takemylootbro pisze: ↑8 maja 2024, o 20:28KiniaM pisze: ↑8 maja 2024, o 15:34Czy to że mam lęk przed bliskością, odrzuceniem i może przed samotnością i jednocześnie te natrętne myśli skierowane w stosunku partnera to oznacza że mogę nie mieć tych uczuć miłości a mimo to jest mi ciężko zerwać bo nie umiem być sama? Czy bardziej chodzi o to że na nim się to skupia i on za to obrywa tak jak napisałaś?
Nie, chodzi o to, że nie umiesz pogodzić swoich dwóch tendencji. To, że boisz się, że go odrzucisz, że zostaniesz sama, że będziecie zbyt blisko jest tylko reakcją na coś innego. Prawdziwa akcja rozgrywa się za kulisami, tam gdzie ty nie masz całkowitego dostępu. Tak naprawdę nie wiemy "co" na pewno jest prawdziwym obiektem konfliktu i jest to wyraz domysłów, ale mamy dość silne podstawy. Z tego co napisałaś we wcześniejszym poście wynikałoby, że konfliktem jest rzeczywiście problem zależności, a nawet symbiozy. Napisałaś też, że nerwica wybuchła, tzn jej objawy w momencie wyprowadzki z domu. Czyli właśnie to wydarzenie musiało sprawić, że "przypomniałaś sobie" to co leży u podłoża twoich problemów. Wygląda na to, że twoje objawy to reakcja na to, że nieświadomie odczuwasz lęk przed "zamknięciem" w domu z matką na całe życie, a z drugiej pragniesz też tego, chcesz z nią zostać i dalej otrzymywać jej miłość i zachować takie status quo. Dzięki nerwicy nie musisz decydować się na żadną postawę wobec matki i działasz tam gdzie nie potrzeba, czyli wykorzystujesz swoją wewnętrzną energię na walkę z osobą zastępczą: partnerem. Wygląda to tak, że teraz odczuwasz wobec niego w pewnym stopniu to, co odczuwasz do matki. Kochasz ją i potrzebujesz, chcesz żyć w symbiozie, tak jak to miało miejsce w dzieciństwie ale i nienawidzisz, czujesz, że stoi ci na drodze "do dorośnięcia", czyli "chcesz z nią zerwać", ale przecież nie możesz i podobnie jak w natrętnych myślach, raz kochasz, raz nienawidzisz.
Neurotyczna struktura charakteru stanowi tutaj silne podstawy. Nieświadomy konflikt jest w pewnej części odzwierciedleniem nierozwinięcia w pełni elementów struktury "ja" (poczucia własnej odrębności, własnego ja). W tym wymiarze wygląda to tak, że próbujesz zatracić swoje "ja" (symbioza z matką), a z drugiej temu przeciwdziałasz. Jednym z elementów tej struktury jest poczucie własnej tożsamości, czyli odrębności własnej osoby, całkowitego oddzielenia od innych ludzi, umiejętności do bycia samemu (tzn. brak potrzeby "posiadania" innych ludzi, aby ciągle potwierdzali słuszność i istnienie wyobrażonego "ja"). Ciągle są w tobie dążenia symbiotyczne (scalenie z matką), ale uciekasz od nich, bo są niezgodne z ideałem twojego "ja idealnego", czyli to może być wizja ciebie jako osoby niezależnej; dziewczyny, a może żony o takich i takich cechach i zachowaniu, którą wszyscy kochają, szanują, liczą się, cokolwiek; po prostu wymarzone cechy zależne od niezrealizowanych potrzeb). Cały czas ścierają się tutaj dwie kwestie, taki jestem (ja realne), a taki chciałbym być (idealne). Ja idealne dąży do niezależności, do podmiotowości, jednakże dążenia ja realnego mu w tym przeszkadzają (więzi go rzeczywistość, to jakie jest). Pragniesz zrealizowania "ja idealnego", ale nie możesz, bo z drugiej strony nie chcesz/boisz się i z tego też wynika cierpienie, którego nie jesteś świadoma, ale objaw chce ci to powiedzieć. Chcąc zredukować napięcie i lęk nieświadomie skupiasz się na objawie (natręctwo) i poszukujesz potwierdzenia z otoczenia tego co ci się wydaje, jednakże w formie zdeformowanej, bo uznałaś objaw za rzeczywistość, czyli uznałaś, że te myśli muszą mieć swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości i pojawia się znowu lęk, mechanizm nie działa.
Problem stanowi też nienasycona potrzeba miłości, potrzeba tak wielka, że staje się aż niezbędna do życia, bo każdy przejaw odrzucenia jest niczym koniec świata. I tego się najwyraźniej też boisz. Twój problem to problem potrzeby silnej miłości i teraz jesteś między młotem i kowadłem, bo czujesz że jedną osobę musisz odrzucić (matka albo partner), ale tak naprawdę to boisz się tego, że odrzucając ją, ona tak naprawdę odrzuci ciebie i zostaniesz porzucona. Jest to problem głęboko egzystencjalny, bo pojawi się wtedy wyobrażona dezaprobata matki w wyniku tego, że pojawi się ogromna rozbieżność pomiędzy twoją twarzą jaką myślisz, że twoja mama zna, a tym kim mylisz, że jesteś i w efekcie okazałabyś się być kimś innym podczas wyboru partnera, nie jej dzieckiem, a kobietą. Jest to problem nieświadomej nieszczerości przed samą sobą, a objaw deformuję tę nieszczerość. Nieszczerość czyli udawanie, że jesteś jeszcze małym dzieckiem, które oczekuje pomocy i ochrony, a chęcią bycia kobietą, która miałaby swoje życie i nie musiałaby bać się złej reakcji matki. Demaskacja w twoich oczach wiąże się z dezaprobatą, zrobiłabyś wtedy to co w dzieciństwie, to co zakazane. Oczywiście jest to nieświadome, świadomym się to staje dopiero po bliższym poznaniu własnego funkcjonowania.
Kiedy mowa o zaburzeniu osobowości tak naprawdę wszystko zależy od gry wyobraźni. W jakim kierunku podażą ten obraz w tym podążają twoje pragnienia. To że napisałaś, że twój partner "nie interesował się tobą i musiałaś zabiegać o uczucie" może świadczyć o tym, że widziałaś w potrzebie miłości do niego pewien ratunek, aby dzięki jego miłości uciec od swojego losu "dziecka mamy". Szukałaś wtedy w jego miłości jakiegoś zbawienia, aby zrealizować swój ideał ja (pozytywne informacje i realizacja tego jaka chciałabyś być). Pewnie zabrzmi to źle, ale jest to swego rodzaju wykorzystanie kogoś, aby tym sposobem urzeczywistnić obraz idealnego ja, aby przekonać samego siebie do tego. Twój partner ze względu na uczucie miłości do ciebie jest wtedy największym możliwym potwierdzeniem (nie będzie chciał cię urazić, kocha cię; prawie same informacje pozytywne). Więc problem jest w samej tobie. Na pocieszenie powiem, że jeśli boisz się, że twoja miłość jest fałszywa to wygląda na to, że nerwicowy objaw twierdzi co innego. Jeżeli on byłby problemem, to nie byłby jego celem. przykładowo nerwica wybucha w takim kierunku tylko wtedy kiedy kobieta nie akceptuje wad swojego przyszłego męża, pojawia się to co w dzieciństwie: nie potrafi wyrazić swoich uczuć i zaprzecza ich istnieniu tj. wypiera wrogość do nieświadomości, zapomina o niej i o dostrzeżeniu jego wad, a potem ona (nerwica) przyjdzie w innej formie, kiedy będzie np. już żonata, ale mąż ten nigdy nie będzie obiektem objawu.
Trzeba też pamiętać, że im lepiej z osobowością tym objawy będą lżejsze. Musisz liczyć się z tym, że nie da się rozwiązać konfliktu bez uszczerbku dla osobowości. Dlatego istnieje zalecenie, że leczy się najpierw osobowość, a potem rozwiązuje konflikty i lęki neurotyczne. No i odnośnie istnienia zaburzenia osobowości, to nie panikuj, istnieje jeszcze jego poziom od łagodnego (prawie niezauważalnego, ale może wyjść na jaw podczas wybuchu nerwicy, czyli ujawnienia istnienia konfliktu) po umiarkowany (przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu), aż po ciężki (funkcjonowanie jest trudne). Im większy poziom niedojrzałości człowieka, czyli im słabiej rozwinęła się struktura "ja"; im mniej człowiek dojrzalszy, tym cięższe zaburzenie.
Czesc, czytałam Twoje odpowiedzi i natknęłam się na zdanie którego do końca nie zrozumiałam, mogłabym prosić o rozwinięcie ? Co to dokładnie oznacza ?
„ przykładowo nerwica wybucha w takim kierunku tylko wtedy kiedy kobieta nie akceptuje wad swojego przyszłego męża, pojawia się to co w dzieciństwie: nie potrafi wyrazić swoich uczuć i zaprzecza ich istnieniu tj. wypiera wrogość do nieświadomości, zapomina o niej i o dostrzeżeniu jego wad, a potem ona (nerwica) przyjdzie w innej formie, kiedy będzie np. już żonata, ale mąż ten nigdy nie będzie obiektem objawu”