Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

moja historia

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
usunietenaprosbe
Gość

11 marca 2018, o 23:05

to będzie długi post.
sama nie wiem od czego zacząć. i jak będzie wyglądał ten post. nie wiem jeszcze, nie planuję.
chcę napisać wszystko, tak jak czuję i widzę. dołączyłam do grupy dlatego, że.. hm. podejrzewam, że mogę mieć bordera. kilka osób mi to zasugerowało. natomiast ja nie jestem pewna. są sprzeczne diagnozy. byłam kiedyś, jeszcze w liceum u psychiatry. powiedziała, że to dwubiegunówka. nie kminiłam tego, nie interesowałam się temate. chciałam po prostu, by było mi dobrze, bym przestała bać się ludzi. bym czuła się bezpiecznie w szkole. wtedy opuszczałam lekcje i nieczego nie rozumiałam. poza szkołą spotykałam się z koleżanką, która lubiła we mnie to moje "popierdolenie". jednak widziała tylko, co z zewnątrz. sama tego nie kumałam. nie rozmyślałam nad tym, nie analizowałam.
potrafiłam iść z nią miastem i szczekać na ludzi. lubiłam obserwować reakcje ludzi. czułam się wtedy trochę wolna. w biedronce podchodziłam do ludzi i śpiewałam do nich. często mówili mi, że jestem pojebana. ale oni chyba nawet to lubili. nie wiem. poza tym robiłam to tylko przy niektórych osobach. niektórzy się mnie wstydzili, bali się tego. nie chcieli w tym uczestniczyć. czułam się nierozumiana. nie rozumiałam, czemu przejmują się tym, że robię "przypał". żeby poczuć adrenalinę, bunt (tak to teraz widzę) z tą koleżanką kradłam. w sumie był to jej pomysł. najpierw bałam się, gdy po raz pierwszy odczepiałyśmy klipsy z ubrań, żeby alarm się nie włączył. udało się. gdy wychodziłyśmy ze sklepu i nic się nie stało, czułyśmy, że jesteśmy ponad nimi. cudowne uczucie. zrobić coś "złego". po kilku takich akcjach prawie nas przyłapano, więc zrezygnowałyśmy nie chcąc bardziej ryzykować. myślę, że już mieli na nas oko.

życie toczyło się dalej. ja czułam się odrzutkiem. w szkole nikt ze mną nie rozmawiał. ja czułam, że inni mnie obgadują i mną pogardzają. bałam się ich oceny. chciałam iść do plastyka. lubiłam malować, ale bez przesady. nie byłam w to jakoś wgłębiona, ale czułam, że odnajdę się tam. lubiłam pisać wiersze. książki też, ale mało ich czytałam. mój stan psychiczny nie pozwalał mi na to. brałam antydepresanty, jakieś nasenne. nic mi to nie pomagało. rodzice nie zgodzili się na plastyka. ojciec powiedział, że mam szukać sponsora, jeśli się zdecyduję tam iść. zrobiłam więc, to czego oni chcieli. nie chciałam ich zawieść. nie chciałam zostać sama. poszłam na studia. z których zrezygnowałam. bałam się. byłam w obcym mieście, w rzeszowie. a moje ciągłe myśli dotyczyły tego- czy ktoś mnie polubi? kim jestem? jaka mam być? bałam się. czułam ogromne niezrozumienie, strach. wróciłam do domu, później poszłam na inne studia z których również zrezygnowałam z podobnego powodu. nie umiałam się na niczym skupić. jedynie na tych domniemanych ocenach. wtedy również pojawiły się u mnie obsesje myślowe, które również skupiały się na tym- jaka mam być. tak po krótce. nie będę się nad tym rozwlekać, bo mogłabym chyba napisać książkę.

wtedy pojawił się mój pierwszy facet. poznałam go w internecie. zadzwonił i rozmawialiśmy całą noc, później całymi nocami. nasze rozmowy były głownie "psychologiczne". on miał kiedyś depresję i poszedł na terapię, która mu pomogła. te rozmowy głównie tego dotyczyły.
czułam coś, ale nie wiem co. nie było to raczej zakochanie, ale myślę, że jakieś poczucie, że coś się zmieni dzięki niemu. pamiętam, że wtedy zaczęłam czytać nt. pewności siebie. chciałam pozbyć się tego lęku. znalazłam jakieś sposoby na konfrontacje z lękiem. były to głownie sposoby- typu wykraczanie poza normy społeczne. więc zaczęłam to robić. szłam akurat na dworzec. szłam miastem, zapuściłam piosenkę i śpiewałam. najpierw się bałam. czułam lęk. ale potem widząc, że nic się nie dzieje. że w sumie nikt mi nie zagraża zaczęłam to czuć. usiadłam na krześle, na dworcu. zamknęłam oczy. leciała lana. zaczęłam śpiewać. dosyć głośno, tak myślę. dookoła mnie pełno ludzi. kotłowały mi się myśli- co oni teraz myślą? a potem to zanikało. zaczęłam czuć wolność. czuć się cudownie. niesamowita chwila. nie zapomnę tego nigdy. takie próby poczucia tego znów pojawiały się później często. zdarzało mi się to znów poczuć, ale rzadko. później stało się to obsesją, boto był jedyny sposób, by poczuć się dobrze, a nie zawsze tak było. z tym facetem się rozstałam. nie rozumiał mnie. patrzyłam na niego i widziałam pustkę w nim. on ciągle mnie terapeutyzował:
- pijesz tyle wody z powodu nerwicy
-robisz takie rzeczy, bo rodzice nie poświęcali ci w dzieciństwie uwagi, więc teraz chcesz zwrócić na siebie uwagę
-dlaczego nie rozmawiałaś z moimi znajomymi, tylko przeglądałaś telefon?

czułam się winna. coraz gorzej i gorzej. gdy się rozstaliśmy, byłam na początku wściekła, ale potem zaczęłam znowu to czuć. tę wolność. pracowałam w jakiejść dziurze przez chwilę. natręty nadal były. których wtedy nie ogarniałam. wyjechałam do Anglii. był tam facet, którego znałam trochę, ale niezbyt. pojechałam na spontanie, bo czułam, że niczego nie stracę. nie miałam innych perspektyw. liczyłam na to, że może on mnie z tego uratuje? nie wiem w sumie na co liczyłam. natomiast z nim się totalnie nie dogadywałam. miał do mnie pretensje o to, że nie umiem posługiwać się dobrze angielskim, niczego załątwić. wylatywałam z pracy za spóźnienia. czułam ogromne osamotnienie. płakałam. chciałam się nawet zabić. miałam takie myśli. popiłam jakieś leki alkoholem- wprawdzie niedużo. myślę, że to było bardziej po to, by on mnie zauważył. mój ból. nigdy nie rozmawiałam z nim szczerze. nie umiałam. był zbyt przyziemny. poza tym dostrzegałam w nim pozerstwo. fałsz. nie lubiłam tego. źle się tam czułam. on się nie przejął. tzn przejął, bo się wściekł, że chciałam coś sobie zrobić. wkurwiał się. powiedział innych lokatorom o tym. a ja czułam się jeszcze gorzej. ostatecznie wróciłam do domu, gdzie pracowałam u rodziców, sprzedając słodycze na bazarach.

to był okres, gdzie również szalałam. zdarzało mi się imprezować. pamiętam, że wtedy poznałam faceta, rónież przez neta. dzieli nas 7 km. nie będę się może dłużej rozpisywać na ten temat. powiem jedynie, że była to osoba, przy której czułam się cudownie. fascynowała nie. myślała w podobny do mnie sposób. natomiast spotykaliśmy się niezwykle rzadko- 2/3 rrazy na tydzień. on nie chciał się angażować. twierdził, że mi nie ufa. były również inne sytuacje przez które cierpiałam,ale ciągle przy nim trwałam. nie będę może się dłużej nad tym rozwodzić. po 2 latach rozstaliśmy się. cierpiałam, ale po pewnym czasie zaczęłam się uwalniać. dodam, że gdy poznałam go równocześnie rozpoczęłam terapię u psycholożki. nie wiem, co to była za terapia. ona twierdziła, że eklektyczna, czyli łącząca różne nurty. natomiast była "zapisana" jako psycholog, terapeuta rodzinny. okej, chodziłam. wtedy poszłam również do psychiatry, który podejrzewał u mnie borderline właśnie. skierował mnie na testy, których nie ukończyłam, bo ta baba mnie tak wkurwiło. pamiętam jak pokazywała mi te tablice rorschaha, które wyśmiałam. zaczęłam jej opowiadać, że widzę tam tańczących tubylców przy ognisku. w sumie to naprawdę mówiłam co widzę. a ona powiedziała, że jestem niedojrzała emocjonalnie. na odchodne powiedziała mi, żebym poszła pobiegać by dogonić rozum. więcej się u niej nie pojawiłam, tak samo u tego psychiatry. poźniej chodziłam do starej lekarki, która leczyła mnie olanzapiną i fluoksetyną. aha. i dodam też, że 2 lata temu, albo nawet 3, zaczęła się u mnie derealizacja.

po lekach tyłam, czułam się coraz gorzej. wstawałam rano i marzyłam tylko o tym by znów położyc się spać. zrezygnowałam z nich bez wiedzy lekarza i rzeczywiście zaczęła mi wracać energia, czułam się lepiej. jednocześnie nadal chodziłam na terapię pracując nad myślami dot. oceny innych na mój temat. moja praca polegała głownie nad blokowaniem tych myśli, racjonalizacją. pisaniem o tym w zeszycie. natomiast tam, w tym gabinecie chyba nie byłam do końca sobą, ale tego nie widziałam. byłam miła, uśmiechnięta zwykle. nie otwierałam się do końca. w sensie mówiłam wszystko, ale chyba nie wiedziałam jeszcze, że to nie jestem ja.

ogólnie terapia mi pomogła. nie żałuję, że tam byłam. przez długi czas czułam się "dobrze". po prostu myślałam o innych rzeczach. interesowałam się różnymi rzeczami, ale to były takie przyziemne sprawy. nie czułam w tym siebie, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam.
dopiero niedawno znowu to poczułam. byłam na terapii i postanowiłam być sobą. weszłam tam i gadałam jednym ciągiem przez 35 minut. w pewnym momencie miałam wrażenie, że się wydzieram. ale nic takiego nie miało miejsca. po prostu byłam ożywiona. czułam, że coś się zmieni.

zrezygnowałam z terapii u niej. to było parę dni temu. poczułam, że ona nie kuma co mi jest. mówiła, że nie mam bordera, ani chad. że mam derealizację z powodu lęku, mam zaburzenia lękowe głównie oraz depresyjne. ale ogólnie chciała się rozwijać na ten temat. powiedziała również, że mam osobowość afektywną (cokolwiek to znaczy)- niby nie zaburzeni,e ale coś wpisane w osobowość. jakoś tak to tłumaczyło.
wkurzało mnie również to, że ciągle gadała o tej wierze. czy wierzę w boga. może nie ciągle, ale wracała -jeszcze do tego wrócimy, bo teraz o tym nie chcesz myśleć. ja jestem ateistką.

teraz o ojcu. ojciec ogólnie odkąd pamiętam stosował przemoc. w domu bałam się go. wystarczyło, że wchodził do domu, a ja odczuwałam lęk. ciągle starałam się go zadowolić. potrafił mnie skopać, bo wypuściłam królika z klatki/ lać pasem, bo nie powiedziałam komuś dzień dobry. wieczny strach, poczucie lęku i niezrozumienia. -czemu płaczesz? tylko płakać umiesz! nie masz nawet koleżanek, ciągle siedzisz w domu.

po przemocy fiz. przemoc psychiczna była na porządku dziennym. jest nadal, bo mieszkam tu.
ojciec wkurwił się, dostał szału, gdy dowiedział się, że jestem ateistką. on tego nie może ogarnąć swoim rozumem. nie potrafi zaakceptować. terapeutka powiedziała, że źle zrobiłam, że mu to powiedziałam. że nie jestem na to gotowa. zasugerowała, bym poszła na kompromis z nim- będę chodzić do kościoła, a on bedzie starał się, bym w domu czuła się dobrze.

było ok przez dwa dni.

znowu zaczął swoje śpiewki- ocenianie, krytyka za kupienie czegoś za własne pieniądze, bo zużyłam za dużo ręcznika, bo jestem gnojem i śpię do 12 w weekendy. bo coś tam, bo coś tam.

ja się opamiętałam i zaczęłam robić po swojemu (terapeutka mówiła, by załatwiać z nim wszystko spokojnie i wychodzić). nie ogarniałąm jej toku myślenia, uważałam, że to nie ma racji bytu. dlatego zaczęłam go zwyczajnie upominać, mówić co myślę o nim, tym co robi. on czuł zagrożenie. ostatecznie kulminacja miała miejsce parę dni temu, kiedy dostał szału i chciał mnie pobić. zadzwoniłam na policję. przyjechała. zachowała się ok. podobało mi się ich podejście, bo bałam się, że oleją to, co mówię, bo przecież nie ma dowodów, ani nikt mnie nie pobił. powiedzieli mu, że może grozić mu to więzieniem nawet. że jeśli się to będzie powtarzać, to założą niebieską kartę i to już będzie się wiązało z różnymi konsekwencjami. ojciec przytakiwał, nic nie mówił w sumie. był spokojny, miły.

do mnie się nie odzywa. a ja umieram wewnątrz siebie. nie chcę z nim rozmaiwać. ten kontakt został już przekreślony. cierpię, bo nie wiem co dalej. nie wiem kim jestem.

jestem wewnętrznie rozdarta. czuję gniew na wszystko. czuję nieprzystosowanie do tego świata. czuję niezrozumienie. czuję, że jestem z innego świata. denerwują mnie ludzie, którzy nie myślą. od razu ich skreślam. nie chce mi się podejmować kontaktu, gdy widzę, że ktoś mnie nie czai. może nie zawsze, ale zwykle tak. poza tym to chyba ja sama nie wiem już co jest prawdą, a co nie. czuję, że gdzieś tam jestem sobą i nie pasuję tu.

poczucie wyjątkowości, nadwrażliwości. jestem szalona. lubię bezdomnych i wyrzutków. jaram się wolnością i wkraczaniem poza bariery. wtedy czuję się pięknie. denerwuje mnie świat, to w jaki sposób funkcjonuje. dlaczego ludzie są tak zamknięci.

jestem outsiderem. moje myślenie jest inne od tego z jakim spotykam się na co dzień. i to jest niezaprzeczalny fakt. nikt mi nie wmówi, że każdy jest wyjątkowy i ma jakąś wartość. dla mnie tak nie jest. niektórych traktuję jak śmieci, w swojej głowie.



jestem rozdarta, bo z jednej strony tak myślę, a z drugiej staram się wszystkim dogodzić. wczuwam się w kogoś i chcę, by czuł się przy mnie dobrze.

wiem, że to myślenie nie jest zdrowe i sprawia mi po prostu ból. wiem, że musze iść na terapię i pracować nad tym. chcę tego. natomiast nie chcę, by to zniszczyło moją osobę. chcę być sobą, ale pogodzona ze światem. chociaż sama nie wiem. chyba zawsze będę buntownikiem.

chcę się po porstu poczuć lepiej. zrozumieć siebie. poznać.

dlatego szukam dalej terapii. pójdę też do psychiatry. innego.

chyba na tym zakończę na tym post. w sumie nic mi innego nie przychodzi do głowy teraz.
(nie oczekuję od was diagnozy, chciałabym abyście może ewentualnie podpowiedzieli, czy to może być border, czy co)
dodam jeszcze, że od paru dni praktycznie nie śpię. dziś poszłam spać o 5, obudziłam się przed chwilą i nie mogę już spać. miałam myśli samobójcze ok. 4 rano. zadzwoniłam na telefon zaufania. porozmawiałam z jakąś babką. była miła, uspokoiła mnie. natomiast później zaczęłam czuć, że dlaczego byłam później taka miła, przecież czuję się psiakostkowo. zaczęłam myśleć, że założyłam maskę i uciekłam od tego. teraz znowu mnie to dopadło.
nocenadnie
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 221
Rejestracja: 27 lutego 2018, o 11:50

12 marca 2018, o 18:17

Border, nerwica czy depresja to jako takiego znaczenia nie ma bo to jest tylko objaw a my ludzie musimy nazwać wszystko jakoś i znaleźć przyczyny :)

Bardzo długa historia i dość ciekawa, opisałaś naprawde bardzo dużo i dużo juz o sobie wiesz. Miałaś w życiu dość dużo negatywnych, lękowych bodźców agresywny ojciec, rozstania to wszystko nauczyło cię pewnych reakcji, które na dłuższą metę sa męczące dla samego mózgu a mózg to niestety też zbiornik który się może przelać przez przewlekly stres. Impulsywność, bunt. Bunt myślę trzeba skończyć gdy wyjdzię się z rodzinnego gniazdka bo buntujemy się głownie rodzicom a dalszy bunt ze światem nie ma sensu chyba, ze jest to jakas pomoc ludziom to inaczej. Ojciec myśle, że on też z samym sobą ma na pieńku robiąc takie rzeczy i zachowujać sie jak furiat. Terapeutka bardzo dobrze ci mówi zeby zachować spokój w rozmowie z ojcem bo gniew i negatywne emocje nic tu zmienia poniewaz akceptujesz jego gre na uczuciach:)).
Tyle mogę ci powiedzieć tak naprawde po krótce i odsyłam cię do materiałów Divovic i poznanie mechanizmow, które pomogą ci zrozumieć siebie i finalnie wejsc na droge odburzenia.
Ja w samych postach nie jestem stanie tyle zdziałać co materialy chlopakow.
Pozdrawiam i powodzenia :)
Zaburzenie to tylko twoja projekcja. Nie wierzysz? Przekonaj się sam!
usunietenaprosbe
Gość

13 marca 2018, o 12:04

właśnie szykowałam się spać. ostatnio bardzo trudne dni były. powiem tak, zgadzam się z każdym z was w sumie, ale może nie do końca z tym, żebym się usamodzielniła. owszem, musze się odciąć od ojca. ojciec się wyprowadza. jest mieszkanie już urządzone. mamy kupione, bo było tak na zaś. no i ona tam idzie. on został zmuszony. musi poczuć się jak ja. odrzucony, samotny. i może wtedy zdobędzie się na leczenie. bo jest głęboko zaburzony, wiem o tym.

na ten moment nie jestem w stanie się wyprowadzić. mam tu mamę, która mnie wspiera oraz rodzinę, która okazała mi ogromne zrozumienie, gdy powiedziałam im o wszystkim ostatnio. nigdy nie mówiłam.
dziś po kolejnej bezsennej nocy poszłam do psychiatry, tej, którą faktycznie źle oceniłam (ale o tym zaraz). byłam już tam ok. 6 rano. spotkałam w poczekalni świetnych ludzi. rozmawiałam z nimi. ja się zaczęłam otwierać, a oni nagle zaczęli także. to było świetne. mimo, że wywoływao ból, ale naprawdę. umocniło mnie w przekonaniu, że mogę zacząć się otworzyć. że nie jestem taka zła jak mi wmówiono, i że po prostu nauczę się siebie i tego wszystkiego.

poszłam do tej psychiatry. powiedziałam co i jak. ona na początku nie ogarniała trochę. mówiła, że to z powodu nastrojów. że raz tak, raz tak. że jestem bardzo wrażliwa - tego nie kwestionuję. ale powiedziałam, że czuję, że to coś poważniejszego i bardzo chciałabym pójść na terapię grupową na oddział dzienny u mnie w mieście. powiedziała, co i jak. wszystko mi wytłumaczyła jak się tym zająć. zapisała mi lek Pramolan. była bardzo pomocna.

źle ją oceniłam, natomiast nie żałuję, że wtedy zrezygnowałam z leczenia u niej, bo nie wtedy nie doszłabym do tego miejsca w którym teraz jestem. nie żałuję niczego.

jutro mam również wizytę u psychoterapeuty w Rzeszowie. idę na pierwszą konsultację. trafił do mnie jej opis, szczery, ciepły i autentyczny. oraz to, że dopasowuje terapię pod człowieka. nie narzuca nic, to klient decyduje, kiedy chce zakończyć terapię, jak często chce chodzić etc. jest to terapia TSR.

także no, będzie dobrze. wiem o tym. walczę o siebie dalej.
usunietenaprosbe
Gość

13 marca 2018, o 12:07

nocenadnie pisze:
12 marca 2018, o 18:17
Border, nerwica czy depresja to jako takiego znaczenia nie ma bo to jest tylko objaw a my ludzie musimy nazwać wszystko jakoś i znaleźć przyczyny :)

Bardzo długa historia i dość ciekawa, opisałaś naprawde bardzo dużo i dużo juz o sobie wiesz. Miałaś w życiu dość dużo negatywnych, lękowych bodźców agresywny ojciec, rozstania to wszystko nauczyło cię pewnych reakcji, które na dłuższą metę sa męczące dla samego mózgu a mózg to niestety też zbiornik który się może przelać przez przewlekly stres. Impulsywność, bunt. Bunt myślę trzeba skończyć gdy wyjdzię się z rodzinnego gniazdka bo buntujemy się głownie rodzicom a dalszy bunt ze światem nie ma sensu chyba, ze jest to jakas pomoc ludziom to inaczej. Ojciec myśle, że on też z samym sobą ma na pieńku robiąc takie rzeczy i zachowujać sie jak furiat. Terapeutka bardzo dobrze ci mówi zeby zachować spokój w rozmowie z ojcem bo gniew i negatywne emocje nic tu zmienia poniewaz akceptujesz jego gre na uczuciach:)).
Tyle mogę ci powiedzieć tak naprawde po krótce i odsyłam cię do materiałów Divovic i poznanie mechanizmow, które pomogą ci zrozumieć siebie i finalnie wejsc na droge odburzenia.
Ja w samych postach nie jestem stanie tyle zdziałać co materialy chlopakow.
Pozdrawiam i powodzenia :)
niestety nie mogę się z tobą zgodzić. ja słuchałam terapeutki przez 2 lata. poza tym już wcześniej próbowałam iść na ugodę. nie zadziałało. ten człowiek mnie niszczył od dzieciństwa. więc, mylisz się. nie zdajesz sobie sprawy z tego, co przeżywam. próbowałam, płakałam. a on mówił, że to ja jestem pierdolnięta. no cóż. ja już mniej więcej wiem w którą stronę się kierować. obrałam pewien tor. natomiast dzięki za opinię, mimo wszystko :)
nocenadnie
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 221
Rejestracja: 27 lutego 2018, o 11:50

13 marca 2018, o 18:34

Wiem co czujesz, jestem tu z podobnych powodow poniewaz mimo, że nie mialem takich jazd. To z domu tez nie wynioslem dobrze zakorzenionycy psychologicznych reakcji. Moja matka nie wiem czy nerwicowiec ale czlowiek skrajny, albo spokoj albo krzyk przeplatany nadopiekunczoscia u niej problemy rozwiazywalo sie krzykiem. Sama nie skonczyla zadnej szkoly nie mam nic do tego, ale skrajności zaprowadzily ja do braku wiary we mnie przegrala z kolezanka flaszke, ze nie zdam matury i technika. Do tej pory nie wierzy, ze skoncze studia... Widzisz jednak znam uczucie nie docenienia przez rodziców wcale mi nie bylo z tym dobrze to tylko przyczyniło się do powstania mnie furiata. I zadne pokazywanie komuś jak ty się czujesz w celu zeby poczul to samo nie pomoze, probowalem mówić "mamie że jest mało mamą" od kiedy to olewam i nie nadaje temu presji jest o wiele lepiej. A ty pokazując mu swoją frustracje, złość grasz znow w gre na jego gruncie ktory ogarnia lepiej od ciebie ma na czym chwilowo wyladowac agresje :). A jak chcesz mu pomoc i walczyc to rob to na gruncie ktorego on nie zna i nie bedzie miał specjalnego pola do manewru. A nie robisz to co pokazal ci on oceniasz! Krytyka tego nie wyjasnisz krytyka rodzi agresje u ludzi z niska samoocena, a do tego opoźniasz swój proces odburzania bo założe się, że mowiąc mu jakieś krytyczne rzeczy napewno nie jestes buddyjskim mnichem na kamieniu :)
Tylko spokój możę Cię uratować ;)
Zmiany zaczynaj od siebie bo jak potrafisz zmienic siebie co jest najciezsza rzecza ludzkiego zycia to poradzisz sobie ze zmiana kogos.
Za malolata latalem z ekipa i darłem jape, na caly pasaż, stałem pod brama bijąc przypadkowych ludzi i wogolę próbując sie stać kozakiem tylko po to zmarnowałem czas żeby mnie ktos w koncu docenil i zrozumial.
To tak naprawde nie ma sensu, bo jak ogarniesz siebie to reszta krytyki nie ma dla ciebie znaczenia, a dochodząc do wniosku jak samemu bładziłe/aś nieważne co by ci robil ojciec, matka, chłopak jesteś w stanie mu wybaczyć mówiąc np. "Wybaczam ci to wszystko, zbładziłeś, ludzka rzeczą błądzić złap mnie za ręķę sprobujemy razem odnalezc wlasciwe tory". :)
Zaburzenie to tylko twoja projekcja. Nie wierzysz? Przekonaj się sam!
usunietenaprosbe
Gość

13 marca 2018, o 20:15

zaczynam żałować, że ten post umieściłam... posłuchaj. wiem, że wielu ludzi myśli podobnie do ciebie. ale wielu ludzi myśli całkowicie inaczej. policja mówiła, że jest to karalne i jeśli będzie więcej interwencji, to będzie niebieska karta. rozmawiałam jeszcze z innymi i mówili, żebym szła do prawnika i nawet się nie zastanawiała, bo to co się w domu działo i dzieje jest po prostu kobieta luźna w udach karalne! Czaisz? więc serio, proszę cię. zastanów się 1000razy zanim napiszesz coś takiego. wiem, że chciałeś napisać coś z punktu swojego widzenia, ale widzę, że możesz bardziej szkodzić nic pomóc. teraz mam ochotę usunąć ten post, ale zostawię go dla innych. może będzie dla nich wskazówką. wiem, że sam masz pewnie problemy, ale no. takim gadaniem naprawdę ranisz innych. a przynajmniej mnie, w tym momencie.
usunietenaprosbe
Gość

13 marca 2018, o 20:23

i super, jak ogarnę siebie. to fajnie. tylko ja nie jestem w stanie siebie ogarnąć w tym momencie? rozumiesz? przeczytałeś ten post ze zrozumieniem? parę dni temu miałam myśli samobójcze, więc jak myślisz, w jaki sposób mam funkcjonować samodzielnie? hm?

boli mnie trochę twoja ignorancja, ale dodając ten post przecież muszę liczyć się z różnymi komentarzami.
nocenadnie
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 221
Rejestracja: 27 lutego 2018, o 11:50

13 marca 2018, o 20:51

Wszyscy jesteśmy tu z tego samego powodu zaburzenia i każdy z nas tu przezywal lub przezywa wewnetrzen piekło zwiazane z tym. A na to składa się niestety przeszłość. Naprawdę gdyby zaburzenie bylo sielanką z której wyjść można za pomocą rzucenia kostek to nawet bym nie czytał twojego posta :))
Wcale też Cię nie ignoruje, tylko staram się traktowac jak przyjaciela, któremu mam dać rade i nie oceniać przy okazji przez pryzmat zaburzenia i wydaje mi sie ze przyszlas znalezc tu odpowiedz. Od samego poczatku ponieważ nastawienie normalnościowe w tym przypadku to mantra. Jak posluchasz materiałów z forum zobaczysz że przekazuje wiedze stamtąd która mi pomogła. Tez myślałem, że się powiesze w zaburzeniu mysli samobojcze to normalka w tym wszystkim, ja na dodatek nie chcialem popełnić samobojstwa jako takiego zwyklego najchetniej bym zabil.kilka osob ktore zaszkodzily mi w zyciu dopiero potem samoboj :)
Włacz sobie materiały może ci pomoga :)
Zaburzenie to tylko twoja projekcja. Nie wierzysz? Przekonaj się sam!
usunietenaprosbe
Gość

13 marca 2018, o 21:54

no jasne, spoko. ale nie jesteś niestety ekspertem. nie każde zaburzenie jest oczywiste. dla każdego jest inny nurt terapii. to że sobie poczytasz, nie oznacza, że ci pomoże. to trzeba zadziałać z kimś, kto podejdzie do ciebie indywidualnie. i wynajdzie problemy z których sobie teraz możesz nie zadawć sprawy. ale nie namawiam, bo sama nie wiem, co ci dolega. tylko sugeruję.

przynajmniej ja tak uważam, na podstawie własnych doświadczeń i doświadczeń innych :)
usunietenaprosbe
Gość

13 marca 2018, o 21:55

poza tym jeszcze nie znalazłam tutaj przypadku, takiego jak mój. idę do specjalisty, by zweryfikować ewentualne zaburzenia osobowości. nie wiem co mi jest, ale się dowiem.
nocenadnie
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 221
Rejestracja: 27 lutego 2018, o 11:50

13 marca 2018, o 22:12

Każde zaburzenie jest oczywiste bo jest one efektem mechanizmu lękowego :D. Ty, ja i inni użytkownicy doświadczamy bądź doświadczyliśmy tego samego na swój sposób, każdy boi się czegoś innego :).
Nie jestem ekspertem i nie zamierzam być jestem tylko człowiekiem, który podobnie jak ty nie wiedział nie dawno o co chodzi.
A to miejsce rozwiało jego wszystkie wątpliwości stąd powtórze, odpal sobie materiały Divovic, to nic nie kosztuje, jedyne co musisz poświęcić to czas i uwagę a na chwilę obecna i tak szukasz odpowiedzi więc nie stracisz nic. Nie oceniaj mnie od ekspertów, nie powołuj się na swoje doświadczenia, poprostu spróbuj i potem opowiedz mi czy wnosi to coś do znalezienia odpowiedzi.
Pozdrawiam :) i zapewnie cię że nie ma takich samych życiorysów :)
Zaburzenie to tylko twoja projekcja. Nie wierzysz? Przekonaj się sam!
usunietenaprosbe
Gość

13 marca 2018, o 23:56

pewnie skorzystam. tylko nie teraz. wszystko w swoim czasie, ale dzięki!
usunietenaprosbe
Gość

13 marca 2018, o 23:59

poza tym już tu kiedyś byłam i korzystałam z tych materiałów. możliwe, że są one pomocne. nie neguję tego. tylko mówię, że teraz jeszcze, to mi nie pomoże raczej. ale pewnie się zdecyduję ponownie, kiedy poczuję, że właśnie tego potrzebuję. i wtedy ponownie zweryfikuję, czy będą dla mnie jakąś wskazówką.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

14 marca 2018, o 00:23

Hey,
niestety ale nie sposób po tym co opisałaś przybliżyć czy to może być zaburzenie borderline.
Zresztą wiadomo, forum nie jest od diagnozy.

Zaburzenie tego rodzaju to przede wszystkim zaburzenia zachowania, i najlepiej to widać w momencie rozmów z daną osobą, poznawania jej reakcji wobec innych ludzi.
W wypadku klasycznych zaburzeń tego rodzaju można to dostrzec w rozmowach nawet na np. czacie, skypie ale mimo wszystko wymaga to poznania pewnego danej osoby.
Dlatego potrzebujesz solidnego wywiadu specjalisty oraz zrobienia tych testów, których nie skończyłaś.

Z całej Twojej historii, można wyłuszczyć kilka emocjonalnych reakcji, które nie są do końca adekwatne. MIędzy wierszami to widać.
Np. chcesz się czuć wolna, zachowujesz się nieadekwatnie społecznie - okey, ale zarazem jak ktoś nie rozumie tego, skreślasz go :)
Odrzucasz, brzydzisz się.
Wpadasz pewnie w nawet doły. Czujesz, że nie wiesz kim jesteś itp.
Są to zaburzone zachowania.

Na pewno wpływ na to miało wychowanie, bo z tego co opisujesz wiele wycierpiałaś.

Widoczne jest to również, iż nie lubisz zbytnio przyjmować "rad".
Dlatego ja ogólnie napiszę, że dobrze, iż wybierasz się na terapię. Nie jest kwestią aż taką kluczową sama w sobie diagnoza, bo jak sama wiesz każdy u Ciebie coś podejrzewał, więc to nie zawsze jest tak łatwo dopasować określone zaburzenie do zachowań.
To wymaga pewnego poznania.

Ja Ci wręcz życzę terapeuty, który będzie potrafił się skupić na tych poszczególnych zachowaniach, które powodują u Ciebie destrukcję, i wpędzają Cię w kiepskie stany emocjonalne oraz kłopoty.

Ale nie byłbym sobą gdybym rady nie walnął, i...nie rezygnuj za szybko z terapii. Nawet jak jesteś zła, wkurzona, czujesz się nierozumiana.
Bo leczenie polega często na tym aby załapać realację pomimo takich odczuć, bo w życiu właśnie z takimi odczuciami się często mierzysz :)
Terapia, na której Ty się będziesz idealnie czuła, bezpieczna, dobrze, nie będzie w efekcie mega skuteczna. Bo nei nauczy Cię innych reakcji, zachowań ani spojrzenia.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
ODPOWIEDZ