Jestem wierzącą chrześcijanką/protestantką. Zaznaczam,że nie narzucam swojej wiary.
Otóż w lutym miałam przeziębienie i brałam ibuprom zatoki. Dostałam krwawienia przez to z przewodu pokarmowego. Wyszłam z tego, ale pojawiła mi się nerwica. Zaczęłam szukać chorób.
Bardzo się bałam, zwłaszcza, że potem przyszedł duży kryzys wiary. Potem zaczęły mi szwankować funkcje poznawcze, wszystko było dziwne, podważałam wszystko(nawet istnienie Boga).
Potem odcięło mnie od pozytywnych emocji(strach odczuwałam) Nie wiedziałam, że istnieje takie zaburzenie. Myślałam, że zgrzeszyłam śmiertelnie, tak że pójdę to piekła. Myślałam, że jak nie mam uczuć, to nie mogę żałować i pokutować za grzechy. Mama wymusiła na mnie wizytę u psychiatry. Zaczęłam brać Cital. Było po 2 tyg jeszcze gorzej, kompletnie nic nie czułam, nie miałam zbytnio w głowie myśli, gdy chciałam myśleć miałam opór. Nie czułam nawet strachu, nawet jak bym weszła pod rozpędzony samochód, to nic bym się nie bała. Czekałam jak skończy mi się ten lek. Pomogli mi inni chrześcijanie, Bóg upewnił mnie, że mnie kocha. Uczucia i rozum wróciły. Bać też się już mogę. Wzruszać i radować też. Mogę żałować. Tylko czasem te zaburzenie powraca, jak zaczynam się stresować. Szczególnie te zaburzenie mija, jak się go nie boje.
Derealizacja/depersonalizacja mija całkowicie, nie ma czego serio się bać. A byłam w naprawdę w wielkim dołku. Napisałam tak w dużym skrócie.
Pozdrawiam.
Ewka.
