Przez długi czas męczyło mnie to, że nie umiem być subiektywny, skoro nie mam tożsamości... Wczoraj zadecydowałem, że mogę subiektywnie patrzeć na świat i ten obraz i tak będzie dobry, bo innego i tak nie wyczaruję... Nie da się patrzeć obiektywnie, a mnie włąśnie natręty złapały takie o tym i do każdej sytuacji dodawały, że muszę to przeanalizować, bo to tylko moja subiektywna opinia (mój wymysł, filtr)
Czyli na to wychodzi, że świat tak naprawdę jest sam w sobie szary, bezbarwny, a to my mamy w naszej głowie filtr... ( Wielu ludzi pewnie o tym nie wie)
Zaciekawiło mnie np to, że ktoś tutaj szuka jakiegoś słowa do którego mógłby się odnieźć i stworzyć swój pogląd np: Czy Bóg istnieje i potem, ktoś w głowie zaczyna sobie wizualizować obraz Boga i zaczyna coś odczuwać i nawet doswiadczać, że to jej pomaga, bo w to uwierzyła...
Czyli zmieniając myśli w głowie zmienia się świat zewnętrzny... Ale tym samym sposobem, można z siebie zrobić człowieka duchowego, ale tak samo człowieka niewrażliwego na świat, bo można sobie właśnie uzmysłowić, że wszystko jakie ma działanie, że każdy działa egoistycznie, że Bóg to wymysł itd... Mi niestety poszło w tą drugą stronę i teraz mam całkowity zanik prawie emocji wyższych... Moje poglądy nie pozwalały mi wchodzić w relacke międzyludzkie, bo wierzę, że każdy działa egoistycznie i tak czy siak... Tylko jak z tego się teraz wykręcić skoro się wie "za dużo" - Co jak będę myślał 24 godziny na dobę o tym, że jednak ludzie nie są egoistyczni i istnieje wyższa moc, to coś to da? Ale dalej będę o tym wiedział, że ja chcę myślami na to wpłynąć...
Co o tym myślicie? Obecnie jestem jak muru, tylko pocę się ciąglę bo doszły natrety różne dziwne właśnie... ( i wiem, że to tylko myśli) Ale nie wiem co już wybrać... Jak ja się cieszę jak widzę kogoś na forum, że ma lęki itd... Ale przynajmniej nie jest tak nastawiony do Życia i może w coś wierzyć lub mieć kogoś kochanego przy sobie... A ja się czuję jak robot bez emocji w tym świecie... I mam wrażenie, że nic mi nie pomoże, żadne pierdoły. Tylko zmiena przekonań ( Choć i tak będę o tym wiedział ,że ja je sam zmieniłem i to jest subiektywne) Tak jakby cały świat się zawalił i wszystko okazało się nieprawdą...
Tylko proszę nie piszczę: Najpierw wyjdz z nerwicy... Bo wychodzenie z nerwicy, to moim zdaniem odpowiednie przekonania i odpowiednie właśnie myślenie - Ale co jak coś zaburzy te przekonania... No właśnie i czar pryska... Czyli każdy może mieć swoje przekonania i zawsze to będzie subiektywne. Nawet jak to piszę, to czuję się nieswojo i nie mogę w to uwierzyć, że cała Magia świata prysła... Jak nikomu się nie będzie chciało wdawać w dyskucję, to też zrozumiem. Nie chce nikomu mącić w głowie i zaburzać przekonań. ( A tak od siebie dodam, żeby nikt nie myślał... Ja nie wybierałem tego, chciałbym być wrażliwym, normalnym chłopakiem jak kilka lat temu... Ale przeczytałem za dużo w nieodpowiednim czasie i tak właśnie wylądowałem tutaj) A człowiek który nie ma nadzieji z takimi poglądami jak ja, jest raczej zdany na przegraną... Aż mi niedobrze jak o tym piszę, ale chciałem rozpocząć duskucję jednak. Tak btw patrzę na siebie i nie mogę uwierzyć, że to moje życie, bo miałem całkiem inną osobowość i czuję się dlatego jak w najgorszym horrorze, przeżywać takie życie, czuje się jak skała uwięziona we własnym świecie i widzę, jak inny ludzie się cieszą życiem. Boje się, że już tak będzie do końca moich dni... No i tak zapewne będzie jak nie zmienię nic... Boje się też tego, że skoro myśli mają taką potężną moc, to każde wmawianie mi przez nerwice natrętne, że nic nie ma sensu itd, wszystko co najgorsze w końcu w to na stałe uwierze... Może tylko wstrząsy elektryczne pomogą

jak niby uwierzyć w Boga, jak zaczynam dostrzegać, proces jego powstawania w głowie (myśli, emocje, obrazy itd) Nic nie może przezemnie przejść, stałem się jak głupi kamień, bo się za dużo naczytałem ( na moje nieszczęście wydaje się to dość prawdziwe)
Pozdrawiam.