Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Jakie macie podejście do lęku, ataków paniki i lęku przed lękiem?

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
tymbark92
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 346
Rejestracja: 18 kwietnia 2015, o 05:40

7 lipca 2021, o 16:21

Wiem, ze temat po raz enty, ale ile nam nerwicowcom trzeba wbijać do łba niektore sprawy to tylko my sami wiemy. Nie umiem znalezc na siebie sposobu, a przejrzalem całe forum przez kilka ładnych godzin. Od 2015 roku zmagam się z nerwicą. Moja historia dostępna jest tutaj:

bolu-brzucha-enia-moja-historia-t7259.html

Problem był kiedyś o tyle "prostszy", że te lęki wynikały ze strachu przed chorobami. Bolało serce > strach > badania > po strachu. I za chwile nowy objaw i znów badania, a po roku znów serce więc znów badania serca i tak w kółko przez jakieś 1-2 lata. Później zacząłem brać escitalopram, leki SSRI i sie uspokoiło, wróciłem do żywych, odstawiłem leki, przez kilka lat było ok. Paliłem trawe, ale poszedłem też na studia (w wieku 26 lat...), poznałem kobietę, urodziło mi się dziecko, rozwinąłem swoje pasje, mam dobry kontakt z rodziną, przyjaciółmi, jestem zdrowy (badałem się ostatnio dla pewności). Wszystko w życiu mi się układa. Poza tym, że mam częste myśli, że młodo umrę, boje sie ze zachoruje w mlodym wieku, ze cos stracę, ze pomimo swietnych wynikow w nauce (bardzo się przykładałem) nie uda mi się to czy tamto, a nawet ze po smierci nic nie ma - i po co to wszystko? Nie panikuje jakos nad tym, to są bardziej natrectwa, takie ze czasami o tym myślę. Ale nie szukałem przez ostatnie lata chorób i nie drążyłem tych tematów. Niby wszystko jest dobrze, ale jakieś lęki mi towarzyszyły przez te ostatnie lata. Tak poza tym byłem dość szczęśliwym człowiekiem.

I wszystko walnęło jednego dnia... :(:

Po paleniu trawki, dostałem ataku paniki. Przeszło. Potem znów dostałem po paleniu. Więc odstawiłem DEFINITYWNIE. Zaraz będzie miesiąc jak nie palę. Ja już wiedziałem, że to nerwica, choc kiedys w to nie wierzyłem do konca. Dzis jestem tego pewien. Miałem dziwne uczucie serca przez ten okres więc zbadałem serce, tak dla pewności - wyszło ok. Potem doszły zawroty głowy i uczucie osłabienia, oczywiście wraz z lękiem - zbadałem więc krew dla pewnosci, tarczyce, cukier, magnezy i inne. Wyszlo ok. Dobra, to juz wiemy na 100% ze to nerwica. Nie ma co się dalej badać, to strata czasu.

Lęk był od przebudzenia, brałem na początku benzo ale to tylko chwilowe, poszedlem wiec do psychiatry - przepisal cos tam, ale zrobil zle wrazenie, poszedlem do drugiego - przepisal cos, po czym myslalem ze zejde (a to mial byc lek doraźny), poszedlem wiec do trzeciego - przepisal to, czym leczyłem się za pierwszym razem - escitalopram i benzo na pierwsze 2-3 tygodnie.

Jednak byłem tak juz zmeczony tymi psychiatrami, mysleniem ze te leki to tylko "przykrywa" na kipiący garnek jak mawial kiedys moj psycholog, ze uznalem, ze mi sie po prostu nie chce tego brać. Że musze wziąć się w garść ! Że musze zrozumieć z czym mam do czynienia i nauczyć się z tym życ, bo przecież było dobrze !
Może przez to, że przestalem palic stracilem troche swoj "azyl" i nie zyje "od palenia do palenia". Ale benzo nie bralem juz z 2 tygodnie, ani trawy, ani hydroksyzyny - nic.

Po paru dniach od takiej decyzji było lepiej. Przez tydzień czułem się świetnie. Lęki mineły, było spoko, normalne życie jak zawsze.
I znowu dopadło. Usypiałem swojego synka i nagle od tego "bujania" lekko zakręciło mi się w głowie - od razu napłynął mnie lęk. Zrozumiałem, że te uczucie zakrecenia w glowie wywolalo lęk, że cos mi sie znowu dzieje. Nie zaakceptowałem tego, na zasadzie "oj zakrecilo mi sie, uff" tylko "o matko znow mi sie cos dzieje". I od razu zaczelo mi sie dziac.

Dzis mija 3ci dzień kiedy od rana czuje się słabo, zmeczony, nie mam motywacji ani siły. Mimo to podejmuje się różnych działań, rozwijam pasje, chodze na basen, jezdze autem, ogladam mecze euro, gram w gry, mam wakacje poki co. Jest mi przykro, ze nie potrafie pomoc zbyt wiele mojej ukochanej bo opiekowanie się dzieckiem wydaje się byc na chwile obecną strasznie trudne, jakby przerastało moje mozliwosci - to jest chore. Staram sie robic rzeczy, ktore moge "zepsuc" a dzieciaka z oczu spuscic nie moge, nie moge nie miec sily zeby go utrzymac albo cos. Dlatego unikam tego, i jest mi z tego powodu przykro.

Przez te 3 dni nie miałem jako takich ataków paniki, raczej silniejsze badz mniejsze lęki. Głównie lęki przed tym, że znowu mi sie cos zacznie dziać. Nawet jak zapomne o tym wszystkim i poczuje sie lepiej to niedlugo znow przychodzą mi te mysli, że zaraz znowu mnie moze walnąć lęk, ze on przyjdzie predzej czy pozniej. Wczoraj caly dzien stracilem na to, jedyne co mialem to lęk przed lękiem i nie bylo zadnych strasznych doznan. Mowie sobie "po co ty sie martwisz, zobacz caly dzien straciles na lęk przed czyms, czego nawet nie bylo, olej to, jak ma przyjsc to przyjdzie - wtedy bedziesz sie bal, a teraz jaki jest sens? czy ci to pomoze? nie. czy zmniejszy ewentualny lęk? nie.". A mimo to, siedzi mi to z tyłu głowy.

Czuje się ciągle tak, jakby miało mnie to dopaść, jakbym nie miał już sił na walkę z tym.

Staram się myslec na zasadzie:
- ok przyjdzie, to się poboje troche i se pójdzie
- nie zabije mnie to
- nie raz juz to mialem
- nie jestem w tym sam
- urosnie to do jakiegos poziomu, nigdy takiego zebym umarł nagle czy cos
- ten lęk to mały "ja", pozwól mu się bać, przytul go
- nie uciekaj od tego

Mówie to do siebie 50x dziennie a i tak się boje. :(:

Dajcie mi proszę jakieś rady bo od czytania wszystkich wątków, nagrań już mam straszny mętlik w głowie.
Może ktoś umie naprostować moje myślenie, podrzuci jakąś złotą myśl.
Wiem, że temat był tu 50000 razy ale chcialem to napisać, chcialem uslyszec glos pocieszenia od kogos kto to rozumie, bo moje otoczenie nie wie jak jest mi z tym ciężko i widzę, że też mają już tego dość, a to pogarsza sprawe, bo "pogania mnie" do wyzdrowienia, a ja nie wiem jak to zrobić. Jutro umowilem sie do psycholog, ale juz nie pierwszy raz, wiec jedna wizyta mnie nie odczaruje.

Dziękuje wam wszystkim za odpowiedzi i życzę wam dużo zdrowia i wytrwałości. :friend:

Czekam na lepsze dni...
Awatar użytkownika
Sylwek94
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 241
Rejestracja: 21 września 2018, o 19:15

8 lipca 2021, o 12:35

Cześć. Przeczytałem całego posta i w sumie tak, rozumiem jak to jest, bo sam miałem podobnie.
Wg mnie trzeba tu poprostu dorzucić więcej zrozumienia dla nerwicy i samego lęku oraz ciągłego pracowania nad tą nerwica aby permanentnie z niej wyjść.
Mam na myśli to że trzeba wdrażać mocniej Akceptację. Po prostu wszystko co Cię spotyka - Zaakceptować. PRZYZWOLIĆ na to. Wiem skąd to mam, wiem jak to dziala i wiem że nic mi nie zrobi. I tak ciągle się nastawiać do tego. Wpajac sobie to zrozumienie do momentu gdy znowu uderzy nerwica, jakiś somat czy myśl - powiesz okej, wiem skąd to mam, ale to nie groźne więc zostawiam to i nadal robię swoje.
Zmieniać ciagle podejście do lęku, lęk ma być Twoim dobrym kumplem który Cię ostrzega przed zagrożeniem, czasem właściwie czasem dla zartu(tak jak w nerwicy, te wszystkie lęki to iluzja umysłu). Ja na początku bałem sie samego lęku, teraz jak mi sie zdarzy czuć lęk (to przecież bardzo ludzkie) to zauważam go i dziękuję umysłowi że mi podesłał go, jeśli potrzebnie to okej rozumiem i nic więcej z nim nie robię. Lęk ma ostrzegac ze cos sie moze zostać. Jeśli pojmiesz ze w nerwicy lęk jest poprostu wysyłany bez podstawnie to zauważ ze jest i staraj sie go oswajać. Zatrzymaj sie, zobacz co czujesz, jakie odczucia masz. Zobacz że nic Ci nie robi i przyzwalaj na niego, nie uciekaj, nie twórz myśli :Oby szybko znikło bo to oznaka strachu i lęk jeszcze większy walnie.
Tak ja to widze i wiem jak mi to pomogło. Tu potrzeba dac sobie wiele czasu i nie być swoim wrogiem. Postawa przyjacielska jest potrzebna. Stało sie to trudno, nie karcić sie myślami za to co nas spotyka choćby z nerwicy. Trzeba czasu wiele na przestawienie myślenia i różnych nawyków lękowych np. Reagowanie lękiem na jakiś somat. Taki nawyk można zmienić ale z czasem, musi być wiele prób aby to się wpoilo do mozgu. Po prostu żyć życiem jakby ciężko nie bylo i jednocześnie pracować nad zaburzeniem poprzez wdrażanie ciągłej Akceptacji, Zrozumienia dla swojego stanu, Zrozumienia i oswojenia z lękiem i somatami oraz myślami. Pracować nad zmianą tych wszystkich nerwicowych nawyków uparcie i powoli i z czasem bedzie poprawa. Wychodzenie wydaje sie z tego mozolne i trudne ale takie to jest. Olejesz jeden obajw a pojawi się drugi no tak dziala nerwica. Ja na początku wychodzenja byłem jak we mgle, teraz widzę wszystko wyraźnie :) Dasz radę, nerwica nic Ci nie zrobi, może Cie wymęczyć i zmęczyć fizycznie poprzez somaty, myśli i emocje. Wiadomo że trochę życia przy tym traci swój kolor, ale nie mamy takiej mocy aby w 1 dzień pogonić nerwice.
"To co nas nie zabije, uczyni nas silniejszymi."
magda10
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 331
Rejestracja: 3 sierpnia 2020, o 13:16

8 lipca 2021, o 12:52

A masz jakiś pomysł jak radzić sobie z lękiem gdy się ma prawdziwe przewlekle choroby i naprawdę miało się raka?
Awatar użytkownika
Sylwek94
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 241
Rejestracja: 21 września 2018, o 19:15

8 lipca 2021, o 13:02

magda10 pisze:
8 lipca 2021, o 12:52
A masz jakiś pomysł jak radzić sobie z lękiem gdy się ma prawdziwe przewlekle choroby i naprawdę miało się raka?
Ja mam astme, niedoczynnośc tarczycy, zawroty głowy błędnikowe, migotanie przedsionkow serca ... Objawy choroby to raczej dość jasne objawy. Wiem że mając choroby można wiele sobie dodatkowo nawkrecac bo też tak mialem... Astma leczona lekarz mówi jest okej a jak mialem kaszel to mialem wkręty ze to cos nie tak a to byl kaszel z silnego stresu. Tak więc jak lekarz mówi ze jest okej to jest okej, jak choroba jakieś swoje objawy ma i daje to jest choroba. Jak z tymi objawami można żyć no to rozumiey to. Objawy przy nerwicy to w większości zwykle codzienne ludzkie objawy zdrowego człowieka no. Cos tam zaszczu ukluje lub objawy silnego stresu, nerwicy jak np. drzenia miesni czy szybki puls. Poprsotu umysł nerwicowca bierze zwykłe objawy stresu czy ukłucia w ciele za coś strasznego. To umysł nas nakręca. A jak masz jakieś choroby to umysł będzie Ci wmawial ze ta choroba sie nasila. Jesli wszystko pod kątem chorób jest ustabilizowane i nam znane to trzeba popracować nad lękiem z dużą wyrozumiałościa dla siebie i lęku. Oswoić go i zaakceptować, jeśli nie ma podstaw do lęku do przekonać umysl ze nie musi wysyłać tego lęku. To zapewne trochę potrwa ale wszystko potrzebuje czasu.
"To co nas nie zabije, uczyni nas silniejszymi."
Awatar użytkownika
Heimdall
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 385
Rejestracja: 23 lutego 2017, o 13:50

8 lipca 2021, o 13:18

magda10 pisze:
8 lipca 2021, o 12:52
A masz jakiś pomysł jak radzić sobie z lękiem gdy się ma prawdziwe przewlekle choroby i naprawdę miało się raka?
Na choroby nie masz wpływu, bo to jest kwestia szczęścia. Na lęk jednak masz spory wpływ.
Gdy mnie dopada lęk, to myśle sobie, że nie chce tracić energii na lęk i nerwicę, tylko chciałbym wycisnać z tego życia ile się da.
Porzuciłem też ambicje, plany i teraz cieszę się małymi rzeczami: ciszą, spacerem po lesie, fajnym meczem w tv :D.
Czasem nerwica tak nas miażdży, że trzeba odpuścić wszystko, ale wtedy przychodzi spokój ducha :)
Przerzuć się na slow-life na jakiś czas a zobaczysz, ze poczujesz ulgę.
magda10
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 331
Rejestracja: 3 sierpnia 2020, o 13:16

8 lipca 2021, o 13:22

Nie wiem czy znacie taką chorobę jak teżyczka i problem jest taki że daje ona bardzo podobne objawy jak nerwica i nie wiem jak je odróżnić.
Awatar użytkownika
Heimdall
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 385
Rejestracja: 23 lutego 2017, o 13:50

8 lipca 2021, o 13:25

magda10 pisze:
8 lipca 2021, o 13:22
Nie wiem czy znacie taką chorobę jak teżyczka i problem jest taki że daje ona bardzo podobne objawy jak nerwica i nie wiem jak je odróżnić.
a masz zdiagnozowaną?
magda10
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 331
Rejestracja: 3 sierpnia 2020, o 13:16

8 lipca 2021, o 13:31

Tak, to powikłanie po wycięciu tarczycy
Awatar użytkownika
Heimdall
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 385
Rejestracja: 23 lutego 2017, o 13:50

8 lipca 2021, o 14:18

magda10 pisze:
8 lipca 2021, o 13:31
Tak, to powikłanie po wycięciu tarczycy
Hmm, to jest sprawa raczej dla lekarza. Tężyczkę z tego co wiem da się zaleczyć więc chyba od tego bym zaczął.
Awatar użytkownika
grzeslaw
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 185
Rejestracja: 17 czerwca 2018, o 11:27

11 lipca 2021, o 13:47

tymbark92 pisze:
7 lipca 2021, o 16:21
Wiem, ze temat po raz enty, ale ile nam nerwicowcom trzeba wbijać do łba niektore sprawy to tylko my sami wiemy. Nie umiem znalezc na siebie sposobu, a przejrzalem całe forum przez kilka ładnych godzin. Od 2015 roku zmagam się z nerwicą. Moja historia dostępna jest tutaj:

bolu-brzucha-enia-moja-historia-t7259.html

Problem był kiedyś o tyle "prostszy", że te lęki wynikały ze strachu przed chorobami. Bolało serce > strach > badania > po strachu. I za chwile nowy objaw i znów badania, a po roku znów serce więc znów badania serca i tak w kółko przez jakieś 1-2 lata. Później zacząłem brać escitalopram, leki SSRI i sie uspokoiło, wróciłem do żywych, odstawiłem leki, przez kilka lat było ok. Paliłem trawe, ale poszedłem też na studia (w wieku 26 lat...), poznałem kobietę, urodziło mi się dziecko, rozwinąłem swoje pasje, mam dobry kontakt z rodziną, przyjaciółmi, jestem zdrowy (badałem się ostatnio dla pewności). Wszystko w życiu mi się układa. Poza tym, że mam częste myśli, że młodo umrę, boje sie ze zachoruje w mlodym wieku, ze cos stracę, ze pomimo swietnych wynikow w nauce (bardzo się przykładałem) nie uda mi się to czy tamto, a nawet ze po smierci nic nie ma - i po co to wszystko? Nie panikuje jakos nad tym, to są bardziej natrectwa, takie ze czasami o tym myślę. Ale nie szukałem przez ostatnie lata chorób i nie drążyłem tych tematów. Niby wszystko jest dobrze, ale jakieś lęki mi towarzyszyły przez te ostatnie lata. Tak poza tym byłem dość szczęśliwym człowiekiem.

I wszystko walnęło jednego dnia... :(:

Po paleniu trawki, dostałem ataku paniki. Przeszło. Potem znów dostałem po paleniu. Więc odstawiłem DEFINITYWNIE. Zaraz będzie miesiąc jak nie palę. Ja już wiedziałem, że to nerwica, choc kiedys w to nie wierzyłem do konca. Dzis jestem tego pewien. Miałem dziwne uczucie serca przez ten okres więc zbadałem serce, tak dla pewności - wyszło ok. Potem doszły zawroty głowy i uczucie osłabienia, oczywiście wraz z lękiem - zbadałem więc krew dla pewnosci, tarczyce, cukier, magnezy i inne. Wyszlo ok. Dobra, to juz wiemy na 100% ze to nerwica. Nie ma co się dalej badać, to strata czasu.

Lęk był od przebudzenia, brałem na początku benzo ale to tylko chwilowe, poszedlem wiec do psychiatry - przepisal cos tam, ale zrobil zle wrazenie, poszedlem do drugiego - przepisal cos, po czym myslalem ze zejde (a to mial byc lek doraźny), poszedlem wiec do trzeciego - przepisal to, czym leczyłem się za pierwszym razem - escitalopram i benzo na pierwsze 2-3 tygodnie.

Jednak byłem tak juz zmeczony tymi psychiatrami, mysleniem ze te leki to tylko "przykrywa" na kipiący garnek jak mawial kiedys moj psycholog, ze uznalem, ze mi sie po prostu nie chce tego brać. Że musze wziąć się w garść ! Że musze zrozumieć z czym mam do czynienia i nauczyć się z tym życ, bo przecież było dobrze !
Może przez to, że przestalem palic stracilem troche swoj "azyl" i nie zyje "od palenia do palenia". Ale benzo nie bralem juz z 2 tygodnie, ani trawy, ani hydroksyzyny - nic.

Po paru dniach od takiej decyzji było lepiej. Przez tydzień czułem się świetnie. Lęki mineły, było spoko, normalne życie jak zawsze.
I znowu dopadło. Usypiałem swojego synka i nagle od tego "bujania" lekko zakręciło mi się w głowie - od razu napłynął mnie lęk. Zrozumiałem, że te uczucie zakrecenia w glowie wywolalo lęk, że cos mi sie znowu dzieje. Nie zaakceptowałem tego, na zasadzie "oj zakrecilo mi sie, uff" tylko "o matko znow mi sie cos dzieje". I od razu zaczelo mi sie dziac.

Dzis mija 3ci dzień kiedy od rana czuje się słabo, zmeczony, nie mam motywacji ani siły. Mimo to podejmuje się różnych działań, rozwijam pasje, chodze na basen, jezdze autem, ogladam mecze euro, gram w gry, mam wakacje poki co. Jest mi przykro, ze nie potrafie pomoc zbyt wiele mojej ukochanej bo opiekowanie się dzieckiem wydaje się byc na chwile obecną strasznie trudne, jakby przerastało moje mozliwosci - to jest chore. Staram sie robic rzeczy, ktore moge "zepsuc" a dzieciaka z oczu spuscic nie moge, nie moge nie miec sily zeby go utrzymac albo cos. Dlatego unikam tego, i jest mi z tego powodu przykro.

Przez te 3 dni nie miałem jako takich ataków paniki, raczej silniejsze badz mniejsze lęki. Głównie lęki przed tym, że znowu mi sie cos zacznie dziać. Nawet jak zapomne o tym wszystkim i poczuje sie lepiej to niedlugo znow przychodzą mi te mysli, że zaraz znowu mnie moze walnąć lęk, ze on przyjdzie predzej czy pozniej. Wczoraj caly dzien stracilem na to, jedyne co mialem to lęk przed lękiem i nie bylo zadnych strasznych doznan. Mowie sobie "po co ty sie martwisz, zobacz caly dzien straciles na lęk przed czyms, czego nawet nie bylo, olej to, jak ma przyjsc to przyjdzie - wtedy bedziesz sie bal, a teraz jaki jest sens? czy ci to pomoze? nie. czy zmniejszy ewentualny lęk? nie.". A mimo to, siedzi mi to z tyłu głowy.

Czuje się ciągle tak, jakby miało mnie to dopaść, jakbym nie miał już sił na walkę z tym.

Staram się myslec na zasadzie:
- ok przyjdzie, to się poboje troche i se pójdzie
- nie zabije mnie to
- nie raz juz to mialem
- nie jestem w tym sam
- urosnie to do jakiegos poziomu, nigdy takiego zebym umarł nagle czy cos
- ten lęk to mały "ja", pozwól mu się bać, przytul go
- nie uciekaj od tego

Mówie to do siebie 50x dziennie a i tak się boje. :(:

Dajcie mi proszę jakieś rady bo od czytania wszystkich wątków, nagrań już mam straszny mętlik w głowie.
Może ktoś umie naprostować moje myślenie, podrzuci jakąś złotą myśl.
Wiem, że temat był tu 50000 razy ale chcialem to napisać, chcialem uslyszec glos pocieszenia od kogos kto to rozumie, bo moje otoczenie nie wie jak jest mi z tym ciężko i widzę, że też mają już tego dość, a to pogarsza sprawe, bo "pogania mnie" do wyzdrowienia, a ja nie wiem jak to zrobić. Jutro umowilem sie do psycholog, ale juz nie pierwszy raz, wiec jedna wizyta mnie nie odczaruje.

Dziękuje wam wszystkim za odpowiedzi i życzę wam dużo zdrowia i wytrwałości. :friend:

Czekam na lepsze dni...
Nie jestem jakimś znawcą, ale wydaje mi się, że na napady lęku mi pomogło ośmieszanie, wyśmiewanie, przedrzeźnianie tego stanu w myślach. I oczywiście to nie jest tak, że pomaga od ręki tylko jest to swego rodzaju mozolna praca w tych lękowych burzach. To samo ośmieszanie stosowałem na lęk przed kolejnym napadem.
Czasami starałem się też traktować taki lęk napadowy jak jakiś konkretny, namacalny objaw fizyczny np. bólu ręki/głowy i tak samo to traktować. Jako ból fizyczny, który jest, a potem sobie przechodzi, ale nie wpływa zbytnio na funkcjonowanie. Takie podejście trochę sprowadza na ziemię ten lęk, który się nakręca, że to niby jest nie wiadomo co, a to po prostu jakiśtam większy dyskomfort, jak ból fizyczny, i nic więcej.
Wydaje mi się też, że napady lęku (przynajmniej w moim przypadku tak chyba było) to też znak, że jesteśmy wobec siebie zbyt surowi. Na przykład stawiamy sobie poprzeczkę na równi z ludźmi bez zaburzeń i problemów emocjonalnych, nie akceptujemy porażek oraz swojego aktualnego stanu. Bywało, że po takim napadzie lęku nie mogłem od siebie przez jakiś czas nic wymagać i wręcz musiałem zaakceptować siebie bo nie miałem siły :D

Także rady ode mnie:
- ośmieszanie i droczenie się w myślach z lękiem w trakcie napadów i w lęku przed napadami
- traktowanie takiego napadu jak np. ból ręki który sobie jest i nie przeszkadza w funkcjonowaniu
- być wobec siebie miłosiernym, nie stawiać poprzeczki za wysoko, mniej się dostosowywać to standardów, a bardziej być sobą
ODPOWIEDZ