Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Dziennik - pokonywanie nerwicy krok po kroku.

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
reflex
Gość

1 marca 2015, o 21:05

Przenoszę swój dziennik z innego forum, ponieważ uznałem że bardzo dużo zawdzięczam osobom tworzącym to forum (Wasze nagrania na YT są nieocenione) i chciałbym się z Wami dzielić swoimi małymi postępami.

POST Z 26 STYCZNIA

Cześć,

Mam na imię Wojtek i mam 26 lat. Zapraszam Was do lektury historii moich zmagań z nerwicą lękową. Ten dziennik będzie dowodem dla Was oraz ludzi, którzy kiedyś zachorują że z każdego stanu można wyjść. Pokonam nerwicę.

Zawsze taki byłem. Z ogromnymi wymaganiami wobec siebie, życia, innych. Jedynak wychowany w rodzicielskim kokonie, miałem wszystko czego było mi trzeba. Nieprzyjemne sprawy załatwiali za mnie rodzice, ja mogłem rozwijać swoje pasje, spędzać czas ze znajomymi i rozrabiać bez większych konsekwencji ;) Trochę jak w legendzie o Buddzie. Od najmłodszych lat uwielbiałem rywalizować. Rywalizacja mnie napędzała, we wszystkim chciałem być najlepszy. Uparty, zawzięty i twardo dążący do obranego celu. Przy tym wszystkim bardzo wrażliwy. Nuda? To mnie nie dotyczyło - ciągle coś musiało się dziać, ciągle szukałem przyjemności. W tym miejscu warto zastanowić się nad sensem słowa "nuda". Może termin "nuda" to po prostu brak umiejętności zrelaksowania się i docenienia chwili obecnej? Cywilizacja, otoczenie i media nauczyły nas jednak, że w życiu NIE MOŻNA się nudzić. Ponadto MUSIMY mieć modne ciuchy, najnowszy model telefonu, pięknie wyrzeźbione ciało.

Była zwyczajna niedziela 2006 roku, siedziałem i grałem w swoją ukochaną i pochłaniającą mnie bez reszty drugą część gry Diablo. Serio, potrafiłem grać 18h dziennie - w końcu chciałem być NAJLEPSZY ;) Zadzwonił telefon. Odebrała mama. Po kilkunastu minutach dramatycznej rozmowy oznajmiła mi, że mój kuzyn popełnił samobójstwo. Bardzo się zdziwiłem, w końcu jeszcze jakiś miesiąc temu oddawaliśmy się alkoholowej libacji i rozmawialiśmy o planach na przyszłość. Chwilę nad tym pomyślałem i wróciłem do swojej krainy Diablo. Kilka dni później odbył się pogrzeb. Całą rodziną udaliśmy się na wieś. Rozpacz, łzy smutek. Ja, niespełna 18 letni chłopak pomyślałem, hm pogrzeb jak pogrzeb. Wydawało mi się, że nie zrobi to na mnie specjalnego wrażenia. No właśnie, wydawało mi się. Dzień po powrocie do rodzinnego miasta umówiłem się z koleżanką na piwo. W trakcie picia poczułem się "dziwnie". Wróciłem do domu, to uczucie nadal ze mną było. Na następny dzień nadal czułem się nieswojo, moja twarz w lustrze wydawała mi się "taka obca". Byłem przerażony, nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Zacząłem nawet myśleć, że jego duch mnie opętał! :D W każdym bądź razie kilkanaście dni później wylądowałem u psychologa, a następnie u psychiatry. Wszystko trwało 1,5 roku. Wyzdrowiałem, kompletnie wyzdrowiałem. Odstawiłem zarówno psychologa jak i leki.

Po wyzdrowieniu wiodłem szczęśliwe życie studenta, podjąłem pierwszą pracę w Polsce. Wszystko trwało około pół roku. Wtedy nieoczekiwanie na zawał zmarł ojciec mojej dziewczyny. Ot tak, zdrowy i zadowolony facet wstał do pracy, przewrócił się i zamknął oczy na zawsze. To mną wstrząsnęło. Na pogrzeb wybrałem się najzwyczajniej w świecie smutny, ale również z tyłu głowy pamiętałem co spotkało mnie ostatnim razem. Nerwica zaczynała powracać, a gwoździem do trumny były występy naszych kopaczy na EURO 2008, które wywołały u mnie silny stres. Głupio się przyznać, ale załatwili mnie Krzynówek z Żurawskim. Po jednym ze spotkań (dziękuję Ci Howardzie Webb) poczułem bardzo silny ucisk w klatce. Zupełnie tak jakbym miał dostać zawału. Spanikowałem i karuzela ruszyła od nowa. 1,5 roku - tyle to trwało. Kolejne dwa lata to sielanka. Nie zrezygnowałem z lekarstw, tym razem zrezygnowałem z terapii. Byłem świadom możliwości powrotu, ale z każdym kolejnym miesiącem mój umysł oddalał się od myśli związanych z nerwicą.

Nieoczekiwanie na początku 2012 roku nerwica powróciła, szczerze mówiąc nawet nie wiem dlaczego. Epizod był najkrótszy z dotychczasowych. Trwał około 10 miesięcy. Chyba zadecydowało to, że dziewczyna (ta od zmarłego ojca) mnie zostawiła. Zająłem się ważniejszym problemem ;)

2 lata zdrowia. Lekarz zalecił odstawienie leków. Rozwinąłem własny biznes, kupiłem mieszkanie, zakochałem się, odkochałem się, znów się zakochałem, zrealizowałem kilka swoich marzeń. Sporo imprezowałem. Uwielbiam sport, więc plan tygodnia wyglądał mniej więcej tak: od poniedziałku do piątku sportowy tryb życia, natomiast w piątkowy wieczór rozpoczynała się impreza trwająca do niedzieli. Zacząłem kłaść coraz większy nacisk na siłownie. Wiadomo, alkohol nie jest dobrym dodatkiem do kreatyny, aminokwasów i białka ;) Wpadłem więc na genialny pomysł! Wymyśliłem cudowny substytut! Trawka! Zapalę sobie, to nie będzie kolidowało ani z siłownią, ani z imprezowaniem! Hurra, plan idealny. Zapaliłem dwa razy. Pierwszy i ostatni. Gdzieś w podświadomości miałem zakodowane TRAWA=NIEBEZPIECZEŃSTWO NAWROTU. Ściągnąłem kilka buchów. Nagle poczułem to okropne uczucie derealizacji, o dopasowanie go do odpowiedniego skojarzenia nie było trudno. Machina ruszyła. Pod wpływem narkotyku doprowadziłem się do ataku paniki. Atak minął, faza zeszła. Znów poczułem się normalnie. Porozmawiałem o tym ze swoją dziewczyną, poszedłem spać. Nazajutrz obudziłem się i "sprawdziłem czy wszystko jest normalnie". Dzień Dobry nerwico. Szybko umówiłem się na wizytę u psychologa. Początkowo chciałem wyjść z tego bez leków. Popełniłem kilka błędów, przede wszystkim nie informując bliskich przyjaciół OD RAZU o swoim stanie i dokładając sobie dodatkowego balastu. Nie zadbałem o siebie, nie relaksowałem się. I przede wszystkim rzuciłem się w wir internetu! To był największy błąd, dołożyłem tym sobie bardzo mocno.

Dziś jest 26 stycznia, minęły 2,5 miesiąca z nerwicą. Obecnie myślę o niej non stop, odbiera mi ochotę praktycznie do wszystkiego. Czas jednak uporać się z nią raz na zawsze. To będzie osobisty dziennik. Będą tu opisy tego co mi pomaga, dobrych dni, ale także tych trudniejszych. Nie wiem ile czasu zajmie mi całkowite wygrzebanie się z tego gówna. Wiem, że się wygrzebię. Postaram zamieszczać tutaj jak najwięcej porad oraz narzędzi do walki z chorobą. Będzie mi bardzo miło, jeżeli będziecie tu zaglądać i wspólnie ze mną walczyć o nasze dobre samopoczucie ;) Będzie mi jeszcze milej, jeżeli zamieszczone tutaj narzędzia czy opisy poprawią komuś nastrój ;) Zatem do dzieła!

Rada nr I: Nie przeglądajcie internetu sprawdzając swoje objawy. Wiem, że w kryzysowym dniu aż korci, ale rada uczonego 17-letniego Krystiana z klatki nr 11, który miał koleżankę, której kolega z nerwicy zachorował na schizofrenię nie wpłynie na Was dobrze ;)

Narzędzie nr I: Trening relaksacyjny Jacobsona. To bardzo dobre narzędzie. Wykonujcie go raz lub dwa razy dziennie (ja po napisaniu posta zaraz się za niego zabieram). Jeżeli ktoś nie posiada nagrania, napiszcie tutaj, bądź na priv - chętnie podeślę. Oczywiście warunkiem sukcesu jest konsekwencja ;)

Do następnego! ;)

-- 1 marca 2015, o 22:03 --
POST Z 5 LUTEGO

Akceptacja - to podstawa. Mnie zajęło trochę czasu nim pogodziłem się z nawrotem. Konkretnie prawie 3 miesiące. Zaakceptowałem, że w mojej osobowości oprócz odwagi, przebojowości i waleczności drzemie także lękliwa cząstka. Cząstka, która boi się o siebie. Przez te 3 miesiące za wszelką cenę starałem się sobie udowodnić, że nerwica w niczym nie jest stanie mi przeszkodzić, w żaden sposób nie zmieni mojego życia, a ja szybko rozerwę ją na strzępy.

Zdałem sobie sprawę, że te wszystkie czarne myśli wynikają po prostu z lęku o samego siebie. Ja przykładowo boję się, że popełnię samobójstwo. Boję się, czyli tego nie chcę. Jeżeli ktoś boi się o swoją przyszłość, o to że dostanie zawału, lub też że zrobi krzywdę swoim bliskim to warto zastanowić się o czym nam to mówi. Nerwica zawsze atakuje nasze najcenniejsze wartości - życie, zdrowie, nasi bliscy. Przypomnijcie sobie momenty, w których czuliście się najgorzej, Wasze największe kryzysy. Czy zrobiliście coś wbrew sobie? Czy którykolwiek z nerwicowych strachów zrealizował się? Przychodzą mi tutaj na myśl słowa jednej z osób, która wyzdrowiała - "ja rozumiem, że jak ktoś się boi o coś przez kilka miesięcy, ale jeżeli trwa to rok lub dłużej to to jest już kur*a przesada" ;)

Postanowiłem być dla siebie łagodnym. Zawsze byłem dla siebie niesłychanie surowy. Wymagałem, wymagałem i jeszcze raz wymagałem. Sukces - realizacja - pogoń za następnym. Teraz czas osiągnąć sukces dla samego siebie, dla swojego komfortu i zdrowia. Ten sukces nazywa się wyrozumiałością dla siebie samego.

Narzędzie: polecam ustawić sobie budzik w telefonie co jakiś czas jako przypomnienie i w formie notatek wypisywać 5 momentów, które sprawiły Wam radość ;)

POST Z 6 LUTEGO

Cieszę się, że zaglądacie i zarażam pozytywną energią ;)

Dzisiaj kolejny optymistyczny wniosek. Lękliwa osobowość, lękliwą osobowością ale żyć trzeba ;) Skoro już wiem, że wszystkie moje straszki stwarzam sobie sam i tylko i wyłącznie ode mnie zależy do jakiego poziomu nakręcę się irracjonalnymi obawami związanymi ze sobą to lepiej przekierować myśli na racjonalne aspekty związane z przyszłością.

Postawiłem sobie pytania o sens mojego życia, jak chciałbym je przeżyć, co jest dla mnie największą wartością?
W moim przypadku jest to rodzina. Duża, szczęśliwa, wesoła rodzina przy wigilijnym stole. Zaczynam coraz mocniej czuć, że chciałbym mieć dziecko. Taka odmiana macierzyńskiego instynktu - instynkt tatczyny ;) Chcę skupić się na budowaniu relacji z moją dziewczyną i przygotowaniu się na potomka ;)

Druga kwestia - chciałbym coś po sobie pozostawić. Nie będę specjalnie oryginalny jeżeli napiszę, że najwięcej radości sprawia nam pomaganie innym. Prowadzę dobrze prosperujący biznes, więc mam ku temu okazję. Oczywiście jeżeli sprawie, że biznes stanie się jeszcze lepiej prosperującym biznesem ;) Moją pasją są sporty walki i w tej dziedzinie chciałbym założyć fundację. Zarys w głowie mam już od dawna. Teraz czas skupić się na rozwoju firmy, tak by móc realizować marzenia swoje i innych.

Oprócz tego przyjaciele. Choroba pokazała mi jak wspaniałych mam przyjaciół i jak bardzo mogę liczyć na ich wsparcie. Chcę pielęgnować te relację.

A jak chciałbym przeżyć życie pomijając już sprawy fundamentalne, opisane wyżej? Robiąc to co lubię, ale o tym w następnym wpisie ;)

Trzymajcie się ;)

POST Z 9 LUTEGO

Kolejny post na mojej drodze przenoszenia uwagi z irracjonalnych lęków na sprawy bieżące ;)
Czuję się coraz lepiej. Poluzowałem pętle strachu. Oczywiście nadal przez większość czasu prowadzę wewnętrzne dialogi sam ze sobą, jednak nie czuję już takiego lęku. Wiem, że moje najczarniejsze scenariusze nie spełnią się. Odzyskuje radość życia. Bardzo pooowolutku przenoszę uwagę z nerwicowej iluzji na życie codzienne, zaczynam odczuwać radość z pewnych fragmentów mojego życia. Co najistotniejsze nie robię już wszystkiego by "poczuć się lepiej", ale po prostu "by to zrobić". Jestem dla siebie łagodny i dobrze mi z tym. Pozwalam sobie na więcej, nie katuje się wewnętrznie. Oczywiście przede mną długa droga do wyeliminowania mojego niepotrzebnego zainteresowania nerwicą, bo póki co są to małe fragmenty i jest to w pełni zrozumiałe (w końcu przez te blisko 3 miesiące nerwy wybudowały sobie bardzo przyjemną autostradę), ale jestem na dobrej drodze.

PS: Jutro chyba pójdę pobiegać! ;)

Narzędzie dla znerwicowanych: polecam zainteresowanie się tematem UWAŻNOŚCI. Tutaj link do pierwszej lepszej aukcji z allegro: http://allegro.pl/ronald-d-siegel-uwazn ... 45736.html
Organizowane są także kursy, myślę że sam na taki się wybiorę, gdy będę w jeszcze lepszej formie ;)

POST Z 16 LUTEGO

Aktualizacja:

Wiele się zmieniło. Wiele na plus. Przede wszystkim rozstałem się z dziewczyną. To była trudna, ale dobra decyzja. Wszedłem w ten związek na kilka dni przed nawrotem. Cały czas oszukiwałem się, że to ma przyszłość. Wiele jednak wskazywało, że nie ma a ja w nim trwałem chcąc zmieniać i budować. Druga sprawa - zacząłem żyć normalnie. Praca, znajomi, wróciłem do uprawiania sportu i innych swoich pasji. Cały luty (nie licząc 2 dni gdy miejsce miało rozstanie) to nieustanna zwyżka mojej formy. Mam wrażenie, że najgorsze już za mną. Moje życie z nerwicą przestało być dla mnie koszmarne. Nadal większość czasu poświęcam na rozmyślaniu o swoim stanie i skupianiu się na nim, ale chętnie spotykam się ze znajomymi, interesuje się innymi - REALNYMI sprawami i przede wszystkim łapię się na tym, że o nerwicy myślę coraz mniej. Wróciłem do życia ;)

POLECANE NARZĘDZIE: założyłem w swoim smartfonie pliki notatnikowe, w których zapisuje swoje pozytywne myśli, jak np.: "Po co poświęcać uwagę irracjonalnym lękom? Lepiej przenieść uwagę na coś rozwojowego".

POST Z 28 LUTEGO

Kolejna aktualizacja:

Przede wszystkim zmieniłem nastawienie. Teraz ja wręcz chcę się czuć gorzej, prowadzę dialog wewnętrzny w stylu "no dalej nerwico, pokaż na co Cię stać - chcę się poczuć gorzej". U mnie to działa. Nie boję się już swoich najczarniejszych scenariuszy. Oczywiście nadal odczuwam lęk, nadal bardzo często daję się wkręcić, nadal większość myśli krąży wokół nerwicy. Na podstawie własnych doświadczeń i zdobytej wiedzy wiem jednak, że to TYLKO myśli. Serio TYLKO - nic więcej. Oprócz myśli wytwarzanych przez emocje (w naszym przypadku lęk, smutek) mamy jeszcze logikę, osobowość, naszą moralność. Od myśli do realizacji czarnego scenariusza jest baaaaaaaaaardzo daleka droga, w moim przypadku niemożliwa do spełnienia. Oczywiście im większy lęk tym bardziej zawierzam lękowym myślom, ale wiem że to nerwicowa iluzja, nic więcej.

Całe to nerwicowe koło to po prostu lęk przed lękiem, nieustanne skanowanie samopoczucia i nerwicowy egocentryzm. Czujemy się źle, bo boimy się o przyszłość, o to jak będziemy się czuli. Za wszelką cenę dążymy do normalności, do wyzbycia się objawów i myśli lękowych, tym czasem normalność jest TU i TERAZ, w tym momencie.
Zaakceptowałem chorobę, pogodziłem się z nią. Mam prawo mieć gorszą koncentrację, mam prawo mieć gorszą pamięć. Czytanie czy czynności, które tak lubię będą przez najbliższe kilka miesięcy sprawiały mi mniejszą przyjemność. Zyskałem trochę dystansu do zaburzenia.
Przede wszystkim przestałem o tym mówić. Wcześniej ciągle wszystkim dookoła chciałem opowiadać jak jest mi źle - to na mnie źle wpływało. Utrwalałem tylko swoje cierpienie i zwiększałem wartość nerwicy. Teraz na pytanie od osób, które wiedzą "jak się czuję?" - odpowiadam "lepiej" i ucinam temat.
Żyję normalnie, chodzę do pracy, spotykam się ze znajomymi, randkuję, codziennie ćwiczę. Zdaję jednak sobie sprawę, że podświadomość potrzebuje czasu na uspokojenie się. Nastawienie normalnościowe jest kluczem do sukcesu. Unikając tylko nadajemy nerwicy wartości. Leżenie w łóżku to najgorszy pomysł.

Teraz może etapy, jak to przebiegało u mnie (do tej pory):
1. Trawa - atak paniki
2. Następny dzień - niepewność (rozpoczęło się skanowanie)
3. Kolejne dni (pojawiający się co jakiś czas niepokój) - i tu był błąd, że nie złapałem dystansu do myśli, tylko przeraziłem się nawrotem
4. Kolejny atak lęku na trzeźwo
5. Stopniowe zwiększanie się objawów (strach przed schizofrenią, co mi jest itd)
6. Rzucenie się w wir internetu - wyczytwanie objawów innych i nakręcanie się (nie rozumiałem że każdy przypadek jest inny)
7. Pojawienie się stanów depresyjnych (nie wyjdę z tego - nakręcenie lęku)
8. Nakręcenie lęku do granic możliwości (kilka dni w łóżku - tak już będzie zawsze itd, koncentracja na objawach 100%, kłopoty z zasypianiem, nic mnie nie interesowało - miałem wtedy błędne przekonanie, że teraz to już jest klapa, koniec i przegrałem życie, zwariowałem itd ;) )
9. Pierwsze postępy - zdobycie niezbędnej wiedzy o swoim stanie
10. AKCEPTACJA choroby - przestałem się szarpać, chcieć ją pokonać już, teraz, natychmiast - zrozumiałem że to wymaga czasu (wcześniej tylko szarpałem się, chcąc jak najszybciej pozbyć się myśli)
11. Akceptacja gorszych stanów - zrozumienie, że są dni lepsze i gorsze
12. Znalezienie także plusów zaburzenia - będę silniejszy w przyszłości, dojrzewam, stałem się samodzielny
13. Zrozumienie, że moje czarne scenariusze się nie spełnią (to nie jest równoznaczne z brakiem lęku - tryb analizy)

DZIAŁANIE, DZIAŁANIE i jeszcze raz DZIAŁANIE - olewacie objawy, myśli i robicie swoje. Oczywiście nie zarzucacie sobie jeżeli trafi się gorszy dzień i nie dacie rady czegoś wykonać.

NARZĘDZIE: https://www.youtube.com/watch?v=5YSqfvzLZnY
olek
Zbanowany
Posty: 242
Rejestracja: 27 czerwca 2014, o 15:17

1 marca 2015, o 21:07

Jak dla mnie gratuluje dzialania! Ja jestem po juz wiec powiem tak - dobrze robisz i dobrze myslisz :) iOby tak dalej, sam przemyslaj sprawy i daz do celu i dasz rade :)
reflex
Gość

13 marca 2015, o 18:08

olek pisze:Jak dla mnie gratuluje dzialania! Ja jestem po juz wiec powiem tak - dobrze robisz i dobrze myslisz :) iOby tak dalej, sam przemyslaj sprawy i daz do celu i dasz rade :)
Dzięki, takie wpisy dają pozytywnego kopa ;)

Tak na dzisiaj, w/s pokonywania lęków. Gdy zaczynałem swoją przygodę zrobiłem sobie listę rzeczy, których się boję w związku z nerwicą i tak:

1) Nie będę mógł normalnie funkcjonować - właśnie sobie udowadniam z każdym dniem, że MOGĘ robić to na co mam tylko ochotę - z mniejszą przyjemnością, ale MOGĘ
2) Stracę firmę - patrz punkt wyżej - pracuję i mogę spokojnie wykonywać swoje obowiązki, a mój biznes ma się dobrze
3) Zawiodę rodziców - to efekt głupiego myślenia, zamiast walczyć o swoje szczęście to przejmowałem się innymi
4) Stracę dziewczynę - to akurat się spełniło, ale nie z powodu nerwicy, po prostu to było bez przyszłości, a ja naiwnie myślałem, że nerwica spowoduje że podejmę jakąś irracjonalną decyzję
5) Schizofrenia - to chyba przerabiało większość osób na początku, po zdobyciu wiedzy i milionach dowodów ten lęk minął
6) Samobójstwo - czyli mój główny lęk, usunięciem go chcę się zająć w najbliższym czasie. W lepszym samopoczuciu jest mały, ale gdy zaczynam czuć się gorzej to wpadam w nerwicowe sidła iluzji i pojawiają się myśli "a co jak ja nie wytrzymam tego cierpienia?". Głupie, bo w gorszym stanie nie miałem na to najmniejszej ochoty (a oprócz natrętnych myśli w stylu "zabije się", mam swoją moralność i logikę - no ale nadal daję się nabierać).

-- 7 marca 2015, o 16:46 --
WOW! Wstałem dziś w kiepskiej formie. Zapowiadał się kryzysowy dzień. Poszedłem pobiegać, przebiegłem 21km (mega się zmęczyłem), wróciłem do domu padnięty. Napisała do mnie koleżanka z pytaniem gdzie idziemy na spotkanie. Zacząłem się zastanawiać i...zapomniałem o nerwicy na 5 minut!!! To mi dało mega kopa!

-- 9 marca 2015, o 13:42 --
Ten weekend dał mi porządnego kopa. Na wieczornym spotkaniu często na dłuższe chwile zapominałem, że "mam nerwicę". Za wszystko odpowiada mój stan emocjonalny. Gdy rozemocjonuje się czymś innym to nerwicy nagle nie ma. Oczywiście lęk jest niezwykle silną emocją, więc w przypadku braku silnych, pozytywnych emocji stale mi towarzyszy. Potrzebuje większej ilości pozytywnych doświadczeń i większej ilości upewnień, ale czuję że staje się coraz silniejszy, a moim emocją coraz trudniej wkręcić mnie w nerwicową, lękową iluzję.

-- 13 marca 2015, o 19:08 --
Kurwww... ale dałem się wkręcić zasranej nerwicy. Od wtorku do teraz znowu zacząłem się bać, że przegrałem życie i się zabiję. Nosz kobieta luźna w udach mać, cały kark mnie boli. Przepłakałem kilka dni. Punkt dla nerwicowej iluzji, ale duży punkt też dla mnie - nie złamałem się, dalej żyłem swoim życiem i kolejny kryzys utwierdzający mnie, że heloł...nie zabiłem się. Cóż, pracujemy dalej nad akceptacją.
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

13 marca 2015, o 18:56

Brawo, jesteś twardy,tak trzymaj w chwilach kryzysu! ^^
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
reflex
Gość

15 marca 2015, o 17:09

Dobra. Chciałem tu pisać tylko pozytywy, ale już kurw* nie wyrabiam. Zaciskam zęby, dalej wyłażę, ale po prostu te myśli są non stop. Mam mega kryzys - wczoraj wieczorem już myślałem, że dołek minął i dzisiaj znowu to samo - płacz. Po mocniejszym lęku złapały mnie stany depresyjne, a do zeszłego tygodnia od początku lutego tylko raz ryczałem. Może ktoś coś podpowie i pomoże znaleźć inny punkt widzenia:


1. Bardzo częste myślowe rozmowy z psychologiem/psychiatrą – mówię o jakimś objawie lub użalam się i uzyskuje pozytywną odpowiedź.
2. Chęć wyżalenia się – głównie ojciec, potrzeba by inni zauważyli jak bardzo mi ciężko i jak heroiczny toczę bój. Wyżalam się w myślach – powoduje to często płacz.
3. Moim największym utrapieniem jest to, że te myśli są CIĄGLE. Największym celem jest ograniczenie ich ilości, po prostu nie mogę przenieść swojej koncentracji myślowej na inny temat – to jest mój cel nr 1, tak żeby mieć np 10 minutowe przerwy gdy "zapominam że mam nerwicę". Myśli w stylu "oo pomyślałem o czymś innym".
4. Akceptuję cierpienie i wiem, że będę cierpiał, ale nie jestem w stanie zaakceptować faktu, że mój mózg nie działa poprawnie. Skaza, która mnie dobija.
5. Ciągłe porównywanie "jak to było wcześniej".
6. Stałem się dla siebie bardziej krytyczny. Przylepienie sobie łatki "zaburzonego". Utrata pewności siebie. Choć widzę, że moje zachowanie kompletnie się nie zmieniło, ale "gra wewnętrzna" jest totalne inna.
7. Ciągłe szukanie TAKTYKI jak pokonać nerwicę. Np. Będę żył normalnie i z czasem moja podświadomość się uspokoi, albo nie będę płakał bo moja podświadomość to zapamięta i to opóźni mój powrót do zdrowia, nie zadzwonię do rodziców się wyżalić bo mam sobie radzić sam (wnioski wyciągniętę z rozmów z psychologami).
8. Najgorzej czuje się leżąć na łóżku i nic nie robiąc, ale nie mam siły by ciągle się czymś zajmować, tym bardziej że ciągle mi się NIE CHCE. Jedyne co tak na prawdę mi się chce jest flirtowanie z kobietami. Aczkolwiek chęć do robienia różnych rzeczy rośnie wraz z obniżaniem lęku.
9. Gorzej czuję się w towarzystwie osób, które wiedzą o moim stanie. Obserwuje ich czy nie oceniają mnie, czy nie patrzą na mnie dziwnie. Przekonanie, że ktoś coś powiedział "bo mam nerwicę" i nie jestem traktowany normalnie.
10. Ciągłe sprawdzanie czy robię progres i porównywanie do tego jak czułem się wcześniej. Dla mnie wyzdrowienie stało się celem życiowym nr 1 i na teraz tylko to się liczy. Do czasu wyzdrowienia – odzyskania spokoju i powrotu normalnego funkcjonowania mózgu jest okres przejściowy.
11. Wszystko kręci się wokół lęku przed samobójstwem. Gdybym go wyeliminował to poziom lęku byłby ZNACZĄCO niższy. Boje się, że nie wytrzymam tego cierpienia i myśli skłonią mnie w przyszłości do tego. Boję się nerwicy natręctw, bo wyczytałem że ludzie ze NN mają skłonności autodestrukcyjne, boje się depresji bo wyczytałem że 15-20% kończy się samobójstwem, boje się napić alkoholu by nie zrobić czegoś głupiego po itd.
12. Mam do siebie pretensje, że w ogóle mam myśli w stylu "zabije się". Oczywiście, to że mam do siebie pretensje rodzi lęk, ponieważ wyczytałem że ludzie robią to gdy nie mogą sobie czegoś wybaczyć.
13. Nigdy specjalnie nie sugerowałem się zdaniem innych, sam wiedziałem najlepiej co jest dla mnie dobre, a teraz to co powie psychiatra/psycholog jest święte – nie podoba mi się to.
14. Wszystko jest "przez nerwicę". Mam wrażenie, że wszystkie swoje wady zepchnąłem na poczet nerwicy. Nie podoba mi się to, ponieważ wiem że to niesprawiedliwie. Np. Zawsze byłem roztrzepany, ale teraz jak czegoś zapomnę wychodząc z domu to oczywiście uczucie smutku "no tak to przez nerwicę".
15. Smuci mnie to, że zamiast myśleć o sprawach ważnych (firma, rozwój, bliscy) to ja ciągle rozkminiam irracjonalne lęki.
16. Wszystko analizuje pod kątem nerwicy. Robię coś i zastanawiam się czy nie robię tego z powodu nerwicy, czy to dobrze wpłynie na wychodzenie z choroby.
17. Nie czuję się soba, ten sposób myślenia nie jest mój. Nigdy nie produkowałem sobie tylu negatywnych myśli na swój temat. Zawsze w siebie wierzyłem, żyłem odważnie. Dopóki nie pokonam nerwicy to nie będę sobą.
18. Przekonanie, że jeżeli nie będę z tym walczył, z tymi myślami to się kiedyś w końcu zabiję. Dlatego też tak bardzo zależy mi na robieniu postępu i to zmniejsza mój lęk.
19. Włączam tv i oglądam sport – "oo super oglądam sport czyli jest lepiej" i to tyczy się wszystkiego "zażartowałem – o dobrze żartuję, czyli jest lepiej".
20. Nie potrafię przenieść koncentracji na inne tory. Po prostu nie potrafię, czytam książke, a i tak są myśli, więc mi się odechciewa. Czasem próbuję na siłę kontynuować, ale ileż można skoro myśli są cały dzień. Czuje się jak więźień, który nie ma dokąd uciec.
21. Mam wrażenie, że nawet myśląc o czymś innym pamiętam o nerwicy. Wiem, że to niemożliwe, ale tak jest.
22. Jak się wkurwię, ktoś mnie zaatakuje, sprzeczam się z kimś lub mobilizuje się "kobieta luźna w udach, tak nie będzie – koniec z tą jebaną nerwicą" – to wtedy czuje się sobą.
23. Najlepiej czuje się w towarzystwie osób, które nie wiedzą. Najgorzej sam.
24. Jak robię coś (np jak z kimś rozmawiam no to te myśli wpadają), ale jak nic to tak jakbym się ZASTANAWIAŁ i nie potrafię tego przerwać. Próbuję zacząć myśleć o czymś innym, ale od razu te myśli wracają i powoduje to tylko irytacje.
25. Wieczorem lepsze samopoczucie już myślę, że jutro powinno być lepiej, kryzys minął i dup od rana to samo.
natalis
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: 29 września 2014, o 14:16

15 marca 2015, o 18:19

Tak to już jest z tym g*wnem. Jeden krok do przodu, dwa kroki do tyłu i jeden w bok. Dasz radę. Cokolwiek będzie się działo dasz radę i wyjdziesz z tego.

Usłyszałam dzisiaj piękną metaforę: Życie to cykl, można je porównać do cyklu pór roku. Zima bywa paskudna. Nie cierpisz jej i gdybyś wiedział, że będzie trwała wiecznie, nie chciałbyś żyć na tym świecie. Ale doskonale wiesz, że nadejdzie wiosna, a po niej lato. I dzięki temu przetrwasz zimę, bo nic nie jest tak pewne, jak to, że w końcu jak co roku będzie lato. Sam sobie odpowiedź jaką głupotą byłoby się poddać, bo nie jesteś w stanie tego przeczekać.
"Nie szukaj zdrowia psychicznego, szukaj rozwoju, a znajdziesz jedno i drugie."
Awatar użytkownika
Annette
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 13
Rejestracja: 12 marca 2015, o 21:30

15 marca 2015, o 19:30

Dzisiaj trafiłam na Twój dziennik, przeczytałam go całego i myślę sobie "Wow, chłopak sobie nieźle radzi, też chciałabym mieć takie podejście, ta cholera zachodzi mu za skórę, ale on się nie poddaje i żyje dalej swoim życiem." Tak mnie Twój dziennik zmotywował, że poszłam biegać - a przestałam biegać przez napady lęku 3 m-ce temu!
Teraz czytam nowy post i po prostu nie wierzę, że pisze to ta sama osoba, która mówiła o działaniu i akceptacji mimo wszystko...
ten post napisała nerwica - nie Ty!
Masz gorsze dni - jak wszyscy, którzy to przechodzą. Chochliki, o których pisał Victor, poczuły się
zagrożone i dobijają Cię myślami "A może jednak...", "A co jeśli...", "Akceptuję, ale...".
To one wywołały w Tobie wątpliwości i obawę, czy aby Twój mózg działa poprawnie i czy starczy Ci siły.

Wróć do swojego wpisu z dnia 28 lutego, konkretnie do punktu 8 - przerabiałeś już ten moment, a jednak potem
przyszedł punkt 9, a po nim punkt 10 i 11 AKCEPTACJA i kolejne. Nie szarp się, nie nakręcaj się, nie wymagaj od siebie zbyt wiele, nie rywalizuj z nerwicą, nie analizuj, daj sobie czas - to Twoje słowa :)

Nie zapominaj, co pod tymi punktami napisałeś:
"DZIAŁANIE, DZIAŁANIE i jeszcze raz DZIAŁANIE - olewacie objawy, myśli i robicie swoje.
Oczywiście nie zarzucacie sobie jeżeli trafi się gorszy dzień i nie dacie rady czegoś wykonać."

I nie pisz, że rozumiesz ten mechanizm lękowy, ale.... bo te "ale" podpowiadają Ci parszywe, podstępne i bezlitosne chochliki! :D
reflex
Gość

23 marca 2015, o 13:38

Nigdy się nie poddam! ;) Jestem oczywiście dziś w pracy. Dzięki za słowa wsparcia, są potrzebne w ciężkich chwilach. Najbardziej ucieszyłem się z tego, że mój dziennik komuś pomógł ;) Fajnie, że poszłaś biegać, ja też dzisiaj pójdę ;)
Metafora natalis świetna - życię to nie tylko słońce i tęcza.. ;) Cóż kiedyś to gówno puści.

-- 18 marca 2015, o 18:03 --
Po kilku dniach fatalnego samopoczucia wyszło słońce. 2 dni wzmożonego lęku i później 3 dni stanu depresyjnego. Tak na prawdę ten kryzys tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że ta cała nerwica gówno mi może zrobić. Stosuje ciekawą metodę - sprawdźcie może u Was też zadziała. Ośmieszam swoje myśli, wręcz chcę poczuć się gorzej. Sam siebie rozśmieszam. I tak dla przykładu:
- "zabiję się" - "ooo tak, zabijanie się musi być super, może jak umrę młodo to stanę się legendą jak Kurt Cobain".
- "czuję się jak odmieniec" - "super! fajnie być tak wyjątkowym w tym szarym społeczeństwie".
- "czuje się jak w nieswoim mózgu" - "hmm ciekawe czyj to mózg, może Woodyego Allena? W takim razie to awans!"

itd ;)

Nie skończyłem jeszcze czytać, ale według mnie "Kompletna samopomoc dla Twoich nerwów" to pozycja obowiązkowa. Moim zdaniem najlepsza książka w "naszej" tematyce ;)
Najważniejsza dla mnie kwestia - gdy się czymś zajmę to myśli odchodzą. To dla mnie nowość i mega zmiana na plus. Dodało mi to dużo siły, ponieważ wtedy "czuje się sobą", więc zdałem sobie sprawę że momenty, gdy rozmyślam i "nie czuje się sobą" są tylko wyimaginowanymi lękami (chodzi mi tutaj głównie o obniżoną samoocenę - jakoś nie mam jej, gdy coś robię i myślę o innych aspektach życia).
W zeszłym tygodniu nakręciłem się lękiem, nim będę w pełni zdrów pewnie nakręcę się jeszcze parę razy, ale wiem że nic mi nie grozi (choć będąc naćpany lękiem myślę inaczej - śmierć czyha za rogiem, a świat jest taaaaki dziwny) :D Co więcej po wyjściu z takiego kryzysu jestem silniejszy, nie robię kroku do tyłu - to bardzo fajna świadomość.
Akceptacja tego, że te myśli będą przez najbliższy czas i choćbym nie wiadomo jak dużo książek przeczytał i jak bardzo logicznie nie był przekonany że to irracjonalny lęk i co ważne że pewnie uda im się mnie wkręcić jeszcze kilka razy jest mega, mega, mega istotna.

Do następnego! ;)

-- 23 marca 2015, o 14:38 --
Aktualizacja: Żyję 100% normalnie. Postanowiłem wstawać do pracy na 8, tak jak wcześniej. W weekend jadę w góry się powspinać, kupuję psa, o którym zawsze marzyłem. Szczerze mówiąc jest mi obojętne "jak się będę czuł". Robię wszystko na co mam ochotę, niezależnie od tego "jak to wpływa na poziom lęku". Jak mam ochotę sobie poleżeć w łóżku po pracy i zaraz mi przychodzi myśl, że będę się gorzej czuł nic nie robiąc to mam to gdzieś.
Bardzo pozytywna zmiana to sen. Zawsze byłem śpiochem, od nawrotu choroby zacząłem mieć problemy z długim spaniem - spałem po 6 godzin (potrzebuje 9) :D, teraz śpię 9 i jeszcze zdarzy mi się drzemka poobiednia ;)
Wszystko kojarzy mi się z nerwicą, mózg po prostu wszystko wyłapuje i kojarzy z zaburzeniem, ale nie czuję specjalnie lęku. Myśli płyną, a ja robię swoje ;) Pogodziłem się z tym, że mam w głowie płytę, która ciągnie koncentracje w jednym kierunku, ale ani nic mi z tego tytułu nie będzie, ani nie jest w stanie zastopować moich potrzeb, marzeń, celów ;)
agatha
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 20
Rejestracja: 20 marca 2015, o 19:57

23 marca 2015, o 19:19

Witaj :)

Twój dziennik pomaga bo motywuje :) Dopiero co skończyłam czytać i po prostu Twoja chęc do walki motywuje aż sama nabrałam większej ochoty bo miałam dziś gorszy dzień akurat.
Co mogę powiedzieć, jedziemy na podobnym wózku chociaż ja jestem jeszcze w tyle bo od niedawna to mam i dlatego z całego serca życzę powodzenia Tobie i wytrwałości.
Wierzę, że nam się ona opłaci.
reflex
Gość

1 czerwca 2015, o 11:32

Cieszę się, że motywuje ;) Tak więc kupiłem psa! (oczywiście miałem lęk czy sobie poradzę w obecnym "stanie"). To była świetna decyzja ;)
Moja nerwica jest dość dziwna. Nie mam lęku przed spotkaniami z ludźmi - wychodzę, spotykam się, pracuję - no żyję jak dawniej. Jedyna różnica to abstynencja, szczerze mówiąc trochę mi to przeszkadza - chętnie bym się napił, ponieważ w weekend na imprezach czuje się dupiato siedząc przy coli.
Wiem, że mam nerwicę, wiem że nie cierpię na żadną śmiertelną chorobę, widzę że nerwica nie przeszkodzi mi w realizacji moich marzeń. Mimo wszystko ciągle o niej myślę, po prostu ciągle. Gdy nie mam zajęcia to siedzę i rozmyślam (nie chcę, ale nie potrafię przenieść koncentracji myślowej na inne tory), gdy mam zajęcie to te myśli co chwila "wpadają", no ale jestem skupiony na czymś innym, więc po prostu "pojawiają się co chwila".
Wydaję mi się, że problem jest w moim przekonaniu, że "z nerwicą nie mogę być szczęśliwy" - dlatego ciągle o niej myślę - jak się TEGO pozbyć (czyli jak przestać o TYM myśleć). Miliony wątpliwości jak się leczyć (jaki rodzaj terapii), jaką przyjąć postawę by z tego wyjść itd. Nie potrafię zmniejszyć rangi tego problemu.
Ogólnie robię progres, bo poziom lęku jest niższy, ale ilość myśli poświęconych nerwicy podobna.

Walczymy dalej ;)

-- 8 kwietnia 2015, o 10:12 --
https://www.youtube.com/watch?v=c27d9tiWd6U

-- 8 kwietnia 2015, o 10:36 --
https://www.youtube.com/watch?v=iyKnIrSATrI

-- 22 kwietnia 2015, o 12:52 --
Uczęszczam na terapię grupową - póki co bardzo mi się podoba. 5 x w tyg po 3h. Polecam spróbować.
Jeżeli chodzi o samopoczucie to jest dobrze. Wyszedłem z marcowo/kwietniowego dołka. Nakręcałem się swoimi "myślami", a na terapii zauważam ze moje lękowe myśli o samego siebie nie wzięły się znikąd. Tak mocno nie akceptowałem nawrotu choroby w moim życiu, że dorobiłem się obsesji na jej punkcie. Im bardziej przyzwalam na występowanie tych myśli, tym lęk mniejszy i jest ich mniej. Redukcja oczekiwań i wymagań wobec życia również jest bardzo pomocna (np to, że teraz się szybciej męczę, albo fakt że nie piję alkoholu).

-- 12 maja 2015, o 20:39 --
Aktualizacja ;) Terapia grupowa bardzo mi pomaga. Mam zorganizowany dzień: rano praca, po pracy obiad, potem terapia 16-19:30 i wieczorem widzę się z dziewczyną. Z tą samą dziewczyną, z którą się rozstałem. Wyjaśniliśmy sobie wiele kwestii, popełniliśmy wiele błędów w komunikacji. Między nami jest znakomicie.
Na terapii wyszło moje zbyt silne przywiązanie do rodziców. Czuję się za nich odpowiedzialny. Z uwagi na to, że w moich oczach ich związek nie jest w pełni udany cały czas trzymam nad nimi pieczę. Ich miłość jest przekierowana na mnie. Ja zamiast skupić się na budowaniu związku żyję w relacji z nimi (zwłaszcza z ojcem). Chcę postawić asertywne granice i zająć się swoją kobietą. Do tej pory moje kobiety zawsze były na drugim planie (na pierwszym był ojciec). Stąd moja lękowa reakcja po wejściu w związek (tydzień później po trawie nerwica).
Zaplanowałem wakacje - chcę jechać w miesięczną podróż samochodem po Europie z moją ukochaną. I równie ważna kwestia. Od dawna szukałem sposobu w jaki mógłbym pomóc innym. Najprawdopodobniej od października rozpocznę studiowanie na kierunku PSYCHOLOGIA ;)

PS: polecam wszystkim zaprzestanie czytania tego forum - jeżeli zdobyliście już niezbędną wiedzę wyłączcie to forum i inne strony. Mój ostatni internetowy kontakt z nerwicą to mój poprzedni wpis z 22 kwietnia ;)

Do następnego!

-- 1 czerwca 2015, o 11:32 --
Boom! Czas na kolejny wpis. W sobotę po raz pierwszy od 6 miesięcy...upiłem się ;) Bardzo, bardzo, bardzo mnie to cieszy. Przełamałem kolejny ze swoich lęków. Obawiałem się, że gdy się napije to na drugi dzień będzie katastrofa, a cały mój postęp pójdzie w pizdu. Nic bardziej mylnego, czułem się tak jak zawsze. Do dupy, ale "do dupy w normie" :D
Jeszcze 1,5 miesiąca i miesięczne wakacje! Biegam regularnie, powoli chcę wracać do zdrowego żywienia, w pracy zapieprzam, a od października idę na dodatkowe studia...psychologia ;) Pojawiły się nowe cele w życiu, pojawił się sens. Z dziewczyną układa mi się bardzo dobrze, wręcz nigdy nie było tak świetnie. Pozostaje tylko wyzbycie się swojego lęku przed samobójstwem (nadal rozkładam go na czynniki pierwsze) i uwierzenie że wszystko ze mną OK.

Tak na marginesie. U mnie zawsze jest tak samo. W głowie zakodowany strach nerwicą, którą może wywołać COŚ. Tym czymś może być COŚ co mam zakodowane, że może ją wywołać (np. pogrzeb, zapalenie skręta). Wystarczy drobna iskra, nieopanowanie lęku na czas (tak jak w przypadku skręta) i odczuje moją słynną derealizację. Mechanizm rusza. Tym razem dodatkowo udało mi się nakręcić i dołożyć niebywałą wręcz ilość lęków przeglądaniem internetu. Wyjdę z tego i przepracuje konkretnie lęk przed nawrotami.
Awatar użytkownika
Grześ
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 313
Rejestracja: 12 października 2014, o 14:12

7 czerwca 2015, o 17:05

Ten dziennik jest niesamowity! Gratuluje uporu :) Ja dopiero niedawno zacząłem "dojrzewać" do istoty akceptacji , wrzucenia tego całego majdanu do jednego wora i zaczęcia normalnego życia :)
Jedyne co trzeba zrobić to zająć miejsce w kolejce sukcesu i nie dać się z niej wypchnąć"

“Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz- również masz rację.”

“Naszą największą słabością jest poddawanie się. Najpewniejszą drogą do sukcesu jest zawsze próbowanie po prostu jeden, następny raz.”

“Osoba, która twierdzi, że coś jest niemożliwe nie powinna przeszkadzać osobie, która właśnie to robi.”
reflex
Gość

10 czerwca 2015, o 12:05

Dzięki! ;) Żyj normalnie, a wcześniej czy później z tego wyjdziesz na 100%. Nie ma innej opcji.

W weekend byłem na turnieju tenisowym. I co? Ano zapominałem, że w ogóle MAM COŚ TAKIEGO JAK NERWICA NA GODZINĘ. Jeszcze 3 miesiące temu to było moje marzenie. Teraz już wiem, że nie ma szans bym z tego nie wyszedł. Po czymś takim wiem to na 100%. Akceptacja i cierpliwość.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

10 czerwca 2015, o 12:07

To jest dobry moment, ze stalych stanow ciaglych do zrzygania do nerwicy na godziny, tez mnie to pamietam motywowalo :)
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
reflex
Gość

25 czerwca 2015, o 23:29

Są dni lepsze, są dni gorsze. Generalnie poziom lęku jest dużo niższy. Skoro w najgorszym stanie nie interesował mnie mój ukochany sport, a teraz jestem w stanie nastawić sobie budzik by obejrzeć boks w nocy, to o czymś to świadczy ;)
Za niecałe 4 tygodnie kończę terapię grupową i wraz z dziewczyną jadę na miesięczny eurotrip. Po powrocie prawdopodobnie znów skorzystam z terapii grupowej (po dwóch terapiach przysługuje mi prawo do rocznej terapii indywidualnej na fundusz).
Trochę ostatnio myślałem nad etapami rozwoju zaburzenia lękowego i tak:

połowa listopada - początek
listopad, grudzień, styczeń - rozwój choroby
luty - pierwszy spadek poziomu lęku
marzec - zmiana psychoterapeuty, wiele wątpliwości jak się leczyć - gorsze samopoczucie
kwiecień - powrót do dziewczyny, wiele zamieszania wokół - fatalne samopoczucie
Od końcówki kwietnia aż do teraz - wzrost formy, samopoczucie lepsze niż w lutym

Irytuje mnie, że wciąż boję się samobójstwa (od listopada). Wypadałoby już sobie uświadomić, że trochę przesadzam z tym lękiem skoro nawet przy najgorszym samopoczuciu nie miałem takich zamiarów. No ale mogę sobie pisać, a myśli nadal się pojawiają.
Ważnym elementem jest to, że odzyskałem wiarę w SPRAWCZOŚĆ. Wcześniej myślałem, że dotknęło mnie coś niesamowitego, na co nie mam wpływu i moje lęki są totalnie wariackie, a ja nic nie mogę z tym zrobić. Teraz wiem, że to lęki jak każde inne. Ktoś boi się karaluchów, a ja boję się samobójstwa. Poza tym ciągle doszukuje się czy wszystko OK (np. ktoś powie jakieś zdanie, a mnie ono wyda się dziwne, spojrzę na coś i wyda mi się to dziwne) - ciągła kontrola i szeroko znane sprawdzanie.
Z pewnością polecam Wam, czytającym mój dziennik zaprzestanie sprawdzania czegokolwiek w internecie. Ja już od dłuższego czasu (myślę że około 3 miesiące) nie przeglądam internetu w tematyce nerwicy i działa to bardzo dobrze. Możecie szukać uspokojenia, ale ZAWSZE natraficie na coś czego się wystraszycie, a jak wiadomo w nerwicy właśnie na tym się skupicie. Przeczytać, raz a porządnie - odsłuchać nagrania chłopaków na YT i na tym koniec.
Oczywiście wszyscy powinni pracować z terapeutami. Dadzą Wam wiele cennych wskazówek. Dobrze mieć kogoś, kto nad Wami czuwa - poczucie bezpieczeństwa zwiększa się. Poza tym pomogą uświadomić sobie wiele spraw, które ułatwią Wam życie w zaburzeniu, ale także po zaburzeniu. Natomiast jeżeli ktoś myśli (tak jak ja myślałem na początku), że same rozmowy z terapeutą wystarczą, no to zapewniam że jest w błędzie. Terapeuta uświadamia, ale działanie zależy tylko od Was.
Trochę się rozpisałem w tym wpisie - do następnego ;)

-- 25 czerwca 2015, o 23:26 --
Dziś na grupie miałem niezwykle owocną sesję. Byłem mocno nabuzowany i szczerze mówiąc zły. Po raz kolejny przekonałem się, że na sesjach warto jechać prosto z emocji, z serducha. Dobry terapeuta sobie z tym poradzi, nawet jeżeli jesteście mocno wkurwieni na grupę zawodową terapeutów jako całość :D

W końcu zostało mi uświadomione, że moje myśli samobójcze nie biorą się z niczego. Jestem perfekcjonistą. Wcześniej o tym nie wiedziałem. Jestem niezwykle surowy dla siebie, innych ludzi i mam duże wymagania. Niby wiedziałem o tym wcześniej, ale nie identyfikowałem się z perfekcjonizmem. Kojarzył mi się bardziej ze sprzątaniem :D Wychowanie w duchu rywalizacji, nieświadome nakładanie przez ojca dodatkowej presji w postaci osiągnięć na mnie. To doprowadziło mnie do niezwykłej surowości. Zdobywałem jeden cel, bagatelizowałem go i biegłem po następny. Za wszystko się wewnętrznie obwiniałem. Nawet poleżeć w łóżku za bardzo nie mogłem, bo przecież nie wypada tak spędzać dnia w łóżku, zamiast się rozwijać. Gdy zdarzało mi się leżeć to miałem do siebie pretensje. Mimo wielu sukcesów ciągle mi mało. Chciałbym nauczyć się żyć spokojnie, mniej wymagać od siebie i innych, nie krytykować, a z drugiej strony jest to dążenie do rozwoju, "perfekcji" i kolejnych sukcesów. To niewątpliwie nazywamy konfliktem wewnętrznym. Akceptacja słabości. Zatem nic dziwnego, że skierowałem złość na siebie i pojawiły się natrętne myśli autodestrukcyjne gdy pojawił się tak wielki okaz NIEPERFEKCJI jak irracjonalny lęk. Zwłaszcza, że w dzieciństwie zakodowane miałem, jak ojciec często używa słowa "czubek" w kontekście do innych osób. Zdolność intelektualna to dla mnie fundamentalna sprawa, którą oprócz dobroci najbardziej imponują mi inni ludzie. Sam stałem się jednym z "czubków".
Chyba na prawdę muszę być dla siebie łagodny ;) Tak szczerze lżej mi po tej sesji. Spojrzałem na siebie łaskawie. Poczytałem w necie o perfekcjonizmie (w końcu niezwiązane z nerwicą, więc mam prawo :) ) i spojrzałem na siebie trochę jak na ofiarę, a nie winowajcę. W końcu. Teraz przypominają mi się sesje z moją poprzednią terapeutką (pozdrawiam Agnieszko :) ) i wszelkie jej próby dotarcia do mnie. Bym był dla siebie łagodny, że gdy jestem słaby to jestem bardziej autentyczny, "to co działało, to jak byłeś dla siebie łagodny". Szkoda, że nie nazywałaś (tak jak już się wyleczę to podeślę Ci link do tego :D) tych wszystkich rzeczy po imieniu. Mnie jednak faktycznie trzeba mówić wprost. W końcu jestem mistrzem w intelektualizowaniu, a gorzej ze mną w sferze emocji. Nad tym też chcę pracować. Myślę, że to też wynika z perfekcjonizmu i strachu ukazania prawdziwych emocji.
Awatar użytkownika
martusia1979
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 917
Rejestracja: 27 czerwca 2015, o 12:28

3 lipca 2015, o 20:58

Fajnie ,że dajesz radę. Faktycznie coś w tym jest w wysokim napięciu człowiek ma chwile zwątpienia , gdy tylko jest nam lepiej mamy chęć do działania! Ja też wierzę ,że z tego wyjdę tobie życzę tego samego!
ODPOWIEDZ