
Po 2/3 tygodniach nagłych kłopotów (głównie) z sercem/ciśnieniem, zrozumiałem że mam nerwicę
Nie wiem ile to już trwa, może z 2 miesiące
Pierwsze kilka dni, kiedy to się nagle zaczęło, to umierałem 24 na dobę, skoki ciśnienia mnie zabijały
Następne 2 tygodnie to jakikolwiek wysiłek powodał okropne męczenie się organizmu, sklep pod blokiem a ja myślałem że mi serca siądzie, chyba miałem nawet derealizacje w samym sklepie kilka razy, chociaż tego nie jestem pewien
Odziwo objawy z wydolnością z grubsza przeszły, i dostałem pierwszego ataku paniki: nie mogłem oddychać chyba przez to że mi się tak mięśnie klatki piersiowej spięły i to nie pozwalało nabrać powietrza (nie wiem, taką mam teorie)
Mój problem polega na tym, że co jakiś czas mam atak, który uszkadza mój układ nerwowy (?), później się on regeneruje kilka dni, później mam spokój kilka dni i tak w kółko. Gdy mam uszkodzony ukłąd nerwowy, to nawet łyk kawy powoduje różne dziwne objawy neurologiczne, w ogóle jakikolwiek stymulant typu np. papieros też
Dziwne, jest też to, że przy leżeniu włącza mi się coś w rodzaju arytmii, ostatnio tylko przy leżeniu na lewym boku tego nie mam
Oby to przeszło kiedyś