Jestem nowa więc wypada się przedstawić

Bardzo się cieszę że tu trafiłam, w sumie przez przypadek.... dwa dni temu, a może to wcale nie był przypadek, a właśnie tak miało być, że właśnie teraz Was znalazłam. Mniejsza o większość - jestem

Od kiedy ją mam? Cóż niech pomyslę....Zaczęło się już chyba na studiach (dziś jestem lekko ponad 40-latką

). Wtedy jeszcze nie wiedziałam co mi jest. Pierwszy lęk napadowy, w samochodzie. Wracałam z zajęc albo jakiegoś egzaminu nie pamietam juz dobrze. Palpitacje serca i przerazenie ze mam zawal. Zatrzymałam sie na poboczu, probowalam dojsc do siebie. Ledwo dojechalam do domu. Mama wezwala lekarza. Lekarka zrobila EKG i stwierdzila ze ....wszystko w porzadku

Jakis czas byl spokoj. Nie drązylam tematu. Później na wakacjach w Grecji, tydzien nie moglam spac. Wygladalam i czulam sie jak zombi. Po powrocie do Polski znow wedrowka po lekarzach, kardiolog dal mi cos na uspokojenie, przeszlo. Za jakis czas pojawiaja sie silne migreny. Tak bardzo silne ze laduje u neurologa. Dostaje leki antydepresyjne (Doxepin). Pomagaja na moje migreny i tak funkcjonuje sobie kilka lat w calkiem niezlej formie. Latka lecą, wyprowadzam sie z domu, zaczynam pierwsza prace, wychodze za maz, zachodze w ciążę. Wiadomo leki trzeba odstawic. Niestety ciąża konczy sie tragicznie. Moj synek umiera w 38 tc, lekarze wykrywaja wade serca. Moje zycie legło w gruzach na 2 lata.

O dziwo radze sobie sama, bez leków. Rozpacz trwa dlugo, jednak udaje mi sie z niej podniesc, choc czuje w srodku gdzies podswiadomie ze ten ból, żal i poczucie niesprawiedliwosci bedzie juz moim piętnem na zawsze. Udaje mi sie zajsc w ciaze ponownie. Udaje sie urodzic sliczna, zdrową córeczkę. Choc i ta ciąża nie przebiegała bez problemów. Nasza radosc jest wielka. Z czasem okazuje sie jednak ze maciezynstwo mnie przerasta. Kocham córcie ogromnie, ale odzywa sie moj wewnetrzny perfekcjonizm (który później nie raz da mi sie jeszcze we znaki), próbuje byc matką doskonała. Nie wychodzi, bo córka tez nie jest dzieckiem doskonalym. Duzo placze, jest marudna, wymagajaca mojej stalej obecnosci 24 na dobe. Jestem wykonczona, niewyspana, zla na nia, na siebie sama, na męża, na caly swiat. Gdy mala ma jakies półtora roku odzywaja sie moje leki napadowe. Tym razem przeczuwam juz ze to cos z psychika. Od razu ide do psychiatry. Znow dostaje leki antydepresyjne. Lekarz potwierdza ze to na tle nerwowym. Biore leki ponad 3 lata. Po tym czasie postanawiam je odstawic. Udaje sie wytrzymac w calkiem niezlej formie 2 lata. Poźniej jest juz tylko gorzej. Moja 9-letnia córka ciężko choruje, lekarze podejrzewaja raka tarczycy. Moje zycie zatrzymuje sie. Przed oczami widze juz tylko ciemnosc. Podnosze sie jakos bo wiem ze musze o nia walczyc. Trzymam sie wylacznie dla niej. Potem jest szpital, operacja (wyciecie tarczycy) i nagła informacja że to jednak nie rak! Emocje siegaja zenitu, najpierw zalamka poźniej nieopisana radosc. Rok trwa taki emocjonalny rollercoaster. Wiele sie dzieje zlego w moim zyciu, ciagle choroby w rodzinie, moja mama, mąż i ja. Bez przerwy stres i obawa o przyszlosc odbija sie na mojej psychice, jak mozna latwo sie domyslec. Dopada mnie prawdziwa nerwica połączona z depresją. Wyłacza mnie na kilka miesiecy z zycia. Nie moge juz nic robic, nie chodze do pracy, w zasadzie funkcjonuje tylko tyle o ile. Mam przeciez dziecko, dla niej musze jakos zwlec sie z lozka i choc udawac ze jakos to wszystko ogarniam. Tamten rok 2,5 roku temu wspominam jako najgorszy w calym moim dotychczasowym chorowaniu. Zaczynam terapie i znow wracam do lekow antydepresyjnych. Niestety dlugo nie moge trafic na te wlasciwe, w koncu jednak udaje sie, staje na nogi. Koszmarny czas. Ale ma swoje pozytywne strony zaczynam zastanawiac sie skad sie to bierze. Terapia pomaga mi przeanalizowac swoje dotychczasowe zycie, sposob myslenia o sobie i innych. Dzięki niej dowiaduje się m.in. ze jestem WWO czy tez HSP z ang. (High Sensiive Person). Okazuje sie ze to ma duze znaczenie w moim przypadku. Zaczynam probowac pomalu zmieniac swoje zycie. Dzis znow jestem bez lekow. Niestety powodują u mnie tycie i nie moge ich brac zbyt dlugo. Poza tym chcialabym sama sie z tego dziadostwa wygrzebac, nie chce byc skazana na leki do konca zycia. Jak dzis sie czuje? Coz idealnie nie jest skoro tu jestem

Bywaja dni kiedy jest źle, bardzo źle. Bywaja i takie kiedy czuje sie naprawde fajnie. Ale do pelnego wyzdrowienia jeszcze dluga droga...Mam nadzieje ze z Wasza pomoca uda mi sie. Nie pragne chyba w zyciu niczego bardziej niz znow móc czuc sie szczesliwą. Jesli komus udalo sie przebrnąć przez to ciut przydługie powitanie to jestem niezmiernie wdzieczna
