Otóż nie jestem już w ciągłym lęku, już jest serio bardzo dobrze, bardzo rzadko odczuwam lęk który trwa tylko kilka sekund ale to jest kwestia ze pracuje jeszcze nad myslami. Generalnie na co dzień nerwy już nie ma.
Do rzeczy.
Od 2 tygodni czuje totalny brak sił. Wysypiam się dobrze. Rano wstaje, jest Ok ale już po kilku godzinach w pracy czuje jak oczy mi się same zamykają i tak już do końca dnia. Nie mam na nic siły kompletnie. Takie wyczerpanie organizmu. Muszę się zmuszać do wszystkiego dosłownie.
Powiedzcie mi proszę czy to nie jest czasem jakaś kolejna wkrętka nerwicowa? Jak mi prawie wszystkie objawy i leki nerwicy przeszły to ona mogła dopierdzielic się do tzw wykończenia organizmu?
Ktoś na końcowym etapie odburzania tak miał?
Rozumiem jak takie wyczerpanie jest gdzieś na początku nerwicy bądź w środku bo organizm
Jest obciążany tymi wsxystkimi emocjami. Ale jak już się dobrze czuje? O co cho?