
Mam na imię Karolina, mam 22 lata , jestem tu nowa i chciałabym się podzielić z Wami swoją historią. Mianowicie od 4 lat jestem w związku ze swoim chłopakiem, z tego od 3 lat czuję ogromny wewnętrzny problem. Zaczęło się w klasie maturalnej kiedy po prostu w pewnym momencie zadałam sobie pytanie czy kocham swojego chłopaka. Nie potrafiłam na to odpowiedzieć , przestałam żywić do niego jakiekolwiek uczucia - to mnie przeraziło. Przestałam chodzić do szkoły, wychodzić do ludzi , nie wiedziałam co się dzieje, a problem narastał . Doszło do sytuacji w których po prostu nie mogłam nawet na Niego patrzeć. Sprawiało ( i nadal sprawia) mi to ogromny ból bo nie potrafię tego wyjaśnić. Z początku sądziłam, że to jakieś chwilowe załamanie nerwowe, związane z maturą, egzaminami, jednak czas mijał, a nic się nie zmieniało. Były momenty lepsze albo całkiem tragiczne, w których byłam tak zmęczona walką z samą sobą, że nie miałam siły wstać z łóżka. Tak więc w sumie od 3 lat ( z małymi przerwami w których czułam się lepiej) jedyne co odczuwam myśląc o swoim chłopaku to potworny, nigdy nie opuszczający do końca ścisk w żołądku i klatce piersiowej. Więc jak odczuwać miłość, chęć przytulenia czy współżycia czując coś takiego?
Mimo wszystko na myśl o rozstaniu mam ochotę się rozpłakać. Jednak przez to wszystko nasza relacja robi się co raz bardziej jałowa, oddalamy się od siebie, a ja nie potrafię temu zaradzić. Nasze relację łóżkowe nie istnieją, bo nie jestem w stanie się do tego zmusić. Jakiś czas temu natknęłam się tutaj na parę postów dotyczących ROCD o których pisał Zordon i kilka innych osób . Przeszłam przez paru psychologów, jednak żaden nie podsunął mi takiej diagnozy, mimo że uważam , że zgodność objawów jest u mnie na poziomie jakiś 80-90%. Odczułam ogromną ulgę widząc, że ktoś potrafił ubrać w słowa ten stan w którym żyję od paru lat i którego sama nie potrafiłam zbyt dobrze opisać. W przyszłym tygodniu zamierzam odwiedzić nową Panią psycholog i moje pytanie brzmi : jak z Nią o tym rozmawiać? co sama mogę zrobić żeby przyspieszyć czas "odburzania"? Czy jest tu ktoś, kto sobie z tym poradził i ma jakieś rady? I jak przetrwać te momenty, w których już nie ma siły na walkę ?
Dziękuję tym, którzy dotarli do końca
