Właśnie tak się czuję od dłuższego czasu. Zaczęło się już od dziecka, nie miałam trudnego dzieciństwa, wręcz przeciwnie - zawsze myślałam, że było idealnie. Teraz dociera do mojej niedojrzałości, że nie ma rzeczy idealnych i moja rodzina też taka nie była i nie będzie, nie przeszkadza to mi jednak ich bardzo kochać. Idealizm nam wrażliwcom nie pomaga, ale nie o tym. Przez całe życie się tak przeturlałam, miałam lepsze i gorsze okresy, ale nie wiedziałam, że to nerwica. Pierwszy, większy atak był na studiach, kiedy nie umiałam odnaleźć się w nowej roli. Nie radziłam sobie z emocjami oraz ze stresem. Uciekłam, niestety do tej pory uciekam, ale, ale... - wrócę do tej ucieczki później, bo już czuję, że robi się chaos

Po skończeniu studiów zmieniłam miejsce zamieszkania, poszłam do pracy i poznałam mojego męża (złoty człowiek). Po ślubie zdarzył się kolejny nawrót "depresji". Nie zaświeciła mi się czerwona lampka, wtedy też nie interesowałam się tak psychologią, ani tym co się ze mną dzieje, nie szukałam też wyjaśnienia - skąd i co. Po prostu, taki mój urok. W stanie rozpaczy zadzwoniłam do ośrodka i umówiłam się z doktorem. Po paru minutach rozmowy doktor zmieniła moje życie jednym zdaniem - "pani jest lękowa, to nie jest depresja". Zawsze myślałam, że lęki mnie nie dotyczą, że cała moja wizja siebie i świata to jest czysta i szczera prawda. Nie wiedziałam, że patrzę na życie przez pryzmat lęku i często wycofuje się bojąc się porażki i tego, że nie podołam (brak pewności siebie). Dostałam (po raz już któryś) leki i pomogły mi - jak zwykle, minimalna dawka i wracam do normy. Po kolejnym tąpnięciu podjęłam się terapii. I od tego momentu moja nerwica się bardzo nasiliła. Kiedy zaczęłam sobie uświadamiać wiele rzeczy, zaczęłam cały czas siedzieć w swojej głowie i ruminować, analizować, analizować analizowanie. No totalne nerwicowe kółko! Znacie to wszyscy doskonale, więc pisać o tym więcej nie będę. Straciłam coś cennego - sen. Nie będę też Wam pisać, jak przerażająca jest bezsenność, może sami wiecie co to znaczy nie spać przez wiele dni z rzędu, chociaż mam nadzieję, że nie wiecie. Terapeutka w niektórych lękach mi pomogła, zraziła bardzo do farmakologicznego leczenia, kiedy już myślałam, że wyszłam na prostą - skończyłyśmy terapię, niestety. Nerwica nie dała za wygraną, pierwsza próba zmiany czegoś w życiu (oferta pracy), a ja znowu wpadłam w czarną rozpacz bezsennych nocy. Niestety, ale to właśnie bezsenność spowodowała, że mam niezły nawrót objawów, a objawy powodują, że mam bezsenność. Nie cierpię na DD, nie mam też myśli, że zaraz zemdleję, umrę, czy coś w ten deseń. Boję się, że już nigdy nie zasnę bez wspomagania ziołami, lekami itp. Dostałam na to leki (nieuzależniające fizycznie), na razie je biorę, bo nie radzę sobie w żaden sposób z bezsennością. Do antydepresantów wracać na razie nie chcę - ostateczna ostateczność. Wiem, że muszę dużo pracować nad sobą, dlatego chcę aktywnie korzystać z materiałów i Waszych doświadczeń. Sama sporo dojrzałam, znam też teorię mam tylko problem z praktyką. Wasze opowieści na temat odburzania napawają mnie nadzieją, że i ja dam radę i wkrótce stanę przed lustrem i powiem sobie szczerzę - Kurdę, dałaś radę, jesteś zajebista!
Mam wielki problem z akceptacją tego, że nie radzę sobie z bezsennością i biorę leki. Lękam się uzależnienia (jakiegokolwiek - a wmawiałam sobie wiele z nich, wszystkie eliminuje z życia, nawet kawę pożegnałam). Mam wiele innych lęków, ale największym jest lęk przed bezsennością. Idę wkrótce na terapię - kolejną, ale teraz będę mniej niecierpliwa. Takie mam postanowienie

Nie myślałam, że napisanie tego wszystkiego sprawi, że poczuję taką ulgę! Dzięki Wam, będzie mi miło, jeśli napiszecie coś ku pokrzepieniu serca mego, niewyspanego! Mój mąż i moja mama mają już chyba dość pocieszania mnie - dorosłej baby, ale chyba każdy wie, jakie to jest ważne w tej dolegliwości.
Aaa, chciałam jeszcze napisać co nieco o lęku. Parę razy lęk uratował mi tyłek albo zmienił moje życie na lepsze. W pewnym sensie rzucenie studiowania przyniosło mi korzyść - zmieniłam kierunek, odnalazłam pasję i dzięki temu pewnie poznałam mojego męża. Lęki chronią mnie też przed nałogami, bo kto nie szukał ukojenia tam, gdzie jest ono tylko pozornie?
Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was zbytnio
