bardzo się cieszę, że tu trafiłam, to jest wręcz niesamowite jak bardzo artykuły stąd mi pomagają (wnoszą więcej niż niejedna książka).
Moja historia jest taka, że od dziecka miewałam ataki lęku (mam 35 lat), dd, tylko o tym nie wiedziałam wtedy. Największy "zjazd" miałam kilka lat temu, permanentny atak paniki, niemożność mówienia- nie wiedziałam co się dzieje, dostałam leki od psychiatry i pomogło- do teraz. Wiosną się zaczęło znowu. Tym razem chcę to zrozumieć, poznać siebie i mechanizmy które powodują te stany. Myślę, że jestem na dobrej drodze, moje ataki paniki są mniejsze ale agorafobia i dd na razie w natarciu

Niestety na mojej drodze do wyzdrowienia pojawiło się coś o czym nawet trudno pisać- moja mama popełniła samobójstwo. Miesiąc temu. Chorowała długo na depresję, leczyła się, ale choroba ją pokonała
My zostaliśmy ze starymi problemami i jeszcze staramy się radzić sobie z tym, co się stało. Ona zawsze była na maxa spięta i nerwowa, taką ją znam z dzieciństwa. Później ta depresja z krótkimi przerwami, kiedy byłyśmy bliżej siebie niż kiedykolwiek. I pytanie, czy mogłam coś zrobić? Zapobiec, może gdybym tego dnia przyjechała do niej...
A oprócz tego jeszcze cały czas zadaję sobie pytanie, czy moje życie będzie miało ten sam scenariusz? Wiem, że cierpiała ale starała się walczyć jak mogła... jak bardzo trzeba cierpieć żeby zrobić coś takiego?
W ogóle nie czuję zbyt wiele w związku z tym co się stało i tak sobie myslę, czy ta derealizacja która mnie trzyma to ten sławny odruch obronny mojego organizmu który ma mnie uchronić od zbyt bolesnych emocji?...
Pozdrawiam wszystkich lękowców, dobrze wiedzieć, że nie jesteśmy w tym sami, trzymajcie się