Łeee... To słabo zaburzony jesteś, bo mi facet mówił o pięciu


Łeee... To słabo zaburzony jesteś, bo mi facet mówił o pięciu
Terapia pomaga tak jak inne narzędzia typu zdrowe odżywianie, ćwiczenia fizyczne, suplementacja etc etc natomiast prawda jest taka że wszystkie te rzeczy są czymś pomocniczym w procesie wychodzenia z zaburzenia lękowego i idąc na terapie z podejściem że terapeuta zrobi coś za Ciebie albo że samo pojawienie się na terapii będzie równało się wychodzeniu z nerwicy jest mylne.timoonika pisze: ↑20 listopada 2018, o 09:17Pisze tutaj do Was bo sama nie wiem co robic i zastanawiam sie czy rzeczywiscie mozna wyleczyc sie z nerwicy poprzez terapie. Nigdy wczesniej sie tu nie udzielalam ale robilam to czasami na innym forum i tak od paru lat probouje ogarnac swoj problem. Glownie poprzez terapie i potem leki.
Nerwice mam od ponad 6 lat i nie chce mi sie nawet opisywac tego wiec powiem krotko mam roznie ale nie ma dnia zebym czula sie okey. A to mam pelno somatow i boje sie gdzies isc (ale ide mimo to) albo psychicznie sie zle czuje jest mi zle, dziwnie w oczach i jestem okrolnie nadwrazliwa na punkcie swojego zdrowia ogolnie. To bardzo krotki opis a ogolnie to jest kiepsko...
Wiedze mam...ale tez chcialam postawic na to co kazdy poleca wszedzie czyli terapie. Po czasie jednak sama juz nie wiem co o tym wszystkim sadzic. Jak zaczynalam terapie to mialam nadzieje na poprawe chociaz i wyjscie z jakis problemow o ktorych tak wielu wszedzie pisze. Jednak z czasem mam wrazenie ze kazdy te terapie tak przedstawia jak niektorzy youtuberzy mowia ze moge byc kazdym kim chce...jak sie tylko postaram. Babol!
I nie myslcie ze ta ironia towarzyszyla mi zawsze. Nie. Mialam gleboka wiare wterapie wszelkiego rodzaju i sluchalam sie tego co mi na nich mowia. Pierwsza terapia to poznawczo-behawioralna. 2 lata i byly poprawy oczywiscie ale w ktoryms momencie stanelismy w miejscu i mialam pojsc do psychiatry. Psychiatra owczesny dal mi prozac i powiedzial ze nie dam rady wyjsc z tego bez zaglebiania swoich problemow ktore leza w srodku mnie. A wiec decyzja padla na psychoterapie. Polaczone nurty ale glownie psychodynamiczna. 4 lata terapii w tym czasie pierwsze dwa lata bralam leki.
Podczas terapii zawsze uderzalo mnie ze jak cos mi nie odpowiada to terapeutka nazywala to oporem. Ale nigdy nie podawala jak to moglabym zmienic. Mialo sie to zrobic samo w toku psychoterapii. A wiec notowalam co mowi, mam cala ksiazke notatek. Zmienialam relacje na ktore zwracala mi uwage. Ale to nie daje zadnych efektow! Do dzis!
Pare dni temu a moze i dluzej zapytalam ja czy ta terapia dlugo jeszcze mialaby w ogole trwac aby oczekiwac efektow. A ona do mnie ze porpawa nie jest zalezna od terapii bo moze po prostu takim jestem czlowiekiem i tak mam. To w sumie wolalam to wiedziec te 4 lata temu...a wtedy dobrze pamietam byly mowione zupelnie inne zapewnienia.
Nie mam zupelnie juz wiary w nic i prosze Was nie oceniajcie mnie ze sie nie staralam bo naprawde to byloby klamstwo. Po prostu ciagle sie zle czuje...A terapia kosztuje mnie 600 zlotych miesiecznie i jestesm tak wkurwiona na terapeutke po tych ostatnich slowach ze az plakac mi sie chce.