
Piszę w tym dziale, ponieważ uważam, że dzisiaj walnęłam nerwicy w ryj. Najpierw rano leżąc sobie jeszcze w łóżku, obudziłam się cała zdrętwiała, ale co tam wiemy o co kaman więc leże dalej. Nagle podchodzi do mnie moja córka, siada mi na głowie, cuduje,fikołki tu tam siam,nagle czuję mega ciepło na ręce, myślę sobie dobra nerwica,dawaj więcej tej ciepłoty w dupie Cię mam. Wstaje, patrzę a moje dziecko nasikało mi na rękę


a ja myślałam, że to objaw dd.



rozwaliło mnie to. Potem pojechałam do rodziców, lęk w zenicie na maxa, odrealnienie takie, że pierdol.ca można dostać aż dziw, że go nie mam

kołatania,mroczki i słabość ns maxa no poprostu piekło, myśli mówią zawracaj do domu szybko, a ja ostatkiem sił na trzecie piętro, siadam, atak paniki a ja ciul siedzę, nagle czuję ulgę, upragniony spokój. Ale to co dało mi popalić to moje. Jedyna droga, by z tego wyjść to spokój, pozwolić sobie na to umieranie kilka razy dziennie. Pozdrawiam lejmy ciepłym moczem na nerwicę!!!!