Myślałam, że mam opanowane przebywanie samej. Widziałam już dużą poprawę. Piszę ten post po krótkim ataku paniki. Zostałam tylko na pół godziny sama i automatycznie z minuty na minutę krążyło coraz więcej natrętnych myśli, że stracę nad sobą kontrolę. Ciśnienie 150/90, dreszcze, ogólnie zrobiło mi się niedobrze. Ten lęk jest tak silny, że boję się że faktycznie może być ze mną coś nie tak. Wiem, że to głupie stwierdzenie, ale może ja bronię się przed tą psychozą, a i tak mi się przydarzy epizod prędzej czy później


Boję się, że przez to wszystko przestanę być samodzielna. Nigdy nie miałam problemu z przebywaniem samej, wręcz lubiłam przebywać bez nikogo w pobliżu, dlatego ten lęk jest dla mnie tak uciążliwy. Odpuściłam na razie dalsze samotne spacery, bo najpierw chciałam poradzić sobie z przebywaniem samej w domu. Podobne obawy mam spacerując sama - zaraz zacznę się dziwnie zachowywać, dopadnie mnie psychoza itp. Do tego dochodzi uczucie, że zaraz zemdleję, ale wolę to niż ewentualne wariactwo.
Nie mam lęku, ze dostanę zawału, zasłabnę, ale że jestem o krok od szaleństwa, zwariowania. Nie umiem się wtedy czymś zająć, bo siła tych myśli jest za duża żeby dać im swobodnie płynąć i robić coś innego. Oglądanie telewizji, przeglądanie internetu, słuchanie muzyki potrafi nakręcić mnie jeszcze bardziej. I tradycyjnie w takich sytuacjach mam obawy, że to nie minie nigdy, że nie znajdę sposobu

