Jak to się dzieje że inni "gorsi" mają lepiej niż ja,czy to znaczy że jestem jeszcze niżej niż dno?
Kim są "gorsi"?
Są to ludzie którzy w przeciwieństwie do mnie piją,palą,ćpają/ćpali,w życiu nie przeczytali jednej książki.
Krótko mówiąc chodzi o margines i patologię,ludzi którzy szczycą się swoim chamstwem.
Nie chodzi o to że ja sam czuję się bardziej ludzki a oni to przedstawiciele podludzi etc
Chodzi o poziom kultury,jedni wolą chlać pod mostem a drudzy iść do teatru.
Ci drudzy są "lepsi" ale jako ludzie nadal pozostają na równi z tymi pierwszymi...wszyscy maję te same prawa,godność...
Ciężko mi to wyjaśnić ale mam nadzieję że nikt mnie źle nie zrozumie,ja nie o tym chciałem pisać.
Problem polega na tym że zupełnie nie rozumiem dlaczego w przeciwieństwie do tych "gorszych"
muszę być singlem a wszystkie próby stworzenia związku skończyły się porażką.
Co takiego ma w sobie prostak upijający się regularnie albo jakiś inny agresywny cham nieumiejący się wysłowić
czego nie mam ja?
Może jestem za niski a podstawa to być postawnym?
Kiedyś myślałem że jestem brzydki ale szybko zrozumiałem że nie w tym rzecz
kiedy porównałem się do tych "gorszych" bez zębów z pokancerowanymi gębami

Wszystko sobie pododawałem,poodejmowałem,zsumowałem

i wyszło mi że ja chyba po prostu mam jakąś ...
upośledzoną osobowość :p cokolwiek to znaczy.
Teraz dodatkowym problemem jest po pierwsze wiek,już nie jestem nastolatkiem
a po drugie depresja z okazji skutków ubocznych stosowania leków.
Czuję się intelektualnie wydrenowany,jakby mnie Alzheimer powoli nadgryzał

Nie wiem co powiedzieć ,nie wiem co odpowiedzieć,tylko tak albo nie,krewni przyjeżdżają ,chcą pogadać
ogólnie dobrze się bawią i podtrzymanie rozmowy nie sprawia im problemu no chyba że zaczną rozmawiać ze mną.
Przejedwabne a przecież lata lecą,od jutra nie zaczną młodnieć i skoro już teraz jest źle
to potem może być tylko gorzej.
Podsumowując,dlaczego tak jest że przedstawiciele marginesu społecznego radzą sobie w kontaktach międzyludzkich
lepiej niż ja,osoba która nigdy nie identyfikowała się z marginesem,zawsze miałem duszę artysty i ...
do szczęścia nie wystarczało mi byle co.
Żeby coś poczuć w okolicy splotu słonecznego musiałem mieć dostęp do tego co miało sporą wartość artystyczną.
Najgorsze chwile w moim życiu to były przerwy między lekcjami w szkole średniej.
Słuchanie o tym kto ile wypił,co kto ćpał i ile wyrzygał ...po ośmiu godzinach zajęć czyli około 40 minutach przerwy
byłem intelektualnie wyprany i do domu wracałem bardziej na pamięć obserwując gdzie idą znajomi
niż świadomie myśląc o tym co robię

Byłem fizycznie wyczerpany przez rozmowy na poziomie rynsztoka,niektóre słowa słyszałem nawet po powrocie do domu.
Podobnie jak z metronomem którego pykanie w ciągu godziny ćwiczeń
powoduje że zostaje w nas tak jakby halucynacja słuchowa nawet gdy go wyłączymy,no ale to taka dygresja,mniejsza z tym.
Da się jakoś zbadać który element mojej psychiki jest upośledzony
żeby go naprawić i być zdatnym do spożycia przez kobietę?

Teraz czuję że jestem po terminie ale jeszcze nie mam pleśni,jest nadzieja.