Mam kilka pytań, zagwozdek, bo już nie daje sobie z tym rady. Proszę odpowiedzcie, chociaż skrótowo, czy u Was też tak to wyglądało i czy ten stan jest "normalny".
Moja nerwica pojawiła się około miesiąca po urodzeniu dziecka, pierwszego dziecka. Początki były trudne. Bałam się, że mam depresję poporodową (nadal się tego boję; chociaż teraz bardziej "obstawiam" samą depresję niż poporodówkę). Miałam natręty myślowe, że zrobię coś dziecku, że nie będę potrafiła się nim zająć itp. Miałam też lęki, że wariuję, że to początki schizofrenii itd. Bałam się zostać sama w domu. Dużo by wymieniać. Generalnie poszłam na terapię (którą na ten moment - z przyczyn finansowych - musiałam przerwać), czytałam forum, słuchałam kilku nagrań i żyłam dość normalnie. Nadal żyję. W żadnym stopniu, z resztą do tej pory, nie zaniedbałam obowiązków, nie usiadłam i płakałam, rozpaczałam etc., chociaż były dni, kiedy było ciężko.
I tu moje pytania:
1) jestem w takim momencie, że trudno mi określić, czy jest dobrze, czy źle. Niby jest ok, ale są takie dobijające dni, myśli, które przerażają, paraliżują. Ciągle boję się, że to już depresja. To też może wynikać z faktu, że mój kuzyn, który z nią walczył, odszedł dwa tygodnie temu. Chociaż tutaj nie wiadomo, czy bardziej w jego historii nie odpowiadał za to po prostu alkohol i uzależnienie, niż samo zaburzenie. Boję się, że dzisiaj jest w miarę ok, bo funkcjonuję, ale np. jutro będę miała jakiś emocjonalny dół i będę tylko leżeć i patrzeć w sufit;
2) na początku miałam dd, silne, bardzo; teraz dd praktycznie nie mam, ale nadal mam takie stany "zawiechy". Nie wiem nawet, jak je określić. Czuję się po prostu tak, jakbym była ciągle zamyślona albo lepiej - zamknięta we własnym umyśle! Znacie to uczucie, gdy rozmawiacie z kimś, ale jednocześnie myślicie o czymś innym i nagle oprzytomnieliście i wracacie myślami do rozmowy? Ja właśnie tak mam cały czas. Czuję się jakby mój umysł zaprzątały inne myśli, niepotrzebne, ale dla mnie jednak jakieś ważne, bo ciągle je analizuję i skupiam się na nich (wiem, to błąd!). Mieliście tak?
3) od początku mojej przygody z tą uświadomioną nerwicą (czyli teraz +- 8 miesięcy) miałam jeden, no może dwa, dziwne momenty. Takie jakby prześwity, powroty do rzeczywistości. Też nie wiem, jak to dokładnie określić. Było tak, że siedziałam na podwórku, rozmawiałam z mężem, pomyślałam o pewnym zdarzeniu i nagle jakby mnie "olśniło" i jakbym wróciła do "tu i teraz". Wiem, może to brzmi dziwnie

4) Jak jeszcze mogę sobie pomóc? Leków nie chcę brać, z resztą nie czuję chyba, aż takiej potrzeby. Poza tym, boję się ich i myślę, że bardziej by mi zaszkodziły niż pomogły. Przynajmniej na ten moment. Terapia wiele mi dała, ale już na ostatnich sesjach sama terapeutka mówiła, że dobrze sobie radzę, że muszę tylko bardziej w siebie uwierzyć i nie być aż tak wymagająca i krytyczna wobec siebie. Więc co jeszcze? Wiem, że wyjścia do ludzi, rozmowy wiele mi dają, ale nie zawsze mogę sobie na to pozwolić.