Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Moja historia w skrócie, prośba o porady

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
niepojęta
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 141
Rejestracja: 23 lutego 2015, o 22:28

4 marca 2015, o 19:03

Kiedyś( dwa, trzy dni temu) już pisałam tutaj, napisałam wyczerpujący post, ale gdy kliknęłam wyślij pojawiła się strona logowania, i post się usunął. (pisałam go 1,5h) Straciłam chęci do ponownego pisania..i na pewno nie opiszę tego już tak, jak wtedy, bo już mi się nie chcę..więc postanowiłam, że napiszę to w skrócie, a może najlepiej i w punktach.. Nie wiem jednak czy postawić na fakty, czy emocje.Co jest ważniejsze? Nie chcę niczego pominąć, ale też nie chcę się zbytnio rozpisywać i was zanudzać.. Tak, punkty będą dobre. Najwyżej któryś z nich potem rozwinę bardziej.
Od początku..
1. Życie wczesne(dzieciństwo)
Uważam, że było w miarę 'szczęśliwe', mimo, że już w dzieciństwie czułam się brzydka, często smutna, inna od reszty. Jednak radziłam sobie całkiem nieźle, w domu się nie przelewało i rodzice się nie kochali,często się kłócili, ojciec na rencie, matka pracowała przy produkcji opon, była zawsze taka smutna, przygnębiona, nigdy niczego nie chciała dla siebie, a dla nas, ojca zawsze odpychała (do tej pory nie wiem w sumie, czy był jakiś tego powód, i jaki).Było ciasno, bo mam duże rodzeństwo, ubogo, często trzeba było brać 'na kreskę' w sklepie. W szkole radziłam sobie dobrze, lubiłam się uczyć,wolny czas spędzałam na świeżym powietrzu razem z innymi rówieśnikami z osiedla, zawsze było wesoło, miałam wielkie marzenia, plany, gdy dorosnę, Tak mijały dni..
2. Już nie takie dzieciństwo
Miałam 9 lat, gdy urodził się mój najmłodszy brat. Bardzo, ale to bardzo się nim opiekowałam, mimo,że miałam starsze ode mnie rodzeństwo. Na początku jeszcze razem z mamą, gdy była w pracy przejmowałam obowiązki, ojciec był jakiś czas w Hiszpanii w celu zarobkowym, nie pamiętam kiedy dokładnie wrócił,wiem, że nie miał wyjścia, wymagała tego sytuacja. Tutaj chcę dodać coś bardzo ważnego (przynajmniej tak mi się wydaję). Nie wiem kiedy dokładnie, wiem, że jeszcze jako dziecko dopadła mnie myśl, że jestem chora, w sensie fizycznym. Nie znałam budowy swojego ciała, nie byłam uświadomiona, i wmówiłam sobie, że coś 'wyrosło' mi w miejscu intymnym, że nigdy tego nie wyleczę, wstydziłam się tego, wiele razy płakałam, ale za nic nikomu nie potrafiłam powiedzieć
3. Śmierć matki
Stan mamy się pogorszył. Miałam wtedy 13 lat, mój najmłodszy brat 4 latka. Nie wiedziałam, co się z nią dzieje. Wiem tylko, że była jeszcze bardziej smutna niż zawsze, często leżała w łóżku, płakała, piła, jeszcze bardziej kłóciła się z ojcem, mówiła, że ją obserwują, było tego bardzo wiele..plus moja najstarsza siostra (która od dziecka była inna, wybuchowa, agresywna, potrafiła kłócić się, bić z matką, całe dnie spędzała w domu, z nikim nie rozmawiała, nie skończyła szkoły średniej bo nie chciało się jej nic, uważana była za lenia, nieroba,co się okazało już wtedy miała depresję,ona jednak tego nie dopuszczała do siebie, to osobny temat dla mnie), mama bardzo się nią przejmowała, denerwowała, dostała zwolnienie lekarskie z pracy,nie znam nawet połowy sprawy, gdyż wtedy w ogóle to do mnie nie dochodziło- nie rozumiałam nic. Jedyne, co utkwiło mi w pamięci to jej pytanie. Wtedy zapytała się mnie czy byłoby nam lepiej, gdyby jej nie było. Nie mieściło mi się w głowie, dlaczego mama mnie o coś takiego pyta? Po jakimś czasie przyszedł taki dzień, w którym mama miała iść do lekarza, jak przypuszczam psychiatry, po leki. Słyszałam nawet rozmowę z ojcem, mama była jednak bardzo spokojna, jakby było w niej zero emocji. Wyszła. Mijały godziny, jednak nie wracała. Gdy nie wróciła do rana, tata zawiadomił policję. Zaczęły się poszukiwania, które trwały i trwały..policja, my na własną rękę, nawet jasnowidz..Bez skutku.Ja przez ten cały czas miałam jednak nadzieje, że wróci, że chociaż będę mogła się z nią pożegnać. I przez ten cały czas byłam twarda ponad siły, nie opuściłam praktycznie żadnego dnia w szkole, jadłam, 'żyłam' z dnia na dzień, nie docierało do mnie, co tak naprawdę się dzieje..Minęło jakieś półtorej miesiąca od zaginięcia. Mamę znaleźli w rzece, stwierdzono, że było to samobójstwo, chociaż być może próbowała walczyć, taką wersję pamiętam.. Było to w 2007 roku. Nie dotarło do mnie..nie mogłam przyjąć do wiadomości, że odeszła, bez słowa, bez pożegnania, starałam się o tym w ogóle nie myśleć, po pogrzebie wyparłam to z pamięci, znów starałam się być silna ponad wszystko, byłam jednak w bardzo złym stanie,
4. Życie po tym
Z pewnością się zmieniło. Przede wszystkim, przejęłam wiele obowiązków, szczególnie wychowywanie najmłodszego brata, inni mieli to gdzieś, żyli swoim życiem(mowie o rodzeństwie), ojciec często wychodził do wujka i wracał nad ranem, ja w tym czasie musiałam wszystkim się zająć, nie miałam własnego życia, czułam się nawet zobowiązana do tego, by nad wszystkim panować, w tym czasie coraz bardziej wkręcałam się też w swoją 'chorobę', stałam się jeszcze bardziej lękliwa, płaczliwa, smutna,myślałam że jestem nieuleczalnie chora i jak pójdę do lekarza on nie będzie wiedział co mi jest, bo będę wyjątkiem i tylko ja cierpię na taką dolegliwość.. wyobrażałam sobie szpital, ludzi wokół mnie, wstyd, że na to cierpię, śmierć, nieszczęście.. było tych objawów mnóstwo, nie jestem w stanie zliczyć, koszmar na ziemi. w którymś momencie, po NAPRAWDĘ WIELU LATACH musiałam coś z tym zrobić..
5. Rok 2012, nie wytrzymałam już tego napięcia, które nagromadziło się przez tyle lat. Był to kwiecień, w czerwcu miałam jechać na praktyki do Niemiec i było to dla mnie być albo nie być, czułam, że po prostu już teraz MUSZĘ coś zrobić. Powiedziałam ojcu, że muszę iść do lekarza. U mnie w domu nie rozmawia się na takie tematy, wstydziłam się, więc poszłam do rodzinnego. Cała zapłakana, roztrzęsiona weszłam do niego, jakoś wyksztusiłam parę słów, on po oglądnięciu 'tego' nie zauważył nic niepokojącego, co tylko mnie dobiło, zamiast ucieszyć, nie wierzyłam mu, nie potrafiłam się uspokoić, dał mi skierowanie do ginekologa i ginekolog potwierdziła- wszystko w porządku.. Uspokoiłam się po tym. Odczułam wielką ulgę, jakby ciężar, który dźwigałam całe życie w końcu spadł ze mnie raz na zawsze.. Nie trwało to długo. Objawy dalej się pojawiały, może nieco słabsze, jednak nie było tak jak myślałam-że wszystko ustąpi po tym, będę 'zdrowa i szczęśliwa'..
6. Pierwszy wyjazd
Wyjechałam do Niemiec w ramach praktyk. Pobyt 3 miesiące, na początku objawy nasilone- nowe miejsce, otoczenie, wielki stres, praca na obsłudze w restauracji, wszędzie pełno kamer, napięcie, zastraszanie, że jak ktoś sobie nie poradzi odeślą do domu,brak odwagi, było to ponad moje siły. Po jakimś czasie się nieco przyzwyczaiłam, a nawet, były momenty kiedy podobało mi się tam, to co robię, czułam się bardziej odważna, zaradna, miałam dobry kontakt z kilkoma dziewczynami pracującymi ze mną, cieszyłam się, że mnie zaakceptowały,czułam się inna i taka' co powiesz to zrobię', ale nie przeszkadzało mi to już aż tak. Miałam plany - po pracy, przed pracą. Wykorzystywałam czas wolny na moją pasję-fotografię, często dopadała mnie taka melancholia i stany depresyjne, a do lęków się 'przyzwyczaiłam' na swój sposób. Jakieś dwa tygodnie przed powrotem objawy stały się tak silne, jak nigdy wcześniej- doszły potworne ataki paniki, brak kompletny wiary w siebie, chęć ucieczki gdzieś, odizolowania się, cała się trzęsłam, a musiałam chodzić z tacą do ludzi..to było coś strasznego, chwiałam się, nie wiedziałam gdzie jestem i co robię, trzęsłam za każdym razem jak miałam coś zanieść, bo chciałam unikać ludzi, nawet tych, których znałam, nie chciałam żeby widzieli mnie 'w tym stanie', często otępienie, lęk stale się utrzymywał, poczucie beznadziei, braku sił, bezradności, zmęczenia, nie wiedziałam co się dzieje... Nie wiem jak udało mi się wytrwać do końca wyjazdu, ale jakoś dotrwałam do powrotu do domu. A wtedy..
7. Jeszcze gorzej
Ze mną było bardzo źle, i 'cieszyłam się' na powrót do domu, myślałam,że w końcu się uspokoję, bo jestem 'na swoim', nic mi nie grozi, nie muszę nic nosić, udawać twardej, jakoś sobie poradzę... Jednak wydarzyło się coś, co DOPIERO mną wstrząsnęło.. Moja najstarsza siostra zachorowała, poważniej niż była(cierpiała na przewlekła depresję, całymi dniami w domu, potrafiła nie wychodzić z pokoju 3 dni, tylko wpatrywać się w sufit, ataki agresji, lub całkowita obojętność, tego jest mnóstwo, nie chcę się wgłębiać). Pewnego dnia wyszła z domu rano, w piżamie, pantoflach.. miała tych objawów mnóstwo, szczerzyła zęby, schudła straszliwie, wzrok miała nieobecny, w nocy czasem wstawała i patrzyła w okno, mówiła o szatanie, bałam się każdej nocy, że mnie zabije(dzielę z nią pokój), albo kogoś, modliłam się żeby jej 'przeszło', to wtedy ja też zrobię wszystko, jednak tak się nie stało. Obudziłam się kiedyś rano i okazało się, że ona siedzi zamknięta w łazience od paru godzin, nie odpowiada na wszelkie próby mówienia do niej, potem krzyczała, że musi się zabić, bo szatan tego chce, byłam świadkiem, kiedy wyciągali ją siłą z łazienki a ona 'rzucała się' jak opętana, zabrali ją karetką na odział. Myślałam, że w końcu się uspokoję, kiedy już jej nie ma, kiedy ją zabrali, jednak byłam na skraju, to, co się ze mną wtedy działo, zaczęły się kolejne objawy, tym razem już także związane ze szpitalem, szatanem, porównywanie się do niej, myśli samobójcze, że zrobię coś sobie, lub komuś, obawa co będzie jak ją wypiszą i wróci, była dla mnie złem wcielonym.. nie czekałam teraz tak długo jak wtedy przez całe życie, tylko znowu powiedziałam ojcu, że muszę iść do lekarza, tym razem już bardziej trafnie- do psychiatry
8. Początki 'leczenia'
Poszłam prywatnie, krótka wizyta i już 'wszystko' wiadomo- stwierdzenie ogólne-depresja. Dostałam lek antydepresyjny, jednak za słaby by mógł mi pomóc, potem już coś 'lepszego' - paroksetynę. Leczyłam się nią od.. w zasadzie nie mam pojęcia od kiedy.. dziwne, ale za nic nie jestem w stanie sobie przypomnieć,wiem, że trwało to do września 2014 roku. Nie było idealnie- teraz gdy sobie to przypominam, było niewiele lepiej, niż teraz, jednak okoliczności były inne, mimo tego potwornego stanu, który mi towarzyszył udało mi się skończyć szkołę, zdać wszystkie egzaminy i matury, wzięłam nawet przedmiot dodatkowy, chociaż koncentracja była okropna, lęki dość nasilone, depresyjne stany,no nie będę wymieniać, bo każdy kto jest w temacie doskonale wie jak to jest... Jednak nie poddałam się, i widząc 'poprawę' zaczęłam szaleć i to dość dobrze.. imprezy, nowe znajomości, alkohol, złe wybory, coraz częściej zapominałam o braniu leku, stwarzałam sobie tyle sytuacji i wydarzeń, by nie mieć czasu na choćby myślenie o tym, co się ze mną wciąż jednak działo, starałam się to zagłuszyć. Sama powiedziałam lekarzowi, że chcę powoli schodzić z dawki, myślałam że sobie poradzę. Jednak wydaję mi się, że tak naprawdę chciałam odstawić lek, bo wiedziałam że nie powinnam pić w czasie jego przyjmowania, a to zdarzało mi się dość często, na imprezach, spotkaniach..Alkohol dodawał mi odwagi i czułam się 'taka jak inni'-w końcu. Po ukończeniu szkoły pojechałam do Niemiec coś zarobić. To tam miałam skończyć przyjmowanie leku, miałam rozpiskę co, kiedy, ile, ale tak naprawdę nie dostosowałam się do niej. Nie nasilało się aż tak, w sumie mogę zaryzykować stwierdzenie, że żyłam z tym jakoś, chociaż ciągle wiele objawów się pojawiało. W Niemczech tym razem było lepiej, inne miejsce, inne stanowisko, ale po jakimś czasie znowu coś zaczęło się 'dziać' bardziej niż zwykle. To jest bardzo, bardzo skrócony 'skrót', bo nie chcę się rozpisywać jak dawniej na kilkanaście stron.. Dopadło mnie znowu, mimo tego, że znam te wszystkie techniki, schematy, nie umiem sobie poradzić. Niczego nie wiem, nie umiem podjąć żadnej decyzji. Męczyłam się 'samotnie' od stycznia, pogorszyło się do tego stopnia, że zrezygnowałam ze wszystkiego, nie mam nawet ochoty opisywać mojego stanu, i nawet go opisać nie potrafię.. Dzisiaj w końcu zdecydowałam się na ponowną wizytę u psychiatry. Długo się przed tym 'broniłam' mimo, że widziałam co się ze mną dzieje i że sama sobie nie potrafię poradzić, nawet teraz nie mam pojęcia czy dobrze zrobiłam czy nie, boję się tego, a równocześnie liczę na poprawę choćby do takiego stopnia, by móc robić powoli kroki do przodu, znów wszystko budować od nowa...Nie dostałam nowego leku, tylko ten, który miałam wtedy. Diagnoza taka jak poprzednio, jedynie dopisek'depresja nawracająca'.Jestem tak koszmarnie niezdecydowana, w każdej kwestii w życiu.. Co zrobię, wydaję mi się, że mogłabym zrobić to inaczej, a znowu jak czegoś nie zrobię, źle mi z tym, i często popełniam te same błędy odruchowo, sama siebie nie potrafię zrozumieć, bo przecież niby się 'już wszystko uspokoiło' w domu, powinno być lepiej, ja powinnam wiedzieć, co dobre, co złe, a tak naprawdę co chwila zmieniam zdanie, zmienia się nastrój ze skrajności w skrajność.. Raz chcę czegoś, raz nie, raz czuję że nic nie potrafię, raz że mogę wszystko, na każdym kroku mam przeciwne do siebie myśli, i pęka mi już od tego głowa...z nikim nie chcę rozmawiać, bo nie wiem co mówić, bo co powiem potem wydaję mi się na odwrót, jestem żałosna, niedługo stuknie 21 lat, a ja jestem taka nieporadna w środku, i rozchwiana, jakby były we mnie dwie różne osoby.. Obecnie jestem i załamana, i 'pełna nadziei' że coś ruszy.. Pozdrawiam :(
"Zostaw przeszłość za sobą, a uwolnisz umysł"
"Nie bój się bać, to przecież ludzka rzecz. Odwagą jest spojrzeć lękowi prosto w oczy"
"Nie wypieraj myśli. Myśli są przelotne, a wypieranie ich powoduje frustrację. Akceptacja, dystans, najtrudniejsza sztuka w drodze do sukcesu"
"Chwyć byka za roki zanim on zdąży chwycić Ciebie"
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
"Wszystko zależy od nastawienia. Każda sytuacja może wyglądać strasznie, jeśli żyję się w lęku"
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

4 marca 2015, o 19:34

Strony internetowe a szczeólnie fora mają z różnych powodów czesto ustawiony czas sesji, dlatego pisząc dłuuugi tekst warto pisac go w jakimś podstawowym wordzie a potem wkleić.

Co do historii to na pewno twoje dorastanie wpłyneło na ciebie, na ukształtowanie się pewnych reakcji emocjonalnych a także poczucia własnej czy to odpowiedzialności czy też uszeregowania potrzeb.
Śmierć matki, okoliczności smierci, wychowywanie rodzeństwa z uwagi na potrzebę, i zapewne wiele innych okoliczności, to wszystko są rzeczy, które w pewnym jednak stopniu ustawiają nasze późniejsze zachowania, oraz stany emocjonalne.
Od razu widać, ze już wtedy było tych emocji negatywnych dla ciebie za dużo, stąd te lęki o zdrowie, że "coś ci tam" wyrosło.
Tam gdzie jest nadmiar takich emocji przez dłuższy czas, prawie zawsze dochodzi do problemów z własnymi emocjami.

To dobrze, ze masz nadzieję, że coś ruszy bo rzeczywiście może tak być.
Wyprawy do psychiatry to jedno, masz stany depresji, te wahania decyzyjne moga po czesci z tego wynikać, dlatego leki mogą pomóc ci to ustabilizować.
Ale aby tym razem nie było przy tym alko i aby było regularne branie.
Jednak psychiatra to jest mały element, ze swojej strony polecam ci terapię. I nie dlatego, że tak najłatwiej polecić i tak jest modnie.
Ale sądzę, ze przydałyby się tobie terapeutyczne spotkania gdzie bys krok po kroku omawiała swoje emocje, a takze potrzeby i żebyś zrozumiałą różnice między staraniem się a dawaniem sobie rady.
Bo często tak jest, że osoby, które się tak wychowywały, zawsze w potrzebie "starania się" mają wrażenie, że zawsze muszą "dawać sobie radę" i trochę zapominają, że nikt nie jest ze stali.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
niepojęta
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 141
Rejestracja: 23 lutego 2015, o 22:28

5 marca 2015, o 16:02

Dziękuję za odpowiedź. Zdaję sobie sprawę z tego, że przydałaby się terapia. Byłam w prawdzie raz na terapii, ale ona skupiała się na czymś całkiem innym niż chciałam, jakiś nurt 'gestalt', była to jedyna darmowa w moim mieście. Byłam tylko na kilku spotkaniach, potem zrezygnowałam.Wiem, że gdy już tam byłam, w gabinecie, nagle mój umysł włączał blokadę i się buntował, pustka, nie wiedziałam po co przyszłam, bo 'wszystko okey, dasz sobie radę'.Przez te trudności decyzyjne ciężko mi cokolwiek zrobić, dlatego 'zdecydowałam się' na powrót do leku, chociaż nawet nad tym NADAL się zastanawiam, czy dobrze zrobiłam, czy źle, analizuje konsekwencje, a może 'nic' mi nie jest a ja panikuję. Oczywiście zgadzam się z tym co napisałeś. Zawsze 'musiałam' dawać sobie radę, zamiast po prostu czasem pozwolić sobie na słabość, lub pozwolić,aby ktoś chociaż w tym mi pomógł. Teraz, jako że 'nie mogę dać sobie rady' czuję się nieporadna, nie do życia, nie wiem co mam komuś mówić, a co zachować dla siebie. Bo to jest tak, że oczywiście, chciałabym żeby było tak, że jak komuś o tym powiem będzie mi lżej, ale wtedy, kiedy w domu wiedzieli, czułam się często jeszcze gorzej z tego powodu(teraz nic nie powiedziałam w domu, wiedzą tylko moje trzy przyjaciółki). I często też jest tak, że chcę czegoś, przynajmniej wydaję mi się, że chcę, a robię wszystko, byle się od tego oddalić, zniechęcam się do tego..Czy to nie ironia? Szkodzę sama sobie.. Lub za bardzo chce sobie pomóc.
"Zostaw przeszłość za sobą, a uwolnisz umysł"
"Nie bój się bać, to przecież ludzka rzecz. Odwagą jest spojrzeć lękowi prosto w oczy"
"Nie wypieraj myśli. Myśli są przelotne, a wypieranie ich powoduje frustrację. Akceptacja, dystans, najtrudniejsza sztuka w drodze do sukcesu"
"Chwyć byka za roki zanim on zdąży chwycić Ciebie"
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
"Wszystko zależy od nastawienia. Każda sytuacja może wyglądać strasznie, jeśli żyję się w lęku"
Awatar użytkownika
niepojęta
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 141
Rejestracja: 23 lutego 2015, o 22:28

8 lutego 2019, o 18:08

Cześć. To znowu ja :) Czytam te moje posty sprzed tych lat i aż prawie poleciały mi łzy.. Taka byłam zagubiona, żyłam lękiem, i tak straaaasznie chciałam być silna na siłę.
Widzę wiele bólu, cierpienia w moich słowach i chociaż teraz mam kryzys, nawrót, to moje myślenie o tym jest całkiem inne. Zmieniło się wiele, przede wszystkim moje podejście do zaburzenia. Mój proces wychodzenia z tego zaczął się właśnie od tego forum, teraz to widzę jasno i wyraźnie. Żadne leki mi nie pomogły, teraz ich nie biorę i nie czuję żadnej różnicy, rzuciłam je teraz raczej na pewno. Zaczęłam świadomie działać na lęki, dzięki filmikom z forum, artykułom, historiami tych, którzy pokonali, i co najważniejsze.. ryzykowaniem. Stałam się mistrzem w ryzykowaniu :D
Najważniejsza dla mnie jest zmiana myślenia, już nie myślę o sobie, swojej rodzinie najgorzej, i że ja mam najgorzej, że nikt tak nie miał.. oczywiście jeszcze pojawiają się takie myśli, ale teraz nie wypieram ich na siłę, tak jak robiłam latami, tylko pozwalam im być, a mimo tego staram się robić swoje. Staram się, a nie tak jak kiedyś, że muszę zrobić wszystko dobrze.
Pozwalam sobie na gorsze dni, gorszą 'efektywność' moją i mojej pracy, czasem nawet potrafię coś 'olać' i niech się dzieje co chce :) Nie było mnie tu znowu 2 lata, wracam tu raczej w tych gorszych dniach, ale myślę, że idzie wszystko w dobrym kierunku :) Wychodzenie z nerwicy to proces, nie mówię, że mój jest już zakończony, bo tak nie jest, nadal mam pełno natrętów, obaw, wątpliwości i lęków, ale najważniejsze jest to, że coś zmieniło się w moim postrzeganiu świata, siebie,życia..
Piszę to, bo może komuś to da nadzieję, że nawet najbardziej beznadziejne przypadki i trudne przeżycia nie znaczą, że to już koniec i nie wyjdziemy z tego.. zawsze można dostrzec światełko w tunelu :)
"Zostaw przeszłość za sobą, a uwolnisz umysł"
"Nie bój się bać, to przecież ludzka rzecz. Odwagą jest spojrzeć lękowi prosto w oczy"
"Nie wypieraj myśli. Myśli są przelotne, a wypieranie ich powoduje frustrację. Akceptacja, dystans, najtrudniejsza sztuka w drodze do sukcesu"
"Chwyć byka za roki zanim on zdąży chwycić Ciebie"
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
"Wszystko zależy od nastawienia. Każda sytuacja może wyglądać strasznie, jeśli żyję się w lęku"
Kamil96
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 14
Rejestracja: 18 października 2019, o 01:24

4 grudnia 2019, o 20:14

niepojęta pisze:
8 lutego 2019, o 18:08
Super że Ci się udało, że jest poprawa. Sam zastanawiam się czy od kilku lat nie zmagam się z depresją, że nawet o niej nie wiedziałem.
ODPOWIEDZ