Tytuł żartobliwiy, bo ogólnie jestem osobą wesolutką i śmiać mi się chcę, że tak mnie,, cofło". Mianowicie... Udzielałam się sporo 2lata temu i wszystko szło ku lepszemu. Nawet związek stworzyłam i pojechałam se do Gdańska. Taka burżua... Bo ja z Ciechocinka, byłam. A byłam bo rok temu wynajełam mieszkanie w Toruniu z chłopakiem. Leżę tu do dziś, a jutro jadę po 6miesiącach do domu!!! Mam z tym problemo.

A to dlatego, że ja z chałupy wyjść nie chcę. Tzn. Chcę ale wiadomo, że zaraz mnie ciśnie salva regina. I jutro przyjeżdżają po mnie, a ja dzisaj sram pod siebie. Wybaczcie te kolokwializmy ale w sumie lepiej mi jak o tym pisze. Tylko wiecie.. Chodzi o to, że byłam se na przykład w sławnym hipermarkecie o wdzięcznej nazwie ,, biedronka " i takiego ataku żem dostała, że wyszłam z tej biedronicy i heja do chałupy. Głupie, co? I tak se myślę, takie mam wyobrażenia, że se jade i dostaje ataku i wysiadam. No i, że ani w tą ani we wtą, że do samochodu nie wejde.. W lesie zostane... No paraliżuje mnie to, nie powiem, że nie. Bo ja to nie jeżdżę i nie pamiętam jak to jest. Auta nie mam i lipa. Jak jest jakaś dobra dusza co mnie otuchy doda to zapraszam do dyskusji bo żałosne to jest jakieś ta obawa. Czy to jest możliwe tak zablokować się, żeby utknąć w lesie?

Śmiejcie się, lub nie. Całuję czule i czekam na odpowiedzi!
Odważny to nie ten, kto się nie boi, ale ten, który wie, że istnieją rzeczy ważniejsze niż strach.