Cześć wszystkim! Jestem Pafcio, żyję z sobie z nerwicą, lektura forum dużo mi pomogła ale od początku...
Wszystko zaczęło się bodajże 4-5 lat temu, kiedy to pewnego pięknego wieczora poczułem ukłucie w klatce piersiowej, momentalnie tętno skoczyło, a ja skoczyłem na nogi. Serio zbroja - wiecie co ... Pomyślałem - to był zawał, albo jego zapowiedź. Po chwili trochę się uspokoiłem, ale pomyślałem - lekarz szpital. Zamówiłem taksówkę i pojechałem na pogotowie, wleciałem tak jak burza, lekarz zobaczył podłączył do aparatury, zmierzył ciśnienie i mówi: Panie Pawle, spokojnie, proszę się uspokoić, serce ok , nic się nie dzieje. Ja oczywiście z niedowierzaniem, dał mi coś na uspokojenie (przypuszczam, że placebo) no i polecił wizyte u rodzinnego no i SPOKOJNIE PANIE PAWLE. Faktycznie miałem wtym czasie sporo stresów (praca praca praca) no i to chyba było to. Po wizycie i szeregu badań, padło z ust lekarza że to nerwica i wszystko dzieje się w głowie. W tym momencie - jak ręką odjął , wszystko sie skończyło na dobre pare lat.
W międzyczasie pojawiło sie 2 dziecko - synek

Potem pandemia, zamieszanie , niepewność itd. Akcję z "zawałem" wyrzuciłem z głowy, zapomniałem o tym, ale w miedzyczasie pojawiły się - jakby to nazwać drgania ciała - zawsze wieczorem, wszystko ustawało szczególnie jak dobrze się pod kołderką wygrzałem

No, ale moja głowa (jak i zapewne wielu innych) prosta nie jest to zaczałem sobie myśleć, że pewnie rak, stwardnienie albo coś innego - o nerwicy w ogóle zapomniałem. Wirusa bać się też nie bałem, najprawdopodobniej ok 2 razy go miałem. Ale jako fan sciencefisction i teorii spiskowych - w kwestii wirusa zacząłem mysleć, że oczywiście elity chcą nami zawładnąć, a wirus jest środkiem dotarcia do tego celu i generalnie im dalej w czasie tym bardziej się w tym utwierdzam. Denerwują mnie maski, sam staram się nie nosić, w nich się duszę, bardzo mi źle, źle mi także, jak patrze na innych kiedy je noszą. Mam wrażenie, że ta obsesja zaczeła nakręcać mój drugi epizod - wróciły kłucia, wróciły dreszcze, wróciły wodospady myślowe, ciężko czasem zasnąć, natomiast wiedza, żę to tylko w głowie - pomaga. Jakoś sobie radzę, wyćwiczyłem oddechy, no, powiedzmy, że pomaga. Dochodzą do tego elementy - dźwięki , piski, jest i ta nierealność świata, czasem czuję się jakbym się dobrze "ugrzmocił" jakimś specyfikiem - ale te rzeczy akurat mi nie przeszkadzają. Najśmieszniejsze, że w momencie "akcji trzęsawki" nie myślę, że wspominianych wyżej elitach tylko , że "jezu mam zawał", jednocześnie wiedziąc, że go nie mam. Straszne to jest.
Tyle ode mnie, dłuższą chwilę się zbierałem żeby napisać, no i napisałem, pozdrawiam z podkarpacia (podkarpacie wariacie:)), dobrych spokojnych świąt BN.