Nie spotkałem osoby, która mając nerwicę mówiła by, że siedzi w niej coś innego niż jakieś niewykryte choroby.
Pozwól, ze Ci coś zacytuję:
zadziorka pisze:
Wszystko zaczęło się tak poważnie 25 Kwietnia, czyli praktycznie niedawno, jednak pewne objawy pojawiły się wcześniej.
Przełom stycznia/lutego, kiedy to zaczęłam mieć dziwne napady w sklepach.
Produkty leżące na półkach zlewały mi się w jedną całość, miałam wrażenie, że obraz mi klatkuje, myślałam, że zaraz zemdleje... gula w gardle, serce kołacze jak szalone.
Te objawy pojawiły się zawsze w sklepach, kościele. Nigdy nie zemdlałam, nigdy nie musiałam wołać pomocy, ale zawsze byłam pewna, że zemdleje, więc starałam się jak najszybciej wychodzić.
Jednak objawy teraz bardzo się nasiliły, do tego stopnia, że boję się otwierać oczy, bo czuję to "odrealnienie", ten otępiały wzrok, mam wrażenie że ciągle zmienia mi się ostrość widzenia.
26 Kwietnia musiałam wyjechać z narzeczonym na rozprawę, która miała zadecydować, czy wraca ze mną, czy niestety jest skazany.
Wszystko wyszło ok i nawet było ze mną w porządku, ale po chwili zdenerwowałam się falującymi obrotami samochodu i znów dziwny atak.
Prawdę mówiąc od tamtych dni nic nie wróciło do normy. Przestałam jeść, budzę się w nocy, ciągle czytam wszystko w necie i wmawiam sobie jakieś choroby.
27 Kwietnia poszłam na badanie krwi. O 15 odebrałam wyniki i były dwa podwyższone wyniki, ale internistka zapewniła mi że jest wszystko w porządku i mam cieszyć się życiem, a ja? Ja się rozpłakałam !!! Zrozumiałam, że to jest coś naprawdę poważnego, skoro wyniki tylu badań nic nie wykazały.
28 Kwietnia mój narzeczony pojechał do pracy, a ja miałam dziwną jazdę. Zadzwoniłam po pogotowie, ale chyba odebrali mnie za wariatkę, bo uznali, że nie mają podstaw.
Poszłam do szpitala sama.
Rodzinny lekarz uznał wprost : nerwica. Nie jestem na nic chora, tylko jest to nerwica.
Dostałam skierowanie na izbę przyjęć, ale tam znów usłyszałam, że nie mają podstaw.
W miniony poniedziałek poszłam do neurologa (skierowanie ze szpitala), który uznał, że nic mi nie jest, ale poprosiłam o skierowanie na tomografię (20 maja mam mieć robiony).
Umówiłam się też dziś na rezonans ( 22 maja w Łodzi).
A w ten poniedziałek idę na test obciążeń organizmu.
A ja .... ja naprawdę źle sie czuję.
Boli mnie kark, kręgosłup, źle śpię, mam kołatanie serca, ale najgorsze jest to odrealnienie, to że nie wiem, co mam ze sobą zrobić, że nie jestem zorganizowana... a zawsze byłam.
Zawsze wiedziałam, po co wstaję, co mam danego dnia zrobić..
Nie mam ochoty pracować (pracuję przed komputerem). Czuję jakbym miała pijaną głowę, jakbym przyszła z 3 dniowego melanżu, jakby w ogóle nie spała i czuła się taka pijana... totalnie nieswojo.
Jestem taka nieobecna.
Wiem gdzie jestem, co robię, ale mam wrażenie, że jestem robotem.
Poza tym mam wrażenie, że mam zatkane uszy, zatkany nos (ale jak wyżej napisałam laryngolog powiedział, że zatoki są czyste).
Tylko na dworze czuję się bezpieczniej i lepiej.
Lekarze patrzą na mnie jak na wariatkę, a ja naprawdę czuję się zmęczona,szukam przyczyn w necie, a moja głowa nie nadąża nad myślami.
Czuję tak jakby mój mózg nie nadążał za przesyłanym obrazem....
Jestem strasznie zdesperowana...
Niestety na 99 % - klasyka zaburzeń emocjonalnych. Stwardnienie rozsiane..proszę Cię

Grzybica - w końcu Ci się ona jako temat znudzi

Ten 1 % niepewności w przyszłości należy zastąpić puszczaniem kontroli, ryzykowaniem itd. itd.
Jak pisałem wcześniej badaj się do woli -zbadać się totalnie nawet trzeba - ale jednak nie zaprzeczaj totalnie faktom, które są widoczne gołym okiem.
A jak wyszedł Ci test obciążeń organizmu?