
Jak zawsze w sezonie zimowym, naprawdę jak tak przemyślałam sprawę, to od x lat rok w rok mam problem z nadmierną hipochondrią. Latem czy wiosną jest lżej..
W tym roku dopadło mnie zapalenie gardła, które nie dokuczało mi od dobrych kilku lat... problem tkwi w tym, że powiększony jest tylko jeden migdał a to dziadostwo od 2-3 tygodni nie przechodzi, pomimo antybiotyku i innych leków przeciwzapalnych

Sęk w tym że od pierwszego dnia choroby zaczęło się czytanie w internecie (nic się przez te wszystkie lata nie nauczyłam).. i co? Asymetryczne migdały- RAK, CHŁONIAK. zaczęło się kontrolowanie węzłów chłonnych, z czego 1 nieznacznie powiększony po lewej stronie szyi no i w okolicy krtani też coś wyczuwam, ale szczerze mówiąc ciężko mi określić czy to węzeł i czy duży bo średnio umiem się sama badać.
Mam wrażenie że popadam w hipochondrię coraz bardziej.. że nigdy się od tych myśli nie uwolnię. Przez nerwicę znam mniej więcej objawy i przebieg najgorszych chorób (czytanie w necie) i boję się, że zawsze już drobna dolegliwość będzie kończyła się stresem strachem i lataniem po lekarzach.
Dodam, że u laryngologa byłam dostałam Immunotrofinę na obkurczenie migdała z tym, że przyjmowanie jej ma trwać 3-4 miesiące. Babka nic o węzłach nie wspominała. Nie wiem jak wytrzymam tyle czasu, cały czas chodzą mi po głowie myśli, że być może warto pójść do innego lekarza bo przez tyle czasu "chłoniak" może się bardzo rozwinąć.

Strasznie ciężko mi z tym że inni ludzie żyją normalnie nawet jak przychorują to nie wiążą tego od razu z czymś poważnym, a ja zawsze najczarniejsze myśli i stres.. nie da sie tak normalnie funkcjonować tylko co zrobić?
Sory za długi wpis chciałam sie wyżalić, rodzinie nic nie gadam bo ileż można o chorobach.. może ktoś z Was miał podobnie, może postawicie mnie do pionu, może ktoś coś doradzi

Pozdrawiam
