Ale jakiś rok temu, jak zafundowałam sobie 3 lata ostrej jazdy bez urlopu i pierwszy raz w życiu tak przegrzałam sobie kabelki, że zobaczyłam jak świat wygląda po derealizacji, to wesoło nie było i dopiero dzięki takim miejscom jak to, dowiedziałam się, co mi się właściwie robi i dotarło do mnie, że wcale nie zaczynam wariować

W tym roku miałam powtórkę, ale w sumie lajtową. Śmierć czwartego kota + wojna krymska + przeziębienie + coś tam jeszcze = deprecha + derealizacja.
p.s. Widzę, że wiele osób potrafi tu podejść z humorem do swoich objawów i to jest chyba najlepsza strategia. A poza tym, dawno się już tak nie uśmiałam jak po historii człowieka, który z DD wędrował od egzorcysty do bioenergomistrza świata

