
Lat 20, imię zawarte w nicku.
Co mnie tu sprowadza?
W sumie, to moja wrodzona zdolność do dogłębnego interpretowania każdej otaczającej mnie sytuacji, oczywiście w wersji "będzie źle, kurde"
Zaczęło się w sumie od bardzo dawna, traumatyczne przeżycie w wieku 7 lat (śmierć bardzo bliskiej osoby), poprzedzone świetnym, bezproblemowym dzieciństwem do czasu owej sytuacji.
Stan mój dobiło zupełne nieprzystosowanie do szarych warunków egzystencji, jak już wspominałem, wszystko brane zbyt dosłownie, przy zbytnim przejmowaniu się.
Jak to się skończyło?
Politoksykomania (w sumie nie ważne co, ważne by zmienić stan, zapomnieć na chwilę), co skończyło się pogłębieniem nerwów, można to ująć takim zdaniem: "Kurcze, serduszko zabiło mi mocniej, co będzie, jeśli mi się coś stało od tych środków?"
Skończyło się to na lekkiej nerwicy i tej CHOLERNEJ derealizacji. Uczucie naprawdę, bardzo nieprzyjemne.
Paradoksalnie, pogorszenie mojego stanu może oznaczać zmianę stylu życia w ogóle, wcześniej doświadczałem epizodów "derealnych", ale nie wiedziałem, co to jest i dlaczego tak się dzieje.
Dzięki jednak wprost świetnych i bardzo łopatologicznych postach Victora nt. deralizacji, dowiedziałem się co to jest, dlaczego tak się dzieje i co można z tym zrobić. Mam nadzieję, że realność życia wróci. Choć, odkąd pamięcią sięgam, derealizacja była ze mną, cały czas gdzieś tam się czaiła... Pożyjemy, zobaczymy

Aha, rzecz jasna, ze wszystkimi substancjami psychoaktywnymi zupełny koniec.


Tymczasem, do następnego postu moi drodzy!
