Hej wszystkim dawno mnie nie było i też nie pisałam tutaj ostatnio, ale po wytężonej pracy nad sobą udało mi się zrobić 2 kroki do przodu
Po wielkim załamaniu postanowiłam się wziąć w garść.

przecież nie można żyć w strachu przed nerwicą i jej zagraniami ooo nie. Zaczęłam od prostej rzeczy czyli powiedzenie sobie, że to tylko nerwica tak jak radzili forumowicze (dziękuje wam

) i nastawienie się na to że uczucia tak szybko nie wrócą. I te myśli zaczęły się uciszać. Udało mi się też opanować objawy i fale wstrąsowe,dzięki temu jak zaczynam panikować mówie sobie "uspokuj się nic ci nie będzie" albo "to tylko nerwica" . Drugim co udało mi się osiągnąć to odzyskanie w połowie pozytywnego myślenia. Jeszcze mam takie prześwity, że mam negatywne myśli na temat ukochanej osoby,ale to już nie to samo co na początku. I wiecie co ja zaczynam powoli czuć się dobrze

już wyczuwam tak troszkę tą miłość i to ciepło. Tylko męczy mnie teraz to czy kocham w 100% i czy jak to mówię to czy nie kłamię. Ale nie zwracam na to uwagi zbytnio, staram się ucinać te myśli i żyć tak jak żyłam. Wepchłam wszystkie strachy do pokoju i zamknęłam drzwi. Czasem wychodzą i są rozmyślenia czy z nim będę czy sie ożenię itd. Ale staram się te myśli uciszać i myśleć sobie że tak będzie jak ja chcę nie lęki. A tak ogółem nerwica nauczyła mnie dystansu do siebie i wprowadziła w myślenie inne. Myśle bardziej przyszłościowo i rozważania nabrały innego znaczenia. Może to i lepiej dla mnie. Wczoraj oglądałam nasze zdjęcia i przemkła mi myśl po głowie "jaki on przystojny" uśmiechałam się do zdjęcia. Ja panikująca osoba, która oglądając je wcześniej była załamana,że nic nie czuje. Małe kroki, ale udane

ciesze się, że dzięki wsparciu forumowiczów i mojego faceta powoli wracam na stary tor bycia sobą. Tylko jakoś mam dystans do muzyki nie chcę mi się jej słuchać tych o miłości, ale to minie z czasem i mam nadzieje, że znowu będę tą osobą co byłam.

Jeszcze dużo pracy przede mną bo strachy mogę mieć całe życie i będę musiała sobie też radzić z nimi. Mi się wydaje, że 40-50% pracy jest za mną chyba. Ale dobre i tyle.