Nie wiem, czy to dobre miejsce, ale pierwszy raz chcialabym sie pochwalic progresem, a nie beczec 'o boze o boze czy to na pewno dd

'
Moj stan jest bardzo rozchwiany, jednego dnia czuje, ze jest bardzo zle, zaraz oszaleje i nigdy sie to nie skonczy, jestem maksymalnie odrealniona i do tego zazwyczaj strasznie boli mnie glowa

a drugiego zastanawiam sie, o co ta cala heca i nie rozumiem, nad czym tu mozna tak plakac.
Chce sie pochwalic, ze wiedza zbierana przez dlugie miesiace procentuje, bo dotarlo do mnie w koncu, ze lęk to tylko lęk, ktory nic mi nie zrobi poza tym, ze go bede czuc. DD, to, czego boje sie najbardziej i co sprawia, ze tkwie w zaburzeniu juz tak dlugo, to tylko objaw nerwicy, nic wiecej. Moj najwiekszy i najgorszy natret, ze to, co sie dzieje, nie dzieje sie naprawde, jest tylko konsekwencja tego, ze nie czuje emocjonalnie swego otoczenia, bo mam dd, ktore utrzymywane jest przez to, ze boje sie, ze nie czuje! Bledne kolo lęku, nic więcej. Zwlaszcza, ze z tego co tu wyczytalam, takie mysli ma co druga osoba z dd i kazda boi sie tego tak samo, jak ja

Slowem: zrozumialam istote mojej nerwicy. Dotarlo chyba do mnie, ze dd to dd i nie zwariuje od tego juz bardziej

Zadne odkrycie, ale chcialam sie nim podzielic.
Z racji tego ze, jak juz pisalam, moj nastroj jest bardzo rozchwiany, zdaje sobie sprawe z tego, ze jutro zapewne znow mnie odrealni - moze jeszcze dzis - i pewnie zaczne znow nad tym panikowac i rozpaczac. Ale wiecie co? Z atakami paniki rozprawilam sie wlasnie po takim olsnieniu, wiec z dd na pewno tez mi sie uda. Jak nie jutro, to za miesiac, dwa, pol roku. A jak mi sie nie uda, to w koncu naucze sie z tym godnie zyc do czasu, az w koncu przejdzie, chocby i za 10 lat
