Ostatnio pytałam psychologa o to, jak to jest po... po wyjściu z lęku... w wielkim skrócie jej odp. brzmiała tak, że nie myśli się już tymi kategoriami, kategoriami lęku.. każdy człowiek ma zmartwienia, stresy, obawy, ale nie myśli już w ten sposób, lęk nim nie kieruje..
Ogólnie wiem to też stąd, ale usłyszeć coś od osoby, którą uważa się za kompetentną też jest cenne..

ale do rzeczy.. po tym temacie na psychoterapii, doszłam do wniosku, że te moje kategorie są dosyć spore i dosyć mocno się rządzą.. moim głównym problemem jest podejście do stresu.. UNIKAM sytuacji stresowych, unikam kłótni przez co często nie robię tego co chcę i jak uważam, moje zdanie wtedy też idzie na 2plan, BOJE SIĘ, że gdy poczuję "Stres" coś się zmieni, pogorszy, nowy objaw, może dd powróci jak te z początków.. ogólnie w sumie chyba samo to myślenie i lęk, pogarsza moje samopoczucie niż te całe sytuacje.. automatycznie gdy się np. kłócę z bliską osobą (częsta przykra sprawa) czuję ten sygnał w umyśle - UWAGA, STRES, PILNUJ SIĘ I SPRAWDZAJ CO SIĘ ZMIENIŁO.. -

Jak zmienić to podejście, wiadomo, że są to niechciane sytuacje.. z 2 str. wiem, że kolejnym błędem jest branie akurat od tej osoby wszystkiego dosadnie do siebie.. chcę mieć dystans, ale nie wiem jak zacząć i jak sobie pomóc.. dystans do przykrych słów, które ja też potrafię popwiedzieć.. i ta osoba jakoś nie widzi końca świata gdy ja podczas takiej wymiany zdań widzę.. help !
