Cześć wszystkim z tej strony Stefano, mam 24 lata. Tak wiem, że powinienem najpierw się przedstawić ale gdy napisałem post ( na który poświęciłem godzinę ) nagle się wyczyścił.
Otóż, moja historia z nerwicą zaczęła się 29 sierpnia, a mianowicie od tego, że gdy przechadzając się po domu nagle odczułem ataku, w którym nagle wszystko zaczęło wirować a ja myślałem, że dostałem udaru. Poinformowałem o tym szybko moją mamę i położyłem się na łóżko oczekując na śmierć, gdyż zacząłem czuć drętwienie nóg i zimno w nich, wgl jakbym tracił czucie ciała. Tego samego dnia postanowiłem wybrać się do szpitala na badanie, a więc pojechałem gdzie zrobili mi ekg itd, itd. Opowiedziałem, że ostatnio uczę się intensywnie, mało śpię i weszło mi już w nawyk że na sen zawsze wypijam piwo bądź jakiegoś drinka whiskey czy innego alkoholu, ponieważ przygotowywałem się do egzaminu a to uwalniało mnie od presji. Jednak wszystko wyszło prawidłowo a ja wróciłem do domu, niestety wirowanie w głowie zostało, lecz myślałem że gdy prześpię się wszystko wróci do normy. Tej nocy wybudziłem się ze snu i nie wiedziałem totalnie co się ze mną dzieje, ( przerażony jak cholera ) jednak szybko postanowiłem pomyśleć sobie o dźwięku odbijających się piłeczek do tenisa, w którego strasznie uwielbiam grać i udało mi się zasnąć

Nagle przyszedł ranek, ja wstałem z nadzieją, że wszystko wróci do normy, a tu psikus, rozczarowanie, w mej głowie dalej wiruję, przez co stres zaczął się nasilać. Postanowiłem więc pojechać do lekarza rodzinnego i dowiedzieć się jaka jest przyczyna tego dziwnego wirowania. Poprosiłem kolegę, by mnie zawiózł ponieważ bałem się, że po drodze może mi się coś stać. No i fakt, zawiózł mnie, a ja dowiedziałem się u lekarza, że mam wykonać podstawowe badania ( morfologia itd. ) Lekarz oznajmił mi, że to może być jakiś tętniak. No nic, następnego dnia oczywiście wybrałem się na te badania. Tego samego dnia również miałem wesele kuzyna i nie bardzo chciałem na nie iść, gdyż te wirowanie w głowie zniechęcało mnie do wszystkiego, ale że było to wesele na którym była cała moja rodzina, wybrałem się lecz bałem się cholernie, że mi się coś stanie i będzie wstyd, iż zepsuję wesele itd. Przed wejściem na salę czułem jak to wirowanie nabierało coraz większego rozpędu, jednak pomyślałem że nie ma odwrotu i już muszę iść, o dziwo po chwili zaczynało się zmniejszać. Podczas wesela zacząłem pić alkohol, dobrze się bawić i wgl nie zwracałem uwagi na tę wirowanie. Impreza się udała. Następnego dnia gdy się obudziłem czułem kaca i myślałem, że to że kręci mi się w głowie to norma i jakoś nie zwracałem na to uwagi, lecz po jakimś czasie w mojej głowie zaczęło brakować myśli, ja przerażony nie wiedziałem co się dzieję, zacząłem panikować (drgawki, mrowienie) położyłem się na łóżku, a brat z którym przebywałem postanowił zadzwonić po karetkę. Przyjechali i zabrali mnie do szpitala, wysłuchali wszystkiego co mi dolega i skierowali mnie na neurologię do innego miasta (w karetce się w miarę uspokoiłem), oczywiście badanie głowy, tomograf itd. ) Ja tym wszystkim zestresowany jak nie wiem, no ale przecież nie było czym, ponieważ wszystko wyszło, że jestem zdrowy jak ryba i lekarz stwierdził, iż to zmęczenie przez te całe nieprzespane noce poświęcone nauce. Wróciłem do domu, przespałem się z nadzieją, że to minie gdy na prawdę odpocznę. Z rana zastanawiałem się, że to może jakieś problemy ze wzrokiem bo od tego czasu zacząłem jakoś gorzej widzieć ( rozmazany obraz ) no, ale nic, postanowiłem odpocząć. Tego samego dnia byłem zdenerwowany tym, że ciągle kręci się w mojej głowie. Zacząłem przeglądać google, ponieważ wątpiłem, że to zwykłe przemęczenie i tak natrafiłem na stwardnienie rozsiane, nerwicę itd. Jednak najbardziej zgadzało się to z nerwicą, zacząłem panikować, że jak to nerwica itd, itd, wciąż zestresowany jak nie wiem co, postanowiłem położyć się spać by o tym nie myśleć, choć było ciężko. Ja jednak dalej nie dopuszczałem do siebie, że to nerwica, jednak nie wybierałem się na żadne kolejne badania, oczywiście miałem ochotę. I tak mijały mi dni, z tym wirowaniem, doszły obrazy myślowe (gdy dokonywałem jakichś potrzeb biologicznych typu oddawanie moczu, wydawało mi się że wszyscy na mnie patrzą), których strasznie się bałem i cała reszta objawów, derealizacja, ciągłe uczucie snu na jawie, że ja śnię i że to nie dzieje się na prawdę. Doszła również agorafobia, a także niechęć do spotykania się ze znajomymi. Wybrałem się więc do psychiatry, który wysłuchał mnie i stwierdził, iż to nerwica lękowa, ja podczas tej wizyty sam pytałem się czy to na pewno nie sen. Przypisała mi leki, jednak nie miałem zamiaru ich brać i dalej nie biorę. Psychiatra również stwierdził, że po moim egzaminie to wszystko minie i wróci do normy, jednak tak się nie stało. Uczucie snu na jawie ciągle miałem w głowie i dalej się zastanawiałem czy to na pewno nie sen, ale dalej żyłem, w końcu ta myśl jakoś odpuściła. Tak samo jak obrazy myślowe przeszły, a także agorafobia, zacząłem uczęszczać do pracy, gdzie kieruję autem, ale bardzo często tam rozmyślam. Jednak 3 dni temu doszedł najgorszy objaw moim zdaniem, którego strasznie się wystraszyłem, otóż myśl, czy ja całe życie sobie wyobraziłem, że cała historia mojego życia jest wymyślona i to wgl nie istnieje. I to tak na prawdę nie dawało mi spokoju, przez co doszła rozpacz, jednak zacząłem to olewać i dzisiaj jakoś mniej mi to dokucza, ale też dokucza. To w zasadzie takie streszczenie mojej CHYBA nerwicy. Dzisiaj także pojawiła mi się większa derealizacja, tzn. takie odcięcie, w którym miałem wszystko dosłownie daleko gdzieś, choć ciągle w myślach sobie powtarzałem, przecież ja to już miałem i to mi zaraz przejdzie. No i podczas pisania tego postu rzeczywiście się zmniejszyła. I to chyba tyle. Ja dalej nie rezygnuję i próbuję na siłę korzystać z życia. Jutro mam umówioną wizytę u psychoterapeuty.