"Dziś rano to czułam się całkiem dobrze, ale potem pojawiły się jakieś duszności, trochę mniejsze niż wczoraj, ale jednak. Olałam i przeszło, ale o 14:30 znowu wróciło i jeszcze do tego nerwicowa gula w gardle, Jezussssss jak ja tego nie lubię, zajęłam się więc czymś, ale w sumie to zrobiło mi się trochę słabo i tak naprawde to nie wiem od czego bo ostatnio pracuję nad sobą i już mi się nie robiło tak słabo, a tu znowu to samo, co robię nie tak, że to wraca. Wkurzyłam się, bo już kilka dni było pod tym względem ok, a teraz znowu, wczoraj na przykład o tej samej porze byłam w sklepie ze znajomymi i było ok, a dziś już znowu męczy mnie ten stan. Ciekawa jestem czy wieczorem będę miała spokój, pewnie nie, ale nic spróbuje olać, bo wczoraj i przedwczoraj jak olewałam to było ok."
+ do tego dialogi wewnętrzne w rodzaju:
"No i oczywiście znowu te zjebane myśli są , jprdl to w ogóle kiedyś przejdzie, chyba nigdy nie przejdzie. Co ja mam do cholery robić ma te myśli..."



i pytanie na forum ( często po raz któryś o to samo ), albo narzekanie na forum
I teraz niech się każdy z Was zastanowi czy w tym opisie widzi siebie? A jeśli tak, to odpowiedz sobie na pytanie: jak do cholery Twój stan emocjonalny ma się uspokoić przy takim wyczuleniu, porównywarce dni i braku zaufania do siebie i otaczającego Cię świata? Czy ludzie normalnie zastanawiają się dlaczego dziś o boli ich głowa, bo wczoraj to ich nie bolała? Czy ludzie normalnie panikują jak się gorzej poczują po kawie?
Ja w swoich najlepszych chwilach potrafiłam relacjonować mojemu facetowi co 15 minut moje samopoczucie niby niewinnymi stwierdzeniami typu "jakoś słabiutko mi po tej kawie, pewnie przejdzie, jak myślisz? " itp. Albo zastanawiać się Bóg wie ile przed wyjściem w co się ubrać żeby mnie nie zawiało ( bo wtedy najpewniej umrę od przeziębienia



Teraz ktoś z Was powie, ale ja mam tyle objawów, że nie da się nad tym nie zastanawiać. Guzik prawda, da się, miliony ludzi tak robi. Pogadajcie z ludźmi dookoła Was czy wszyscy to zawsze czują się ok i nic ich nigdy nie boli np po zjedzeniu czegoś. Zapewniam, że wiele osób wokół Was ma różne objawy ze strony organizmu tylko nie robi sobie z tego tematu do analiz. Tym co Was odróżnia od tych ludzi nie są objawy tylko AKTYWNY STAN ZAGROŻENIA
Był czas, że miałam co chwila jakiś kolejny objaw stresu ( i to bywało, że naprawdę grubę ) i nie zajmowałam się tym ponieważ byłam owszem zestresowana ( stąd objawy ), ale nie miałam aktywnego stanu zagrożenia. Tym co powoduje, ze tak obsesyjnie pilnujecie tego wszystkiego jest aktywny stan zagrożenia i Waszym celem jest go wyłączyć, wyłączyć czerwony alarm w Waszej głowie. A żeby to zrobić to musicie przestać reagować na niego i pozwolić żeby ucichł. A więc przestać obsesyjnie pilnować każdej minuty dnia i przestać reagować na "lękowe propozycje" które co chwila podsyła Wam mózg. Żle się czujesz po kawię, to się połóż na chwilę, nie możesz zasnąć w nocy to sobie poczytaj książkę zamiast odpalać google i sprawdzac czy od tego się umiera.
Jeżeli się odburzacie to Wasz stan emocjonalny nie może być ciągle uwierdzany w tym, że zagrożenie jest Waszym ciągłym wyczuleniem, analizą, porónywaniem dni i pilnowaniem się żeby tylko nie zrobić coś nie tak. Wprowadzie trochę luzu, spontaniczności w Wasze życie, przestańcie się tak bardzo pilnować co zjecie, czego się napijecie, przestańcie relacjonować swoje poranki czy wieczory swoim bliskim albo w necie, ja wiem, że tak wydaję się bezpieczniej, ale w ten sposób tylko utwierdzacie Wasz stan emocjonalnym, że trzeba utrzymywać stan zagrożenia, bo nie jest bezpiecznie.
I tu przejdę do drugiej kwestii o której chciałbym napisać, chodzi o podejście do odburzania. Większość z Was w tym też był czas, że i ja podchodzi do odburzania jak do całego swojego życia i robi dokładnie to co zaprowadziło Was do zaburzenia lękowego czyli chcę te odburzanie całkowicie kontrolować, najlepiej żeby Victor albo jakaś inna odburzona osoba rozpisała na kartcę co robić każdego dnia, co na jaką myśl i całe dnie analiza jak to odburzanie ugryć, a w razie jakiegoś gorszego dnia panika, że jednak źle to gryziemy. I ja rozumiem, że to lęk Was do tego skłania, ale trzeba wreszcie wbić sobie, że nie tędy droga i nie w tym rzecz. Odburzanie to jest proces który jest indywidualną sprawą ( choć przebiega często podobnie ), gdzie uczycie się pewnych postaw, robicie pewne błędy jak to w życiu i gdzie potrzeba czasu żeby wypracować sobie jakieś swoje podejście. Odburzanie nie potrzebuję tych Waszych planów i wizji co po czym, z czego połowa idzie się jeb...bo nie da się tego wszystkiego tak upilnować. Zamiast tych wszystkich ustaleń co w razie ....itp lepiej skupić się na pewnej konsekwencji w ignorowaniu lękowych myśli, cierpliwości w znoszeniu nieprzyjemnych doznań i zajmować się swoim życiem i realnymi sprawami. Naprawdę lepiej przez cały dzień robić coś sensownego w pracy czy w domu niż cały dzień maglować forum i rozmyślać nad strategiami naszego podejścia do zaburzenia, bo często na tym rozmyślaniu się to kończy, bo ciągle pojawia się jakieś "ale". Zastanówicie się też czy jeszcze przed zaburzeniem ciągłe planowanie i szykowanie się jak na koniec świata do wszystkiego nie powodowało, że na planach się u Was się kończyło. I czy jest sens podchodzić do życia z takim ciśnieniem.
Pozdrawiam
