Nerwice mam od dziecka, jestem wrażliwa więc zdarza mi się mieć jakis objaw albo coś tam.
Staram się nie w ogóle nie stawiać sobie presji tylko rozumieć nerwicę, wtedy mija.
Jestem weternaką nerwicową raczej;)
Choć ostatanio w ogóle zapominam że kiedykolwiek miałam nerwice.
Atak paniki miałam pierwszy w momencie trudnych okoliczności zyciowych które sie skumulowały w jednym czasie.
Zabrano mnie do lekarza, a potem na cito do psychiatry która była dla mnie bardzo niemiła co mnie strasznie wkurzyło
bo ja własnie "umierałam" i chciałam żeby ktos to zrozumiał i ratował a nie krzyczal na mnie;)
Dzis uważam że zachowała sie świetnie bo odwróciła moja uwage od ataku i zdenerwowała mnie
Weszłam do niej z atakiem i płaczem a wyszłam wkur**ona, wsiadłam w tramwaj i normalnie jak reszta ludzi pojechałam
do domu;)
Długo nie rozumiałam czemu aż tak zareagowałam na to wszystko, teraz z perspektywy czasu wydaje mi się że to
było zupełnie zrozumiałe i nawet dziwne by było gdybym wtedy w ataki paniki nie wpadła.
Bardzo długo nie chciało mi sie wierzyć że atak paniki może dawać aż takie obajwy.
Nikt kto sam nie przezyje nie wie co to za atrakcje:D
Duzo czytałam, uczyłam się, ale to nic mi nie pomagało bo dalej sie bałam wychodzić.
Troche pomogła mi książka napisana przez lekarza - dla pacjentów, w której wyjasnił że atak paniki
choć bardzo nieprzyjemny i wzbudza lęk o zycie nie ma powaznych skutków, nie grozi zejściem ani zwariowaniem.
Starał sie tam opisać objawy i medycznie to wszystko wytłumaczyć i zapewnić pacjenta że tak może być i żeby sie nie bał objawów.
Koniec końców coś tam do mnie z tego dotarło że to po prostu chwilowy skok adrenaliny
i że tak samo jak umysł ją uwalnia czując "zagrożenie" tak samo i ja kontroluje i przychodzi
moment ze poziom adrenaliny spada i atak mija.
I że jest to po prostu naturalne wyładowanie odrganizmu z napięcia.
A także że np. hiperwentylacja która czesto wystepuje u wielu osob przy ataku paniki jest stosowana
przez płetwonurków specjalnie, przed nurkowaniem aby wyrównać ciśnienie, i że nie jest to coś co może mi jakoś zaszkodzić.
A ponad wszystko że czesto leczenie z ataków paniki polega na wywołaniu ich przy terapeucie i przezywaniu
do momentu az pacjent sam zrozumie że to chwilowa reakcja organizmu a nie coś groźnego.
Potem zaczęłam chodzić na terapię, gdzie czesto miałam odczucie takie jak odpisujesz że dostane zaraz
atak paniki, czułam że nadchodzi. Mówiłam o tym terapeutce, ale ona zupełnie mnie zaskoczyła i z zupełnym
spokojem stwierdziła że jak mam ochote to żebym sobie ten atak dostała, że razem to przezyjemy.
Roztaczałam przed nią opisy tego jak bardzo atak paniki skomplikuje mi zycje jesli dostane go na ulicy
w pracy , gdzies tam.
Na co ona sie mnie pytała i co wtedy sie takiego stanie?
Wreszcie doszłam do wniosku że fajtycznie nic sie nie stanie.
Nauczyła mnie nie bać sie ataków, a nawte je sobie mieć gdzie chce i kiedy.
Jak w ten sposob do tego podeszłam to po prostu przeszło.
Oczywiscie zaliczyłam mnóstwo sytuacji na granicy atakiu, ale pozwalałm sobie na to, wtedy objawy mijały.
Potem tak jak pisałam nawet starałam sie rozkrecić tak aby dostac ten atak ale nie udawało się
a sam atak stał sie dla mnie ciekawym objawem ze strony organizmu, taką ciekawostką.
Wreszcie mi się to po prostu znudziło, w żaden sposób nie powodowało to juz u mnie lęków.
Uważam że cały lęk przd atakami bierze sie z tego że łapia nagle, człowiek nie wie co sie dzieje, boi się
ale w momencie jak sie zrozumie co to jest atak paniki, że to niczym nie grozi to staje się on po prostu niestraszny.
Mysle że nie tyle ważne jest nie chować sie przed atakami paniki i ryzykować
co zrozumieć że to naturalny odruch organizmu, a on sam sobie nie zaszkodzi. Czesto w ten sposób wyładowywuje po prostu napięcie.
i że nawet jak go dostane to tak naprawde niczym to nie grozi, nic nie zmieni i nic sie nie stanie i nie ma sensu sie tego bać.
Przy poczatku przygody z atakami paniki przeczytałam w jakiejs książce że babka ktora z tego wyszła stwierdziła
że to było najlepsze co ja spotkało w życiu. Wtedy sobie myslałam że to bzdury jakieś, jak cos tak strasznego może
być pozytywne.
Dzis rozumiem o co jej chodziło bo rozpracowanie tematu i odebranie strasznosci atakom i patrzenie na to jak one znikają
i robią się śimieszne jest esencja wyjscia z lęków, dodaje pewnosci siebie i wiary że damy sobie rade w każdej sytuacji.
Gwarantuje Ci że u Ciebie będzie tak samo:)
Także moja rada - wychodź kobieto śmiało w świat, miej te ataki, 1,2...5 raz aż Ci sie nie znudzi
