głowy miotełką;P Kiedy problemem są jedynie natręty, to świetnie się sprawdzają.
Od 4 dni jest lekko gorzej, natręty, spadek nastroju, niewielkie objawy somatyczne - ale nic, co by mnie przestraszało, staram się po prostu przetrzymać. Za to 4 wcześniejsze dni były super - nie pamiętam, kiedy miałam ostatnio tak fajny humor.
Jestem już trochę zmęczona i psychoterapią i "walką" z zaburzeniem. Poza tym nie pamiętam chyba, jak to jest normalnie, bez zaburzenia i błędnie niektórym objawom, które są u "zdrowych" przypisuję złe znaczenie. Nie bardzo wiem, jak sobie z tym poradzić.
- zebulon
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 644
- Rejestracja: 21 czerwca 2015, o 18:56
Nie wiem czy dobrze myślę ale ja zrezygnowałem z walki na rzecz odburzania .. nie walczę olewam mecze sie z objawami ale .... staram sie z nimi rozmawiać a wizualizacje sa super podobnie jak usuwanie bolu czy pieczenia ruchem reki i strzepywanie na podloge ....
Każda droga zaczyna się od pierwszego kroku .
Piekło nerwicy tworzymy sami sobie ...
Nie pozwól żeby życie straciło sens przez osobę, która po prostu nie była Ciebie warta.
nerwica przypomina prowadzenie codziennie konia do weterynarza żeby sprawić czy na pewno nie jest wielbłądem ( cytat który mnie rozbawił )
Piekło nerwicy tworzymy sami sobie ...
Nie pozwól żeby życie straciło sens przez osobę, która po prostu nie była Ciebie warta.
nerwica przypomina prowadzenie codziennie konia do weterynarza żeby sprawić czy na pewno nie jest wielbłądem ( cytat który mnie rozbawił )
- Zestresowana
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 457
- Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22
"walka' = odburzanie, dlatego było podane w cudzycłowiu. Mimo, że odburzanie IMO sprowadza się do niereaktywności i olewania, to jednak jest postawą aktywną w moim mniemaniu. No i zycie życiem, mimo złego samopoczucia też jest trudne. Każde przełamywanie lęku jest wychodzeniem ze swojej strefy komfortu. I tym jestem zmęczona. Chyba, że coś źle kombinuję, to niech mnie ktoś poprawi:)
- zebulon
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 644
- Rejestracja: 21 czerwca 2015, o 18:56
Tylko ze słowo walka ma inne zabarwienie emocjonalne i mysle ze tego słowa nie nalezy uzywać ... oczywiscie ze jest trudne zwłaszcza dla zaburzonych
Każda droga zaczyna się od pierwszego kroku .
Piekło nerwicy tworzymy sami sobie ...
Nie pozwól żeby życie straciło sens przez osobę, która po prostu nie była Ciebie warta.
nerwica przypomina prowadzenie codziennie konia do weterynarza żeby sprawić czy na pewno nie jest wielbłądem ( cytat który mnie rozbawił )
Piekło nerwicy tworzymy sami sobie ...
Nie pozwól żeby życie straciło sens przez osobę, która po prostu nie była Ciebie warta.
nerwica przypomina prowadzenie codziennie konia do weterynarza żeby sprawić czy na pewno nie jest wielbłądem ( cytat który mnie rozbawił )
- Zestresowana
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 457
- Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22
A to już chyba chyba kwestia semantyki;-)
-- 14 lutego 2016, o 19:55 --
Rozłożyło mnie dziś znowu:( Xanax poszedł w ruch, połóweczka. Nie chcę wracać jutro do pracy i nie chcę iść na studia znowu:-( Niby mam narzędzia, niby inaczej podchodzę do wielu spraw, ale ostatnio to jakiś kryzys. Nie wierzę, że to się kiedyś skończy.
-- 27 lutego 2016, o 22:51 --
Wzięłam się za nagrania chłopaków (wcześniej bazowałam tylko na artykułach) i wiem, gdzie poprzednio popełniłam błąd - nie zaakceptowałam napadu lęku i pogorszenia, bo byłam już prawie - prawie pewna, że jestem prawie odburzona. No ale po to są porażki, żeby z nich wyciągać wnioski;-)
Ostatnio mam taki etap, że jest mi jakoś dziwnie. Jakieś takie zniechęcenie, brak sił i motywacji. Niby coś bym chciała zrobić, ale nie chce mi się (typu nie chce mi się siedzieć w domu, bo się nudzę, ale spotkać ze znajomymi mi się nie chce - czyli i tak źle, i tak niedobrze). I doszedł strach przed depresją - wyszukuję u siebie objawy, na potwierdzenie mojej głupiej myśli, pojawiło się skanowanie. Chociaż doszedł to może źle powiedziane, od czasu do czasu się przewija. Myślę, że to ogólne zniechęcenie jest raczej spowodowane tym, że miałam mało pracy i generalnie się wynudziłam siedząc w dużej części sama w domu, no i pogoda i chyba większość ludzi jest taka śnięta, ale wiadomo, jak to działa u osoby z zaburzeniem;-) No ale teraz staram się akceptować, że mogę i mam prawo tak się czuć, głupie nadchodzące myśli wrzucam do jednego wora (to już wychodzi super), jak czuję nadchodzący większy lęk, to przepuszczam i zapraszam go do środka i jakoś tam mija. Pojawiało się też bicie serca, pocenie się, ale to też przepuszczam i dość szybko mija.
Nie poprawia sytuacji fakt, że psycholog znalazła u mnie jeszcze parę rzeczy, których nie wychwyciła wcześniej (inne rzeczy były na tapecie) i chodzę teraz częściej do niej, no i naciska trochę na zwiększenie dawki leku lub dodanie czegoś, żeby było lepiej. Psychiatra mówiła, że na razie nie widzi potrzeby i wszystko przebiega ok, jak to typowo powinno być, ale będzie miała na uwadze.
I też tak zauważyłam, że jak mam spokojny okres w życiu, to wtedy właśnie nachodzą lęki, jakby organizm czy psychika dążyły do równowagi, że w moim życiu musi być jakieś zamieszanie (jestem DDD), Jak jest za spokojnie, to rośnie napięcie.
A tutaj ciekawy artykuł, moim zdaniem bardzo prawdziwy i tłumaczący, skąd się ostatnio wzięła epidemia "depresji", wrzucam dla zainteresowanych, ale żeby mi również nie uciekł: http://nowe.charaktery.eu/artykul/korzenie-depresji
-- 12 marca 2016, o 20:07 --
Witam ponownie:)
Jestem w trakcie czytania ksiązki "kompletna samopomoc dla Twoich nerwów", bardzo fajna sprawa, bardzo dobrze opisuje zarówno objawy, jak i akceptację. Jedno, co może przerażać, to używanie dziwnej terminologii ("załamanie nerwowe"), ale można się do tego przyzwyczaić.
Zaczęłam dzisiaj studia i czuję się skołowana. Raz, że nie do końca z własnej woli je podjęłam, dwa, że to miejsce przypomina mi o początkach zaburzenia, kiedy to było najciężej i tak jakby od tych studiów się to wszystko zaczęło. Czułam się do tej pory dobrze, dopiero, jak wróciłam z zajęć, to jakoś tak mnie skołowało - trochę dziwnych myśli, trochę somatyki, trochę wybiegania w przyszłość, trochę takiego typowego strachu. Ale akceptuję to i powalam temu trwać, choć przyjemnie nie jest.
Czasem mam takie dziwne myśli, że na nic nie mam wpływu, że moje życie nie zależy ode mnie, że nigdy nie odpocznę i moje życie nie będzie wyglądać tak, jak chcę.
Chciałabym też być już sobą. Chociaż chyba musi jeszcze trochę czasu upłynąć.
Sytuacji nie ułątwia fakt, że jestem mocno przeziębiona i ostatnio w rodzinie pojawiły się problemy zdrowotne, dość poważne.
-- 14 lutego 2016, o 19:55 --
Rozłożyło mnie dziś znowu:( Xanax poszedł w ruch, połóweczka. Nie chcę wracać jutro do pracy i nie chcę iść na studia znowu:-( Niby mam narzędzia, niby inaczej podchodzę do wielu spraw, ale ostatnio to jakiś kryzys. Nie wierzę, że to się kiedyś skończy.
-- 27 lutego 2016, o 22:51 --
Wzięłam się za nagrania chłopaków (wcześniej bazowałam tylko na artykułach) i wiem, gdzie poprzednio popełniłam błąd - nie zaakceptowałam napadu lęku i pogorszenia, bo byłam już prawie - prawie pewna, że jestem prawie odburzona. No ale po to są porażki, żeby z nich wyciągać wnioski;-)
Ostatnio mam taki etap, że jest mi jakoś dziwnie. Jakieś takie zniechęcenie, brak sił i motywacji. Niby coś bym chciała zrobić, ale nie chce mi się (typu nie chce mi się siedzieć w domu, bo się nudzę, ale spotkać ze znajomymi mi się nie chce - czyli i tak źle, i tak niedobrze). I doszedł strach przed depresją - wyszukuję u siebie objawy, na potwierdzenie mojej głupiej myśli, pojawiło się skanowanie. Chociaż doszedł to może źle powiedziane, od czasu do czasu się przewija. Myślę, że to ogólne zniechęcenie jest raczej spowodowane tym, że miałam mało pracy i generalnie się wynudziłam siedząc w dużej części sama w domu, no i pogoda i chyba większość ludzi jest taka śnięta, ale wiadomo, jak to działa u osoby z zaburzeniem;-) No ale teraz staram się akceptować, że mogę i mam prawo tak się czuć, głupie nadchodzące myśli wrzucam do jednego wora (to już wychodzi super), jak czuję nadchodzący większy lęk, to przepuszczam i zapraszam go do środka i jakoś tam mija. Pojawiało się też bicie serca, pocenie się, ale to też przepuszczam i dość szybko mija.
Nie poprawia sytuacji fakt, że psycholog znalazła u mnie jeszcze parę rzeczy, których nie wychwyciła wcześniej (inne rzeczy były na tapecie) i chodzę teraz częściej do niej, no i naciska trochę na zwiększenie dawki leku lub dodanie czegoś, żeby było lepiej. Psychiatra mówiła, że na razie nie widzi potrzeby i wszystko przebiega ok, jak to typowo powinno być, ale będzie miała na uwadze.
I też tak zauważyłam, że jak mam spokojny okres w życiu, to wtedy właśnie nachodzą lęki, jakby organizm czy psychika dążyły do równowagi, że w moim życiu musi być jakieś zamieszanie (jestem DDD), Jak jest za spokojnie, to rośnie napięcie.
A tutaj ciekawy artykuł, moim zdaniem bardzo prawdziwy i tłumaczący, skąd się ostatnio wzięła epidemia "depresji", wrzucam dla zainteresowanych, ale żeby mi również nie uciekł: http://nowe.charaktery.eu/artykul/korzenie-depresji
-- 12 marca 2016, o 20:07 --
Witam ponownie:)
Jestem w trakcie czytania ksiązki "kompletna samopomoc dla Twoich nerwów", bardzo fajna sprawa, bardzo dobrze opisuje zarówno objawy, jak i akceptację. Jedno, co może przerażać, to używanie dziwnej terminologii ("załamanie nerwowe"), ale można się do tego przyzwyczaić.
Zaczęłam dzisiaj studia i czuję się skołowana. Raz, że nie do końca z własnej woli je podjęłam, dwa, że to miejsce przypomina mi o początkach zaburzenia, kiedy to było najciężej i tak jakby od tych studiów się to wszystko zaczęło. Czułam się do tej pory dobrze, dopiero, jak wróciłam z zajęć, to jakoś tak mnie skołowało - trochę dziwnych myśli, trochę somatyki, trochę wybiegania w przyszłość, trochę takiego typowego strachu. Ale akceptuję to i powalam temu trwać, choć przyjemnie nie jest.
Czasem mam takie dziwne myśli, że na nic nie mam wpływu, że moje życie nie zależy ode mnie, że nigdy nie odpocznę i moje życie nie będzie wyglądać tak, jak chcę.
Chciałabym też być już sobą. Chociaż chyba musi jeszcze trochę czasu upłynąć.
Sytuacji nie ułątwia fakt, że jestem mocno przeziębiona i ostatnio w rodzinie pojawiły się problemy zdrowotne, dość poważne.
- Olalala
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 1858
- Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36
Zestresowana jak dla mnie to za dużo ciągle analizujesz. A analizując nakręcasz sie. Wylacz choc na chwile ten wewnętrzny glos, który non stop klapie. Takie analizy podtrzymują stan napięcia, jakbyś musiała jakas lamiglowke rozwiązać. Jak skupisz sie na tym co na zewnątrz, a nie na tym co wewnątrz to zobaczysz jaki blogi jest stan ciszy myślowej.
Twój mózg jest zmęczony ta ciągle analiza, bo piszesz, ze masz wrażenie braku kontroli nad swoim życiem. Tak sie dzieje jak się właśnie non stop analizuje i siedzi w swoich myślach. Paradoksalnie czym zaczniesz puszczać kontrole i nie wchodzić w te rozważania myślowe tym poczujesz w końcu spokój i ta kontrole, o której piszesz. Pamiętaj, ze myśli odzwierciedlają nasz stan emocjonalny. Traktuj myśli jako tylko myśli, możesz to potraktować jako grę. Czym bardziej wciągasz sie w te analizy tym będziesz miała mniejsze poczucie bezpieczeństwa i kontroli.
Twój mózg jest zmęczony ta ciągle analiza, bo piszesz, ze masz wrażenie braku kontroli nad swoim życiem. Tak sie dzieje jak się właśnie non stop analizuje i siedzi w swoich myślach. Paradoksalnie czym zaczniesz puszczać kontrole i nie wchodzić w te rozważania myślowe tym poczujesz w końcu spokój i ta kontrole, o której piszesz. Pamiętaj, ze myśli odzwierciedlają nasz stan emocjonalny. Traktuj myśli jako tylko myśli, możesz to potraktować jako grę. Czym bardziej wciągasz sie w te analizy tym będziesz miała mniejsze poczucie bezpieczeństwa i kontroli.