Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy DD może wywołać presja która sobie sami stwarzamy?

Forum dotyczące derealizacji i depersonalizacji.
Dzielimy się tutaj naszymi historiami, objawami, wątpliwościami oraz wszystkim co nas dręczy mając derealizację.
Dopisz się do istniejącego tematu lub po prostu jeśli chcesz stwórz nowy własny wątek.
ODPOWIEDZ
Divin
Administrator
Posty: 1889
Rejestracja: 11 maja 2013, o 02:54

11 maja 2013, o 05:35

Witam wszystkich, z tej strony Hewad, mam 20 lat.
Z góry przepraszam jeśli napisałem tego posta w złym temacie. Myśle jednak że dobrze trafiłem. :)

Jako że nie mogę jakoś usnąć, pomyślałem że napiszę co mnie trapi od prawie pół roku i jak to się wszystko zaczęło.

Pierwszy paragraf to opis mojej osoby i przejść oraz na końcu już nie leje wody tylko zmierzam do celu. :D (Pytanie zaznaczyłem na czerwono dla tych którzy nie chcą czytać tego poematu). :D

Od 8 lat mam problem mowy, a konkretnie z zacinaniem się które nastąpiło po utracie bardzo bliskiej mi osoby. Przybiło mnie to psychicznie ale starałem się tym zbytnio nie przejmować. Tłumaczyłem sobie że przecież inni mają o wiele gorsze choroby i problemy, jednak napewno wpłynęło to ostro na moją psychikę. Wiecie, idziecie do kawiarni zamówić na przyklad kawę i literka K nie chce wam przejść przez gardło. Tak jakby się zaklinowała gdzieś w przełyku. Więc żeby coś powiedzieć mówicie awę. Chyba nie muszę opisywać miny ekspedientki po takiej akcji. :D Nie mogłem się z tym pogodzić bo dawniej nie miałem żadnych problemów z mową. Ba, nawet recytowałem wierszyki na różnych szkolnych wydarzeniach. To powoli obniżało moją samoocenę i pewność siebie aż w końcu zrobiłem się taki nieśmiały i małomówny że postrzegałem siebie bardzo negatywnie. Nie mogłem się z tym pogodzić i tego zaakceptować więc jako ze z natury jestem osobą która lubi wyznaczać sobie cele i stara się do nich dążyć zacząłem rozwój osobisty. Chciałem za wszelką cenę zwiększyć swoją pewność siebie oraz wyzbyć się tego zacinania. Pomyślałem że najpierw trzeba wziąść się za swoje ciało. Zacząlem chodzic na siłownie i w krótce po tym na karate tradycyjne shotokan. Pamiętam że był taki okres gdy składałem pięść w taki sposób że uderzając wybił bym sobie kciuka i rówieśnicy się ze mnie śmiali że jestem taką łamagą że każdy mi dowali :haha: To mnie chyba najbardziej zmotywowało do rozpoczęcia karate które po dziś dzień traktuję jako pasję gdyż bardzo wiele mnie ta sztuka walki nauczyła. Nie piszę tu tylko o samoobronie ale przedwszystkim o rozwoju psychicznym. Ale odbiegam od tematu :) ,więc problem w tym że ostatnio dałem sobie za dużo na głowę i moje ambicje były nie realistczne. Myślałem że uda mi się pogodzić treningi fizyczne (karate, siłownia) z wysiłkiem psychicznym. Powiedziałem sobie tak: chłopie, 'masz 20 lat, to najlepszy wiek na rozwój jeszcze wszystko da się zmienić i całe życie przed tobą.' I się zaczęło zagłebianie w techniki NLP, NLS, zwiększanie pewności siebie, robienie sobie planów dnia, przerabianie przeróżnych kursów, czytanie książek psychologicznych itp itd. Do tego jeszcze są studia psychologiczne i obowiązki z tym związane (egzaminy, sesje) i już można napisać że człowiek orkiestra :D Taa, jasne, gdybym wiedział jakie będą tego następstwa, rozplanował bym to na lata świetlne a nie wszystko na raz. Prawda jest taka że te wszystkie cele i plany nakładły na mnie ogromną presję na wyniki. Można powiedzieć że zjadałem swój ogon bo niestety ale chyba żaden ludzki umysł nie jest w stanie przetworzyć tyle wiedzy którą ja sobie serwowałem. Do tego dochodziły różne ćwiczenia z tych kursów które przerabiałem i nieświadomie wpakowałem się w otchłań. zabrakło mi czasu na to wszystko i podejrzewam że to właśnie spowodowało ten stan który opisuję poniżej.

Pewnego dnia miałem sesję ustną na uniewerku. Wiecie już o moim ustnym problemie więc możecie sobie wyborazić jaki to był dla mnie stres. Okazał sie bezpodstawny bo zaliczyłem ale niestety, spowodował szkody. Otóż następnego dnia czułem sie cały dzień wyczerpany i senny, wypiłem espresso gdzie ja kawy żadko pijam i niestety nie pomogło. Myślałem że to normalne przemęczenie stresowe i mine. Niestety pod koniec dnia dopadł mnie ostry atak paniki. Następnego dnia czułem się taki zdołowany i smutny że bardzo często powtarzałem mamie że straciłem chęć życia i nie odczuwam pozytywnych emocji typu radość lub miłość. Czułem tylko smutek i przygnębienie i tak ponad dwa tygodnie. Do tego doszedł ostry niepokój i obsesyjne myśli o samobójstwie i że niedługo odejdą z tego świata. Myślałem że to epizod depresji ale sam już nie wiem. Oczywiśnie wierzyłem że to depresja bo wyczytałem na forach o objawach i pasowało. Od tego momentu zaczęło się moje wkrecanie sobie przeróżnych chorób, symptmów oraz scenariuszy. Gdy ten epizod depresyjny minął, ja nadal nie odczuwałem emocji i miałem negatywne myśli. Przerodziły się one w egzystencjalne a im więcej szukałem w internecie odpowiedzi co mi dolega tym bardziej się wkręcałem symptomami innych. To w sumie fascyjnujące jaki nasz umysł jest potężny że może tak nami manipulować emocjonalnie. Osoby mi bliskie zaczęly się wydawać obce, ciągły brak emocji, czasami nawet jakby takie odcięcie od ciała. Naczytałem się o róznych symptomach w tym o DD i doświadczałem wielu rzeczy. Do dzisiaj mam obsesyjne myśli, lęk już zniknął bo byłem na hipnoterapii i tam dzięki technice wizualizacji tak jakbym wyrzucił lęk z siebie. To naprawdę działa, szczerze polecam każdemu z Was hipnoterapię jeśli jesteście w stanie sobie coś dobrze zwizualizować. I tutaj moje dwa pytanie do speców tematu. Czy DD mogłem sobie wkręcić i czy ta presja którą sobie stworzyłem przez lata mogła na mnie w ten sposób wpłynąć? Czy umysł mógł się zbuntowac i powiedziec: 'BASTA! zamykam Twoje emocje na cztery spusty' :D ?

Dodam że nie biorę żadnych leków i te myśli mam co 2 dni inne, jakoś tak się zmieniają. Najgorsza była ta gdy przez 2 dni czułem się jakbym był kobietą, jakoś tak dziwnie. Nie to że fizycznie ale psychicznie, fizycznie na sczęście się nie da :D Obecnie przebywam w UK i niestety ale tutaj DD wogóle nikt nie zna albo ja mam takie szczęście że w moim rejonie nie ma oświeconych. W sumie nie powinienem się dziwić, gdyby mnie coś takiego nie dotknęło sam bym o tym nie wiedział. Jednak teraz widzę ile osób na to cierpi i naprawde jest to przerażające. Powinniśmy korzystac z życia a nie filozofować o istnieniu. Nawet ta moja hipnoterapeutka która jest w zawodzie od 25 lat nie spotkała się z czymś takim i użyła technik ogólnych NLP i hipnoterapii. Nikt mi nie zdiagnozował DD ani niczego innego dlatego wolę się poradzić ludzi którzy już dłużej w tym siedzą i wiedzą o co chodzi. Na co wam to wygląda? Bo ja już zgłupiałem jak zresztą widzicie po długości tego posta :D

Z góry dziękuję za odpowiedzi i przepraszam za tą zawiłość wypowiedzi. Pierwszy post więc musiałem troche wyjaśnić żebyście znali genezę problemu :) Następnym razem postaram się napisać Wam o tym jak ja sobie radzę z tym zjawiskiem bo widzę że nadal sporo osób również ma podobne stany a myślę że w końcu wiedza którą zdobyłem przez te 6 miesięcy może wam pomóc chociażby w kwestii nastawienia. :)

Pozdrawiam serdecznie i pamiętajcie: 'jeszcze nigdy nie było tak zle żeby nie mogło być gorzej' :D
'Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą'
'Lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.'
'Puk puk, strach puka do drzwi, otwiera mu odwaga a tam nikogo nie ma.'
Jest dobrze, dobrze. Jest źle, też dobrze
'Odwaga to nie brak strachu, to działanie pomimo strachu'
Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą
Odburzony
Konsultacja Skype
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

11 maja 2013, o 09:42

A więc tak, jak najbardziej presja choć prędzej zbytnia ambicja, która nie znosi jak coś nie wychodzi, wieczna gonitwa myśli, która ma pełno planów nazbyt trudnych do wykonania, może spowodować na poczatku wypalenie oraz pogorszenie nastroju i co za tym idzie lęki.
Umysł ma jak sam napisałeś fantastyczną moc -choć zgubną w skutkach, ,iedy nie wiemy o co chodzi - między innymi odcinania się co w zasadzie można nazwać derealizacją i depersonalizacją.
Kiedy w głowie jest zbyt duży natłok myśli a my nie potrafimy wyluzować, ciągle żyjemy tym co zrobimy, co nam się uda a co nie, odrzucamy mysli, ze może nam coś nie wyjśc i irytujemy się tym, umysł w ktorymś momencie może mieć dość i najzwyczajniej przechodzi na jak ja to nazywam stan awaryjny.
Można doświadczać, stanów depresyjnych, lęków, przestajemy bardzo czesto odczuwać emocje, odczuwać poczucie rzeczywistości, czuć obcość do rodziny i znajomych.
Najgorsze jest, zę wówczas człowiek zaczyna się bać tego wszystkiego i nie potrafi się pogodzić, że jego ambicja, ten pęd mogły doprowadzić do czegoś takiego, nie tyle, zę nie potrafi się pogodzić, co nie potrafi uwierzyć, że to w ogóle możliwe.

Krótko mówiąc o sobie jako przykładzie, ja problemy psychiczne miałem od małego ale to co spotkało mnie w wieku 21 lat nazywam piekłem i do dziś nie mogę uwierzyć, zę można się tak źle czuć, nie można w zasadzie nawet słowami opisać jak.
W wieku tak 21 lat poznałem dziewczyne, mialem plany wyprowadzenia sie z domu, ktory byl zawsze toksyczny, plany ukonczenia studiow, znalezienia swojego mieszkania, dobrej pracy, jednym slowem wszystko naraz, przez dluzszy czas staralem sie probowalem ale wszysto nie bylo takie jak sobie planowalem, bylo gorsze a to z uwagi na brak kasy, a to z uwagi ze brak czasu, nie umialem sie z tym pogodzic, chec osiagniecia dobrych wynikow w szybkim tempie pochlaniala cale moje mysli.

Dlugo by pisac ale w ktoryms momecnie zle sie poczulem, dziwnie, slabo, zaczalem odczuwac mega pustke, tak wielki smutek ze czulem go jakby byl smakiem, czarna otchlan, po niedlugim czasie odczulem ze bliscy sa obcy, ludzie wydawali mi sie jakcys dziwni, swiat nierealny, cialo obce, pelno mysli egzystencjalnych masa objawow i w sumie od tego zaczelo sie pieklo. W sumie teraz wiem ze od poczatku bylem zle leczony, nie trafilem na lepszego lekarza, ten mojtylko wypisal lek, i tak sobie go lykalem bez poprawy o dd tez nie bylo tak sporo napisane jak jest teraz w necie.
Dopiero sam sie troche poedukowalem po czasie i zaczalem szukac roznych terapii i innych wyjsc.
I choc teraz ja mam to juz od dluzszego czasu za soba, potrafie kontrolowac lęk jesli sie pojawia, bo ja juz mam slabsza psychike i czasem jak jest silny stres to gorzej sie czuje ale juz nie przybiera to formy zaburzenia, ciaglych objawow itp. Bardziej chwilowych slabosci.
Ale teraz robie ten sam blad, mam od 2 lat mala firme sprzatajaca, idzie to w zasadzie bardzo dobrze, stworzylem zespol ludzi i wspolnie pracujemy, jakos uslug dobra tylko ze... zbytnio sie temu pochlaniam i nie potrafie wyluzowac, nawet w wolne dni o tym mysle, ze to i tamto musze zrobic, zeby tylko dobrze wyszlo itp.
I choc ja potrafie juz nie bac sie lęku i dd i dzieki czemu one sie pojawiaja rzadko to jednak sa dni kiedy znow czuje sie dziwnie, bo za bardzo sobie katuje umysl.
Zaczynam zyc jakby obowiazkami, ciagle myslec o pracy i o tym czy sie uda czy nie uda, irytuje mnie mysl ze cos gorzej wyjdzie.
Trzeba potrafic sie wyluzowac...

Problemem najwiekszym jest to, ze na poczatku ludzie nie wierza ze to moze doprowadzac do jednak tych odziwnych objawow i lęku.
Bowiem kazdy mysl tak: "masa osob ma pasje, pracuje, haruje, i nikt nie ma takich rzeczy, co to sa za problemy..." ale to nieprawda, z perspektywy czasu wiem ze ludzie ktorzy maja pasje, huk pracy, potrafia sobie zrobic wolne o wiecznej gonitwy mysli, od uczucia ciaglego napicecia ze cos trzeba zrobic, ze cos nie wyjdzie albo gorzej wyjdzie.

Wielu z nas nie potrafi sobie wyobrazic ze cos im calkiem nie wyjdzie i trzeba to porzucić.
Wiele dostaje wiadomosci, bardzo wiele kiedy ludzie pisza mi o swoich planach, pasjach, marzeniach, o tym co chca robic, i to wszystko fajne bo ambicja to super sprawa, tylko, ze oni wszyscy robia to co ja, wedlug nich to wszystko MUSI sie udac i ciagle maja czarne mysli ze jak sie nie uda, to beda frajerami, slabymi ludzmi, beda pracowac w slabej pracy i co gorsza nie potrafia odpuscic tego tematu, zyja nim prawie i ciagle sie tym katuja.
Nikt nie zdaje sobie sprawy jak bardzo to jest wyniszczajace dla umyslu.
I choc jak mówie ambicja to ekstra sprawa to jednak trzeba umiec sie pogodzic z pewnymi sprawami i przede wszystkim wyluzowac.
Bo choc swiat teraz jest taki ze trzeba dazyc do doskonalosci cielesnej i materialnej glownie, to jednak umysl nie zostal tak stworzony i zaprogramowany, dlatego zreszta obecnie jest tyle roznych zaburzen psychicznych.
Ludzie ze spokojem wewnetrznym i bez willi z jacuzi oraz ciala vandama oraz z pogoda ducha i doskonaloscia wewnetrzna nigdy nie zachoruja na zaburzenie, tak samo jak ci z tytulem profesora, z willą ale z wewnetrznym spokojem i umiejetnoscia pogodzenia sie z ewentualna porazka, nie zachoruja.

Ogólnie czy mozna sobie to wkrecic? Ja osobiscie uwazam ze nie mozna, przede wszystkim dlatego, ze zeby cos sobie wkrecic trzeba umiec to sobie wyobrazic, a czy mozna sobie wyobrazic te objawy o ktorych mowimy nigdy wczesniej ich nie majac? Raczej nie.
Ale za to mozna sie wystraszyc tych objawow, odczuć lęk i strach przed nimi i wpada sie w zwyczajne nerwicowe kolo, czyli samo myslenie i strach przed tym utrzymuje objawy.
Tylko, że zaraz po zachorowaniu człowiek ma tendencję do wyszukiwania chorób, i jak się tak naczyta różnych fajnych rzeczy to po prostu nakręca swój lęk, który juz istnieje, i przez to czesto mu się pogarsza. Im większy lek i napięcie tym wieksze i gorsze objawy.

Świetnie, ze cos robisz w tym kierunku, hipnoterapia i ze udalo ci sie przestac odczuwac lęk jako taki, to bardzo wazne w sumie, sam widzisz ze mozna zrobic cos zeby to odeszlo, tak samo jest z innymi objawami, one mijaja w 100 %.
Najwazniejsze to nie bac sie ich drastycznie, wiem ze dziwne mysli, uczucie obcosci sa krotko mowiac straszne, i zupelnie jakby nie sposob sie ich nie bac czy nie przejmowac ale mozna to zrobic.
Mnie dzieki temu przeszlo to wszystko bardzo szybko.
To ze hipnoterapeutka o tym nie slyszala to coz szkoda, ale tak w zasadzie nie wazne czy zdiagnozuja ci lęk czy dd czy stany depresyjne, wszystko jest ze soba powiazane i tak naprawde opiera sie na tym stanie awaryjnym, na zmeczeniu umyslu i na blednym nerwicowym kole w jakie wpadamy przy pierwszych objawach i pierwszym ataku paniki.
Ważne jest tez podloze psychiczne, mowie o wczesniejszych problemach z niesmialoscia itp. Ty sam opisujesz swoje podloze, wczesniejsze problemy z wymowa, strata bliskiej osoby, to nie pozostaje obojetnym na przyszlosc.

Błedne kolo mozna przerwac wychodzac lękom na przeciw, to znaczy kiedy sie zle bardzo czujemy i z pewnych rzeczy rezygnujemy, to wowczas nie rezygnowac i robiec swoje mimo objawow.
Kiedy akceptujemy ze to jest zmeczenie umyslu i wierzymy ze te objawy to mnie jakas straszna choroba tylko efekt nagromadzenia się lęku i efekt wielu spraw w naszym zyciu dawniej i teraz i godzimy sie na ich trwanie, obnizamy strach przed nimi i napiecie wewnetrzne.
Dzieki czemu w krotkim czasie objawy te zaczynaja malec i znikaja. Umysl jest na tyle fantastyczny ze jak nie bedzie widzial powodu do strachu i zmeczenia wyluzuje sie sam.

Problemem jest tylko zeby przestac sie bac tych wszystkich objawow, przestac nimi zadreczac, kiedy pojawiaja sie mysli te egzystki, nie nalezy analizowac ich, na mysli natretne nic nie mozemy proadzic, sa automatyczne, pojawiaja sie same, zawsze maja za zadanie dobic nas, wykonczyc, wciagnac w swoja polemike.
Tutaj tez trzeba stosowac ignorancje. Te mysli sa tak samo automatyczne jak inne przyjemne, tylko o przyjemnych pomyslimy chwile i koniec, ale tych co sie boimy nie potrafimy przetrawic i non stop o nich myslimy i probujemy rozwiklac co sie za nimi kryje. A nie kryje sie nic i jak zaczniemy olewac te mysli one znikna.
Ja nie jestem mistrzem medytacji i medytowalem tak naprawde sam dla siebie, siadalem i medytowalem ale mialem tym na celu zobaczyc ze wszystke mysli jakie sie pojawiaja, za chwile znikaja, i te natretne rozniez, a kiedy mozg staje sie spokojniejszy, wychodzi z tego stanu awaryjnegio, mysli natretne przestaja sie pojawiac.

Sorki jesli bedzie duzo bledow, stralem sie poprawic ale mam ostatnio niewiele czasu na kompa. Nie wiem czy czytales ten temat viewtopic.php?f=14&t=2389
Wedlug mnie masz duze szanse na wyjscie z tego, bowiem nie jestes bezczynny wobec tego ale tez radze ci zbytnio nie zajmowac sie tymi innymi objawami i myslami.
Schemat mniej więcej taki choc zalezne to jest kto jaki ma problem z zaburzeniem:
IŚĆ DO SPECJALISTY - POCZYTAĆ O DANYM PROBLEMIE NA NECIE - DOWIEDZIEĆ SIĘ Z CZYM MAMY DO CZYNIENIA - PODJĄĆ TERAPIĘ - ZAAKCEPTOWAĆ - UWIERZYĆ - PORZUCIĆ OBAWY I STRACH PRZED OBJAWAMI - PONOWNIE UWIERZYĆ, ZE NIE JEST TO CIĘŻKA NIEULECZALNA CHOROBA - PORZUCIC WATPLIWOSCI - ZACZĄC ROBIĆ SWOJE I NIE ŻYĆ OBJAWAMI - UŁOŻYĆ SOBIE SPRAWY W SWOIM ŻYCIU - DAC SOBIE ZGODE NA EWENTUALNE POPEŁNIENIE BŁĘDU I PONIESIENIA PORAŻKI - PRZESTAC MARTWIC SIE KRYTYKA - I W ZASADZIE TYLE I AZ TYLE.
Ale choc wydaje sie to moze malo mozliwe wiem ze wszystko mozna sobie przyswoic i ze wszystkim sie pogodzic, trzeba po prostu zrobic to.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Divin
Administrator
Posty: 1889
Rejestracja: 11 maja 2013, o 02:54

11 maja 2013, o 13:06

Dzięki Victor za szczegółową odpowiedz, błędami się nie przejmuj, ja sam mam problem z pisaniem po polsku przez to że klawiatura jest bez niektórych znaków takich jak z z kreską.

Czytałem Twoją historię już dawniej i naprawdę respekt za to że wytrwałeś tyle lat w DD i w końcu wygrałeś tą bitwę. Właśnie jak tak sobie czytałem o Waszych przejściach z tym stanem uświadomiłem sobie że mając to tylko 6 miesięcy nie powieninem tak panikować bo widzę że to jest długi proces i minie tylko wtedy gdy odpuścimy analizowanie i przejmowanie się tym stanem. Ostatnio przeczytałem pewną książkę którą napewno większość z Was zna. Tak zwany Święty Graal w radzeniu sobie z tego typu zaburzeniami : 'At last a life' Paula Davida. On tam właśnie daje jedną i chyba najważniejszą radę. Zająć się swoim życiem by mieć tak dzień wypełniony żeby nie było czasu na takie rozmyślanie oraz zaakceptowanie tego stanu i zdanie sobie sprawy że to nie jest nieuleczalna choroba tylko stan przejściowy. Wiem wiem, żadne odkrycie ale jednak mimo że o tym niby wiemy to zapomnieć jest o tym bardzo łatwo. Wiem to po sobie, po jakichś dwóch tygodniach od przeczytania tej książki, jakby to pozytywne nastawienie nagle zniknęło. Znowu zacząłem się dołować i rozmyślać. Nie będę podawał tutaj konkretnych myśli bo nie chcę Wam dawać sugestii żebyście sie nie wkręcili przypadkowo po przeczytaniu tak jak ja to zrobiłem.

Victor, fat nie można sobie raczej czegoś wyobrazić czego się nie przeżyło, jednak myśle że same myśli mogą się wkręcić bo umysł sobie to racjonalizuje tak: Skoro jedna osoba o tym myśli i też jest człowiekiem to dlazego ja miałbym o tym niemyśleć? To wystarczyło aczkolwiek u mnie i jedna myśl więcej do worka :D

Co do medytacji to z tego co się dowiedziałem to bardzo pomocna rzecz do zmiany podświadomych przekonań. Na początku gdy się w to zagłębiałem, wogóle nie chciało mi się w to wierzyć. Jak to może być żebym przez jakieś wizualizacje lub stany relaksacji mógł coś zdziałać w rzeczywistości skoro to się dzieje u mnie w głowie. Prawda była taka że miałem złe przekonanie odnośnie medytacji. Medytacja służy przedewszystkim do tego żebysmy mogli sobie odblokować nasze blokady w podświadomości. Podam przyklad: Powiedzmy że boisz się wystąpień publicznych. Usilnie chcesz to zmienić ale niestety nie możesz, za każdym razem gdy chcesz się odważyć pojawia się ogromny lęk lub obawa która sprawia że nie dopuszcza myśli o wstaniu wśród 100 osobowej grupy chociażby w auli na wykładzie i zabraniu głosu. Teraz są 3 opcje:

1. Mimo wszystko ze sobą walczysz i działasz wbrew lękowi mimo pocenia rąk, czerwonej twarzy itp.
2. Rezygnujesz, zniechęcasz się do działania i nie robisz nic. Akceptujesz twoje przekonanie że nie dasz rady zabrać głosu i dodać czegoś od siebie.
3. Wizualizujesz sobie siebie, pewnie siebie stojącego w danym miejscu jak zabierasz głos. Wczuwasz się w siebie i to jak swobodnie bez lęku zabierasz głos.

Na własnym przykładzie mogę Wam napisać że w przypadku 3cim przekonujemy swoją podświadomość do tego obrazu z wizualizacji. Zmieniamy przekonanie o swoich możliwościach aż w końcu po wielu takich akcjach nie odczuwamy już stresu przed wystąpieniami publicznymi i czujemy się dobrze nawet przy 100+ osobach słuchających. Ja tak robiłem jeszcze nim mnie DD dopadło i naprawdę działało. Na początku wiadomo, dukałem się i zacinałem bardzo bo stres jeszcze bardziej blokuje mi wymowę ale po kilku tygodniach już mówiłem o wiele spokojniej i lepiej bo dzięki medytacji/wizualizacji zmieniłem przekonanie o tym co jestem w stanie zrobić i nie odczuwam już wielkiego lęku z tego powodu. Jasne, zawsze trochę stresiku jest ale ja już wierzę w to że dam radę i nie jest to wielki wyczyn. Tak jak napisał Victor, przestałem być perfekcjonistą, zatnę się to się zatnę, trudno ale swoje powiem :)

To jest tylko jeden przykład, ta metoda działa również na zaburzenia, ostatnio codziennie przed spaniem sobie wyobrażam radosnego siebie ta jak dawniej, staram się poczuć siebie sprzed tego stanu. Cholernie trudna sprawa ale wierzę że w końcu mi się uda i przekona mój umysł do tego że zagrożenia już nie ma i najwyższy czas odpuścić ten stan awaryjny.

-- 11 maja 2013, o 13:06 --
Dzięki Victor za szczegółową odpowiedz, błędami się nie przejmuj, ja sam mam problem z pisaniem po polsku przez to że klawiatura jest bez niektórych znaków takich jak z z kreską.

Czytałem Twoją historię już dawniej i naprawdę respekt za to że wytrwałeś tyle lat w DD i w końcu wygrałeś tą bitwę. Właśnie jak tak sobie czytałem o Waszych przejściach z tym stanem uświadomiłem sobie że mając to tylko 6 miesięcy nie powieninem tak panikować bo widzę że to jest długi proces i minie tylko wtedy gdy odpuścimy analizowanie i przejmowanie się tym stanem. Ostatnio przeczytałem pewną książkę którą napewno większość z Was zna. Tak zwany Święty Graal w radzeniu sobie z tego typu zaburzeniami : 'At last a life' Paula Davida. On tam właśnie daje jedną i chyba najważniejszą radę. Zająć się swoim życiem by mieć tak dzień wypełniony żeby nie było czasu na takie rozmyślanie oraz zaakceptowanie tego stanu i zdanie sobie sprawy że to nie jest nieuleczalna choroba tylko stan przejściowy. Wiem wiem, żadne odkrycie ale jednak mimo że o tym niby wiemy to zapomnieć jest o tym bardzo łatwo. Wiem to po sobie, po jakichś dwóch tygodniach od przeczytania tej książki, jakby to pozytywne nastawienie nagle zniknęło. Znowu zacząłem się dołować i rozmyślać. Nie będę podawał tutaj konkretnych myśli bo nie chcę Wam dawać sugestii żebyście sie nie wkręcili przypadkowo po przeczytaniu tak jak ja to zrobiłem.

Victor, fat nie można sobie raczej czegoś wyobrazić czego się nie przeżyło, jednak myśle że same myśli mogą się wkręcić bo umysł sobie to racjonalizuje tak: Skoro jedna osoba o tym myśli i też jest człowiekiem to dlazego ja miałbym o tym niemyśleć? To wystarczyło aczkolwiek u mnie i jedna myśl więcej do worka :D

Co do medytacji to z tego co się dowiedziałem to bardzo pomocna rzecz do zmiany podświadomych przekonań. Na początku gdy się w to zagłębiałem, wogóle nie chciało mi się w to wierzyć. Jak to może być żebym przez jakieś wizualizacje lub stany relaksacji mógł coś zdziałać w rzeczywistości skoro to się dzieje u mnie w głowie. Prawda była taka że miałem złe przekonanie odnośnie medytacji. Medytacja służy przedewszystkim do tego żebysmy mogli sobie odblokować nasze blokady w podświadomości. Podam przyklad: Powiedzmy że boisz się wystąpień publicznych. Usilnie chcesz to zmienić ale niestety nie możesz, za każdym razem gdy chcesz się odważyć pojawia się ogromny lęk lub obawa która sprawia że nie dopuszcza myśli o wstaniu wśród 100 osobowej grupy chociażby w auli na wykładzie i zabraniu głosu. Teraz są 3 opcje:

1. Mimo wszystko ze sobą walczysz i działasz wbrew lękowi mimo pocenia rąk, czerwonej twarzy itp.
2. Rezygnujesz, zniechęcasz się do działania i nie robisz nic. Akceptujesz twoje przekonanie że nie dasz rady zabrać głosu i dodać czegoś od siebie.
3. Wizualizujesz sobie siebie, pewnie siebie stojącego w danym miejscu jak zabierasz głos. Wczuwasz się w siebie i to jak swobodnie bez lęku zabierasz głos.

Na własnym przykładzie mogę Wam napisać że w przypadku 3cim przekonujemy swoją podświadomość do tego obrazu z wizualizacji. Zmieniamy przekonanie o swoich możliwościach aż w końcu po wielu takich akcjach nie odczuwamy już stresu przed wystąpieniami publicznymi i czujemy się dobrze nawet przy 100+ osobach słuchających. Ja tak robiłem jeszcze nim mnie DD dopadło i naprawdę działało. Na początku wiadomo, dukałem się i zacinałem bardzo bo stres jeszcze bardziej blokuje mi wymowę ale po kilku tygodniach już mówiłem o wiele spokojniej i lepiej bo dzięki medytacji/wizualizacji zmieniłem przekonanie o tym co jestem w stanie zrobić i nie odczuwam już wielkiego lęku z tego powodu. Jasne, zawsze trochę stresiku jest ale ja już wierzę w to że dam radę i nie jest to wielki wyczyn. Tak jak napisał Victor, przestałem być perfekcjonistą, zatnę się to się zatnę, trudno ale swoje powiem :)

To jest tylko jeden przykład, ta metoda działa również na zaburzenia, ostatnio codziennie przed spaniem sobie wyobrażam radosnego siebie tak jak dawniej, staram się poczuć siebie sprzed tego stanu. Cholernie trudna sprawa ale wierzę że w końcu mi się uda i przekona mój umysł do tego że zagrożenia już nie ma i najwyższy czas odpuścić ten stan awaryjny.
'Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą'
'Lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.'
'Puk puk, strach puka do drzwi, otwiera mu odwaga a tam nikogo nie ma.'
Jest dobrze, dobrze. Jest źle, też dobrze
'Odwaga to nie brak strachu, to działanie pomimo strachu'
Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą
Odburzony
Konsultacja Skype
Aneta
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1255
Rejestracja: 29 października 2010, o 03:03

11 maja 2013, o 17:13

Bo rowniez rzecz w tym aby wlasnie sie przelamywac bo leki opadaja w czasie. Jak sie ktos boi wychodzic czy wlasnie wyglaszac cos publicznie i jak zacznie sie przelamywac to tylko pierwsze razy beda najgorsze. Gdzie czlowiek sie duka, dusi, meczy. Ale potem jest coraz lepiej bo zaczynamy rozumiec ze nie taki diabel straszny...
Przelamywanie strachu i tez mozna to wizualizowac zawsze daje efekty, czasem trudno sie wziac za to bo na poczatku wiaze sie to z wielki stresikiem.
ODPOWIEDZ