
Ja moje własne doświadczenie z hipochondrią miałem ostatnio i chciałbym to trochę opisać dla tych, którzy jeszcze borykają się z tym problemem lub są po prostu ciekawi. W sumie od zawsze towarzyszyła mi hipochondria i od tego trochę się zaczynało, że gdzieś w dzieciństwie ciągle szukałem sobie raków, guzów i innych pierdół, ale to było jeszcze zanim wszedłem w taki ostry stan nerwicowy który trwa cały czas. W tym czasie miałem wiele natrętów, które tak mocno się mnie trzymały, że nie było miejsca na hipochondrię, ale gdzieś tam co jakiś czas nachodziła mnie myśl o jakiejś chorobie, szczególnie gdy gdzieś o czymś takim usłyszałem, ale była szybko zbywana, a stan lękowy utrzymywał się z powodu innych dupereli. Problem zaczął się gdy przepracowałem wiele z tamtych natrętów - zacząłem po prostu tak temu wychodzić na przeciw, że nie było sensu mnie dalej "straszyć" tym, co było już dla mnie po prostu śmieszne. Wtedy przypomniało mi się, że na białku od oka mam plamkę - przebarwienie, które pojawiło się wiele lat temu, ale podczas wizyty u okulisty pani powiedziała mi, że nie jest to nic groźnego i nie ma się czym przejmować. Zacząłem się tej plamce przyglądać i dostawałem myśli, że może to trzeba znowu przebadać, że może to coś poważnego się robi itd., ale jakoś to przeminęło. Jakiś czas później zacząłem coś dziwnie czuć to oko. Bolało mnie, czułem lekki ucisk w tej stronie głowy i miałem wrażenie, że widzę przez nie inaczej. Wiedziałem, że to nerwicowe zabiegi, ale nie dawało mi to spokoju. Automatycznie moje wszystkie lękowe myśli skupiły się na oku. Przez jakiś czas ciągle "czułem" to oko. Po prostu moja uwaga była tak mocno na nim skupiona, że zaczynałem dostrzegać różnice w widzeniu, dochodziły coraz to nowsze bóle i męczarnia trwała tak co dzień. Uznałem, że pójdę się przebadać, bo faktycznie nie zaszkodzi zobaczyć co z tym okiem, ale WIEDZIAŁEM że jest to zwykła hipochondria. Czułem, że te pójście do lekarza to jest takie ustępowanie nerwicy i dawanie jej satysfakcji, ale przysiągłem sobie, że jeżeli wszystko wyjdzie OK, to choćbym stracił wzrok to za ch... nie pójdę drugi raz

Na własnej skórze przekonałem się, co potrafi robić z nami hipochondria. Nigdy nie był to mój konik napędowy, ale cieszę się, że miałem możliwość doświadczyć tego wszystkiego. Wizyta u lekarza po prostu pokazała mi to, jak jesteśmy manipulowani przez nasz wystraszony stan emocjonalny. Hipochondria może być tak silna i tak wiarygodna, że autentycznie odczuwamy ból i wiele objawów prawdziwej choroby. Po wyjściu od lekarza mój stan się uspokoił, dlatego nie mam już żadnych objawów. Najczęściej takie uspokojenia działają tylko chwilowo, ale dało mi to tak dużo do myślenia, że choćbym teraz dostał dziwnych somatycznych objawów, to po prostu to wyśmieję. Skanowanie swojego ciała nie ma po prostu sensu, bo niczego nie możemy być pewni, a choroby to jest po prostu loteria. Są ludzie, którzy chleją całe życie i dożyją późnej starości, a są ludzie, którzy umrą już za dziecka. Moim zdaniem potrzebna w takim wypadku jest zmiana podejścia do życia ogółem i przeanalizowanie swojej sytuacji na przykładzie mojej, która jest typowym, schematycznym opisem hipochondrii.