mam na imię Monika, mam 34 lata. Długo się przyglądałam, zanim postanowiłam napisać, ale ponieważ jest mi znów ciężej, to chyba już czas.
Nerwica zaczęła mi się, jak miałam jakieś 15 lat. Zaczęło się od myśli natrętnych i hipochondrycznych, które pojawiały się i znikały. W końcu zdiagnozowano mnie po raz pierwszy, jak byłam na studiach i od tamtego czasu przez 9 lat byłam na lekach i w psychoterapii. Czułam się świetnie, leki działały cudnie, psychoterapia niezwykle mnie rozwinęła i wsparła. Nikt wokół mnie właściwie nie odczuwał, że mam nerwicę. Znamienne było jednak to, że za każdym razem, jak decydowałyśmy z moją psychiatrą, że schodzimy z leków, pojawiał się kolejny stan lękowy i zamiast schodzić, zwiększałyśmy dawkę.
W końcu po 9 latach zdecydowałam się na odstawienie leków, bo w planach miałam dziecko, a czułam się świetnie. Przeszło to dość dramatycznie, bo po odstawieniu nerwica znów uderzyła myślami hipochondrycznymi, co rozwaliło mi - i mojemu partnerowi - kilka miesięcy życia. Ale nie dałam się, trafiłam na książkę Claire Weekes i krok po kroku, chodząc ciągle na terapię, wyprowadziłam się na prostą, choć trwało to jakieś 6 miesięcy do stanu jako takiej używalności, a 1,5 roku do pełnego dobrego samopoczucia.
Potem zaszłam w ciążę, urodziłam synka, długo karmiłam piersią. I wszystko było niby OK (choć jak się zastanawiam, to nigdy do końca nie zaakceptowałam perspektywy jakiejkolwiek choroby czy nagłej śmierci), aż do zeszłych wakacji. Właściwie sygnały w postaci lęków były już wcześniej, ale to w wakacje wkręciłam sobie chorobę, którą może mam a może nie (różne opinie lekarzy). I od tamtego czasu żyję tylko nią. Celowo nie piszę, co to za choroba, żeby o niej nie dyskutować i się bardziej nie wkręcać, ani Was przy okazji

Niezależnie od tego, czy de facto mam tę chorobę czy nie, moje podejście do niej jest dramatycznie nerwicowe. Od 8 miesięcy po przebudzeniu i otwarciu oczu od razu mam gulę w brzuchu, codziennie rano mam biegunkę, zdarzają mi się delikatne zawroty głowy i mrowienia. Schudłam kilka kilogramów, bo jedzenie straciło znaczenie. Wiem, że te objawy nie są dramatyczne ani jak na wymyśloną chorobę ani jak na nerwicę nawet, ale ja czuję, że od 8 miesięcy nie żyję. Przestałam czytać książki, nic mnie nie cieszy, koncentracja leży i kwiczy, mam trochę problemów z pamięcią (to też może być wynik choroby LUB nerwicy), większość rzeczy przestała mieć znaczenie, w pracy jestem nieefektywna. Zaczynam niedługo kolejne studia, o których marzyłam od lat, a nie jestem w stanie wykrzesać z siebie ani odrobiny entuzjazmu. Jedyne, co robię z wielkim zaangażowaniem, to wsłuchiwanie się w objawy i interpretowanie po raz kolejny i kolejny wyników badań i opisów tej choroby w necie.
Jeśli mam etapy, gdy nie czytam w internecie, to czuję się lepiej. Ale te etapy zawsze jakoś się kończą i znów wpadam w dół.
Nie chcę wrócić na leki, bo 1. funkcjonuję i gdzieś mam nadzieję, że sobie poradzę, 2. chcę zajść w ciążę kolejną, a nie wiem, czy jak wejdę na leki, to kiedykolwiek z nich zejdę, 3. nie mam pewności, czy mój stan to tylko nerwica.
Właściwie sama nie wiem, czemu do Was piszę - chyba żeby się pożalić po prostu. Doszło już do tego, że nie mogę w domu mówić o lękach chorobowych, bo mój partner dostaje doła - nie dziwię mu się zresztą, ile można tym żyć?... Czuję się jak cień siebie, na każdym rogu wyglądam śmierci, nic innego nie ma znaczenia. Trudne jest to, że już raz z tego wyszłam, a wróciło. I to, że nie wiem, jak podjąć decyzję, że to tylko nerwica i zacząć ją zlewać, skoro nie mam 100% pewności (tamta lekarka + niejednoznaczne badania), że to nie choroba.
Czuję, że kręcę się w kółko - jak jest ciężko, to wokół własnej osi, jak jest lepiej, to i tak zataczam kręgi, tylko szersze. Ale i tak zawsze wracam do lęku przed chorobą.
Chciałabym umieć posłuchać się lekarki, która mówi, że jest OK, że nie mam tej choroby, a jeśli była, to już zaleczyłyśmy (na to wskazują wyniki), zacząć starać się o dziecko i normalnie żyć. Ale, co oczywiście znacie, zaraz pojawia się myśl: "jesteś nieodpowiedzialna, chcesz zarazić swoje nienarodzone dziecko, tylko się oszukujesz, że jesteś zdrowa, przecież tamta lekarka miała pewność!". I tak w kółko.
Jak żyć, panie premierze, jak żyć?
PS: Znam mechanizmy nerwicy, mocno jestem rozpracowana, wszystko niby wiem, tylko kurka blaszka coś mi nie idzie stosowanie...