
Ogólnie nie mogę teraz pojąć bardzo, jak ja mam tworzyć własną osobowość... Która jest tylko ilzują... No bo to co sobie wmówie do głowy, to przyjmę jako prawdę - Ale to będzie tylko prawda dla mnie... Skoro człowiek może sobie wszystko myślami wmówić... To to jest trochę bez sensu na moje oko, a może i z sensem...
Nie wiem, ja nie umiem się przebić przez ten poziom... Pokonałem myśli natrętne w 80 %, strach przed atakami paniki też mi się udało pokonać w 99,9%. Zostało mi ciągłe nerwy, ciało mi podskakuje 24/7 i serce szybciej bije i piecze mnie z tyłu głowy. Ale to już mogę przeboleć, natomiast nie mogę przeboleć tego, że czuję, że sam świadomie się ograniczam... Bo ja już nie walcze z myślami itd... Tym razem próbuję coś zrozumieć, co prowadzi mnie tylko do pieczenia głowy i uczucia niewiadomej i lęków właśnie... Mam uczucie, że sam stawiam sobie ograniczenia ciągle... Bo z jednej strony chciałbym zacząć po prostu żyć, porzucić tą analizę, a z drugiej wydaje mi się, że bez analizy nie uda mi się wyjść z nerwicy, bo nie rozwinę siebie... Dziwne to strasznie... Mam wrażenie, jakbym ciągle sam sie kontrolował w każdym aspekcje mojego życia! KAŻDYM. Tak jakbym z jednej strony chciał wyzdrowieć i powrócić do dawnego życia w radości, a z 2 strony, ciągle analizuje świadomie, bo nie mogę paru spraw właśnie zrozumieć i wydaje mi się, że jak tego nie rozwiążę to nie wyjdę z nerwicy...
1. Jak czuje się "sobą" to zadaje sobie pytanie, ale kim ty naprawdę jesteś? Zlepkiem wspomnieć, swoimi marzeniami, jakimiś schematami... i tutaj pojawia się wątpliwosć, czy aby nie powinienem się zmienić... Ale czym dalej w to idę, to lęk jest i niewiadoma... No bo na kogo niby miałbym się zmienić? Ale znowu myśl, ale może jesteś niewystarczająco dobry.. Masz jakieś schematy, które nie pozwolą ci żyć w przyszłości...
2. jak myślę o czymś, to potem nadchodzi mnie myśl na ten temat, że może jakbym nie pomyślał na ten temat, to by coś to zmieniło... Albo np, jakbym nie wpoił wiedzy z forum i w nią nie uwierzył, to bym nie szedł do przodu... I zaraz pytanie, a może to nie jest prawda? ( wiem, że jest) Czuję tak jakbym ja był ustawiony sam na autodestrukcję... A tego nie chcę,, chcę normalnie żyć, ale jak już mi się włącza mój "stan normalnościowy" to zaczynam analizować i się dopytywać czy ja naprawdę tak chciałem odpowiedzieć komuś, czy może jakbym miał jakiś inny schemat, może moja reakcja byłaby inna...
3. Najgrosze jest właśnie to, że cokolwiek pozytywnego bym nie wyniusł i nie przyswoił, to mam wątpliwości - Bo przecież tak nie musi być, przecież to jest tylko moja subiektywna wizja... Tak samo to, że ja np będę w coś wierzył, to tylko moja subiektywna wizja... I mam tak swoją rolę w tym świecie budować? Na tych subiektywnych wizjach? Np jak mogą ludzie się kłócić, która drużyna jest lepsza itd, nie mogę tego zrozumieć... Przecież to wszystko jest subiektywne, utrwalone itd... To którą drogę i jaką wizją życia bym żył, zawsze to będzie subiektywne i błędne... ;/
Mam wrażenie, że jeszcze tak parę dni wytrzymam i albo stanę się "pustką" albo zwariuję...

Nawet jak już wchodzę w ten swój stan "normalnościowy" na parę minut dziennie, to wtedy mam wizję siebie, różne marzenia itd... Ale zaraz się stopuje i tak... Że to tylko wymysł w mojej głowie projekcje...
Kontroluję każdą myśl co przychodzi mi do głowy prawie, a potem jak myślę o niej, to łapie się na tym, że o tym myślę... :d haha xd Nie wiem, czy potrafię "stać się sobą" od nowa... Czy tą muzykę co lubię, to nie koniecznie może ją lubię... Ehhh Samo Cierpienie mi to daje i najgorsze jest, że o tym wiem, ale dalej świadomie wybieram analizowanie... Bo nie mogę przeboleć tego, że staje się automatem i że każda myśl w mojej głowie nie poddawana analizie, będzie mogła powodować taki i taki chumor i odczucia... Tak np kiedyś przed nerwicą miałem wyobraźnie siebie jakiegoś tam, i np pewnie jak miałem dobry humor, to miałem poprzedzające to myśli jakieś ciekawe... A teraz bym się na tym łapał... Sam nie wiem czy już będę potrafił przestać... Bo jak znowu mam wyobrażenie siebie, kim ja jestem np bratem czy coś, to wiem, że to tylko wyobrażenie... Kiedyś bym np wyobrażał siebie jako dobrego wójka itd... I bym się cieszył pod nosem pewnie, ale teraz bym się na tym łapał, że ja to wszystko zmyślam....
Czyli człowiek jest tak zbudowany? Że jak zacznie myśleć pozytywnie, to ma pozytywne życie itd... To ja jestem skazany na wieczną pustkę? Skoro łapie i te pozytywne i te negatywne myśli, emocje, wyobrażenia... Już chyba wolałem te natrętny o samobójach, potworach itd... I tu niektórzy piszą, że chcą wrócić do siebie, ale do kogo mam wrócić... Np teraz pomyślałem, że fajnie by było w lecie grać na ulicach jakiegoś miasta i zaraz myśl - Będziesz udawał grajka... A ty jesteś pustką... chcę oglądnać film " będziesz udawał, że cie cieszy, bo tak zostałeś zaprogramowany, a drugą osobę by już nie cieszył, bo jest inaczej zaprogramowana"
Ehhh Pani psycholog nie bardzo mi z tym pomoże, Ona radzi się czymś zająć, zajmować myśli... Ale kurde... Przecież wiem podświadomie, że nawet jak wrócę, to dawnego siebie sprzed, to będę pewnie dalej myślał nad tym, dlaczego się tak zachowuję i że ja tylko odgrywam postacie różne... albo np jak się relaksuje, to zachodzą pewne procesy w mózgu, poprzedzone myślami odpowiednimi i tyle... Brak celu, żeby się spełniać widzę...
Chciałbym żyć pozytywnie, ale wiem, że to tylko myśli to powodują... Może ja po prostu doszukuje się za dużo wszystkiego... Ale nawet jak "zbuduje" siebie, to dalej jest to zbudowane... myślami, wyobrażeniami... Duma itd, bo nie chce utracić swojego obrazu o sobie... Można powiedzieć, że zwariowałem... Teraz nawet cholera, jak chcę się wczuć w rolę syna, to nie potrafię, bo się na tym łapię... Że emcoje się zmieniają, bo myśli się zmieniają... Wystarczyłoby, żebym w coś uwierzył np że jestem islamistą i wzamian za to jak wymorduje ludzi, to będę święty i bym to zrobił, bo bym miał taki obraz? Ehhh nie podoba mi się to działanie człowieka wgl... Choć wiem, że świat jest kurew*** piękny, ale zaraz się łapie, że to tylko ja to teraz widze, bo taka emocja w tej chwili we mnie jest i myśli odpowiednie... To naprawdę bardzo wkurzające, bo mam wrażenie, że ja nidgy już nie poczuje spokoju... A tak bardzo chcę... Tylko ciągłe napięcie ciała...
-- 5 marca 2016, o 19:34 --
Chciałbym żyć pozytywnie, ale wiem, że to tylko myśli to powodują... Może ja po prostu doszukuje się za dużo wszystkiego... Ale nawet jak "zbuduje" siebie, to dalej jest to zbudowane... myślami, wyobrażeniami... Duma itd, bo nie chce utracić swojego obrazu o sobie... Można powiedzieć, że zwariowałem... Teraz nawet cholera, jak chcę się wczuć w rolę syna, to nie potrafię, bo się na tym łapię... Że emcoje się zmieniają, bo myśli się zmieniają... Wystarczyłoby, żebym w coś uwierzył np że jestem islamistą i wzamian za to jak wymorduje ludzi, to będę święty i bym to zrobił, bo bym miał taki obraz? Ehhh nie podoba mi się to działanie człowieka wgl... Choć wiem, że świat jest kurew*** piękny, ale zaraz się łapie, że to tylko ja to teraz widze, bo taka emocja w tej chwili we mnie jest i myśli odpowiednie... To naprawdę bardzo wkurzające, bo mam wrażenie, że ja nidgy już nie poczuje spokoju... A tak bardzo chcę... Tylko ciągłe napięcie ciała... Jak nikomu się nie będzie chciało odpisywać to to zrozumiem... Sam sobie zniszczyłem życie. Chciałbym chyba tak jak niektórzy tutaj, którzy chcieli powrócić do normalnego życia i im się to udało, bo wiedzieli jaką "postacią są, co lubią" nie analizowali tego tak jak ja zapewne I jak nerwica odpuściła, to zaczeli żyć i się cieszyć życiem... ale jak tu się cieszyć, skoro ma się świadomość, że to jakieś związki chemiczne powodują, że ja teraz się cieszę muzyką, odczuwam mega radość na piękny krajobraz... To tak kur*** przerażające, że jesteśmy chemią... I jak tu można mówić o pięknym świecie... wszystko subiektywne...