Zacznę od tego, że jestem na takim etapie życia, gdzie największą trudność sprawiają mi relacje międzyludzkie, stąd też nawet napisanie tu na forum jest dla mnie trudne. Nadszedł jednak ten dzień w którym zdecydowałem się podzielić moją historią, stało się to z nienacka, właśnie dziś

Aktualnie mam 27 lat jestem mężczyzną i odkąd pamiętam byłem bardzo wrażliwym człowiekiem. Pierwsze stany depresyjne miałem już jako dziecko, do dziś pamiętam pewien zimowy poranek, w którym pojawiły się u mnie przemyślenia na temat śmierci i bezsensu życia, miałem może wtedy około 10 lat. Jako dziecko moją największą przyjemnością było granie na komputerze uwielbiałem to, być może była to moja ucieczka w świat marzeń przed rzeczywistością która bolała. Wracając do zimowego poranka, pamiętam jak po przebudzeniu spojrzałem na komputer i pojawiło się to takie nieprzyjemne ukłucie, myśli i emocji, że skoro i tak umrę to nie ma sensu cieszyć się w tym przypadku z grania na komputerze. Naprawdę przeraziła mnie ta sytuacja. Wiadomo po jakimś czasie przeszło, ale potem takie stany co jakiś czas powracały nie rozumiałem tego i nikomu o tym nie mówiłem, gdyż w moim domu emocje to był temat tabu (do dziś jest), dodam że mnie i rodzeństwo wychowywała matka, ojciec pracował za granicą.
Czasy szkolne obfitowały w wiele negatywnych emocji, w podstawówce byłem ofiarą przemocy ze strony kolegów, wielokrotnie zaciskałem zęby i dałem się upokorzać, zresztą nie potrafiłem w żaden sposób się bronić. Po jakimś czasie cała sytuacja wyszła na jaw, ktoś podkablował wychowawczyni co się działo, i na forum całej klasy "oprawcy" zostali zdemaskowani. Pamiętam, że się popłakałem wtedy ze wzruszenia, że ktoś się przejął moim losem, dla mnie osoby o niskim poczuciu wartości było to coś nienormalnego, oprócz wzruszenia pojawił się też wstyd. W gimnazjum trafiłem do klasy, którą miło wspominam tam też poznałem moich obecnych przyjaciół. Tutaj chciałbym się zmierzyć z kolejnym kluczowym problemem, mianowicie z homoseksualnością. Pod koniec podstawówki zacząłem mieć fantazje na temat intymnych relacji z kolegami, wtedy dziewczyny też mi się podobały i były obiektem fantazji, może nawet w większym stopniu. Oczywiście jak przystało na mnie nikt się o tym nie dowiedział w tamtym czasie. W gimnazjum podobnie miałem fantazje biseksualne. Istotne wydaje mi się w tamtym czasie moje zauroczenie moim przyjacielem, mogę śmiało stwierdzić, że miałem obsesję na jego punkcie. Niesamowicie mi się podobał, idealizowałem go, miałem fantazję erotyczne na jego temat, zazdrość o niego mnie niszczyła cały czas myślałem o nim co robi gdzie jest itd. On jednak jest heteroseksualny nigdy też nie dowiedział się co do niego czułem, ostatnio nastąpił przełom i dopiero teraz powiedziałem jemu i jego partnerce (też przyjaciółka) o moim homoseksualizmie.
W liceum dalej uczucie do niego trwało, z tym że miałem taki epizod w I klasie, że miałem dziewczynę i w zasadzie podobało mi się to na początku, byłem zakochany w niej co dziwne. Nie trwało to długo,
3 miesiące byłem z nią potem mnie rzuciła i wcale jej się nie dziwie bo byłem mało zaangażowany w ten związek za bardzo się bałem, ale pamiętam, że wtedy nie myślałem o mężczyznach raczej, albo mniej (do tego tematu wrócę niżej)

Teraz o nerwicy. W liceum do mojego życia zawitała prawdziwa pasja, która też okazała się ciężarem. Grałem w pokera na pieniądze na żywo jak i online, zdarzały się pokaźne wygrane jak na czasy liceum, zaraziłem tym kolegów z klasy, często graliśmy w szkole, po szkole, w weekend, przez internet, generalnie to było coś co pomogło mi zbudować jakieś relacje które trwają do dziś (czasem nawet pogramy). Oczywiście oprócz wygranych były też prawdziwe klęski i tych było zdecydowanie więcej, wielokrotnie bankrutowałem, co bardzo źle wpływało na moją psychikę czułem się wówczas nikim, wygrywając miałem stany euforii, czasem czułem że mogę wszystko. Gra w pokera, bardzo się nie podobała moim rodzicom, zwłaszcza ojcu, który czasami wpadał do Polski. Zabraniał mi tego, często były konflikty między nami na tym tle, zabierał mi komputer żebym nie grał. Aż pewnego razu postanowiłem się nie oddzywać do niego z tego powodu, trwało to około tygodnia chyba. Pewnego ranka byłem po ognisku ze znajomymi, ojciec był wkurzony ja się wtedy nie oddzywałem do niego, zapytał mnie gdzie byłem (myślał że grałem), ja nie odpowiadałem i się zaczęło, zaciągnął mnie do pomieszczenia trzymając laptopa, z tego co pamiętam obkładał mnie tym laptopem a później go roztrzaskał, wpadł wg mnie w furię. W momencie gdy mnie bił uderzyłem o drzwi głową. Jak już się uwolniłem to właśnie zaczęła się nerwica, ogromne przerażenie, derealizacja i depersonalizacja, myślałem że podczas uderzenia uszkodził mi głowę dlatego tak się czułem. Poszedłem w tym szoku do szkoły na wpół świadomy. Czułem się jak w matrixie. Pojawiły się natrętne myśli, że kogoś zabiję, teraz wiem że to była stłumiona nienawiść do ojca (przybrała formę lęku, żeby nie zrobić czegoś głupiego) . Po tym zdarzeniu powiedziałem matce że coś dziwnego się ze mną dzieje, zabrała mnie na SOR, zrobili mi RTG głowy, nic nie wyszło, lekarz skierował mnie do neurologa, neurolog zaczął podejrzewać problemy psychiczne. Tak silne objawy przeszły po 3 miesiącach, kiedy ojciec wyjechał do pracy. Jednak myślę że z nerwicą zmagam się do dziś w nieco innym łagodniejszym wydaniu.
Terapia
Od 2014 roku uczęszczam na terapię w nurcie psychodynamicznym do tego parę lat później zacząlem chodzić do psychiatry. Obecnie zażywam escitalopram 10 mg. Co do samej terapii zgłosiłem się z bezilności i chęci zmiany życia, miałem problemy takie jak właśnie funkcjonowanie w społeczeństwie, bałem się panicznie szukać pracy z uwagi na niską samoocenę, lęk. Miałem nadzieję, że ominie mnie konieczność życia wśród ludzi, jak zostanę profesjonalnym pokerzystą. Jednak na to się nie zanosiło i postanowiłem sobie jakoś pomóc i stąd ta terapia. Dzięki niej zrobiłem pierwszy krok, poszedłem do urzędu pracy i zapisałem się na szkolenie (wcześniej pracowałem sezonowo za granicą w wakacje). Później trochę szczęśliwie znalazłem pracę biurową, w której po paru miesiącach zacząłem odnosić jakieś drobne sukcesy, mimo że nie miałem z tym do czynienia wcześniej, to też wydaję się zasługą terapii i moją pracą w nią włożoną. Zawarłem nowe znajomości, bardziej otworzyłem się na ludzi, choć dalej było mi ciężko.
Może podzielę tą historię na 2 części... bo na dziś już jestem zmęczony. Dajcie znać czy chcę ktoś to czytać
