Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Historia mojej nerwicy - Kretu20.

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
Kretu20
Gość

18 maja 2015, o 17:43

Hej, postanowiłem opisać troche swoją historie życia, początku zaburzenia i stanów przez które przechodziłem, nie jestem odburzony i w tej chwili nie czuje się jeszcze żeby tak powiedzieć, aczkolwiek jest dużo lepiej niż na początku.



Zaczynając od początku, u mnie od zawsze w domu były zachowania patologiczne, ojciec alkoholik który po wódzie potrafił dać Ci w pysk czy wyniszczać Cie psychicznie słowami "Wyjazd z domu, to nie wasz dom" "Daje wam 10 minut albo was wyprowadze" i wielokrotne ubliżanie, gnębienie. Będąc w zarówce już pamiętam sytuacje z domu, policje która bywała u nas co 2-3 dzień, bójki w domu czy ojciec który chciał bić moją mame, zawsze stawałem w jej obronie i wydaje mi się że w dużej mierze przyczyniłem się do tego że mamie sie nic nie stało, choć nie raz zdarzało się że ją uderzył, np gdy bawiłem się z kolegami na dworzu ojciec potrafił pod moją nieobecność ją bić. Policja była wzywana wielokrotnie a ja co dzień trzasłem się ze strachu że ojciec przyjdzie pijany do domu, i tak dzień w dzień, dzień w dzień, stawałem się coraz bardziej wycofany z życia koleżeńskiego bo musiałem a raczej chciałem siedzieć w domu z mamą żeby jej nic nie zrobił. Odcinałem się od tego wszystkiego bo ojciec robił mi wielokrotnie wstyd na osiedlu i mimo że ja nie miałem na to wpływu to jako mały dzieciak wstydziłem się jego i potem byłem wytykany palcami czy niektóre osoby potrafiły opowiadać "A twój ojciec zrobił dzisiaj to, a potem to". I tak to sie ciągnęło, życie w ciągłym strachu a ja chciałem tylko spokoju nic więcej, ciągle tylko płakałem. Lata mijały, w wieku około 11-12 lat miałem pierwszy swój epizod nerwicowy, miałem ciągłe nudności z nerwów, ciągle chciało mi sie wymiotować, bałem się jezdzić autobusami czy wychodzić gdzieś do sklepu bo myślałem że zwymiotuje, autentycznie w stresujących momentach gdy myślałem "Zaraz pewnie zwymiotuje" cofało mnie i zdarzało się że "pociągało" na wymioty. Po pewnym czasie sie to uspokoiło. Za 2 lata dostałem kolejnego "ataku" tym razem nie z wymiotami a z biegunką, od lekarza dostałem diagnoze "Masz zespół jelita drażliwego spowodowany nerwicą" nie wyobrażałem sobie podróży gdziekolwiek gdzie nie było blisko toalety, nie ruszałem się z domu, u mnie akurat ZJD był na tle nerwicowym, nie potrafiłem pojechać autobusem na drugą strone miasta. Przestałem więc wychodzić gdziekolwiek, po czasie się to uspokoiło..było około pół roku spokoju, później doszły pierwsze objawy natręctw z sprawdzaniem kurków od gazu, sprawdzaniem swiatła, czy zakręcona jest umywalka, czy zamknąłem drzwi od domu. Potrafiłem stać przy kurkach od gazu i gdy jest przełącznik 0 i widziałem że jest na 0 to potrafiłem stać tam i wszystkie kurki przekręcać w prawo w stronie właśnie tego 0 mimo że było ok, zaczynałem od kurka z prawej strony i pokolei "dokręcałem" je na chama w prawo i liczyłem "pierwszy" "drugi" "trzeci" "czwarty" gdy przekręciłem to patrzyłem czy jest ok, i niby było ale nie potrafiłem tego przerwać znowu "pierwszy" "drugi" "trzeci" "czwarty" i tak w kółko przez 5-10 minut, czułem w sobie wściekłość i agresje że musze to robić ale jednocześnie miałem już dość, gdy wychodziłem z kuchni mijając drzwi musiałem się cofnąć i zrobić to jeszcze kilkukrotnie, przestałem odnosić cokolwiek do kuchni bo wiedziałem że jak tam wejde to będe musiał to sprawdzić bo to napięcie było silniejsze ode mnie. Jednocześnie ze sprawdzaniem kurków od gazu sprawdzałem światła czy kurki od wody w łazience, potrafiłem je tak mocno dokręcać że budzili mnie nad ranem żebym je odkręcił, wymienianie uszczelek bo je tym zakręcaniem zajechałem było bardzo częste, 2 razy zdarzyło mi sie przekręcić kurek od gazu od tego przekręcania w prawo po prostu w pewnym momencie "strzelił" i można było go obkręcać dookoła. Gdy wyjeżdżałem z domu i wyciągałem rower z piwnicy to gdy zatrzasnąłem kłódkę musiałem trzymać ją w ręce i szarpać czy mocno ciągnąć do siebie przez pare minut żeby upewnić się że jest zamknięta. Gaz/łazienka/światła/drzwi od domu/piwnica to był mój codzienny rytm który trwał bardzo długo. Zachorowałem na mononukeloze zakaźną i powiększyły mi się węzły na szyi i tak już zostały, od tego czasu nabawiłem się hipochondri, latałem po lekarzach z tymi węzłami i macałem ję na okrągło dzień w dzień czasami bywało że macałem je przez kilka godzin, dotykałem jeden po drugim zawsze w tej samej kolejności, zacząłem czytać o nowotworach węzłów chłonnych "Chłoniak,ziarnica" dużo pisało o tym że węzły podobojczykowe/nadobojczykowe zawsze zwiastują nowotwór, zaczeły mnie boleć obojczyki i zacząłem je macać zaczynając od prawego obojczyka ściskałem tam ten dołek i przesuwałem się w lewo dociskając każdy cm ciała żeby sprawdzić czy nie mam tam węzła. Więc macałem już obojczyki i szyje, które mnie bolały, zrobiłem usg, morfologie wszystko było ok a lekarka rodzinna zapewniła mnie że wezły szyjne są normalne i nie ma tutaj żadnej patologi, jest to normalne i tak mi może już zostać. Ale nie uwierzyłem jej, dalej przeszukiwałem internet znalazłem temat że węzły nowotworowe nie bolą i przestały mnie boleć obojczyki ale nie przestałem ich dotykać, zaczynałem od szyi i kończyłem na obojczykach, czulem przymus wykonywania tego i robiłem to na okrągło gdy kończyłęm dotykać obojczyki znowu wracałem do szyji, koło się kręciło. W pewnym momencie dotykania tych obojczyków a dotykałem je i naciskałem dosyć mocno coś mi tam strzeliło, czułem jak by mi sie pod nimi coś ciepłego rozlało, jak się później okazało oderwał mi się kawałek mięśnia od tego mocnego naciskania dzień w dzień przez tak długi okres czasu. Ale co sobie wkręciłem? że to oderwane "coś" to węzeł chłonny. wtedy nie przestawałem w ogóle tego dotykać, a jak się rano budziłem zaspany to pierwsze co siadałem na lóżku i zaczynałem dotykać węzły. Poszedłem do lekarza i mi powiedział że tak długo utrzymujące się węzły chłonne są niepokojące a że miałem zepsutego jednego zęba powiedziała że jak wyrwe zęba to mam do niej przyjść i wystawi mi skierowanie na oddział hematologiczny(chłoniak,ziarnica) zyłem w ciągłym strachu i lęku, zaczałem robić usg, szyji, obojczyków, brzucha, morfologie testy na choroby zakaźne. Oczywiście nie zapominajmy o ojcu który gdy ja żyłem stresem i natręctwami kazał "wypyerdalać" z domu. Robiłem ciągle badania w tej chwili mam około 20 usg z węzłów, 2 usg brzucha, 2 rtg klatki piersiowej i około 25-30 badań z morfologi. Do tego testy chorób zakaźnych(toxoplazmoza,cytomegalia,mononukleoza), borelioze, hiv, chlamydia, i kilka innych. W sumie poszło około 5-6 tysięcy. Węzły były, powiększone ale były odczynowe(dobry radiolog na podstawie usg może stwierdzić czy to węzły podejrzane czy nie a potwierdza to biopsja). Cały czas mimo zrobionych badań dotykałem tych węzlów, kurków, sprawdzałem już wszystko niekiedy potrafiłem już usiąść w przedpokoju mieć łzy w oczy i pytać sie sam siebie "dlaczego" Zrobiłem usg węzłów nadobojczykowych i wyszło że mam tam węzły 2 o wymiarach około 7mm. A jak pisałem wcześniej węzły nadobojczykowe/podobojczykowe to podejrzenie nowotworu. Zapisałem się do hematologa z badaniami, powiedział że koniecznie mam za miesiąc powtórzyć usg i zobaczymy co z tego będzie. Wystraszyłem się jeszcze bardziej mimo że i tak ciągle żyłem w strachu i w natręctwach. Powtórzyłem badania, węzły się zmniejszyły, hematolog odetchnął i ja razem z nim, kazał nie panikować i dać sobie spokój i że wszystko jest ok. Ale ja nie potrafiłem przerwać macania węzłów, teraz zacząłem naciskać doły nadobojczykowe wciskałem palce jak najmocniej i doszukiwałem się węzłów albo dotykałem te 2 co tam były sprawdzając czy się nie powiększyły.. i tak mijały moje dni... byłem codziennie pogrążony w smutku i to był taki naturalny smutek, nie przeszkadzało mi to, po prostu byłem smutny i nigdzie nie wychodziłem. Siedziałem włączyłem muzyke i dostałem ataku paniki z powodu dziwnego uczucia w głowie, wydawało mi się jak bym tracił kontakt z rzeczywistością na 1-2 sekundy, pierwsze co to w głowie "boże co to było" panika, serce nawalało jak szalone.. powtórzyło się to kilku krotnie więc zacząłem czytać o nerwicy i depresji, będąc na stronie o depresji czytałem o jej objawach i kilka się zgadzało, doszedłem do objawu "Myśli i skłonności samobójcze" poczułek lęk i serce zaczeło mi mocniej bić, powiedziałem sobie "dobra wyłączam to i nie czytam" ale pojawiło mi się w głowie "A co jeśli czegoś takiego dostane?" i dostałem. Zacząłem mieć myśli samobójcze i potworny lęk z tego powodu, pierwsze tygodnie były okropne, zapisywałem się do psychiatry.. siedziałem i trząsłem się ze strachu.. a w głowie miałem tylko myśli żeby sobie coś zrobić, mieszkam na 4 piętrze więc dominowała u mnie mysl że wyskocze przez okno, dostawałem ciągle ataków paniki które na początku mnie przerażały bo "traciłem" świadomość, nie wiedziałem gdzie ide, czułem się zpanikowany i chciałem tylko gdzieś uciec. Myśli związane z samobójstwem dominowały przez cały dzień w sumie nie było pół godziny godziny przerwy, cały czas i cały czas lęk, obiad jadłem z trzesącą się ręką którą trzymałem widelec i nie mogłem nabrać jedzenia, kładąc się spać odwracałem się plecami do okna a jedyną rzeczą którą chciałem to zakupić kajdanki i przypiąć się do kaloryfera i tylko to wydawało mi się sensowne. Szukałem jakieś porady w internecie i trafiłem na forum nerwicy na której gdy napisałem co mi jest koniecznie kazali mi iść do psychiatry i nie zwlekać bo będzie jeszcze gorzej i że nerwica lękowa jest bardzo ciężkim zaburzeniem do leczenia. Ale wiedziałem że pójście do psychiatry wiąże się z braniem leków, zacząłem o nich czytać, jakie leki sie przepisuje gdzie kiedy i jak pomagają, naczytałem się wielu opinii które "wystraszyły" mnie co do leków i mimo tak silnego LĘKU nie chciałem ich wziąć, pamiętam że kazałem sobie kupować tabletki bez recepty typu tonisol,depresanum ale one nic nie dawały. Samobóje zaczeły mi sie śnić, w snach ciągle sie zabijałem i wyskakiwałem z okna. Chciałem sie ruszyć z domu ale ciągle wydawało mi sie że gdzie nie ide to ide sie zabić, tylko po to.. zacząłem jeździć do siostry mając po drodze ataki paniki a obok jej domu jest wysoki budynek z którego kilka osób wyskoczyło i ciągle miałem w głowie że jade właśnie tam sie zabić. Pamiętam jak jechałem rowerem i po prawej stronie był wjazd do siostry a po lewej droga do tego budynku i czułem napięcie żeby tam skręcić, raz nawet drgneła mi ręka i chciałem tam skręcić i po tym dostałem ataku paniki ze "chciałem to zrobić" tak szybko nigdy nie dojechałem po tej sytuacji do siostry już nigdy, rekord świata. Jak wracałem do domu to było to samo.. w tym samym czasie moich najsilniejszych natrętów samobójczych wyskoczyło z tego budynku moich dwóch znajomych, jak myślicie jak czułem sie leżać w domu z myślą samobójczą i odbierając telefon "Ten X to twój kolega? bo właśnie koleżanka mi pisała że ktoś wyskoczył z tego budynku i to był on" Nie wiem co mam napisać by opisać wtedy swój stan, do tego gdy miałem ataki paniki, natręty samobójcze ojciec potrafił wejść nayebany i powiedzieć "wypyerdalaj z domu". Ciągle sie balem że w końcu nie wytrzymam i to zrobie, że on przyjdzie zacznie sie awanturować i w przypływie złości to zrobie. Dostałem stanów depresyjnych połączonych z tymi natrętami(sprawdzanie kurków i węzłów mi przeszło) mój największy mix to Natręty samobójcze i sny, stany depresyjne(płacz, mega przygnębienie, brak motywacji) i ojciec który wjeżdzał Ci na psychike i kazał Ci wypieprzać. Ja nigdy nie miałem kogoś komu mógłbym sie wygadać i na kim się oprzeć oprócz siostry, ale jej o swoich problemach psychicznych nie mówiłem, więc przeszedłem to wszystko sam. Przerobiłem równierz stany odrealnienia ale to jakoś nigdy nie napawało mnie strachem, tylko jakoś to wszystko dziwnie mi wyglądało, ale ataku paniki z tego powodu nigdy nie miałem. Wkręcałem sobie schizofrenie, nasłuchiwałem czy czegoś nie słysze albo czegoś nie widze, potrafiłem wszystko przyciszać gdy coś usłyszałem i czekać czy usłysze to coś znowu, mógł być to pies który zaszczeka, sąsiad któremu wypadła mandarynka na podłoge. Trafiłem w końcu tutaj, czesc-t5144.html kolejnym etapem w nerwicy był etap w którym przestałem odczuwać lęk do natręctw które miałem. Znowu sie zacząłem nakręcać i bać, "Nie czuje lęku? no to kurva wiadomo że sie zabije, bo co innego" bałem się napić piwa bo "może mi coś odwalić" i wyskocze, jechalem przez most rowerem "chce wyskoczyć", WSZYSTKO kojarzyło mi się z samobójstwem ale połączone to było z stanami depresyjnymi i to był dopiero niezły mix, raz wracałem od siostry i w siostrzenica 9 letnia pomachał mi przez okno a nigdy tego nie robiła i odrazu miałem w głowie to że pewnie już nigdy jej nie zobacze bo coś sobie zrobie. Potem doszło uczucie "chęci" by to zrobić, takie napięcie że na prawde ciężko było odróżnić czy chce to zrobić czy nie, aczkolwiek w środku siebie chciałem żyć. trwało to jakiś czas, zacząłem oglądać nagrania na youtubie Divovic, czytać artykuły a co najważniejsze zacząłem czytać historie i objawy innych osób i widziałem że nie jestem sam i że wiele osób tak ma, to dawało mi siłe, bardzo chciałem żyć i z tego wyjść. Dużo dawało mi wymiana pw z Victorem a i z Divinem chyba pisałem.. oprócz nagrań i artykułów bardzo pomogła mi moderatorka tego forum Nierealna, a raczej to że miała identyczne myśli i zachowania jak i ja, czytałem ją i w pewnych momentach sie zastanawiałem czy czasem nie czytam swojego postu jak głupek i patrzyłem kto to napisał, dużo mi dało pisanie z nią i to że opisywała jakie miała objawy. Nie chciałbym wymieniać osób które mi pomogły bo mógłbym kogoś pominąć więc dziekuje wszystkim, a przede wszystkim tym dwóm panom w administracji którzy stworzyli to forum, nagrania i artykuły, nie jestem odburzony. nadal mam dziwne stany ale to wszystko jest przejściowe, wiem jak co działa, poznałem mechanizm nerwicy. Co mi pomogło? wewnętrzna agresja, czułem złość i straszną agresje w sobie że odczuwam lęk i czegoś sie boje, zacząłem na siłe to przełamywać działałem zasadą "Jaki jest cel takiego życia jak ja żyje?, ciągle sie martwie, przygnębiam boje sie, to jest życie? tak to wygląda? pyerdole takie życie" pamiętam jak w pewnym miejscu zawsze łapały mnie stany odrealnienia i atak paniki, wsiadłem na rower i jeździłem w kółko tam przez 2 godziny uderzając ręką w kierownice i mając łzy w oczach. Byłem bardzo agresywny względem nerwicy. Jak z tego wyjść? mysle że jest wiele artykułów na forum więc nie ma co tego powtarzać, sam napisałem kilka więc można to znaleźć. To chyba wszystko co chciałem napisać, w razie pytań prosze pytać :), dzieki jeszcze raz. :luz:


Natręctwa które przerobiłem:
- Mordercze i napięcie jak bym chciał to zrobić miałem obrazy myślowe jak to robie.
- Samobójcze (sny, ciągłe myśli samobójcze i napięcie bym to zrobił, czasami nie wiedziałem już czy chce to zrobić czy nie chce)
- Gejowskie
- Pedofilskie
- Stany depresyjne(płacz, apatia, brak motywacji, bezsens życia i egzystencji"
- Myśli egzystencjalne(po co, dlaczego?, na jakiej zasadzie, jak to jest?) typu "Jak to jest że trawa jest zielona i dlaczego?" "czy ja istnieje? jak to jest że ja żyje i chodze i że w ogóle mam mózg i potrafie myśleć"
- Myśli filozoficzne
Awatar użytkownika
Joana
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 155
Rejestracja: 4 kwietnia 2015, o 18:17

18 maja 2015, o 17:54

Damianie moj kochany , mialam bardzo podobnie , lepiej jest od 3 dni , dzis bylam na balkonie, choc niedawno zastawialam go kanapa zeby nie skoczyc .Lepiej jest tez dzieki min Tobie , za co bardzo dziekuje :)
Awatar użytkownika
dankan
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 935
Rejestracja: 23 maja 2014, o 10:11

18 maja 2015, o 18:24

Fajnie opisana historia, pokazujaca wiele z tych wszystkich zachiowan nerwicowych jakie czesto wszyscy tu mamy.
Gratuluje podejscia przede wszystkim bo majac te stany podejscie to jest rzecz chyba bez mala najwazniejsza, a na drugim miejscu wedlug mnie jest wlasnie ta zlosc ktora opisales na koncu dajaca powera i wprowadzajaca to ze czlowiek staje sie mega uparty w tym aby z tej nerwicy wyjsc, rzuca sie wrecz na te wszystkie dyrdymaly nerwicowe.
U mnie z ta zloscia bylo i w sumie nadal przy koncowce jest podobnie.
Mysle ze koniec jest bliski :D

A chodzi o to aby nie oddawac pola i przede wszystkim rozumiec o co w tym wszystkim chodzi, lapac to. Zlapales to i dlatego sa sukcesy, jeszcze raz graty i trzymam kciuki dalej.
Najlepsza instrukcja pozbycia sie nerwicy plus inne wpisy ludzi z forum
moja-historia-plus-moje-odburzanie-t5194.html#p49014

spis-tresci-autorami-t4728.html
Kretu20
Gość

18 maja 2015, o 18:26

Dzięki Dankan i wzajemnie bracie :)
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

18 maja 2015, o 20:26

No dokładnie, przedstawiłeś klasyka nerwicowego :D
I bardzo dobrze bo czesto ludzie się załamują, że tyle mają różnych problemów, ze już nie da się inaczej na to spojrzeć, bo samobóje, bo pedofilia bo wkręcanie raka itp.
A jednak ty sam pokazujesz, że się da.
Bo się da, z każdej nerwicy się da wyjść i ty pewnie z niej także wyjdziesz :D
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Kretu20
Gość

18 maja 2015, o 20:26

Dzieki Wiktor przyjacielu :) :friend:
usunietenaprosbe
Gość

18 maja 2015, o 20:39

Duzo przeszedles Kretu, jak kazdy tutaj masz swoja historie, a jak sie to czyta to az czuc napiecie, ktore Ty mogles czuc. Trzymam kciuki, zebys z tego wyszedl.

W ogole tak czytam o tych obojczykach, a ze ja tak nie robilam, to zaczelam sprawdzac co tam jedt i stwierdzilam, ze to glupio wyglada xD ale nic sobie nie wkrecam, zwykla ciekawosc =]
Kretu20
Gość

18 maja 2015, o 20:42

Dzieki ;) hahah sprawdzaj sprawdzaj, zawsze to nowy natręt. Nie ma nudy
Taci
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 449
Rejestracja: 21 lutego 2015, o 11:01

18 maja 2015, o 20:45

Krecik moj podziwiam Ciebie. Super i powodzenia!
usunietenaprosbe
Gość

18 maja 2015, o 20:46

Nie, natrety mi teraz przeszly :P
Raz to dotknelam i to tylko z jednej strony z czystej ciekawosci.
Skad wziales to 5-6tys na te wszystkie badania? Woz ek by byl, jakis sredniaaawty ale by byl :D
Kretu20
Gość

18 maja 2015, o 20:49

Dzieki Daria i wzajemnie ;) w sumie rodzina dała mi 3/4 tej kwoty. Nigdy nikt sie moim losem nie interesował to przynajmniej kase wyłożyli, a ja robiłem z siebie człowieka który prawie ma raka.
usunietenaprosbe
Gość

18 maja 2015, o 20:51

Dobrze, ze przerwales ten ciag bo by zbankrytowali :P
Kretu20
Gość

18 maja 2015, o 20:52

Jak bym sie mógł cofnąć to robił bym to samo, tylko hajsy wkładał do tylnej kieszeni.
usuniete
Gość

18 maja 2015, o 21:16

Przede wszystkim należy się ogromny respekt za wytrwałość :) . Życie niektórym daje kopa w dupę bez przyczyny, a innych głaszcze po łbie całe życie (masło maślane), ale ta druga grupa w końcu szybko się przekonuje jakie życie jest bolesne.
Skoro przetrwałeś tyle, to nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych. Rychłego powrotu do pełnego zdrowia życzę.
Pozdro ;).
ODPOWIEDZ