Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Cześć wszystkim!

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Jerry
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 835
Rejestracja: 14 stycznia 2015, o 17:12

15 stycznia 2015, o 14:07

Hej, mam na imię Jarek, 33 lata i od 3 zmagam się z nerwicą. Zaraz opiszę pokrótce swoją historię, ale chciałbym najpierw podziękować za istnienie tego forum i nagrań DivoVica :) Właśnie próbuję wyjść z tego psychicznego bałaganu bez leków, kosztuje mnie to wiele i takie nagrania dają mi siłę. Dzięki!

Od początku - jako dziecko miewałem epizody nerwicowe (koszmarne nerwobóle), które z czasem minęły. Później, będąc nastolatkiem, przesadzałem nieco z używkami, zwłaszcza marihuaną i amfetaminą. Niestety - wkręciły mi się wtedy pewne lęki, które utrzymywały się przez wiele lat, a ja w sumie myślałem, że tak już musi być (np. unikałem miejsc, w których nie czułem się bezpiecznie bo zostałem tam napadnięty, albo widziałem jakiś napad).

Na studiach przystopowałem z narkotykami, niestety - utrzymywałem częste kontakty z alkoholem. Miałem jednak 20-kilka lat i byłem nieśmiertelny :D

Pierwsze objawy nerwicowe (płytki oddech, niepokój) dopadły mnie kilka lat później, w pracy. Pracowałem dużo, coraz mniej się ruszałem, a stresy topiłem w piwie. Internista zalecił mniej pracy, więcej ruchu i magnez. Pomogło cholera...

Później zmieniłem pracę na jeszcze bardziej ambitną i wymagającą. Niestety, mój perfekcjonizm, połączony z wysokimi, ale często idiotycznymi wymaganiami i nielogicznymi decyzjami przełożonych okazał się toksyczną mieszanką. Pracowałem coraz więcej, znów zaniedbałem wysiłek fizyczny. Piłem coraz więcej energetyków i kawy, a jak organizm mówił "nie daję rady" to wrzucałem mu jeszcze pseudoefedrynę, żeby nie był takim mięczakiem... Kiedy wracałem do domu po wielu godzinach pracy i nie mogłem przez pobudzenie i zdenerwowanie usnąć - wrzucałem jeszcze trzy piwka na spowolnienie.

Dzięki tej wybitnej życiowej mądrości znów załapałem duchoty i zawroty głowy. Zacząłem więc jeździć do pracy rowerem i zjadać magnez. Nawyków prozdrowotnych typu kofeina+pseudoefedryna+alkohol oczywiście nie zmieniłem. Po kilku miesiącach (nieco ponad 3 lata temu) dostałem ostrego napadu lękowego. Myślałem, że umieram. Internista zapisał Afobam i kazał iść do psychologa. Jedna tabletka 0,25 uczyniła cuda. Nagle odzyskałem panowanie nad ciałem. Poszedłem do pani psycholog, a za jej radą - do psychiatry, żeby posprzątać nieco ten bałagan w neuroprzekaźnikach. Najpierw był Mozarin, a kiedy objawy wróciły po 2 miesiącach - zmiana na Velafax. Przez kilka miesięcy chodziłem na psychoterapię, udało mi się wiele problemów przepracować, ale nie wszystko niestety. Po kilku miesiącach, kiedy leki mnie już wyprostowały, zrezygnowałem z psychoterapii. Czułem się zdrowy, a do tego potrzebowałem kasy na spłatę mieszkania. Pomyliły mi się sprawy fundamentalne w życiu.

Velafax brałem przez 2,5 roku, do maja 2014. Ostatnie wizyty u psychiatry męczyły mnie bo na pytanie czy jestem gotowy odstawiać, nie potrafiłem odpowiedzieć. Miewałem czasem lekkie napady, ale były one spowodowane okazjonalnym zbyt mocnym zaimprezowaniem (niestety - po wenlafaksynie włączało mi się jeszcze większe ssanie na alkohol...). W końcu stwierdziłem, że nie pójdę na kolejną wizytę bo po rozmowie z psychiatrą poczuję się jak miękka faja i znów wezmę receptę. Po prostu odstawiłem z dnia na dzień (brałem 75 mg więc nie było tragedii). Pocierpiałem kilka dni i było ok. Albo i nie ok bo po jakimś czasie zaczęła mnie dopadać depresja i anhedonia. Nie zdawałem sobie wtedy z tego sprawy (ogólnie mam problem z wyrażaniem swoich uczuć, hamuję emocje, a potem wybucham jak bomba albo dostaję napadu lękowego;). Przez niechęć do wszystkiego zaczął narastać kryzys w moim małżeństwie, a do tego - zaczęła drażnić mnie praca i coraz więcej absurdów, z którymi się stykałem. Już tego nie zlewałem tylko miksowałem w głowie i gniło to we mnie jak kompost. Coraz więcej rzeczy wywoływało u mnie lęk. Dobrze czułem się tylko otwierając puszkę piwa, po której nabierałem chęci do życia i robienia czegoś nowego.

Stres narastał, a ja zamiast wrócić do psychologa, toczyłem się w jego objęcia coraz szybciej, aż w końcu, przed samymi Świętami wszystko pie....ło. Dostawałem coraz silniejszych ataków, a ostatni zaczął się wieczorem, dał mi się chwilę przespać, żeby wrócić rano i trzymać do popołudnia. Myślałem, że zwariuję, nie mogłem już przerwać pętli lęku. Myślałem, że jak to potrwa dłużej to chyba się zabiję... Pobiegłem do psychiatry, który znów przepisał mi Velafax. Po dawnej niechęci do leków nic nie zostało. Modliłem się o te kapsułki. Udało mi się także spotkać ze swoją psycholog, która była zasmucona faktem, że znów szukam wsparcia w farmacji.

Niestety (albo raczej stety) - tym razem dostałem gratis efekty uboczne - pobudzenie jak po amfetaminie połączone ze splątaniem, gonitwa myśli, szczękościsk, jadłowstręt, koszmarne lęki przed wszystkim (wcześniej miałem lęk uogólniony, a po 3 dniach brania wenlafaksyny bałem się przekroczyć próg domu), bezsenność, etc. Po 6 dniach zadzwoniłem do szpitala psychiatrycznego bo myślałem, że to koniec (neuroprzekaźniki rozsadzały mi głowę, ręce się telepały, trudno mi było zebrać myśli, żeby rozmawiać z lekarzem). Dyżurny psychiatra powiedział, żebym odstawił ten lek bo on ma mi pomóc, a nie wpędzić w gorsze stany.
Doraźnie miałem brać Afobam i po Świętach skontaktować się z psychiatrą.

Kiedy odstawiłem zaczęła się kilkudniowa karuzela neuroprzekaźników i masakryczne zmiany nastroju - od lęku, przez smutek, euforię, etc. Generalnie jednak czułem ulgę, że odstawiam prochy i żal, że próbowałem do nich wrócić. Postanowiłem nieco poukładać swoje życie. Wróciłem np. do kościoła. Nie jestem fanem biskupów w złotych ornatach, z widoczną nadwagą i młodym chłopcem u boku, ale wiara w Boga zawsze gdzieś tam mi towarzyszyła i poczułem, że w ostatnich latach straciłem kontakt ze Stwórcą. Zdecydowanie też umocnił się mój związek z żoną, dziećmi i rodziną. Zdałem sobie sprawę, że goniłem za pustymi fantazjami, mając duży i niedoceniany skarb u boku. Po Świętach poszedłem jeszcze raz do psychiatry i usłyszałem, że raczej nie wyjdę z tego bez leków, a przynajmniej nie szybko. Strasznie mnie to zezłościło i zmotywowało. Dostałem receptę na paroksetynę. Nie wykupiłem, postanowiłem walczyć.

Więcej czytałem i słuchałem, zacząłem przeganiać te lęki, wyśmiewać. Koncentrować się na drobnych przyjemnościach życia. Po Nowym Roku wróciłem na psychoterapię. Przez pierwszy tydzień tego roku było naprawdę nieźle. Niestety - ten tydzień jest dużo gorszy. Naszła mnie bezsenność i wróciło do mnie paskudne pobudzenie, którego nie potrafię rozładować. Kiedy jestem niewyspany - wariuję. Nie potrafię tego zaakceptować. Rozmowy z psychologiem i żoną bardzo mi pomagają, ale pomyślałem, że dołączę wreszcie do forum (bo wcześniej wertowałem je anonimowo) i może znajdę oparcie wśród ludzi, którzy wyzdrowieli. Od wczoraj nachodzą mnie myśli nt. powrotu do psychiatry i wzięcia tej paroksetyny... Nie chcę tego robić, chcę walczyć. I dlatego tu jestem - wiem, że część z Was świetnie sobie poradziła. Teraz muszę zneutralizować moje egocentryczne ja, które co chwila mówi mi, że umieram, żeby po kilku godzinach mówić coś zupełnie innego, a później znów wrócić do pierwszej wersji :)
Nowa dostawa kozich racic z hodowli ekologicznej na Podkarpaciu. Kilogram świeżych, całych - 19 zł/kg. Kilogram świeżych, drobno mielonych - 23 zł/kg.
Pamiętajcie, że najlepsze na nerwice są z koziołka racice!
Moczymy je 2 dni w wodzie lub mleku, mieszamy z miodem i cytryną, a następnie pałaszujemy (1-2 kilogramy dziennie). Nerwica przechodzi po tygodniu, depresja po dwóch.
Zapraszam do składania zamówień.
Awatar użytkownika
dankan
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 935
Rejestracja: 23 maja 2014, o 10:11

15 stycznia 2015, o 16:14

Znaczace jest to co mowisz - pierwszy tydzien tego roku byl zniezly ;) zupalnie tak jakby to cokolwiek mialo zmienic :)
Wychodzenie z tych stanow to ciagly proces i nie warto nawet zwracac uwagi na to czy sroda byla lepsza od piatku a wtorek od czwartku :)
Jeden tydzien bedzie lepszy a dwa nastepne tragiczne, tyle ze trzeba zrozumiec rzecz prosta i tez z tego co juz wiem po sobie najwazniejsza - tak to ma wygladac o ile wiemy co nam sie dzieje i dlaczego tak sie dzieje - bo tak wyglada mechanizm nerwicowy.
Na oswojenie tego bez lekow potrzeba czasu, nie tygodnia a czasem np 3 miesiace albo pol roku :) I zrozumienie to najwazniejsza bron na to, oraz to co opisuja chlopaki w nagraniach i dopiero terapia staje sie jeszcze bardziej wtedy wazna.
U mnie to nie terapia byla pierwsza bo to mi nie wychodzilo, najpierw oswojenie zaburzenia a teraz dopiero terapia na stres :)
pozdrawiam
Najlepsza instrukcja pozbycia sie nerwicy plus inne wpisy ludzi z forum
moja-historia-plus-moje-odburzanie-t5194.html#p49014

spis-tresci-autorami-t4728.html
Awatar użytkownika
Jerry
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 835
Rejestracja: 14 stycznia 2015, o 17:12

15 stycznia 2015, o 21:59

Zgadzam się, ale cieszę się każdym takim udanym dniem czy tygodniem. Ta suka wraca, kopie, wierzga. Kiedy jest lepiej to to doceniam :)
A nagrania są genialne. Zgrałem je z YT na telefon i słucham regularnie.
Nowa dostawa kozich racic z hodowli ekologicznej na Podkarpaciu. Kilogram świeżych, całych - 19 zł/kg. Kilogram świeżych, drobno mielonych - 23 zł/kg.
Pamiętajcie, że najlepsze na nerwice są z koziołka racice!
Moczymy je 2 dni w wodzie lub mleku, mieszamy z miodem i cytryną, a następnie pałaszujemy (1-2 kilogramy dziennie). Nerwica przechodzi po tygodniu, depresja po dwóch.
Zapraszam do składania zamówień.
ODPOWIEDZ