Witam chciałbym przedstawić swoją historie i prosić o rady w sprawie dalszego leczenia.Jestem studentem obecnie przebywam na urlopie dziekańskim. Mój problem zaczął się w wieku 7 lat, kiedy stwierdzono u mnie tiki nerwowe oporne na konwencjonalne leczenie. Po wielu próbach udało się opanować je do minimum. Leki które mi wtedy pomogły to pimozyd i karbamazepina. Lekarz uprzedził że mogą one się jeszcze nasilić w okresie dorastania. Problem z którym się obecnie zmagam zaczął się zaraz po rozpoczęciu nauki w liceum kiedy to po nasileniu się tików pojawiła się bezsenność. Brak snu przez dwie, trzy doby uniemożliwiał mi normalne funkcjonowanie. Bezsenność nasilał każdy stres, nie tylko szkoła ale także wypad z przyjaciółmi na koncert do warszawy czy nawet jakaś osiemnastka(wydarzenia które z pewnością były pozytywne) ogolnie myśl, że musze wstać i gdzieś iść nie dawała mi zasnąć. Neurolog przepisał mi karbamazepinę i zabronił iść do psychiatry powiedział,że po lekach psychiatrycznych będę „latał po ścianach”, (nie wiem czemu ale miał rację), karbamazepina nie rozwiązywała problemu ale trochę pomagała i przede wszystkim nie szkodziła. W razie większego stresu bezsenność się odzywała i musiałem zwiększać dawki. Przed studiami chciałem rozwiązać problem raz na zawsze i udałem się do psychiatry który stwierdził że to pewnie depresja(dziś wiem że nie miałem depresji, cieszyłem się życiem miałem plany, a gdy stres opadał mogłem spać bez problemu.) przepisał mianserynę 30 mg. Efekt rewelacyjny, tabletka ścinała z nóg po 30 min. Minął tydzień i sen się ustabilizował. Rozpocząłem naukę na studiach i po miesiącu zaczęły się straszne bóle stawów zwłaszcza w nocy i zacząłem mieć napady lękowe, które były coraz częstsze, psychiatra zwiększył dawkę do 60 mg, efek- napady jeszcze silniejsze a ból stawów nie do zniesienia. Lekarz nie chciał uwierzyć że to od mianseryny, przepisał sertralinę która okazała się być katastrofą. Wziąłem pół tabletki i nie mogłem się na nogach utrzymać, wymioty biegunka, wszystko wokół pływało, nie mogłem na światło patrzeć a lęk taki że aż całe ciało drżało. następnie był escitalopram. Na początku nie miałem żadnych skutków ubocznych po za nudnościami i lekkim bólem głowy. Przy 10 mg lęki się trochę zmniejszyły ale nie zniknęły. Poprosiłem o zamiane mianseryny na mirtazapinę z powodu bólów stawów. Po zamianie ból zaczął ustępować a lęki całkowicie zniknęły(był to najlepszy okres leczenia, trwał dwa miesiące) od tego czasu zaczęły się dziać coraz dziwniejsze rzeczy. Najpierw z dnia na dzień trafiłem do szpitala na zapalenie płuc, codziennie wymiotowałem . w szpitalu zrobili chyba wszystkie możliwe badania, które wykazały jedynie refluks żółciowy. Po wyjściu ze szpitala znów przez pewien czas było dobrze, potem znowu: wymioty żółcią, żółty kał, miałem coraz mniej siły, tętno spoczynkowe przekraczało 120, zacząłem bardzo szybko chudnąć, budziłem się rano z potwornym lękiem, nie mogłem usiedzieć w miejscu, do głowy napływały takie myśli jakich w życiu nie miałem, że nic nie miem, jestem chory i najlepiej postarać się o rentę i nic nie robić. Objawy przypominały ciężką depresję. Dotrwałem do końca roku akademickiego(nie wiem jakim cudem ale wszystko zaliczyłem) i postanowiłem odstawić wszystkie leki, po odstawieniu wszystko zaczęło się powoli stabilizować, na wymioty nie pomagały żadne leki na żołądek. Po trzech miesiącach większość objawów ustapiła oprócz wysokiego pulsu i ciągłego podenerwowania, i znów powróciła bezsenność i to 5 razy gorsza niż przed leczeniem, nie pomagały nawet leki nasenne. Byłem zmuszony wrócić do 30mg mianseryny. Psychiatra stwierdził że to najprawdopodobniej mirtazapina mi zaszkodziła i przepisał escitalopram(czyli leczenie ta samą drogą co wcześniej). na początku poprawa a po 3 tygodniach znów wymioty jadłowstręt i uczucie jakby robaki chodziły mi pod skórą. I znów te mysli, najpierw stwierdziłem że mam anoreksje a potem że schizofrenię. psychiatra uznał że dość ssri ewentualnie radził spróbować paroksetyny, ale na razie przepisał tianeptyne, której jeszcze nie brałem.w najbliższym czasie zaczynam terapie indywidualna oraz grupową. (dodam jeszcze że przez pół roku popsuło mi się 8 zębów i mam strasznie suchą skórę- jak narkoman!!!), I teraz moje pytania:
• Czy zdażyło się komuś by leki powodowały odwrotny efekt terapałtyczny ?
(Mianseryna- lek przeciw lękowy powoduje lęki, escitalopram- powoduje depresję i nerwicę)
• Czy zdazyło się komuś aby organizm odrzucił lek dopiero po kilku miesiącach zażywania?
• Jak się leczyć gdy nie toleruje się prawie żadnych leków?
• Czy istnieje inny sposób poradzenie sobie z takimi problemami?
Z góry dziękuję za przeczytanie moich wypocin.
Ogólnie sprawa wygląda tak, że mam refluks żółciowy(od leków, od nerwicy albo taka moja natura) branie antydepresantów, jak narazie kończy się z głową w sedesie. czy to rzeczywiście jest sytuacja bez wyjście. dodam że jedyny lek który toleruje mój żołądek to mianseryna ale nasila mi lęki i mnie wszystko boli
